Witam wszystkich. Mam na imię Ewa i mam 21 lat. Jestem DDA, (czy Dorosłym Dzieckiem Alkoholika).
W latach dzieciństwa wiele przeszłam, te kłótnie, awantury po pijaku, pogotowie, policja, po jakimś czasie ojciec się uspokoił. (brat też wiele razy rozrabiał, i musiała przyjeżdżać policja, bywało tak, że miałam ataki lęku przez niego, cała sztywniałam, trzęsłam się jakbym miała padaczkę)... :(
W latach szkolnych miałam bardzo przykre przeżycia, nie miałam koleżanek, w szkole mnie poniżali, czasem przezywali, koledzy i koleżanki wiedzieli, ze mam arachnofobie, (lęk przed pająkami), lubili rzucać je na mnie, a ja się tak strasznie bałam...
Nauczyciele uwzięli się na mnie, dyrektor mojej szkoły podstępem porwał mnie do Pogotowia Opiekuńczego (bez żadnego nakazu i bez wiedzy moich rodzicowi, do dziś bezkarny), w którym spędziłam 4 DNI, 4 długie dni, które były dla mnie PIEKŁEM NA ZIEMI, dla takiego młodego umysłu to było szokiem, miałam wtedy około 15 lat.
Tam było okropnie. Już myślałam, ze nie wrócę do domu.
Po zakończeniu gimnazjum było troszkę lepiej, w technikum mogłam 'ODDYCHAĆ', miałam koleżanki, (choć bez rewelacji ale lepiej niż w podstawówce czy gimnazjum), wychowawczyni była okropna, ale nikt jej nie lubił, wiec nie byłam z tym problemem sama. Po ukończeniu szkoły... Moje życie toczyło sie dalej, poznałam pewna dziewczynę, która została moja "przyjaciółka", oczywiście dziś żałuję, że pozwoliłam tej osobie wtargnąć w moje życie, nie mam z nią kontaktu od kilku tygodni, jest w moim wieku, to osoba uzależniona od alkoholu, tabletek nasennych, mająca poważne problemy ze swoją psychiką, również z zespołem DDA (tak jak ja, tyle, że ja jestem w miarę normalna), Ada (bo tak ma na imię moja była przyjaciółka) wykorzystywała mnie do swoich celów, była dla mnie bardzo fałszywą osoba, bardzo natrętną, przez nią o mały włos nie wylądowałam w więzieniu, przez nią mogłam umrzeć (ale to dłuuuga historia), żałuję, że ją poznałam, ale może tak miało być? W sumie to wiele mnie nauczyła, przede wszystkim tego, że jeśli ktoś przynosi nam wieści o innych, to również innym przekazuje wieści o nas, i nie wolno takim osobom się zwierzać, mogłam przez nią uzależnić się od alkoholu, a już było tak, że piłam tak jak ona. Ale to się już skończyło dzięki Bogu. Do czego zmierzam: Zadaję sobie to pytanie dlaczego tak jest, że albo jestem sama, i nie mam przyjaciół, albo mam przyjaciół, ale takich, którzy są Z TEJ DOLNEJ PÓŁKI?
Znam odpowiedź. Dlatego, że ja sama nie mam o sobie dobrego zdania, przyczyna leży we mnie. Ale świadomość to za mało, ja po prostu nie mam siły, żeby siebie zmieniać :( Chyba dlatego, że tak dużo właśnie byłoby do zrobienia z moich charakterem.
Miesiąc temu zerwałam roczny związek z chłopakiem, który pił i kłamał. Dosłownie jak mój ojciec.
PIŁ i KŁAMAŁ.
To było bardzo bolesne, ale jakoś przeżyłam. Odkąd nie jesteśmy razem, źle czuje się we własnym towarzystwie, szukam akceptacji gdzie się da.
Moje życie kręci się wokół internetu. Tylko tu żyję, tylko tu moge "istniec".
Nie mam przyjaciół, z nikim się nie spotykam, a jeśli mam jakieś propozycje spotkań ze strony kolegów, po prostu je odrzucam, z myślą, że to i tak nic nie zmieni, z reszta moi koledzy... Tez raczej nie są z "WYŻSZYCH PÓŁEK".
Wiem, że zmiana życia jest na wyciągnięciem naszej reki, wystarczy tylko siebie z całych sil pokochać, i myśleć pozytywnie oraz dążyć do celów z oporem, ale ... dla mnie to ostatnio stało się bardzo trudne. Chciałabym kochać i być kochaną, ale już zrozumiałam, że miłość to działka nie dla mnie:( Z reszta dzieci, małżeństwo... To mi się źle kojarzy, BARDZO źle. Nie mogę znaleźć pracy, od kilku miesięcy siedzę w domu, czuje się jak pasożyt, czuje się taka niepotrzebna, bezradna :( Nie mam siły. To co Wam tu napisałam to i tak tylko wielki skrót historii mojego życia.
Zauważyłam u siebie taki podły nastrój i brak chęci do życia od dłuższego czasu, boję się, że to już depresja, ale do lekarza nie idę, byłam już kilka razy. Tabletki nie pomogą, a jeśli tak to tylko na jakiś czas, a zawsze ich brać nie mogę, wiem czym to pachnie, moja mama jest uzależniona od psychotropów, i widzę jak się niszczy. I przy okazji mnie, bo ona czasem nie panuje nad emocjami, i sie wyżywa na mnie, wtedy mam dość.
Nie widzę sensu swojego życia, myślę, że gdybym zniknęła nikt by tego nie zauważył, z wyjątkiem moich rodziców i rodzeństwa.
Myślę też, że moim problemem jest fakt, że ja sama nie wiem czego chcę od życia...
Chciałabym miłość ale chcę być sama, bo czuję się "bezpiecznie",
chciałabym żyć ale chcę umrzeć... :(