Witam, cieszę się, że trafiłam na to forum. Myślałam, że to tylko ze mną jest coś nie tak ale widzę że niestety jest nas więcej :( Ja biorę tabletki od ok 10 miesięcy i w tym czasie mogłam zrobić tylko dwie siedmiodniowe przerwy :( dodam, że biorą je z konieczności bo leczę endometriozę (zabiegi, operacje niestety nie pomogły) a nie dla przyjemności czy z obawy przed ciążą. Mam wspaniałego narzeczonego, pomału zbliża się nasz ślub ale ja nie mogę patrzeć jak on się męczy. Na początku nie było tak źle, bywały dni kiedy to ja dosłownie "rzucałam" się na niego, niestety od pewnego czasu wszystko się zmieniło:( On mnie rozumie ale ile może wytrzymać facet śpiąc w jednym łóżku ze swoją ukochaną, która odwraca się na drugi bok żeby jak najszybciej zasnąć, ostatnio nawet na pieszczoty i przytulanie nie mam ochoty :( Kilka razy rozmawialiśmy na ten temat, uzgodniliśmy, że nie będzie namawiał, nalegał a jak najdzie mnie ochota to "pofiglujemy" ale nie chce żebym się zmuszała. Jestem mu wdzięczna, że tyle ze mną przeszedł, znosi wszystkie moje humory, wybuchy złości czy płaczu. Najgorzej było przez pierwsze 2 miesiące kiedy brałam Gravistat, wtedy sama ze sobą nie mogłam wytrzymać:( a ON był przy mnie i cierpliwie mnie wspierał mimo, że nie raz mu się "oberwało" bez powodu. Później zmieniła lekarza i przeszłam na Yasminelle, co z tego, że poprawiło się moje samopoczucie i zachowanie wobec bliskich mi osób jak moje libido DRAMATYCZNIE spadło, w zasadzie w ogóle go nie ma:( Kocham Go najbardziej na świecie i nie wyobrażam sobie życia bez niego ale boję się że przez to Go stracę. No bo ile można wytrzymać 2....3....4 dni?? 2...3...4... tygodnie to już nie za bardzo:( i wtedy znowu zaczyna mnie namawiać, czasem się zmuszam ale przecież nie o to chodzi. Czasem osiągam orgazm ale znacznie rzadziej i to nie to samo co kiedyś:( Zastanawiam się nad przerwanie tabletek ale z drugiej strony tyle już wytrzymałam, endometrioza pomału znika, nie chcę tego zaprzepaścić i przechodzić przez to od nowa:( Mój narzeczony jest naprawdę facetem jakiego mogłam sobie wymarzyć, jestem mu bardzo wdzięczna, bo to jaka jestem i kim jestem zawdzięczam tylko i wyłącznie Jemu. Zmotywował mnie i zmobilizował do wielu rzeczy a wiem, że bez Niego bym tego nie osiągnęła. Jestem zupełnie inną osobą niż zanim Go poznałam. Doceniam to co dla mnie robi, szanuje Jego i jego potrzeby ale już sama nie wiem co mam zrobić:( Ostatnio sporo o tym myślę i nieraz przeszło mi przez myśl, żeby dać mu wolną rękę żeby spotkał kogoś z kim będzie Mu dobrze:( Bardzo bym chciała, żeby był szczęśliwy a ja przy nim czuję się jak zimna, drewniana kłoda ;( ;( ;( ;( Jestem zrozpaczona i zdruzgotana bo czuję że szczęście ucieka mi między palcami ;( ;( ;( ;( ;( CO ROBIĆ ???