Tylko ja wiem, że on na chwilę poszedł. Wiem, że po pracy przyjedzie od razu pod szkołę. Będzie godzinami stał pod moim oknem. On jest zdolny do wszystkiego, a ja wiem, że ulegnę. Zawsze ulegam.
Boję się, że jeżeli naprawdę doszłoby do rozstania, nikt nie uwierzyłby mi w to co on mi robił. Wszystko obróciłoby się przeciwko mnie. Najgorsze jest to, że mam okropne wyrzuty sumienia, że go tak ranię. Bo on w ostatnim czasie dużo cierpiał. 1,5 miesiąca temu umarł mu tata. Najwspanialszy człowiek na świecie, odszedł z dnia na dzień. On strasznie to przeżył, a ja cały czas byłam przy nim. Pocieszałam, bo sama dobrze wiem jak to jest stracić tatę. Mój umarł pięć lat temu... I właśnie po śmierci mojego taty poznałam jego. On chyba wykorzystał to, że byłam taka słaba, spragniona milości. I pewnie dlatego przystawałam na jego warunki. Myślałam, że on robi to z miłości, że się mną zaopiekuje... Dopiero po pewnym czasie zdałam sobie sprawę, że to nie jest normalne.
Wracając do jego taty... Był naprawdę jednym z najlepszych ludzi, jakich poznałam. Nigdy nie podniósł na nikogo głosu, a tym bardziej ręki... Był pomocny, kochany i po prostu był dobrym człowiekiem. Był idealnym mężem i ojcem. Więc powiedzcie mi do cholery, skąd on wziął takie wzorce? W domu nie miał patologii, miał szczęśliwe dzieciństwo, nikt nie pił w jego rodzinie, po prostu normalny, ciepły dom. Jego rodzice bardzo się kochali...
Myślałam, że po takiej tragedii się zmieni, zobaczy, że życie jest takie kruche i nie warto marnować go na cierpienie... To on stwierdził, że jak mogę taka być, że wykorzystuję śmierć jego taty, by osiągnąć własne korzyści...
Teraz mam wyrzuty sumienia, że jak go zostawię, to wszyscy powiedzą, że jak ja mogę być taka okrutna?