Czytam Kochani ten wątek i chociaż wiele tu tragedii, to jakoś poczułam, że nie jestem taka osamotniona w swoich przeżyciach. Dwa lata temu także straciłam najblizszą mi osobę. Od tej pory nic już nie cieszy i nie jest takie samo, ale trzeba żyć i udawać, że jest ok, bo tak naprawdę mało kto jest w stanie zrozumieć taką więź miłości , jaka czasem łączy ludzi. I coś jeszcze-czas wcale nie leczy ran. Są ludzie, po których zostaje taka ogromna pustka, że tak naprawdę umiera jakaś cząstka nas. Na zawsze.
Zyczę dużo siły tym, którzy jej tak mocno potzrebują.