Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

mamaolka

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez mamaolka

  1. kimizi- próbowałaś od sowy tort kajmakowy lub truflowy, albo dakłas? pociąć się za nie idzie :) a ciasto krówka? teraz to sama sobie pod górkę zrobiłam
  2. witam was wieczorową porą.... ja się zabije..ledwo zipie po basenie, nadrbiam czytanie a tam co.....baryłka je ciasto, a kessi rzuca przepis na żarcie.....a mnie ssie na 3 gazie :)... kessi- dla dzieczynki imienia nie wymyślę, bo jedyne imię które najbardziej mi się podoba to marta :), a dla chłopca mateusz? yyy wiesz co jak chcesz to ja mogę później nagrody rozdawać :P byliśmy dziś na zakupach i przymierzyłam olkowi czapę z daszkiem...już jej nie oddał :) mąż mu dokupił taczkę i mamy nowoczesnego rolnika :), budowlańca? i pierwszy raz spróbowaliśmy jeżdzić z olkiem na rowerze (siedział w foteliku) bardzo mu się podobało więc następny patent na atrakcje mea- takie historie zwłaszcz po urodzeniu olka silnie na mnie działają....oropne, ja boję się o swoje sprawy, nie miałm cytologi od 2008......byłam tydzień temu w onkologu na badaniach.... barylko, kimizi- ogromiaste macie działki...ta nasza skromniutka 700m.....jednka nie wiadomo czemu posłuży ...
  3. kimizi :) to o czym piszesz dla mnie było jedną z trudniejszych decyzji w życiu. nie dokońca planowałaliśmy olka. z jednej str bardzo chiałam być mamą a z drugiej ....zmienić pracę. znalazłam, przeszłam 3etapową rekrutację w mymarzonym HR, i okazało się, że jestem w ciąży.....pracy nie podjęłam bo byłoby to wielką nieuczciwością. nie zastanawiam się nad tym gdyby był inaczej, bo nic to nie da. zaczną znów od początku :). z jednej strony macierzństo nie ucieknie, druga okazja tak się może nie trafić z tą pracą.zależy na ile czego bardzije pragniesz. nic w tym złego, że teraz zrobisz coś dla siebie a drugie dziecko będzie za rok dwa (przy wariancie, że badzo chcesz tej pracy). pomyśl, też w jakiej pracy będzie lepiej z dwóją dzieci, czy to ma znaczenie, jaka praca? a co mąż na nową pracę?
  4. mam pytanie dziewczyny budujące dom- lub mające dom- jaki metraż jest waszej działki i jaki metraż domu? dziękuje z góry
  5. amorku- będzie nowe mieszkanie będzie nowy dzidzuś :D....
  6. pisząć chorwata przypomniałam sobie AMORKU- nie odpisałam chyba tobie w sprawie chorwacji...interesuje cię to nadal ?( przepraszam)
  7. hej... wczoraj po basenie siedziałm 5 min w samochodzie i pomyśłałam czemu on nie ma automatycznego pilota jak w samolocie...:P mamotomka :) 1,5 roku to już nie przelewki. mam wrażenie, że coraz fajniejsze czasy nas czekają :) mi się podoba lachon...bo lubię ten kabaret :) amorku- życzę wam byście mogli dostać te mieszkanko ! baryłko- byłam na targu warzywnym...u nas truskawki będą póżniej niż co roku i droższe....na kilogramy mogłabym je jeść. dodatkowo ta powódz poniszczyła wiele plonów. mamy podobny obiad mam zupę mix- co było z warzyw do w garze- źółta fasolka ( niestety mrożona kosztuje 3,5 za 05, kg a świeża 20zł/kg) buraczki, marchew, por,seler, ciciorka, ziemniak, pietruszka, koper....:D mniam mamusiu- olek mimo, że przyzwoicie wygląda też ma dni na jezenie bądz nie, kiedyś pisałyście ile wasze dzieci jedzą to wywnioskowałam, że on mniej je. gumiago- jeśli ania lubi lub pozwoli sobie nałożyć, to jest teraz do wyboru do koloru opasek- na gumce, na sznurku, przepasek z kwiwatkiem, z motylkiem. lub jakaś spinka :) nie chciałabyś mnie widzieć jak mając trzy lata się z bratem nawzjame obcinaliśmy....:) lody clinty..... :D, musiałabym się głęboko zastanowić jaki 50-latek mnie ożywia :P w kwestii języka- mój mąż mówi do olka często po angielsku (używa go codziennie w pracy, więcej niż polskiego) ale to bardziej dla zabawy...zamiast po polsku"chodź idziemy zmienić pieluche" mówi po ang... itp. oczywiście nie to samo co miec rodziców dwu języcznych ... mam koleżankę polkę ona ma męża chorwata i mieszkają w niemczech :D to dopiero jest mix
  8. mea- nadia z tym kibelkowaniem to ewenemet
  9. izu- nie ma co grzebać dalej. pewnie się jeszcze trochę pomęczysz, albo coś się uda jeszcze załatwić. a i tak za rok nie będziesz do tego tak emocjonalnie podchodzić. tak czy inaczej tytuł będziesz mieć :) ściskam dziś tak smętnie przez tę pogodę, jak jesienią u nas niezłe jajca. taka ze mnie matka, że żyłam z przekonaniem iż olek posiada 8 zębów, a się okazuje, że ma ich 12-ście. poprzebijały się jemu (nie wiem jak to numerycznie) te większe do rzucia, i przez przypadek się dowiedziałam przy wygłupach. czego to ja jeszcze nie wiem :)? baryłko lepiej? na 21.00 jade na basen, a lenisko mam na kilometr
  10. pia----:P a ja nie mam tapet
  11. izu- tak myślę. w lepszych kserach także drukują pracę, często na miejcu, oprawiają, i na płytę wypalają. to zajmuję ok 1-1,5 h. masz taką możliwość?
  12. pia :) izu- dobrze cię zrozumiałam ale może nie tak dobrze to napisałam :) nie podjerzewam cię o taką niestaranność. korzystasz z usług plagiat.pl?
  13. taaak pada, pada......dobrze, że dziś mam basen to się zrelaksuje
  14. izu-doczytałam, wiedzę, że pia też to napisała pia- pracy z błędami bym nie zostawiła i jesli to stresuje to rozumiem. kessi- z tą ręka nic nie pomogę....
  15. izu- jesli chodzi o te błądy w pracy to najlepiej byłoby to zmienić.trudno wyrukować raz jeszcze i oddać tę poprawną. ciepła- nie ma nic lepszego niż sport na lepsze samopoczucie :)
  16. hejka mam takie wrażenie, że tego lata się nie doczekam lodów na patykow dla ochłody i klapek :) izu- nakrećasz się wiesz :)? mieli tyle czasu na studiach by cię oblać, że na obronie napewno tego nie zrobią, ne popsują sobie statystyk, słyszałaś by ktoś nie zdał? nie sądzęm by wyszukiwali takie tematy by ci utrudnić. moja oborna jest prawdopodonie 30.06 więc ty juz spokojnie będziesz oddychać :) mamuniu-nie wiem czemu ale zawsze jak piszesz co tam szykujesz na obiad robę się głodna :) amorku- olek też spał godzinę, nie ma reguły ale dobre i to :) baryłko- dzień minie i nerw minie, masz jakiś pocieszacz w lodówce? coś z galaretką zostało? :) olek też wstaje 6.30 raczej od dawna, nas ratują książki dostaję całą sterte i zgodzine może je ogląać, i gadać do nich a my dosypiamy jeszcze z godzinę obok ( jeszcze mamy wspólny pokój) ciepła- jak idzie na fitenesie? lepiej się czujesz ? kasiu- :) pia:)
  17. im olek starszy tym ja bardzije szaleje na jego punkcie, kocham go całą sobą...taka refleksja w dniu matki holly- podobno z sądem jest tak, że nie jest sprawiedliwy ale statystyczny....brak słów...jedno niecenzurlane słowo cisnie mi się na usta..... ch.....z tego twojego byłego. zero cywilnej odwagi, odpowiedzilaności....wstyd.
  18. Bayłko- wiesz, że masz (w moim miemaniu- bo uwielbiam ciasta mogłabym mieć cukiernie :D) ogromne szczęście wcinać takie miksy o takiej godzinie? :)
  19. pia- rozumiem :) izu- nie funduj sobie takiego ciśnienia... :), przecież to zdasz! pomyśl nad fruzurą, włosy odrosną, na jesień zwów będziesz mieć dłuższe
  20. o losie co ja wklejałam......... wybaczcie...... przepraszam! miało być tylko to.,... .Spoza nas (wiersz z banałem w środku) nie bój się chodzenia po morzu nieudanego życia wszystkiego najlepszego dokładnej sumy niedokładnych danych miłości nie dla ciebie czekania na nikogo przytul w ten czas nieludzki swe ucho do poduszki bo to co nas spotyka przychodzi spoza nas
  21. izu -dziękuje a i wesz co kasiu, odanjdu w tym co masz tę wyjątkowość....wszytko minie :) takie ładne ks.twardowskiego Aby się stało Gwiazdy by ciemniej było smutek by stale dreptał oczy po prostu by kochać choć z zamkniętymi oczami wiara by czasem nie wierzyć rozpacz by więcej wiedzieć i jeszcze ból by nie myśleć tylko z innymi przetrwać koniec by nigdy nie kończyć czas by utracić bliskich łzy by chodziły parami śmierć aby wszystko się stało pomiędzy światem a nami Aniele Boży Aniele Boży Stróżu mój ty właśnie nie stój przy mnie jak malowana lala ale ruszaj w te pędy niczym zając po zachodzie słońca skoro wygania nas dziesięć po dziesiątej ostatni autobus jamnik skaczący na smycz smutek jak akwarium z jedną złotą rybką hałas cisza trumna jak pałacyk ładne rzeczy gdybyśmy stanęli jak dwa świstaki i zapomnieli że trzeba stąd odejść Anioł są takie chwile kiedy się odchodzi od Aniołów Stróżów nawet Cherubinów od tych co wysoko od tych co w pobliżu - do Jezusa człowieka niziutko na ziemi Anioł nie zrozumie nie wisiał na krzyżu i miłość zna za łatwą skoro nie ma ciała Ankieta Czy nie dziwi cię mądra niedoskonałość przypadek starannie przygotowany czy nie zastanawia cię serce nieustanne samotność która o nic nie prosi i niczego nie obiecuje mrówka co może przenieść wierzby gajowiec żółty i przebiśniegi miłość co pojawia się bez naszej wiedzy zielony malachit co barwi powietrze spojrzenie z nieoczekiwanej strony kropla mleka co na tle czarnym staje się niebieska łzy podobno osobne a zawsze ogólne wiara starsza od najstarszych pojęć o Bogu niepokój dobroci opieka drzew przyjaźń zwierząt zwątpienie podjęte z ufnością radość głuchoniema prawda nareszcie prawdziwa nie posiekana na kawałki czy umiesz przestać pisać żeby zacząć czytać? Anonim Mój ty nieśmiały święty biedny anonimie nie szeptałeś mój Boże nie wołałeś Pan Bóg tak chciałeś Jemu służyć by o tym nie wiedział czemu krzyż swój ukryłeś zataiłeś rany nie udźwigniesz w sekrecie wiary bez niewiary Apostołowie niewiary niewiara ma swoich apostołów męczenników wyznawców zadziera nos do góry z każdym się dogada niesie swój krzyż uczy milczenia w milczeniu ciemności przed świtem załamuje ręce nad grobem matki tu przychodzi żeby uwierzyć 1983 Bałem się Bałem się oczy słabną - nie będę mógł czytać pamięć tracę - pisać nie potrafię drżałem jak obora którą wiatr kołysze - Bóg zapłać Panie Boże bo podał mi łapę pies co książek nie czyta i wierszy nie pisze Baranku wielkanocny Baranku wielkanocny coś wybiegi z rozpaczy z paskudnego kąta z tego co po ludzku się nie udało prawda że trzeba stać się bezradnym by nielogiczne się stało Baranku wielkanocny coś wybiegł czysty z popiołu prawda że trzeba dostać pałą by wierzyć znowu 1982 bezdzietny anioł Właśnie wtedy kiedy pomyślałeś że papugi żyją dłużej że jesteś okrutnie mały niepotrzebny jak kominek na niby w stołowym pokoju Jak bezdzietny anioł lekki Jak 20 groszy reszty drugorzędnie genialny kiedy obłożyłeś się książkami jak człowiek chory nie wierząc w to że z niewiary powstaje nowa wiara że ci co odeszli jeszcze raz cię porzucą święty i pełen pomyłek właśnie wtedy wybrał ciebie ktoś większy niż ty sam który stworzył świat tak dobry że niedoskonały i ciebie tak niedoskonałego że dobrego Bez kaplicy Jest taka Matka Boska co nie ma kaplicy na jednym miejscu pozostać nie umie przeszła przez Katyń chodzi po rozpaczy spotyka niewierzących nie płacze rozumie 1988 będzie koniku polny co żyjesz jedną tylko Jesień serce kochające niekochane smutku w cztery oczy bo mieszkanie za dwadzieścia lat szczęście o tyle o ile prawdo-co obrażasz ciotko której w dowodzie dzieciak dorysował brodę dygnitarzu który zlecisz ze stołka wszystko tak będzie jak ma być bliscy i oddaleni Bo widzisz tu są tacy którzy się kochają i muszą się spotykać aby się ominąć bliscy i oddaleni Jakby stali w lustrze piszą do siebie listy gorące i zimne rozchodzą się jak w śmiechu porzucone kwiaty by nie wiedzieć do końca czemu tak się stało są inni co się nawet po ciemku odnajdą lecz przejdą obok siebie bo nie śmią się spotkać tak czyści i spokojni jakby śnieg się zaczął byliby doskonali lecz wad im zabrakło bliscy boją się być blisko żeby nie być dalej niektórzy umierają - to znaczy już wiedzą miłości się nie szuka jest albo Jej nie ma nikt z nas nie jest samotny tylko przez przypadek są i tacy co się na zawsze kochają i dopiero dlatego nie mogą być razem jak bażanty co nigdy nie chodzą parami można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem Boję się Twojej miłości Nie boję się dętej orkiestry przy końcu świata biblijnego tupania boję się Twojej miłości że kochasz zupełnie inaczej tak bliski i inny jak mrówka przed niedźwiedziem krzyże ustawiasz jak żołnierzy na wysokich nie patrzysz moimi oczyma może widzisz jak pszczoła dla której białe lilie są zielononiebieskie pytającego omijasz jak jeża na spacerze głosisz że czystość jest oddaniem siebie ludzi do ludzi zbliżasz i stale uczysz odchodzić mówisz zbyt często do żywych umarli to wytłumaczą boję się Twojej miłości tej najprawdziwszej i innej Boże Darwin znikł z długą brodą posiwiały małpy Wolter już jak nekrolog w kąciku humoru nawet Kopernik zmalał choć obracał Ziemię spaniel życzy przed sklepem krótkiego ogonka wszystko na pisk zbity wali się bez Ciebie Boże Boże którego nie widzę a kiedyś zobaczę przychodzę bezrobotny przystaję w ogonku i proszę Cię o miłość jak o ciężką pracę Boże Narodzenie Podszedł na palcach niedowiarek bo konstytucja nie zabrania do Matki Bożej. Mówił do Niej - tak nam się wszystko poplątało partia przy końcu zbaraniala niech Cię za rękę choć potrzymam w Noc Szczęśliwego Rozwiązania 1983 Być niezauważonym Być nie zauważonym by spotkać się z Tobą nie czytanym zbytecznym właśnie byle jakim przekreślonym do końca nonszalancją ręki aromatem nie mocnym jeszcze nie poznanym tuż pomiędzy goździkiem pieprzem i migdałem fotografią nieważną bo niedokąpaną liryzmem co się siebie coraz więcej wstydzi książką którą się kładzie wciąż jedną na drugiej jabłkiem po gruszce zawsze trochę kwaśnym rakiem trzymanym w koszu z pokrzywami włosami co odchodzą jak myszy po cichu szczygłem co chciał przyfrunąć lecz umarł wysoko z ogonem tak leciutkim że ponad rozpaczą biedronką zapomnianą gdy przechodzą żuki świętym któremu w czas remontu utrącono głowę niech będzie niewidzialnym skoro stał się dobrym było wiersze staroświeckie co wzruszają teraz z rymami jak należy z przecinkiem i kropką z dworem co znikł nagle cicho i na zawsze a wiadomo cisza większa niż milczenie i pamięć już posłuszna gdy przeszłość przychodzi z babcią co na werandzie cerowała dziurę bez nożyczek zębami przegryzając nitkę tuż przy koszu na grzyby by się nie sparzyły z wujem co się gazetą niepotrzebnie zajął więc pomagał mu diabeł ale kopnął anioł ze smutkiem przemijania jagód jarzyn jeżyn gdyby śmierci nie było nikt z nas Już by nie żył przemijamy jak wszystko by w ten sposób przetrwać uczucia bez łapówek i rąbanka grzechów wielka miłość co zawsze wydaje się łatwa i wie już tak od razu że nie wie co będzie choć za młodu drży serce a na starość noga wszystko co najcenniejsze spaliło się w piekle wiersze staroświeckie niemodne naiwne ten sam baran co wtedy ale szczęście inne chciałbym Chciałem ją zatrzymać cała wieś się śmiała - nie wiesz że w końcu maja odlatuje czajka chciałem świerszcza posłuchać chichotały drzewa chciałem niebo przygarnąć ale pomyślałem tylko na wigilię pierwsza gwiazda w oczach chciałem babcię mieć jeszcze przedwojenną po wojnie do Jezusa poszła nie do mnie Cierpliwość cierpliwość - spokój że przecież się stanie miłość - z Niewidzialnym milcząca rozmowa radość - Jego ręce pokora - to On właśnie przed ludźmi się schował śnieg - wdzięczność do końca bo cahije groby Krzyż - kiedy miłość idzie za daleko Co zginęło Szukam co było zginęło co Ci zginęło Panie gwiazdy nie ruszyły z miejsca nie zmieniły adresu księżyc staroświecki został po dawnemu choć już podeptany tak jak przedtem półtora miliona gatunków chrząszc2y w dalszym ciągu kaczka ma dwanaście tysięcy piór wiatr kręci się w kółko tak stale potrzebny że bezradny zgodnie z planem wędruje w marcu łosoś w górę rzeki niebieski i szary gryfon wystawia ptaki wodne unosząc przednią łapę gęś tylko pod skrzydło chowa głowę jeśli się mrówki zgubią to się same odnajdą bo mrowisko zawsze przy drzewie od południowej strony podobno małp przybywa - nie ubywa tylko człowiek stale Ci się gubi urodzony dezerter 1974 Czas niedokończony Nie opowiadajcie razem i osobno że nie ma ludzi niezastąpionych bo przecież moja matka łagodna i nieubłagana cała w czasie teraźniejszym niedokończonym wychyla się z nieba żeby mi przyszyć oberwany guzik kto to lepiej potrafi w czyich palcach drży igła jak drucik ciepła gdy tyle dzisiaj uczuć a mało miłości i tyle cudzych kobiet a żadna nie moja a śmierć tak bardzo ważna bo się nie powtórzy i smutek jak sprzed wojny ostatnia choinka a przecież ta babcia z przeciwka przy stoliku na kółkach z pasjansem co nie wychodzi tak bardzo szybko żyła umarła pomału a czasami tak skryta że płakała w wannie lub ta co z sercem przyszła wojna ją zabiła razem z jasną torebką do letniej sukienki kto przywróci jej ciało kiedy nie ma ciała jej nos na mnie skrzywiony i kogutek włosów czekanie kiedy na miłość niecierpliwie czekasz pomiędzy dzwonkiem a otwarciem drzwi czasem wepchnie się kurczak za chudy na rosół opluje deszcz nie kracz jeszcze podziękujesz Bogu gdy przyjdzie tylko pies czekanie Myślisz - znowu się spóźnia zaraz się obrażasz marudzisz jak sikorka ta brzydsza bez czubka kto miłości nie znalazł już jej nie odnajdzie a kto na nią wciąż czeka nikogo nie kocha martwi się jak wdzięczność że pamięć za krótka miłość dawno przybiegła i uklękła przy nas spokojna bo szczęście porzuciła ciasne spróbuj nie chcieć jej wcale wtedy przyjdzie sama Czekanie Popatrz na psa uwiązanego przed sklepem o swym panu myśli i rwie się do niego na dwóch łapach czeka pan dla niego podwórzem łąką lasem doi oczami za nim biegnie i tęskni ogonem pocałuj go w łapę bo uczy jak na Boga czekać Czemu czemu w mordę dostałem filozof zapytał zgubiłem maskotkę od niej drobiazg rozpacz mała słonik wyleciał gdy myślałem w pociągu podmiejskim. nie ma grzechów średnich lekkich i powszednich gdy miłość zdenerwujesz każdy grzech jest ciężki Czemu czemu się urwałem czemu mnie nie było czemu jak strażak biegłem nieprzytomnie stale w drodze jak Kolumb który szukał pieprzu nim wróciłem był Jezus i pytał się o mnie Człowiek Nocą klękasz i znaleźć chcesz Boga potem w oczach strach nosisz i łzy- na dalekich, rozstajnych gdzieś drogach ktoś się zbłąkał i płacze jak ty. Pachnie ze wsi kwitnącym jaśminem złote zboże wśród pola się śni- kto cię zbudził, kim jesteś, gdzie płyniesz w nieskończoność wieczorów i dni. Nikt nie szuka cię dłońmi dobrymi, nikt nie mówi, czy dobrze, czy źle, tylko ziemia z grobami starymi o twej ciszy słyszała i wie. * * * co nam jeszcze zostało ze sztubackiej nadziei i pieśni z pomaturalnych czereśni z listów pisanych do siebie z gorączki pierwszego kochania z kul uzbieranych w powstaniu z przysiąg bez doświadczenia z oczu pełnych zdziwienia z kasztanów spadających z obaw przed ruskim miesiącem co nam jeszcze zostało że biorąc tom Lenina z szafy na ręce niby czytam, a szukam ze łzami zwykłej prostej wiary dziecięcej Daj nam Daj nam ubóstwo lecz nie wyrzeczenie radość ze można mieć niewiele rzeczy i że pieniądze mogą być jak świnie i daj nam czystość co nie jest ascezą tylko miłością - jak życie całe i posłuszeństwo co nie jest przymusem ale spokojem gwiazd co też nie wiedzą czemu nad nami chodzą wciąż po ciemku i daj nam sen zdrowy świąteczny apetyt wiarę bez nerwów to jest bez pośpiechu a zimą jeszcze matkę mi przypomnij w ubogim czystym i posłusznym śniegu Dlatego Nie dlatego że wstałeś z grobu nie dlatego że wstąpiłeś do nieba ale dlatego że Ci podstawiono nogę że dostałeś w twarz że Cię rozebrano do naga że skurczyłeś na krzyżu jak czapla szyję za to że umarłeś jak Bóg niepodobny do Boga bez lekarstw i ręcznika mokrego na głowie że najchętniej nie modliłeś się pod sufitem za to że miałeś oczy większe od wojny jak polegli w rowie z niezapominajką dlatego że brudny od łez podnoszę Ciebie stale we mszy jak baranka wytarganego za uszy dobro i zło Ze złem skrada się siła władza urzędowe twarze z dobrem przychodzi serce choćby najmniejsze jamnik z każdą nogą skrzywioną jak szczęście wiejskie na wsi Godzinki gdy zmieniają słowa "i niezwyciężonego płask w mordę Samsona" do Jezusa z warszawskiej katedry Jezu z warszawskiej katedry, Jezu czarny i srebrny - cierpiący - rzuć na ręce niemego smutku więcej Jeszcze jedno cierpienie, jeszcze jedno rozstanie - lampę jasną na stole, jak najmniejsze mieszkanie Bardziej gorzką niewdzięczność pożegnania, powroty - okno takie, by księżyc dowiązywał się złoty Jeśli las - to szumiący, jeśli rzeki - urwiste, a serce na złość ludziom i naiwne, i czyste Do księdza Bronisława Bozowskiego można kochać i chodzić samemu po ciemku z przyjaźnią jest inaczej - ta zawsze wzajemna Księże Bozowski patronie przyjaźni z nosem swym i uśmiechem ukryłeś się w niebie ktoś dzwoni długo stuka znów pyta o Ciebie do moich uczniów Uczniowie moi, uczennice drogie ze szkół dla umysłowo niedorozwiniętych, Jurku z buzią otwartą, dorosły głuptasie - gdzie się teraz podziewasz, w jakim obcym tłumie - czy ci znów dokuczają, na pauzie i w klasie - Janko Kąsiarska z rączkami sztywnymi, z nosem, co się tak uparł, że pozostał krótki - za oknem wiatr czerwcowy z pannami ładnymi Pamiętasz tamtą lekcję, gdym o niebie mówił, te łzy, co w okularach na religii stają - właśnie o robotnikach myślałem z winnicy, co wołali na dworze: Nikt nas nie chciał nająć Janku bez nogi prawej, z duszą pod rzęsami - garbusku i jąkało - osowiały, niemy - Zosiu, coś wcześnie zmarła, aby nóżki krzywe - szybko okryć żałobnym cieniem chryzantemy Wiecznie płaczący Wojtku i ty, coś po sznurze drapał się, by mi ukraść parasol, łobuzie, Pawełku z wodą w głowie, stary niewdzięczniku, coś mi żabę położył na szkolnym dzienniku Czekam na was, najdrożsi, z każdą pierwszą gwiazdką z niebem betlejemskim, co w pudełkach świeci- z barankiem wielkanocnym - bez was świeczki gasną i nie ma żyć dla kogo. Ten od głupich dzieci Do pani doktor Pani Doktor w białym fartuchu w podkolankach co odmładzają przynoszą Pani serce do naprawy Bogu poświęcone a takie serdecznie niezgrabne jak nie wyczesany do końca wróbel niezupełne bo pojedyncze nie do pary biedakom do wynajęcia od zaraz i na zawsze niemożliwe i konieczne niewierzących irytujące zdaniem kobiet zmarnowane dla Anioła Stróża za ludzkie dla świętych podejrzane dla teologów nieprzepisowe dla medyków nieznośnie normalne dla pozostałych żadne połóż je do szpitala i nawymyślaj żeby się choć trochę poprawiło Do świętego Franciszka Święty Franciszku patronie zoologów i ornitologów dlaczego żubr jęczy jeleń beczy lis skomli wiewiórka pryska kos gwiżdże orzeł szczeka przepiórka pili drozd wykrzykuje słonka chrapi sikorka dzwoni gołąb bębni i grucha kwiczoł piska derkacz skrzypi kawka plegoce jaskółka piskocze żuraw struka drop ksyka człowiek mówi śpiewa i wyje tylko motyle mają wielkie oczy i wciąż tyle przeraźliwego milczenia które nie odpowiada na pytania drzewa Brzozo nazbyt wieśniacza aby rosnąć w mieście dyskretny grabie w sam raz na szpalery jarzębino dla drozdów dzwoniących i szpaków akacjo z której nie zlote tylko białe miody olcho co jedna masz przy liściach szyszki głogu co chronisz gajówkę krewniaczkę słowika jesionie co pierwszy tracisz liście zbliżając nam jesień Poproście Matkę Bożą, abyśmy po śmierci w każdą wolną sobotę chodzili po lesie bo niebo nie jest niebem jeśli wyjścia nie ma dzieciństwo wiary Moja święta wiaro z klasy 3b z coraz dalej i bliżej kiedy w kościele było tak cicho że ciemno a w domu wciąż to samo więc inaczej kiedy święty Antoni ostrzyżony i zawsze z grzywką odnajdywał zagubione klucze a Matka Boska była lepsza bo przedwojenna kiedy nie miała pretensji do nikogo nawet zmokła kawka a miłość była tak czysta że karmiła Boga wielka i dlatego możliwa kiedy martwiłem się żeby Pan Jezus nie zachorował boby się komunia nie udała kiedy rysowałem diabła bez rogów - bo samiczka proszę ciebie moja wiaro malutka powiedz swojej starszej siostrze - wierze dorosłej żeby nie tłumaczyła - dopiero wtedy można naprawdę uwierzyć kiedy się to wszystko zawali Dziękuję Dziękuję Ci za miłość prędką bez namysłu za to że nie jest całym człowiek pojedynczy a oczy nagle bliskie i niebezimienne za glos niedawno obcy a teraz znajomy za to że nie ma czasu by pisać list krótki więc dlatego się pisze same tylko długie choć pisanie jest po to by szkodzić piszącym i miłość wciąż niezręcznym mijaniem się ludzi że nie można Cię zabić w obronie człowieka Dziękuję Ci za tyle bólu żeby sprawdzać siebie a wszystko co nieważne najważniejsze za pytania tak wielkie że już nieruchome dziękuję dziękuję za Twoje włosy nie malowane na obrazach za Twoje brwi podniesione na widok anioła za piersi karmiące za ramiona co przenosiły Jezusa przez zieloną granicę za kolana za plecy pochylone nad śmieciem w lampie za czwarty palec serdeczny za oddech na szybie za ciepło dłoni na klamce za stopy stukające po kamiennych schodach za to że ciało może prowadzić do Boga * * * Dziękuję Ci po prostu za to, że Jesteś za to, że nie mieścisz się w naszej głowie, która jest za logiczna za to, że nie sposób Cię ogarnąć sercem, które jest za nerwowe za to, że Jesteś tak bliski i daleki, że we wszystkim inny za to, że jesteś już odnaleziony i nie odnaleziony jeszcze że uciekamy od Ciebie do Ciebie za to, że nie czynimy niczego dla Ciebie, ale wszystko dzięki Tobie za to, że to, czego pojąć nie mogę - nie jest nigdy złudzeniem za to, że milczysz. Tylko my - oczytani analfabeci chlapiemy językiem Dzieciństwo Zabrałeś mi dzieciństwo a ono powraca z chłopcem który biega po lesie za sójką co mieszka raz wysoko albo całkiem nisko po przeszłość trzeba wznieść się by się przed nią schylić zabrałeś moją młodość a ona się zjawia mówi jakie nad Polską było niebo czyste a starczyło na zawsze by spojrzeć raz tylko zabierz wszystko co boli by wróciło do mnie Gdyby nawet by nie wiedziano ile razy się biegnie po schodach bez windy ile czystego piekła może być w nieszczęściu jak cicho po pierwszym wzruszeniu nikt by nie wiedział że najładniej w gnieździe czyżyka że biały dziwaczek zakwita kiedy deszcz pada że motyl odróżnia żółte od zielonego że matkę może przypomnieć jeden krzyżyk włóczki że rybitwa fruwa z jaskółczym ogonem że wierzba w fujarce smutna przy krowach wesoła że świecę się stawia tuż obok śmierci gdyby był Bóg bez ludzi *** Gdyby przyszli do Ciebie wtedy w świętą noc kiedy świeciła jedna czytelna gwiazda dzisiejsi chrześcijanie zwłaszcza ci co uważają że trzeba wszystko mieć żeby nie przestać być może chcieliby przykryć Cię wełnianą kołdrą porozwieszać Ci firanki w stajni sprawić świętemu Józefowi rękawiczki te najcieplejsze z jednym palcem obmyślać centralne ogrzewanie bardziej wpływowi pisaliby do Urzędu Kwaterunkowego o mieszkanie dla Ciebie z wygodami żebyś nie mieszkał kątem nieufni doszukiwaliby się w podskakującym ośle kucyka trojańskiego z podejrzanym sumieniem najodważniejsi zaczęliby protestować powołując się na Deklarację Praw Człowieka i Obywatela i wszystkie dekrety o wolności wyznań poeci ubraliby Betlejem w liryczne dekoracje malarze smarowaliby złotym pędzlem bo inaczej nie wypada w najlepszym wypadku modliliby się do Ciebie jak do dziecka milionera złożonego umyślnie na sianie a Ty tłumaczyłbyś otwartymi oczami ze zmarzniętą mamusią przy policzku że nie chcesz takiego Bożego Narodzenia że jesteś nagą tajemnicą że oddajesz wszystko wszystko możesz oddać że właśnie będąc tylko oddawaniem jesteś Bogiem Głodny Mój Bóg jest głodny ma chude ciało i żebra nie ma pieniędzy wysokich katedr ze srebra Nie pomagają mu długie pieśni i świece na pierś zapadłą nie chce lekarstwa w aptece Bezradni rząd ministrowie żandarmi tylko miłością mój Bóg się daje nakarmić gorętsza od spojrzenia Żeby nie być taką czcigodną osobą której podają parasol którą do Rzymu wysyłają w telewizji jak srebrnym nieboszczykiem kręcą wieszają przy gwiazdach filmowych Ale być chlebem który krają żywicą którą z sosny na kadzidło skrobią czymś z czego robią radio żeby choremu przy termometrze śpiewało zegarem który w samolocie jak obrazek ze świętym Krzysztofem leci żółtym dla dzieci balonem - a zawsze hostią małą gorętszą od spojrzenia co się zmienia w ofierze Ile razy Milczenie podczas rozmowy milczenie w liście milczenie w książce telefonicznej bo numer tylko został milczenie w milczeniu milczenie bo wielkie szczęście milczenie bo miłość przyszła a serce w klinice milczenie bo dom rodzinny przypomniał a spadła tylko mordka śniegu milczenie po milczeniu milczenie przed cenzurą milczenie bo pies zawył jak przed wojną ile to razy nawet nie wierząc spotykamy się w innym świecie Jak się nazywa Jak się nazywa to nie nazwane jak się nazywa to co uderzyło ten smutek co nie łączy a rozdziela przyjaźń lub inaczej miłość niemożliwa to co biegnie naprzeciw a było rozstaniem wciąż najważniejsze co przechodzi mimo przykrość byle jaka jak chłodny skurcz w piersi ta straszna pustka co graniczy z Bogiem to że jeśli nie wiesz dokąd iść sama cię droga poprowadzi Jak jest Jak jest z dzieckiem co schodzi na ziemię z pępkiem jak wzruszeniem człowiek wie że umiera nie wie gdy się rodzi nieprawda że reszta całość jest milczeniem Jakby go nie było Tak w Pana Boga naprawdę uwierzył że mógł się modlić jakby Go nie było i widzieć smutek ogromny na polu pszenicę która nie zakwitła w czerwcu i same tylko niewierzące dzieci jakby Pan Jezus nie rodził się zimą i nawet serce ludziom niepotrzebne bo krew wariatka gdzie indziej pobiegła wierzyć - to znaczy nawet się nie pytać jak długo jeszcze mamy iść po ciemku jakże jakże się teraz nie bać - nie trwożyć - z tylu ranami naraz na krzyż Cię złożyć - Matka Boska się śniła płakała jak we mszy świętej krew Twą oddzielić od ciała z powrotem piątek słońce umiera nie widać Jeśli Jest miłość przestań się martwić i śmierć się przyda Jest [Jest jeszcze taka miłość...] Jest jeszcze taka miłość ślepa bo widoczna jest szczęśliwe nieszczęście pół radość pół rozpacz ile to trzeba wierzyć milczeć cierpieć nie pytać skakać jak osioł do skrzynki pocztowej żałować czego nie było by dostać nic za wszystko miej serce i nie patrz w serce odstraszy cię kochać Jest [Mówią że modlimy się...] Mówią że modlimy się do głuchych obrazów ślepnących świec że dmuchamy jak dzieci w papierowe trąbki - a On przecież jest w małej hostii jak w iskierce ciepła w mocnych ścianach nadziei. Czeka z sercem jak z Wielkim Piątkiem w tabernakulum umówionej alei - w domkniętym milczeniu - przychodzę tu nieraz jak pogryziony psiak i ostrożnie dokładnie po kolei wyjmuję z łap kolce lęku Jesteś Jestem bo Jesteś na tym stoi wiara nadzieja miłość spisane pacierze wielki Tomasz z Akwinu i Teresa Mała wszyscy co na świętych rosną po kryjomu lampka skrupulatka skoro Boga strzeże Iza po pierwszej miłości jak perła bez wieprza życia ludzi i zwierząt za krótka choroba śmierć co przeprowadza przez grób jak przez kamień bo gdy sensu Już nie ma to sens się zaczyna jestem bo Jesteś. Wierzy się najprościej wiary przemądrzałej szuka się u diabła jeszcze Jeszcze się trzymasz własnego szczęścia za włosy odkładasz sobie w byle garnuszku piszesz pamiętnik to znaczy stawiasz sobie pomnik dlatego powietrze karmi cię skąpo nie prowadzą niewidzialne ręce to co wielkie nie przychodzi mimo woli ból daremny - bo nie umierasz nie umiesz oddać siebie to jakże masz dostać wszystko Jeszcze nie jeszcze nie umiesz być sam jeszcze się trzymasz wspomnień jak pochyłej poręczy jeszcze się czepiasz chudych moli pamiątek jeszcze nie dajesz spokoju umarłemu chcesz go przyciągnąć z drugiego świata za guzik jeszcze się rzucasz kukłom na szyję Jeszcze szukasz serca żeby je doić jak kozę ważny jak puzon stukasz cierpliwym kopytkiem różańca ostatecznie można ci postawić trójkę minus z religii Jezu Jezu, mądrzejszy od teologii bliższy od reguł życia wewnętrznego przepisów na zbawienie odwrotna strono rozpaczy świecący nawet niewierzącym jak ogromne ciało dobroci ile razy klękam przed Tobą z wszystkimi dowodami na istnienie Boga w torbie mózgu i bezradną mordką swej łzy prosząc abyś mnie nauczył cierpienia bez pytań Kiedy mówisz Aleksandrze Iwanowskiej Nie płacz w liście nie pisz że los ciebie kopnął nic ma sytuacji na ziemi bez wyjścia kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno odetchnij popatrz spadają z obłoków małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju i zapomnij ze jesteś gdy mówisz że kochasz 1988 kłopoty zakochanych Zakochani mówili - przecież nie do wiary czy to prawda może się nam zdaje czy tak łatwo się spotkać cierpiącym na miłość w świecie w którym kłopoty nasze nie ustaną bo jak diabeł ucieknie odejdzie i anioł Jesteś i nie ma ciebie. Ten sam znowu inny trochę na odczepnego i trochę na niby Jak len co kwitnie niebiesko, biało i różowo choć świt i zmierzch sprawia że inne kolory Czy to ty Jesteś blisko jakbyś słuchał serca i Jak matka przechodzisz przez środek sumienia jesienią deszcz zasłania, zimą śnieg zabawny Ten którego się kocha jest wciąż niewidzialny Kochanowskiego przekład psalmów Powróć mi, Panie, z dawnych lat herbaty gorzkiej łyk w manierce i umarłego ojca list, sweter od siostry, matki serce Kochanowskiego przekład psalmów spalony z Wilczą w czas powstania i wszystko, czego życzę innym - a sam niestety nie dostanę I spowiedź świętą z dawnych burz, gdy łzy ważyła ręka Zbawcy - i jeszcze jeden jakiś dzień z dzieciństwa mego na ślizgawce Ten śnieg, co mi na oczy spadł, i to, com szeptał bezrozumny - a potem jak najcięższy mszał postaw z kielichem mi na trumnie 1950 * * * Kocham deszcz, który pada czasami w Komańczy, nawet taki szorstki i chłodny, gwiazdkę śniegu, co nieraz Mu w oknach zatańczy, żeby był tak jak zawsze pogodny. Prostą lampę na stole. Wszystkie Jego książki, brewiarz, zegar, wieczorną ciszę - nawet taki najmniejszy z Matką Boską obrazek, który komuś z wygnania podpisze Krzyże żadne nie krwawią, gdy jest świętość i spokój, gdy z wygnańcom po cichu drży Polska - wszystko proste jak wiersze - brewiarz, lampa i pokój, drzew warszawskich na niebie gałązka koło Chciałem wiarę utracić lecz spokój był dalej gwiazdę zagasić - nie drgnęła cała reszta świata ptakom lato przedłużyć - została sikorka jasnoniebieska zawsze na początku zimy chciałem działać pozmieniać - napomniał mnie kamień czyżeś zgłupiał do końca - aktywni czas tracą chciałem zwątpić - w zwątpieniu znalazłem milczenie to od czego się wiara z powrotem zaczyna Kołysanka Dobranoc wujku dziki króliku biedronko komunizm uciekł jak zając nie będziemy stać w ogonku dobranoc wnuczku widzisz byłeś uparty a tylko jeden Darwin pochodził od babci małpy /2000/ Korona tulić Jego głowę z pierwszymi włosami w Betlejem pod gwiazdą uprzejmie schyloną w Nazarecie głaskaną Maryi rękami kto przytuli do siebie z koroną cierniową Którędy Którędy do Ciebie czy tylko przez oficjalną bramę ze świętymi bez przerwy w sztywnych kołnierzykach niosącymi przymusowy papier z pieczątką może od innej strony na przełaj trochę naokoło od tyłu poprzez ciekawą wszystkiego rozpacz poprzez poczekalnie II i III klasy z biletem w inną stronę bez wiary tylko z dobrocią jak na gapę przez ratunkowe przejście na wszelki wypadek z zapasowym kluczem od samej Matki Boskiej przez wszystkie małe furtki zielone otwierane z haczyka przez drogę niewybraną przez biedne pokraczne ścieżki z każdego miejsca skąd wzywasz nie umarłym nigdy sumieniem. Który Który stworzyłeś pasikonika jak szmaragd z oczami na przednich nogach czerwoną trajkotkę z wąsami na głowie bociana gimnastykującego się na łące kruka niosącego brodę z dłuższych piór barana znającego tylko drugą literę łacińskiego alfabetu kolibra lecącego tyłem słonia wstydzącego się umierać może dlatego że taki duży osła aż tak miłego że głupiego kowalika chodzącego do góry ogonem zresztą wszystkich co nie wiedzą dlaczego ale wiedzą jak kanciaste orzeszki buku co pękają tylko na czworo anioła po nieobecnej stronie - bez własnego pogrzebu z braku ciała żabę grającą jak nakręcony budzik nieśmiertelniki więdnące - więc prawidłowe i nieprawdziwe dyskretną rozpacz jak pogodne krakanie logiczną formułkę nad przepaścią niezawinioną winę psiaka z półopadniętym uchem łzę jak skrócony rachunek chyba jeszcze nie powstał na serio świat jeszcze trwa Twój uśmiech niedokończony Który stwarzasz jagody Ty który stwarzasz jagody królika z marchewką lato chrahąszczowc cień wielki małych liści zawilec półobecny bo uwiędnic zanim go się przyniesie do domu czosnek niedźwiedzi dla trzmieli smutek roślin wydrę na krótkich nogach ślimaka co zasypia na sześć miesięcy niezgrabny śnieg co ma wdzięk większy zanim zacznie tańczyć serce choćby na chwilę spraw niech poeci piszą wiersze prostsze od wspaniałej poezji 1978 Krzyż Mój krzyż co przyszedł z niewidzialnej strony zna samotność w spotkaniu przy stole niepokój i spokój bez serca bliskiego wie że mąż wzdycha częściej niż kawaler nie dziwi się już Hegel że w szkole dostawał po łapie nie każdy go rozumiał krzyż wszystko uprości nie człowieka - o miłość prosi Boga od tego zacząć żeby iść do ludzi wie i nie mówi bo słowom przeszkadzają słowa milczenie nawet rybkę w akwarium obudzi dopiero żyć zaczniesz gdy umrzesz kochając mój krzyż co przyszedł z niewidzialnej strony wie że wszystko wydarzyć się może choćby nie chciał tego na przykład wilia z barszczykiem czerwonym bez śniegu choć przecież zima w sam raz o tej porze czasami krzyż ofuka uderzy ubodzie z krzyżem jest się na zawsze by sprzeczać się co dzień jeśli go nie utrzymasz to sam cię podniesie a szczęście tak jak zawsze o tyle o ile bywa że się uśmiecha gdy myśli zapewne chce mnie zrzucić zobaczysz że ciężej beze mnie Kubek Nic chcę z poduszką krzesełka pieca łopatki wiaderka zegarka pieniędzy kuferka Szekspira szafy sweterka skarbonki trąbki pudełka domu co stał się już duchem lecz przywróć mi święty Antoni mój kubek z jednym uchem 1998 List Jeśli świętą zostaniesz, wszystko będzie święte w twoim życiu, łoże twardo słane, niepokoje i oschłość, wspomnienie spisane ukradkiem w pamiętniku, szorstki strój brązowy i każde z twych przeziębień, każdy twój ból głowy, zwykły klęcznik skrzypiący, posypane mrokiem pod niemodnym welonem twe oczy głębokie Pacierz, posługi w kuchni, szorowane schody, chorej siostrze podany łyk źródlanej wody, w czasie burzy sierpniowej, gdy wicher uparty wieje w celę jak w złoty śpiewniczek rozdarty Droga długa, kłująca, ciernista, niełatwa, i od lampki wieczystej krwawa zadra światła, co spadnie po nieszporach na twą ciemną głowę - gdy siostrze przełożonej drżą brwi jowiszowe Będzie ci, dziecko, dobrze. Krzyż pójdzie za tobą - i Jezus, co pod krami pochmurnego nieba - miłość w ranach ukrywa i w kruszynach chleba Rankiem, na mszę cię zbudzą te same kasztany, co mnie zawsze budziły, bzu szerokie kiście i szpaczek ci za furtą klasztorną zaśpiewa w dni ferialne po cichu, w święta uroczyście Lecz nagle list przerywam. Ktoś puka. Otwieram To tylko anioł przyszedł. Przesyłam go w liście List Właśnie dostałem list na cztery bite strony z wymalowanym sercem wyczytałem że będę szczęśliwy więc przychodzę do Ciebie Jezu frasobliwy bo już tylko cierpienie może mi pomóc mała litania Święty Florianie od pożaru święty Tadeuszu od burzy święta Agnieszko od tego co najprościej ocal jak szafirek co się pojawia w kwietniu przyjaźń w miłości bo wierna i nie dostaje bzika Miałem udowadniać Jezu na krzyżu od nieba do ziemi miałem mówić ale pomyślałem że słowa umniejszają jak każda czułość miałem iść za postępem ale powstrzymał mnie artykuł "Moda i życie wewnętrzne" miałem rozpaczać ale sądziłem że czasem można się przedostać do nieba pomiędzy niepewnością wiedzy a pewnością wiary pokazując jak bilet ulgowy - zapłakany policzek miałem udowadniać przeszkodziła mi śmierć - jak inna ojczyzna więc trzymałem się tylko Ciebie za palec Milcz Chciałem powiedzieć - przecież to okropne - ale przygryzłem język chciałem zapukać nie miałem do kogo milcz Bóg mówi dobrze o Bogu miłość Jest miłość trudna jak sól czy po prostu kamień do zjedzenia jest przewidująca taka co grób zamawia wciąż na dwie osoby niedokładna jak uczeń co czyta po łebkach jest cienka jak opłatek bo wewnątrz wzruszenie Jest miłość wariatka egoistka gapa jak jesień lekko chora z księżycem kłamczuchem jest miłość co była ciałem a stała się duchem i ta co nie odejdzie - bo znów niemożliwa Modlitwa Jezu Frasobliwy na przekór wszystkim bez parasola na deszczu z gołymi kolanami słaby bo bezstronny nieśmiały jakbyś debiutował wierszem z prośbą o prostotę samotny bo spokrewniony ze światem pewnie martwią Cię ludzie którzy są jak katechizm na każde pytanie muszą mieć koniecznie odpowiedź Modlitwa spowiednika Aniele Boży, Stróżu mój, spowiednik ze mnie lichy, więc gdy spowiadam, wspomóż mnie, jak na obrazkach cichy. Jeśli przypadkiem która z dusz przy stule mej uklęknie- anielskie swoje ręce złóż, modląc się przy nas pięknie. I uproś, bym jej w końcu dał to, co najbardziej drogie- tak odszedł, aby mogła być sam na sam z Panem Bogiem na biurku Tu leży mapa co się zmienia po każdej wojnie już nie taka sama tam znaczki pocztowe znowu trochę inne klej niby farba rozpuszczona w wodzie teczka o którą pies potrącił nosem pióro wieczne jak kłamstwo bo wcale nie wieczne przyszły długopisy i już się nie przyda książka pamiętnik damy chyba dawno temu mówią że tylko trzy razy jej nie było w domu w dniu ślubu w dniu chrztu dziecka i swego pogrzebu kalendarz jak nieszczęście, potwór - liczy milcząc tylko serce odmierza czas w odwrotną stronę w szufladzie stary pieniądz co wyszedł z obiegu z Piłsudskim ciekawostka maleńka liryka tak czysta że się za nią Już nic nie kupuje a te fotografie to moi umarli bez których przecież niepodobna istnieć szlachetni Na dobranoc Rozgadana wiedza wymowna poezja przez radio Szopen mówić do mnie będzie całuję cię na dobranoc mój krzyżyku niemy bo milczy tylko prawda i nieszczęście Nad pustą gazetą Nad pustą gazetą kiedy plany nasze wywracają się do góry nogami kiedy nazywają Ciebie dobrym Ojcem a inni głuchym kamieniem kiedy pozór wyskakuje jak filip z konopi w podziwie o wiele starszym od rozumu w zwątpieniu które także prowadzi w nieskończoność kiedy tak mało barw a tak dużo kolorów kiedy złoty środek staje się szary nad próżnią bez dna wciągającą świat kiedy niepokój ryczy Jak ósma chuda krowa kiedy możesz się rzucić na szyję Janowi XXIII na fotografii biegnę do Ciebie jak po nitce do kłębka 1967 najbliżsi nie proszę Już o spokoj ani o to żeby było inaczej nie mam żalu że nie mam malucha ani o to że mi najbliżsi rozrąbali głowę przyszedłem podziękować że jesteś Bogiem Nareszcie Nie poradził sobie z własnym ciałem więc uciekł od niego do lasu nareszcie bez rąk co chciały pisać o miłości bez nóg zabieganych w kółko bez serca co robi głupstwa bo myśli że jest na dwie osoby bez nerwów co wariują bez zmysłów co grzeszą bez łzy co zasłania jak listek figowy odetchnął jak słoń uczuciowy ale drzewa zaczęły go obmawiać ani człowiek ani anioł cham. Bez ciała przy nas stanął jak można być tak nieprzyzwoitym żeby się nawet z ciała rozebrać Narzekania stale narzekamy na dziurę w moście na piąte koło u wozu na dwa grzyby w barszczu na kropkę bez i na piłkę co łamie kwiaty na szczęście bez dalszego ciągu na to że nas nie widać na to że wszyscy umierają a nie tylko niektórzy na to jak bardzo wystarczy kochać żeby siebie zniszczyć ale stale potrzeba tego co niepotrzebne Naucz się dziwić Naucz się dziwić w kościele, że Hostia Najświętsza tak mała, że w dłonie by ją schowała najniższa dziewczynka w bieli, a rzesza przed nią upada, rozpłacze się, spowiada- że chłopcy z językami czarnymi od jagód- na złość babciom wlatują półnago- w kościoła drzwiach uchylonych milkną jak gawrony, bo ich kościół zadziwia powagą I pomyśl- jakie to dziwne, że Bóg miał lata dziecinne, matkę, osiołka, Betlejem Tyle tajemnic, dogmatów, Judaszów, męczennic, kwiatów i nowe wciąż nawrócenia Że można nie mówiąc pacierzy po prostu w Niego uwierzyć z tego wielkiego zdziwienia na słomce Przygasnę przy ołtarzu iskierka po iskierce zostaną tylko buty jak przydeptane serce Lampka wieczna jak lizak czerwony - lub policzek żołnierza, który gra na trąbce Msza się dzieje. Matka Boska mnie trzyma Jak niezdarną bańkę na słomce Nic Jakie to dziwne tak bolało nie chciało się żyć a teraz takie nieważne niemądre jak nic /2000/ nic więcej Napisał "MÓJ Bóg" ale przekreślił, bo przecież pomyślał o tyle mój, o ile jestem sobkiem napisał "Bóg ludzkości" ale się ugryzł w język, bo przypomniał sobie jeszcze aniołów i kamienie podobne w śniegu do królików wreszcie napisał tylko "Bóg". Nic więcej Jeszcze za dużo napisał Nie Nie posypujcie cukrem religii nie wycierajcie jej gumą Nie ubierajcie w różowe gałgany aniołów fruwających ponad wojną nie odsyłajcie wiernych do fujarki komentarza Nie przychodzę po pociechę jak po talerz zupy chciałem nareszcie oprzeć swoją głowę o kamień wiary Nie anioł stróż mojego Anioła Stróża nie widać choć nie zazdrości archaniołom nie strzeże nikogo jak na obrazku przewraca kładkę po której idę rzuca w przepaść na zbitą głowę wyciąga za nogawki pyta - jak leci mówię mu nieprzyzwoity po łacinie banał - Aniele tobie łatwo bo nie masz ciała ale mnie sempiterna zabolała nie rozumie strzeżonego Pan Bóg nie strzeże do Boga idzie się na całego przez kładkę skopaną przez miłość która wyszła bokiem przez rozpacz ze szczegółami przez korek uliczny w którym ugrzęzło pogotowie z syreną czasem jak stonoga co pomyliła nogi i stanęła jak noga tłumaczył i ja tłumaczę ale na obrazkach inaczej Niebieskie z czarnym W miłości każdej zawsze cokolwiek z przekory zakochani czasem brzęczą na siebie jak trzmiele choć podobno do nieba wpuszczają parami do pieklą pojedynczo bo tam separatki z świętością moją kłopot bo chyba przeze mnie mój Stróż Anioł ma stale jedno pióro ciemne zwierzęta także różne bo gorsze i lepsze owcę solą uraczysz a indyczkę pieprzem jeśli jest Kain musi być i Abel w raju Adam solidny a niepewna Ewa połącz niebieskie z czarnym będzie barwa szara co czasem przypomina pobożność bez gustu skrzywdzisz tego kogo za bardzo pokochasz nie udaje się wiara bez diabła i Boga Nie bój się nie bój się kochać jeśli tylko wierzysz Matka Boska Królową więc Jej ziemia cała przetrzyma ustrój przeżyje rozstanie serce jak stary Werter zdolne do cierpienia a miłość daje to czego nie daje więcej niż myślisz bo jest cała Stamtąd a śmierć to ciekawostka że trzeba iść dalej Niecierpliwa Miłość niecierpliwa nie na zawsze za mała pożal się Boże w dawnych listach została ślamazara skończyć się nie może rodzi się od razu umiera za długo nie ma czasu Nie za bardzo wiadomo Jakże to się dzieje że czas wtedy przychodzi gdy go wcale nie ma i w sam raz tyle tylko ile go potrzeba nawet we śnie gdy ciało podobne do duszy kto ma czasu za dużo wszystko czyni gorzej jeżeli kochasz czas zawsze odnajdziesz nie mając nawet ani jednej chwili na spotkanie list spowiedź na obmycie rany na smutku w telefonie długie pół minuty na żal niespokojny i na rozeznanie że dobrzy są mniej dobrzy a źli trochę lepsi bo w życiu jest tylko morał niemoralny Nie mogę trafić Wszystko się pozmieniało nie ma małych dworów pachnących owocami i pastą do podłóg z zazdrostkami w oknach z lawendą w szufladzie kościół też nieco inny. Spokojny choć przecież bez cichej i dyskretnej prababci łaciny stara się by Boga było lepiej widać lecz Bóg kocha naprawdę więc jest niewidzialny dworce przebudowano już nie mogę trafić na peron gdzie kogoś żegnałem na zawsze długopis karierowicz nieboszczyk atrament niebo morze i góry zostały te same *** Nie mówią o Tobie nic piszą oddalają w ciemność przechodzą mimo chcą zasłonić Jednym palcem Jakbyś już poszedł na prowincję zakładają okulary przeciwniebieskie obcinają oczy świętym niezadowoleni jakby wiara stała na jednej krzywej nodze jakbyś miał usta z filmu niemego Klękam w świeżych ranach mszy 1964 Nienazwane Jak się nazywa - to nienazwane jak się nazywa to - co zabolało ten smutek co nie łączy a rozdziela ta przyjaźń lub inaczej miłość niemożliwa to co biegło naprzeciw a było rozstaniem to wciąż najważniejsze co przychodzi mimo ta przykrość byle jaka jak chłodny skurcz w piersi ta straszna pustka co graniczy z Bogiem to - że jeśli nie wiesz dokąd iść sama cię droga poprowadzi Nie płacz Nie płacz. To tylko krzyż przecież tak trzeba Nie drżyj. To tylko miłość jak rana w przylepce chleba I ty jak zabawny kos co się kosowej spodziewa łatwiej kiedy się nie wie Zamyślił się anioł chciał zabrać głos lecz poszedł do nieba nie rozdzielaj Miłość i samotność wzięły się pod ręce jak siostry idą noga w nogę nie rozdzielaj ich nie szarp. Łapy przy sobie miłość bez samotności byłaby nieprawdą samotność bez miłości rozpaczą stała Matka pod krzyżem jak pod srebrnym obrazem nie minęły trafiły do niej też przyszły razem Chodzi księżyc jak morał albo osioł po niebie jeśli były gdzie indziej to i przyjdą do ciebie Nie tak nie tak moja dusza mi nie wierzy moje serce ma co do mnie wątpliwości mój rozum mnie nie słucha moje zdrowie ucieka moja miłość umarła moje fotografie rodzinne nie żyją mój kraj jest już inny nawet piekło zmyliło bo zimne nakryłem się cały żeby mnie nie było widać ale łza wybiegła i rozebrała się do naga Nie tylko my Czytamy - Bóg tak umiłował świat... a więc nie tylko ludzi ale i pliszkę odymioną pszczołę jeża eleganta wprost spod igły nawet muła ni to ni owo bo ani to koń ani osioł (żal że go człowiek stwarzał żyje jak kawaler co się nie rozmnaża) gruszę co kwitnie zaraz przed jabłonią liście konwalii prawie bez ogonka cielę co za matką się wlecze a my tak czulimy się do Boga jakby On miał nas tylko kochać na świecie nie wiadomo komu daj się modlić nie wiedząc za kogo i o co bo Ty wiesz najlepiej czego nam potrzeba kto ma dzisiaj wyzdrowieć a kogo ma stuknąć śmierć lub inaczej piorun sympatyczny komu zabrać masz urząd by przywrócić rozum droga nie zna swej drogi kwiat o sobie nie wie słowik nie narzeka że nie sypia nocą gęś się nawet nie dziwi że ma oczy z boku stara małpa nie zgadnie czemu nie siwieje święty śnieg bo spada nie wiadomo komu święte to co przychodzi wciąż wbrew naszej woli noc Noc - gwiazdę przyprowadza smutek - białą brzozę miłość niesie w ofierze czystego baranka spokój - samotność mrówek gdy wszystkie są razem Wiara stale chce pytać lecz gardło wysycha jeśli Bóg jest milczeniem zamilczeć potrzeba Nocą nocą modlił się w Ogrodzie Oliwnym sam na sam z Aniołem jak z dziewczynką,w bieli trzej najbliżsi wybrani zasnęli kogut wrzasnął nad ranem biegło serce nie wybrane takie nie śpi o bólu W co się ból może zmienić w gniew tupanie nogą w otwartą książkę zamkniętą powoli w modlitwę płacz prywatny bo wprost do poduszki list pisany pięć razy bez związku od rzeczy milczenie przy stole chodzenie tam i nazad dookoła prawdy dotknięcie ust samotnych łyżeczką herbaty w to co niemożliwe - jeszcze nie ostatnie w tę samą znowu miłość kończącą się długo pozwól więc Matko niech dalej boli O braciach pytających się samych siebie Wyszli bracia - wiatr we włosach - co za czas!- w oczach gwiazdy i drzewa na spodzie - pochyleni, zanurzeni po pas, brodzą w nocy czerwcowej jak w wodzie. Zatrzaśnięte na krzyż okiennice, nie skoszony jeszcze zapach łąk - - chodźmy prędzej, takie ciemne ulice z tym księżycem, co dogasa u rąk. - Czy to życie jeszcze, czy już sen? - pomysł pierwszy, potem ja pomyślę - i dziwili się, to tamten, to ten - las się chwieje, Jakby stał na Wiśle. Mamy umrzeć czy żyć dalej - może wiesz - rozważ pierwszy, potem ja rozważę - a już wschodził powoli jak świt odgłos dzwonów porannych na twarze. 1937 O cokolwiek zapytasz czemu serce jak żebrak gdzie indziej istnienie wierna miłość nietrwała ślub co przeszedł obok czemu święty i grzesznik w tym samym pewexie niepewność świętych jaka łaska grozi czemu łza opiekunka do gardła mi wpadła bo szczęście się urwało nie wiadomo po co o cokolwiek zapytasz trzepnie cię milczenie Bogu nie stawia się pytań dlaczego Oda do rozpaczy Biedna rozpaczy uczciwy potworze strasznie ci tu dokuczają moraliści podstawiają ci nogę asceci kopią lekarze przepisują proszki żebyś sobie poszła nazywają cię grzechem a przecież bez ciebie byłbym stale uśmiechnięty jak prosię w deszcz wpadłbym w cielęcy zachwyt nieludzki okropny jak sztuka bez człowieka niedorosły przed śmiercią sam obok siebie O lasach Poszedłem w lasy ogromne szukać buków czerwieni jeżyn dojrzałych dzięciołów małych rogów jelenich jagód prawdziwych wilg piskląt żywych mrowiska i w oczy sarny- brązowej panny popatrzeć z bliska- szyszek strąconych- tajemnic sowich zająca i strach mnie porwał na myśl o Bogu- bez końca O wierze Jak często trzeba tracić wiarę urzędową nadętą zadzierającą nosa do góry asekurującą głoszoną stąd dotąd żeby odnaleźć tę jedyną wciąż jak węgiel jeszcze zielony tę która jest po prostu spotkaniem po ciemku kiedy niepewność staje się pewnością prawdziwą wiarę bo całkiem nie do wiary Piosenka ludowa Głuchy kamieniu ile gaduł plecie o milczeniu modlitewniku pełen pacierzy diabeł nie tańczy kiedy się wierzy głogu czerwony jak krew głęboka osa pogryzie kiedy cię kocha Po koncercie Bach Chopin Mozart o Matko Najświętsza jest jeszcze cisza od muzyki większa Poczekaj Nie wierzysz - mówiła miłość w to że nawet z dyplomem zgłupiejesz że zanudzisz talentem że z dwojga złego można wybrać trzecie w życie bez pieniędzy w to że przepiórka żyje pojedynczo w zdartą korę czeremchy co pachnie migdałem w zmarłą co żywa pojawia się we śnie w modnej nowej spódnicy i rozciętej z boku w najlepsze najgorsze w każdego łosia co ma żonę klępę w niebo i piekło w diabła i Pana Boga w mieszkanie za rok Poczekaj jak cię rąbnę to we wszystko uwierzysz Podziękowanie Dziękuję Ci że nie jest wszystko tylko białe albo czarne za to że są krowy łaciate bladożółta psia trawka kijanki od spodu oliwkowozielone dzięcioły pstre z czerwoną plamą pod ogonem pstrągi szaroniebieskie brunatno fioletowa wilcza jagoda złoto co się godzi z każdym kolorem i nie przyjmuje cienia policzki piegowate dzioby nie tylko krótkie albo długie przecież gile mają grube a dudki krzywe za to że niestałość spełnia swe zadanie i ci co tak kochają że bronią błędów tylko my chcemy być wciąż albo-albo i jesteśmy na złość stale w kratkę Posłuchaj Mertonie święty Boga nazwałeś Ciszą Milczenia To snieg nakłamał tak długo padał za oknem to chłopiec zmylił pewnie zbyt cicho liczył króliki na palcach Posłuchaj krzyża rozpaczy serca wszystko inaczej bo nie jest ciszą głazem pytaniem lecz płaczem Postanowienie Postanawiam pracować nad tym żeby się pozbyć byka retoryki wazeliny stylizacji galanteryjnych pauz wypucowanej składni lirycznego śmietnika żeby zimą przyklęknąć i przynieść Ci niewykwalifikowaną ręką baranka śniegu. Prośba o dary Proszę o dar łez i śmiechu, Ciebie, co czarną mrówkę na czarnych kamieniach widzisz z nieba nocą czarniejszą od grzechu. A na ostatek - o dar zapomnienia - o grób w wiejskiej parafii - mijany w pośpiechu. Przezroczystość Modlę się Panie żebym nie zasłaniał był byle jaki ale przezroczysty żebyś widział przeze mnie kaczkę z płaskim nosem żółtego wiesiołka co kwitnie wieczorem wciąż od początku świata cztery płatki maku serce co w liście wzruszenie rysuje (chociaż serce chuligan bo bije po ciemku) pióro co pisze krzywo kiedy ręka płacze psa co rozpoczął już wyć do sputnika mrówkę która widzi rzeczy tylko wielkie więc nawet jej przyjemnie ze jest taka mała miłość jak odległość trudną do przebycia zło z którym biegnie cierpienie niewinne bliskich umarłych i nagle dalekich jakby jechali bryczką w siwe konie babcię co mówi do dziewczynki w parku kiedy będziesz dorosła jeszcze mnie zrozumiesz najkrótszą drogę co zawsze przy końcu aby już Ciebie tylko było widać Przyjdźcie Przyjdźcie potrzaskane klony jasne i żółte obszarpany z liści grabie dyskretny żołnierze z dziurami w głowach przyjdź dziewczynko spalona z łopatką do piasku i chłopcze coś przed śmiercią grał na scenie słonia przyjdź stara kwoko na urwanej łapie przyjdźcie cierpienia niewinne przyjdźcie Adamie i Ewo coście za szybko chcieli wiedzieć co dobre a co złe przyjdź cebulo co w swoich trzech sukienkach namawiasz do płaczu przyjdźcie i powiedzcie że to nie Jego wina Pytam Jak uprościć wszystko zapłakać jak nie szukać innego siebie jak nie wiedzieć w sam raz i za dużo ani trochę już i zupełnie jak biedronkę osłonić ręką jak patykiem rysować wzruszenie jak Jezusa przybliżyć tym wszystkim którym dzisiaj zgłupiało sumienie Przyszła Znowu przyszła do mnie samotność choć myślałem że przycichła w niebie Mówię do niej: - Co chcesz jeszcze, idiotko? A ona: - Kocham ciebie /2000/ Rachunek sumienia Czy nie przekrzykiwałem Ciebie czy nie przychodziłem stale wczorajszy czy nie uciekałem w ciemny płacz ze swoim sercem jak piątą klepką czy nie kradłem Twojego czasu czy nie lizałem zbyt czule łapy swego sumienia czy nie rozróżniałem uczucia czy gwiazd nie podnosiłem których dawno nie ma czy nie prowadziłem eleganckiego dziennika swoich żalów czy nie właziłem do ciepłego kąta swej wrażliwości jak gęsiej skórki czy nie fałszowałem pięknym głosem czy nie byłem miękkim despotą czy nie przekształcałem ewangelii w łagodną opowieść czy organy nie głuszyły mi zwykłego skowytu psiaka czy nie udowadniałem słonia czy modląc się do Anioła Stróża- nie chciałem być przypadkiem aniołem nie stróżem czy klękałem kiedy malałeś do szeptu. Rany Mówią, że Cię poznano przy łamaniu chleba raczej po ranach rąk Twych które go złamały chleb niewidoczny jak tajniak na co dzień być albo nie być nie dla nas pytanie tylko Ty jesteś obraca się ziemia miłość oddala bo za bardzo zbliża chleb tak jak serce o wiele za małe rany świadczą więcej niż ręce rozdały Samotność Nie proszę o tę samotność najprostszą pierwszą z brzega kiedy zostaję sam jeden jak palec kiedy nie mam do kogo ust otworzyć nawet strzyżyk cichnie choć mógłby mi ćwierkać przynajmniej jak pół wróbla kiedy żaden pociąg pośpieszny nie spieszy się do mnie zegar przystanął żeby przy mnie nie chodzić od zachodu słońca cienie coraz dłuższe nie proszę Cię o tę trudniejszą kiedy przeciskam się przez tłum i znowu jestem pojedynczy pośród wszystkich najdalszych bliskich proszę Ciebie o tę prawdziwą kiedy Ty mówisz przeze mnie a mnie nie ma Spieszmy się Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą zostaną po nich buty i telefon głuchy tylko to, co nieważne jak krowa się wlecze najważniejsze tak prędkie, że nagle się staje potem cisza normalna więc całkiem nieznośna jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy kiedy myślimy o kimś zostając bez niego Nie bądź pewny, że czas masz, bo pewność niepewna zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście przychodzi jednocześnie jak patos i humor jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej tak szybko stad odchodzą jak drozd milkną w lipcu jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon żeby widzieć naprawdę zamykają oczy chociaż większym ryzykiem rodzić się nie umierać kochamy wciąż za mało i stale za późno Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą Spowiedź Wstyd mi Boże, ogromnie, że jak grzesznik piszę, że z czasem zapomniałem Tomasza z Akwinu, że gdy w maju litania- słowika wciąż słyszę, a jadąc do chorego- sławię dzikie wino, obłoki, karpie w stawie zimą- kiepskie sanie, kominek, co mi do snu po łacinie gada- I nagle myśl natrętna, straszna jak powstanie- Z uczynków? To zbyt mało. Z ran mnie wyspowiadaj. Spoza nas (wiersz z banałem w środku) nie bój się chodzenia po morzu nieudanego życia wszystkiego najlepszego dokładnej sumy niedokładnych danych miłości nie dla ciebie czekania na nikogo przytul w ten czas nieludzki swe ucho do poduszki bo to co nas spotyka przychodzi spoza nas
  22. izu-przeważnie to co jest do opracowania jest nawyrost. a podpytywałaś promotora co się szykuje...są często pytania klucze.
  23. dzięki dziewczyny, żaden to zarobek ale ulokowanie pieniędzy :) dość okzaujnie się udało. samadamo- porandkowalście na wyjeździe? zdrowia dla dawidka! nie wiem czemu nie odpowiadają na meila, brak czasu, kompetencjie....w każdym razie lepiej dowiedzieć się czego potrzeba niż strzelić kulą w płot. ewka- tak czy inaczej ani jedynak ani mam jedynaka nie jest w niczym inna niż mama wielodzietna lub dzieci z rodzeństwem. kwestia charateru sposóbu wychowania etc. .:).z rodzeństwem mam podobną sytuację do twojej. starszy brat...ciężka historia, w zasadzie obcy człowiek proforma. a z młodszym nie często się widuje, choć kontatky mamy dobre. baryłko kto jak kto ale ty najllepiej poszalejesz z linkami, gdzie ty te ciasta w siebie chowasz, te cole....?
×