zastanawiam sie czy nie napisac jakiegos bloga- o tym wszystkim co sie dzialo od samego poczatku naszej znajomosci. tego jak ja to widzialem. napisac cala prawde bez najmniejszego klamstewka i pozniej to przeczytac zeby zobaczyc gdzie popelnilem blad. sam nie moge do tego dojsc dlaczego tak sobie zycie spierdolilem ze teraz siedze i zastanawiam sie czy jutro warto sie budzic. czy poprostu tego nie skonczyc i miec nadzieje n jakies lepsze zycie po smierci. nigdy nie mialem tak realnych mysli samobojczych. nie potrafie sie ze soba samym pogodzic. brakuje mi rozsadku a przedewszytkim jakiejkolwiek perspektywy. cale moje pierdolone zycie wydaje mi sie jakims koszmarem w ktorym zawiodlem wszystkich ktorym na mnie zalezalo i poswiecilem je jednej osobie ktora grala moimi uczuciami. pozwolilem sie wciagnac w te klamstwa i wybaczylem wszytko a dopiero wtedy zrozumialem ze nie powinienem. teraz siedze zalany lzami z calkowicie zruinowanym poczuciem wartosci i tak cholerna pustka w sercu ze nie jestem w stanie racjonalnie myslec. nie wyobrazam sobie zycia w samotnosci . nie wyobrazam sobie zycia bez tej jednej osoby ktora mnie wlasnie w to wszystko wciagnela. potrzebuje pomocy a nie ma nikogo kto chcialby mi ja dac. zaprzepascilem wszytkie znajomosci . odwrocilem sie plecami do tych ktorzy choc troszke mnie szanowali i nie zostalo mi juz zupelnie nic.