Passionatka
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Reputacja
0 Neutral-
JA też nie lubię jesieni!! Wczoraj przez tę pogodę miałam taką dolinę, że po pracy rozpłakałam się nad zlewem pełnym brudnych naczyń! Hihi - ciężki dzień miałam bo 10h w pracy, zachodzę do domu, a tam bajzel... Tak to jest, jak się na chłopa liczy... Można się przeliczyć... no nic. Z dietką dobrze, dziś będę miała grzech wielki - spotykam się z niezawodną, najlepszą przyjaciółą na świecie. A że rzadko się spotykamy, to zawsze idziemy na coś smacznego do miasta. Więc trzymajcie kciuki za moją sałatkę z kurczakiem (taaaa... już to widzę... hehe pewnie skończy się na sphinxie czy innym takim). Ale tego sobie nie będe odmawiać - nie odmawiałam sobie tego na ostatniej diecie to i dziś nic mi się nie stanie (tak myślę...). Oczywiście po naszych ekscesach już nic nie zjem! :) Kika - cieszę się, że żyjesz jeszcze. Z tego co piszesz, to bardzo nieciekawie! Nie zdawałam sobie sprawy, że to takie straszne... Ale trzymam kciuki za Ciebie z nadzieją, że będzie dobrze... Buziaki!
-
Też chciałabym tyle ważyć... Ale wiem, że jest to do osiągnięcia :) Dlatego staram bardzo nie załamywać się i ciągnąć dietkę. Jak poprzednim razem stosowałam dietkę - trochę ćwiczyłam - też ćwiczenia z netu. Może nie tak dużo jak Ty, ale troszkę co drugi-trzeci dzień. Teraz też chyba zacznę :)
-
Hej :) Miło tu zajrzeć od rana :) Karolinko - Ja też już po śniadaniu - musli z jogurtem :) Mam nadzieję, że te dwa dni najgorsze miną (bardzo mi się chce jeść) i będzie znów normalnie. Kika - witaj! i pisz szybciutko co tam u Ciebie słychać!! ;) Niestety, mam dziś dużo pracy = nie mam czasu pisać nic więcej. Karolinko - trzymam kciuki! Damy radę!!! :)
-
No właśnie... Te wyjazdy... Samo zło dla diety :) Jak Ci idzie gubienie kg Karolinko? Stosujesz się jeszcze do dietki (poza tym tygodniem przerwy?)? Dwa miesiące odchudzania minęły, a w Twojej stopce bez zmian. Pochwal się :) :) :) Ja jeszcze dochodzę do siebie, przybrałam 1kg (teraz ważę 74,8kg, czyli tak czy siak 10kg za mną). Jednak codziennie jestem bliżej rozpoczęcia dietki spowrotem. Kontaktowałam się z moją dietetyczką i powiedziała, żebym zaczęła od 1300. I tak chyba zrobię. Od poniedziałku. Choć czeka mnie delegacja w Wawie, a tam trzeba będzie jeść co dadzą... Ale też nie mogę odwlekać w nieskończoność!! Dlatego od dziś do poniedziałku mobilizacja i heja!! ;) Mam coraz więcej siły by zacząć od nowa. Wczoraj stałam przed lustrem i mierzyłam za duże spodnie (hehe, głupia, myślałam, że będą spowrotem dobre skoro 1kg przytyłam). Na razie mam jedną parę dobrych spodni długich (sic!). Ale nie chcę kupować więcej, bo co z nimi zrobię jak schudnę? Hihi :) Z bluzkami jakoś mi łatwiej - wiele pasuje. A spodnie... Latem było łatwo, bo miałam dużo za małych letnich ciuchów, które okazały się dobre w tym roku :) A teraz muszę schudnąć :) Żeby iść na shopping, oczywiście!! :) Może trochę bełkoczę :) Ale w poniedziałek zaczynam na serio dalsze gubienie kg!! Czy ktoś ma tyle zapału, ile ja mam? Oprócz Karolinki - Ciebie, kochana, wliczam na pewniaka :) To co? ktoś się jeszcze przyłączy? Służę moją dietką w razie czego hihi :)
-
Hej hej hej hej!!! Nie odchodźcie laseczki kochane!!!! Z kim ja teraz będę gubić pourlopowe kilogramy??!! Bo miałam urlop i nie odchudzałam się ani ciut ciut... nie wiem czy od jutra dam radę wrócić na dietkę... Może któraś da mi porządnego kopa w zada?????
-
Zelda - ja chciałam zacząć biegać rano, ponieważ i tak zawsze wcześniej się budzę. A dizś rano klops - leje jak z cebra. Zatem z mojego biegania nici. Jak wymalujemy wszystko, będziemy chodzić na pływalnię - mamy teraz ją pod nosem. I chciałabym jeszcze kupić hulahop na ładną talię. Ale to wszystko przyszłość! Na dzień dzisiejszy z ćwiczeń mam machanie pędzlem :) A jak mnie będzie stać, to sprawię sobie orbitreka - strasznie to lubię na siłowni, a w domu na pewno nei miałabym problemu, żeby na tym pośmigać troszkę ;) Tylko niechaj te wszelkie inne sprawy szybko się już skończą!!! :)
-
Witajcie! U mnie po przeprowadzkach - waga głęboko schowana i jeszcze nie rozpakowana... Także nic Wam nie powiem... Od dietki też odstąpiłam, podobnie jak Karolina... Właśnie Karolinko - parówa to głównie tłuszcz! Moja dietetyczka powiedziała, że w razie jak jestem głodna, żebym nadprogramowo wciągnęła mięsko jakieś/serek/jogurt/bułkę a nie parówę! Bo to same śmieci, dodatkowo sam tłuszcz (jej słowa). Ja zauwazyłam też, że jem mniej ale posiłki spoza diety i tyję. A jeśli nie stosuję się do diety, ale jem posiłki (np. obiady) z diety, to chudnę. Generalnie dietetyczka wytłumaczyła mi to tak, że jem coś małego, a to ma dużo kcal. Np cheesburger - jeden ma 300kcal - tyle samo co sałatka z kurczaka plus kasza gryczana. A jednym cheesburgerem się nie najem. Taką samą bombą kaloryczną są paluszki, chipsy, ciacha, pasztety, pasty (kupne) i, niestety, parówy (nie pamiętam co tam jeszcze). Może warto na to zwrócić uwagę? Sama nie wiem... Ta dietetyczka mówiła, że można PO diecie absolutnie wszystko jeść. Ważne, żeby po takim kalorycznym posiłku (pizza czy inny fast food) podietkować jeden dzień i tyle. Zelda - gratki ;) Ja też jak zaczęłam się miescić w stare ciuchy, to przymierzaniu nie było końca ;) Socjo - pasuje mi Twój optymizm ;) Nie mam tak ostatnio czasu pisać, ale zawsze przeczytam co tam u Was słychać ;) A co u mnie... ? Pierwsza noc na nowym już za nami - na razie mamy wypakowaną połowę rzeczy. Reszta na niedzielę, bo dziś po pracy rozjeżdżamy się do rodziców na weekend. Wczoraj pożegnalne ciacho na starym mieszkaniu, sama napiłam się kawki i wciągnęłam kilka ciach i chipsów :) No i piwko... Hmm... Dziś dieta. Ważenie w poniedziałek... Mam wrażenie, że przez to, że nie stouję się do diety (nie mam jak), tyję... Choć jem mało... No nic, buziaki na cały dzień ;)
-
Dodam jeszcze, że w czasie diety miałam tydzień majówki - byłam w Anglii i jadłam normalne, tłuste, angielskie jedzenie! Chciałam zachować dietę, ale jak mój chłop poprosił mnie o rękę, to spasowałam. Musicie wiedzieć, że przez ten tydzień nie przytyłam ani grama!!!!!!! Uważałam, że to jest cud. Do dziś z resztą myślę, że ta moja dieta to dieta cud. A wierzcie mi, próbowałam wszystkiego: Cambridge, SB, Dukana, niełączenia, kefirową, warzywno-owocową i kapuścianą. I nic. A miałam jeszcze 5kg w prezencie i rozwalony metabolizm. Nie życzę tego nikomu. I dziękuję, że pozwalacie mi się wypowiedzieć na Waszym topicu. Jestem w pracy i troszku nudno tu w piątek, stąd jeden topic mi nie wystarcza :) Pozdrawiam!!
-
Puszku - z tego, co mówiła ta moja dietetyczka, to na diecie ważne jest, aby nie być głodnym. Bo po diecie organizm się domaga żarcia i wtedy rzucamy się na jedzenie. Jest to normalna reakcja na niezbilansowaną dietę. A ideą diety jest zmienić nawyki żywieniowe. Na zawsze. Ja nie byłam głodna w ogóle - oczywiście nie najadałam się do syta (z wyjątkiem obiadów), ale głód mi nie doskwierał. Nie czekałam z utęsknieniem na kolejny posiłek. Samą mnie to zdziwiło. A Ciebie pewnie zdziwi, że w diecie mam wszystko - banany i inne owoce też. Nie mam co prawda arbuza, ale gdybym chciała, to na pewno bym miała - miałam taką sytuację, że chciało mi się melona i tego melona mi wkomponowała w dietę. Dietetyczka mówi, żeby jeść wszystko, ale z umiarem. Po diecie nawet jak pozwolimy sobie na fast food to żeby następny dzień dietkowy zrobić i już. Wszystko można jeść. Mi ta dieta bardzo pomogła. Przede wszystkim zrozumiałam jak skrajnie źle się odżywiałam. Jeśli któraś z Was jest zainteresowana, mogę przesłać dietkę. Mi pomaga i jeśli tylko chcecie, możecie spróbować. Może i Wam pomoże. Wiem doskonale jak to jest zmagać się z nadmiarem kg... Jak zaczynałam dietę, ważyłam 85kg, 7kg więcej od mojego narzeczonego... Masakra naprawdę... Długo nie chciałam się przyznać do tego, że jestem od niego cięższa... A teraz (uwierzcie lub nie) - prawie codziennie bierze mnie na ręcę. Niby mówił: jesteś piękna, nie musisz chudnąć, itp., ale jak już zgubiłam kilka kg, to dosłownie oszalał :) Nie chcę żeby to brzmiało jak reklama czegoś... naprawdę zmagam się z balastem już długo (za długo) i ta dietetyczka to najlepsza rzecz, jaka mnie spotkała. Pozdrawiam!!
-
Karolinko!! Nie kupuj dwóch!! Ja używam czasem nawet 2% (jak mój Miś kupi z przyzwyczajenia) i żyję dalej. Tak więc jeśli masz 1,5% to nie kupuj drugiego :) Mało tego, powiedziałam dietetyczce ostatnio, że jem serki grani te 3% zamiast tych normalnych, a ona na to, że tłuszcz też jest potrzebny i że mam jeść te zwykłe :) Ale też powiedziała, że nic się nie stało :) Ja też mam grube kości... Ale co tam... Coś mnie dolina nachodzi... :/
-
Ośka! Mogę Ci przesłać moją dietę od dietetyka jeśli tylko chcesz. Najpierw miałam 1400kcal przez 3 tygodnie, potem 1300, teraz mam 1200. Następnie czeka mnie kolejna 1200 (inny jadłospis), potem 1100 i spowrotem schodkami w górę (cykle 3-tygodniowe). Jak widzisz, to całe przynajmniej 24 tygodnie odchudzania... Uwierz mi, że próbowałam wielu rzeczy, aby schudnąć i zawsze dopadał mnie efekt jojo - bo jak się mało je albo w ogóle, to potem rzuca się na jedzenie. Czytałam tylko początek Twoich zmagań, a dalej od kwietnia do dziś śledzę Twój topic. Ale wierzę, że skoro mi się udało, to dlaczego Tobie ma się nie udać? Plusy tej diety: - chudnę!! - jest zbilansowana, nie byłam głodna - nawet pierwszego dnia, - pyyyyyszne obiady - nawet mój N. je ze mną ze smakiem, choć na diecie nie jest - jest to początek zdrowego odżywiania - wykształcają się nawyki, które będziesz stosować do końca życia Minusy: - trzeba pilnować pór posiłków i zachować odstępy - pilnować zeby wziąć do pracy posiłki na dany dzień, aby nie być głodnym, - jest ułożona pode mnie (wywiad, co lubię, a czego nie i pod tym kątem ułożona dieta) Jeśli nie chcesz tej diety, mogę podać CI namiar na moją dietetyczkę w Poznaniu - świetna dziewczyna, po studiach. Mam nadzieję, że nie pogniewasz się za tę bezpośredniość. Po prostu kibicuję Ci od dawna i chciałabym, aby Twoja motywacja wróciła!!! Kochana! To, że wróciło ileś tam to nie koniec świata! Ważne, aby sie podnieść i iśc dalej! Jestem z Tobą! I nie tylko ja (jak można przeczytać na tym wątku), więc nie poddawaj się i WALCZ :)
-
Ja jestem i podczytuję Wasze posty :) Udzielam się co prawda na innym topicu, ale strasznie tu u Was miło i sympatycznie, dlatego śledzę Wasze :) Jo jo - chylę czoła i jednocześnie gratuluję Tobie samozaparcia i wytrwałości. Jest to niebywałe osiągnięcie - zrzucić tak dużo kg! Pozdrawiam Was wszystkie cieplutko i mam nadzieję, że topic nie padnie :) Wracać laseczki na dietkę (albon chociaż na forum) !! :) Pozdrawiam!!!
-
ahhh zapomniałabym - dietka oczywiście dawno wysłana :)
-
Jejjj masz rację Kikuś... :/ Mocne postanowienie: od dziś trochę ruchu codziennie! Około pół godzinki aerobicu! Włączę dziś płytkę aerobic z Madonną (mam dołączoną do chleba chrupkiego, ale od miesiąca jej jeszcze nie uruchamiałam). Zobaczę co to i jak mi się spodoba, to będę się stosować :) A jak nie, to pociągnę te 8minutówki! I będę się tu codziennie rozliczać! Proszę mnie pilnować :) Powiem Wam, że wyszło mi wczoraj, że tłuszcz (o dziwo!) mam w normie, ale mięśni mam właśnie dużo. Pewnie dlatego, że kiedyś dużo się ruszałam - w liceum sks-y (siatkówka), na studiach dodatkowy basen. Przy swojej wadze cellulitu jako tako nie mam (uff..). Co nie znaczy, że nie mogę go nabyć! :) Miłego dzionka :)
-
Hej laseczki w ten piękny poranek :) Schlange kochana :) Wiesz, każda fajna sprawa w życiu ma swoje złe strony... Ja strasznie cieszę się autkiem, ale nie zapominaj, że czeka mnie baaaardzo chudy rok - żeby spłacić raty będe musiała przez rok spinać pasa jak idzie (około 300zł miesięcznie na wyżywienie), rzucić fajki (koszt 200zł miesięcznie plus ryzyko przytycia), a jak wyskoczy mi większy wydatek (kolejne wesele, płaszcz na zimę czy buty), to się chyba pochlastam! :) A w auto benzynę też trzeba wlać! Cóż, na razie się nie martwię - przeprowadzam się z moim N. od pierwszego lipca (wynajem około 1200zł z opłatami) i choć on też kokosów nie ma, to myślę, że jakoś powinniśmy dać radę :) A co do diety... Dla mnie ćwiczenia to jest wyczyn na maksa!!! Bo co z tego, że schudłam, jak brzuszek nadal mam tłuściutki? Ja nie mam siły/motywacji/ochoty/nei wiem czego tam jeszcze aby ćwiczyć... To mnie bardzo dobija - ostatnio nie mam czasu nawet - wracam do domu około 20 i jedyne na co mam ochotę to prysznic, serial i spać (wstaję o 6 codziennie)... Nie mogę się przemóc do pieprzonych ćwiczeń... Owszem, w czasie diety robiłam 8minutówki, ale zapału starczyło na pierwsze trzy dni, potem co drugi dzień, a potem laba... Także nie mów, że to jest nic, bo ja mam jakąś barierę nie do przejścia... Tam, gdzie się przeprowadzam jest basen - mam nadzieję, że choć na to zmuszę się 2 razy w tyg... Wiesz może jak mnie zmotywować bardziej do cholernych ćwiczeń? :/ A może sama byś się przeszła do dietetyczki? Masz jakąś w pobliżu? Albo ustalić sobie program dnia - 5 posiłków i co będziesz wtedy jeść. Dużo warzyw, mało fast foodów... Co myślisz?