Hej,
Po pierwsze to chciałem się z Wami wszystkimi tu przywitać.
Czytam ten temat powolutku od pierwszej strony, jestem już koło 60:) Dużo strasznie tu tego wszystkiego.
Powiem Wam, że ten temat pomaga mi się jakoś trzymać w pionie. Jak zaczyna mnie łapać dól, rany zaczynają się otwierać to zaczynam czytać...I to pomaga, na prawdę.
U mnie też sytuacja życiowa w ostatnim czasie uległa dużej zmianie. I boli dalej strasznie wszystko. W tyg przed walentynkami moje skarbie napisało mi, że ma wątpliwości czy chce jeszcze ze mną być. A jesteśmy już prawie 3 lata(bez 2 miesięcy). W tyg spotkaliśmy się, wypłakali sobie i wydawało się że będzie już dobrze. Przyszła jednak sobota przed walentynkami i ona powiedziała że nie wie czy chce to dalej ciągnąć, nie chce mnie ranić, nie wie sama co czuje no i chce rozstania. Było ciężko, łzy ale jakoś bez pretensji się rozeszliśmy. Przez cały tydzień walczyłem, nie umiałem się pogodzić z tym faktem, jak to ona mogła przestać mnie kochać. No i wyszła do mnie z propozycja spotkania, bo jest jej strasznie źle, czuje sie pusta. Wiec spotkaliśmy się w pt cały dzień było cudownie, w sobotę również...a w niedziele znow że ona dalej nie wie co czuje i chce przerwy. No i ja znów walczę. Może niepotrzebnie tak ją naciskam, nie wiem. Ale ona sama otwarcie mówi że nie wie czy chce próbować jeszcze raz, nie wie co czuje. Chce przerwy a jednak sama się odzywała do mnie. Ja już nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Pogubiłem się. Przepraszam że tak długo napisałem ale musiałem sytuacje przedstawić. Ciężko tak jest.
Co robić? Walczyć? Dać jej spokój? Poratujcie, tylko tu dostaje jakiegoś uspokojenia.