Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

takamala

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez takamala

  1. Renta 11, Paulina, dziekuje ze jestescie, buszujaca:) Kochane Dziewczyny...ależ mi z Wami dobrze:)) Dzieki raz jeszcze za wszystkie ciepłe słowa. Dziekuje ze jestescie- trzymam mocno kciuki za jutrzejszy dzien. Jestem osobą wierzaca i specjalnie dzisiaj udaje sie na majówke w Twojej intencji. Pomodle sie do Kobiety i Mamy o siłe, nadzieję i spokoj dla Wspanialej Kobiety i Mamy- dla Ciebie. Kochane, dzieki Wam wracam do siebie , zaczynam na nowo wierzyc w to, kim jestem. Wiem, ze to co robie jest dobre i wazne. Nie zaprzepaszcze tego dla czyjegos chorego "widzimisie". Jestem z Wami. Całuję.
  2. Paulina 36, dziękuję że jestescie-->> Dzięki za waszą pomoc, za słowa otuchy, refleksje- naprawde bardzo wiele dla mnie znaczą:)) Coz moge napisać- oczywiscie macie rację. Paulinko, Twoje podejrzenia sa słuszne. Troszke ponad miesiąc temu dostałam niespodziewanie świetna propozycje pracy- uważaną za bardzo rozwojową,w prestiżowym ośrodku badawczym, z możliwościa otwarcia przewodu doktorskiego, w dodatku swietnie płatną. Nareszcie bede mogla realizowac sie w pelni- zarówno w pracy klinicznej jak i stricte naukowej. Dziwnym trafem to wtedy nastąpiła eskalacja przemocy z jego strony. Nigdy mi tego nie powiedział wprost ( ze cos sie nie podoba), ale ja to po prostu czułam i czuję. Np. kiedy w pierwszych tygodniach pracy zmęczona , ale w skowronkach wracałam do domu i mówilam jak to jest mi dobrze i cudownie- mówił , ze jestem monotematyczna, a on nie ma ochoty wysłuchiwac wiecznie tekstów o pracy. Ja zawsze chetnie wysłuchiwalam jego relacji, czesto doradzalam, na pewno nigdy nie zbywalam. Pamietam, ze od poczatku naszej znajomosci mowilam mu, jak wazny jest dla mnie zawod , ktory wykonuje i ze nigdy, przenigdy z niego nie zrezygnuje. Udowodnilam w swoim zyciu wiele razy, ze "impossible is nothing", ze wszystko jest do pogodzenia. Wiem, jak pogodzic macierzynstwo z pracą, ale to chyba normalne, ze oczekuje pomocy partnera, a na pewno nie kłód pod nogi..Tymczasem wydaje mi sie, ze on czeka, zeby cos mi sie nie udało, że wiecznie chce ze mna rywalizowac, a nie grac do jednej bramki. Odnośnie Twojego pomysłu z dawaniem ostatniej szansy jako ostatnim argumentem- dałam ją po ostatnim rzuceniu we mnie workiem ze smieciami i duszeniu- od tamtej pory nie podniósł na mnie ręki, ale w trakci nawet blahych sprzeczek- obraźliwie przezywa, przeklina.Nie wiem, czy to wyczerpuje argument "ostatniej szansy"?? Wczoraj pojechał do wspólnych znajomych na imprezę- zapytal czy nie chcę z nim jechać( od ponad tygodnia nawet nie rozmawiamy, on mnie obraża, stosuje przemoc psychiczną )- nie pojechalam, nie umiem udawać , ze wszystko ok, jesli tak nie jest.. Dzisiaj wrócił i powiedział ze cała sytuacje w samochodzie sprowokowałam ja, ze jest to moja wina i muszę zaplacic za zniszczenie jego życia:( Ze musze to "odpokutować"- tak sie wyraził. To na moje pytanie, "za co mnie tak nie lubisz, co ja Ci takiego zrobiłam?" Nie wiem, na co liczę. Nie wiem, dlaczego jeszcze myśle o mnie i o nim jak o "NAS". Masz rację, nie chce takiego Taty dla moich dzieci. Tymczasem przeglądam anonse z ofertami wynajmu mieszkania. Trzymajcie kciuki Dziewczyny. Moze to początek zmiany?? Dzieki raz jeszcze za wszystko.
  3. Witajcie Dziewczyny. Jestem tu po raz pierwszy. Przeczytałam mnóstwo postów i zdecydowałam napisac o sobie..bo czuję się sama, bezbronna i zupełnie bezradna. Mam 29 lat.Jestem w moim związku 3 lata i 5 miesięcy. Jesteśmy Narzeczonymi. Oboje jestesmy lekarzami. Kłóciliśmy się dosyć często- wszystko tłumaczyłam sobie temperamentem- zarowno on jak i ja jestesmy dosc wybuchowi. Potem on zaczął mnie poniżać- mówił bardzo przykre rzeczy, zwykłe, codzienne niepowodzenia zawsze komentował w sposób oskarżycielski- "nie umiesz niczego zalatwic", "zawsze masz problemy z ludzmi" itd. Życie ciężko mnie doświadczyło- kiedy nagle zmarł moj Tata, pozostalyśmy z Mama , siostrami i bratem niemalze bez środkow do życia. Za rentę i stypendium naukowe zalozylam firmę. Udalo mi sie. Spokojnie skonczylam studia, pomoglam finansowo rodzinie, rozpoczelam swoja pierwsza prace i specjalizację. Znajomi postrzegają mnie jako bardzo silna, niezalezna , pracowita osobe. Zawsze podobalam sie mezczyznom. On po raz pierwszy podniósł na mnie rękę ok. roku temu. Nie uderzył mnie w twarz, szydził, że zrobi to tak, żeby nie było widać. Dusił mnie, wykręcał ręce, popychał na ścianę. Po tym pierwszym razie byłam w wielkim szoku. W dodatku on nie widział , i chyba do dzisiaj nie widzi w tym zadnego problemu. Wrecz odgrażał się, ze zrobi to ponownie i jest z tego dumny. W końcu po moich "wykładach" i drażeniu sprawy- przeprosił ( ale nie sadze ze zrobił to z przekonaniem). Potem było raz lepiej , raz gorzej. Z jednej strony przekonywał że kocha, wręcz namawiał na ślub- z drugiej strony przeklinał, wyzywał. Po wszystkim o wszystko oskarżał mnie- ze jestem "chora", "niezrównoważona psychicznie", że zabieram mu spokój, itd..Ze nikogo sobie nie znajdę, ze jesli nawet znajde sobie faceta to ten na 100% bedzie mnie zdradzał ( to było po tym, kiedy zaczełam odmawiac seksu- średnia przyjemnośc kochać sie z kimś , kto Cie nie szanuje..) Bardzo mnie to bolalo i po którejs takiej akcji rzuciłam nawet pierścionkiem zaręczynowym i kazalam zapomniec o ślubie. Straszył, ze mnie zniszczy zawodowo, zepsuje opinie. Oczywiscie, potem sie zawsze godziliśmy i jak sie pewnie domyslacie, pierścionek przyjęłam ponownie... Ostatni raz, 1,5 tygodnia temu odebral mnie z pracy. Mieliśmy pojechac do urzedu. Po drodze zapytalam o pieniadze , ktore mu pozyczyłam , a które on mial mi w ratach zwracac. Zapytalam naprawde spokojnie, bo juz kilka razy z tego powodu wybuchały awantury. NA to on, ze miedzy jego rodzicami jest inaczej i co to w ogloe w takim dlugim zwiazku jak nasz znaczy pozyczanie pieniedzy.(????) Odpowiedzialam, ze jego rodzice sa malzenstwem i pieniadze wydaja na wspolnie zaplanowane rzeczy . Wtedy po razkolejny zaczał mnie w samochodzie wyzywac- "Ty pier*****a pi**o, k***o" itd. Na to powiedziałam , ze " Zadnego ślubu nie bedzie"( dzien wczesniej, po powrocie z wizyty u jego rodzicow, ktorzy bardzo daza do nszego slubu pytal, na kiedy moglibysmy ustalic termin i wspolnie sie zastanawialismy). Po czym odjechal od urzedu ok. 2 km, zatrzymal sie na przystanku autobusowym i kazał mi z samochodu "wypierd***ć". Szłam do urzedu placząc. Teraz on terroryzuje mnie w domu, pyta o wyprowadzkę , ale i pisze smsy z propozycja wspolnego obidu, czuje ze chce zmiany sytuacji i powrotu do starej sytuacji( mieszkamy w jego mieszkaniu, które ja w 100% wyposazalam - meble, sprzety etc.).Boje się. Ja wiem , jak takie teksty czytaja osoby, które nigdy czegoś takiego nie przeżyły- ja sama kiedys byłam bardzo radykalna. Nie wyobrażałam sobie sytuacji, ze mogłabym być z kimś , kto mnie poniża.. A jednak. To wszystko dzieje się niepostrzezenie. Wkrada sie w zycie tak po prostu. Widzicie Kochane, wystarczyło że to napisalam i wiem, co powinnam zrobić..Ale jest mi cholernie trudno. Boję sie, ze nikomu juz nie zaufam, ze bede sama, tak naprawde wszystkiego sie boję. Jedyną ostoją pozostala moja rodzina i praca. Moja mama, siostry i brat o niczym nie wiedzą. Nie chce im mowić, martwić. Balgam napiszcie coś. Potrzebuje pomocy.
×