Witam przeczytalam wasze komentarze na temat zwiazkow z alkocholikami i widze w nich obraz z mojego zycia. Nigdy nie przypuszczalam ze ten problem moze dotyczyc rowniez mnie, ale niestety tak sie stalo. Po slubie dopiero wyszlo na jaw ze moj maz jest alkocholikiem. Przez caly moj zwiazek z mezem nie bylo ani jednego trzezwego wekendu. Juz w piatek po pracy stawial flaszke wodki na stol i zaczynal libacje, a gdy czol sie niedopity to dzwonil po kumplach wieczorem i wychodzil sie dopic, probowalam go zatrzymywac, mowiac ze jest juz pozno a on nie byl w stanie nawet po schodach isc, ale to nie pomagalo. Jak pil w domu to nie skonczyl dopluki butelka bedzie pusta. Czesto sie zdazalo ze przychodzil z pracy pijany, Co bylo dobijajacym widokiem dla mnie i dla naszej corki. W soboty jak mowil ze idzie do pracy ( przewaznie soboty mial wolne) ubieral sie w robocze ciuchy i wychodzil, a dwie godziny po jego wyjsciu okazalo sie ze poszedl sie napic do kumpla dwie klatki obok.
Czesto plakalam przez niego, czesto chcialam odejsc ale nie mialam tyle odwagi. Wciaz powtazalam sobie , a moze on sie zmieni. Nie zmienil sie. Bylo coraz gorzej zaczal byc agresywny i psychicznie sie znecal nademna. Setki razy prubowalam z nim rozmawiac jak powinna wygladac rodzina i zeby wekendy poswiecil rozdinie a nie flaszce wodki. Niestety wszystko na marne.
Meczylam sie z nim niecale 3 lata. Ciesze sie ze wreszcie przejzalam na oczy i mialam tyle odwagi zeby go zostawic. Poco mi taki facet. Spakowalam siebie i corke i poprostu sie wyprowadzilam, i nie wroce do niego. Teraz jestem w trakcie rozwodu, ale bedac z daleka od niego czuje ze zaczynam zyc od nowa. I nie zaluje tej decyzji.