Marionetka73
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Reputacja
0 Neutral-
Wiem, że się poniżyłam... nic juz na to nie poradzę. Myślę, że w jakiś sposób nadal go kocham, przeważnie doceniamy coś dopiero wtedy gdy to stracimy. Dla tego związku jest już za późno a następnego jakoś nie moge sobie wyobrazić. Nie wierzę, żebym umiała zaufać jeszcze jakiemuś mężczyźnie, po tym co wywinął mi ten najbliższy... Teraz czeka mnie rozwód. Nie wiem też czy jednak nie wyprowadzka, bo otoczenie dobija mnie z dnia na dzień coraz bardziej... z dziećmi nadal nie wiem jak rozmawiać. Cholernie trudne to wszystko
-
jestem. złe już za mną, choć pewnie nie najgorsze. padły krótkie ustalenia. do końca wakacji wyprowadzam się z domu, on zapłaci mi za mieszkanie, da na dzieci. dom przepisuje na nie. dzieciaki ciągle nie wiedzą, to będzie bardzo trudna rozmowa. na przyszły tydzień jesteśmy umówieni z psychologiem. chcemy się poradzić jak się do tego zabrać, by wyrządzić im jak najmniej krzywdy. jeszcze nie wiem, czy zmienią szkołę i przedszkole, czy zgodzić się na pozostawienie ich tam gdzie dotychczas i przystać na to by je woził. papiery już złożone. za porozumieniem stron. może to błąd, ale nie chcę się szarpać, posłuchałam prawników. a ja sama? egzystuję. szukam mieszkania w mieście, kombinuję by większość pracy po wakacjach móc robić w domu. i wierzę, że jakoś to będzie. choć jak? na razie nie mam pojęcia...
-
ja wiem, że musimy sami porozmawiać z dziećmi. że nikt za nas tego nie zrobi. tylko cholera jak im powiedzieć, że rodzice już nie będą mieszkać razem? jest we mnie żal, jest złość, ale nie chcę obarczać nią dzieci. nie chcę mówić : bo tatuś sie zakochał... a może i bym miała ochotę, ale wiem, że nie mogę. nie chcę ich szczuć na ojca. nie wiem jak przekazać im "półprawdę", bo prawdy powiedzieć nie mogę. jak poukładać to wszystko tak, by bolało je jak najmniej. a z drugiej strony nie mogę ich okłamywać, że nie ma innej kobiety, bo prędzej czy poźniej i tak się poznają. błędne koło.
-
nie mam siły się szarpać. i jeszcze nie rozumiem siebie. chciałabym ją poznać. po co? pojęcia nie mam.
-
mój świat się sypie dalej. kurwa mać, wielu rzeczy się spodziewałam, ale nie tego! jestem zła, wściekła, zgorzkniała... on sobie gdzieś pojechał, niby pracuje, ale ja czuję, że jest z NIĄ. dzieci nadal u babci. kupiłam butelkę wina i poszłam do "sąsiadów". wieloletni znajomi. przyjaciele jak mi się zdawało. w moim wieku, z trójką dzieci... chciałam pogadać z kimś bliskim, myślałam że forum to takie ukojenie na moment, bo łatwiej coś napisać niz powiedzieć prostow oczy... wzięłam Kaśkę do kuchni, wybuchłam z płaczem, zaczęłam opowiadać... i tylko ta jej mina mi nie pasowała.... zaczęła mnie przepraszać, że bała się, że myślała iz to u niego chwilowe, że mu minie... rozumiecie???? bo ja na początku nie mogłam pojąć. oni wiedzieli!!! o niej, o nich... wyszłam trzaskając drzwiami. wstyd mi. tak strasznie mi wstyd.
-
rozmowa trwała kwadrans. całe życie rozsypało mi się w piętnaście minut. siedzę i wyję od kilku godzin. a on? poszedł dalej spać. nienawidzę go!
-
poszło. z jego telefonu. : Kajka wypadła świetnie. Co porabiasz? Też tęsknię. i teraz sama nie wiem czy nie zrobiłam jakiejs kompletnej głupoty. boję się co odpisze, że wogóle odpisze. jeeezu ja nie mam na to siły