Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

biedrona79

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez biedrona79

  1. Hej dziewczyny, co u Was??? Czemu zamilkłyście?? Mam nadzieję, że nikogo nie zdołowałam....
  2. Cześć dziewczyny!!!! Pamiętacie mnie jeszcze???? Przepraszam, że się nie odzywałam, ale odkąd podjęłam ostateczną decyzję, że podchodzimy do in vitro - całkowicie "odstawiłam" czytanie wątków związanych ze staraniem się, ciążą itd. Dziś mogę Wam napisać, że będę mamą :) Transfer miałam 14 września, 24 września - po 10 dniach zobaczyłam wynik bety: 105,8...a dziś po raz pierwszy widziałam moją małą kruszynkę na USG. Wg wyliczeń mojej wspaniałej pani doktor dziś dokładnie 5tydzień i 3 dzień ciąży. Przy in vitro liczy się tak: dzień punkcji (11 wrzesień) minus dwa tygodnie do tyłu :) Wcześniej bałam się pisać. Ale teraz z wielką nieśmiałością i po cichutku, żeby nie zapeszać, mogę z głębi serca powiedzieć, że jestem najszczęśliwszą osobą na świecie!!!! Pozdrawiam Was wszystkie dzielne dziewczyny. Uda się, w końcu się uda!!!
  3. Dziewczyny, jutro idę do lekarza dowiedzieć się wszystkiego o in vitro. Boję się trochę... Trzymajcie kciuki za mnie :)
  4. Hej, a ja zawsze powtarzam, wolę się pięć razy spocić, niż raz zmarznąć :D Moze dziwna jestem, ale tak już mam, pomyślcie, że kiedys to lato minie i znowu będziemy narzekały na szaro-bury świat. Nigdzie nie mam klimatyzacji, w pracy i domu ratuje mnie wentylator, w samochodzie króluje zimny łokieć i fajna bransoleta ;) taki już urok naszej Polski, latem albo upały, albo deszcz leje :) A co do tych naszych nieszczęsnych leków, to podjęliśmy decyzję, że nie będziemy się bawić w półśrodki, które w niczym nam nie pomogą, a jedynie wyczyszczą portfel. JAk to chyba trolewna powidziała, 1/10 sumy mniej do uzbierania na in vitro.
  5. Dokładnie trolewna, mam do tego właśnie takie podejście. Skoro ma to troszkę pomóc, albo w ogóle, to taka loteria za bardzo nas nie pociesza., nie zadowala :/ Przy czym wydaje mi się, że to dopiero początek, w takim sensie, że lekarz kazał łykać leki przez 3 miesiące, przyjść na wizytę kontrolną, żeby zobaczyć, czy one pomagają, czy dalej je przyjmować, dał listę badań do zrobienia . Myślę, że w ogólnym rozrachunku, wyjdzie kilka razy więcej. Nie wiem, czy ma to sens, skoro pewnie odwlecze tylko decyzję o in vitro. Zresztą oboje jesteśmy tego samego zdania.
  6. Hehehe dziewczyny, dzięki za uświadomienie, chyba jednak fujara do kolan poczeka. Zdecydowalismy, że nie kupujemy tych leków, za 2 tygodnie mamy wizytę u mojej gin, wtedy się na coś w końcu zdecydujemy. Venaa86 - trolewna dobrze prawi, może zasugeruj lekarzowi HSG. Oni tacy "niepociumani", smutne to, ale człowiek musi leczyć się sam. Tymczasem marzy mi się urlop, wszyscy mnie wkurzają, w pracy robię wszystko trzy razy dłużej. A tu jeszcze miesiąc ehhhh
  7. Aha, tralala wierzę, że już niedługo ogłosisz nam radosną nowinę :)
  8. Hej dziewczyny, oj cichutko tu było ostatnio, cichutko. Trolewna, tak, właściwie to ja już psychicznie dojrzewam, a może dojrzałam do in vitro. 29 lipca mamy wizytę u mojej gin, więc wtedy dowiemy się szczegółów, tzn. kiedy możemy zacząć itp. Mój mąż był wczoraj u urologa, ten przepisał mu leki na kwotę dobrze powyżej tysiąca złotych i powiedział, że nie gwarantuje, że to cokolwiek pomoże :/ Nie no, super perspektywa, przez 3 miesiące ma łykać silne hormony, bo być może z 2 milionów plemników zrobi się 4. Na naturalne zapłodnienie nigdy nie będzie szans, w grę wchodziłaby tylko inseminacja, oczywiście po poprawie, w którą nikt za bardzo nie wierzy. Powiedział też, że mam zacząć się bać męża. Hmmmm byłam tak skołowana, że zapomniałam się zapytać, co ma na myśli. Że facet będzie mnie gonił za przeproszeniem z fujarą do kolan i gwacił po kątach, czy że będzie miał nastroje jak baba w trakcie menopauzy?????????????? Zabił mi ćwieka ;) śmiać mi się z tego wszystkiego zachciało, nawet bardzo :D Generalnie lekarz nie przekonał ani mnie, ani męża. Ja już właściwie podjęłam decyzję, natomiast mój szlachetny mąż boi się tych wszystkich leków, które mam przyjmować przed in vitro. Powiedział, że nie chce, żebym cierpiała, miala skutki uboczne i takie różne. Próbuję wytłumaczyć, że bardziej cierpię, kiedy chcemy miec dziecko, a nie możemy. Jednak sprawa jest bardzo delikatna, bo on o całą sytuację obwinia tylko siebie. No i bądź tu babo mądra, wytłumacz facetowi, że wina jest nasza wspólna, że jestem z nim dla niego, bo go kocham i jest świetnym człowiekiem, a nie dlatego, że ma mnie zapłodnić czy też nie. Z drugiej strony instynkt macierzyński daje o sobie znać bardzo mocno. Tutaj przydałby się dobry psycholog. Ale pieniędzy szkoda, bo są potrzebne na ten nasz wspólny cel. Ot szara rzeczywistość. Ale cóż, trzeba działać, iść do przodu, dać radę. I tego się trzymajmy kobietki :D
  9. Tralala Ty to też jesteś biedna z tymi jajcorami :/
  10. Saidy :D hehehehe Ale tu coś cicho ostatnio... Wszystkie odganiają komary pewnie :D Wczoraj byłam w aptece po jaikiś żel łagodzący skutki ugryzień i ponoć są braki w hurtowniach. A moim ulubionym zajęciem ostatnio jest draaaaaaaapanie ;)
  11. Małgosia27 współczuję Wam, ale wierzę, że się uda. Stworzycie wspaniałą rodzinę. JAk już mówiłam, nie ważny jest sposób, ważny jest cel!
  12. Hej Patiniaa, napisz proszę coś więcej o sobie. Uczę się postrzegać in vitro jako szansę, a nie wyrok. Powoli psychicznie do tego dojrzewam :) Teraz wiem, że mam wielkie wsparcie w rodzicach, machnęli ręką, stwierdzili, że skoro jest szansa, to wcale nie jest źle. Że trzeba ja wykorzystać. W końcu nie liczy się sposób, tylko dziecko. I tego się trzymajmy! Dodam, że nie chodzę w koło i nie mówię wszystkim, że będziemy mieli in vitro. Musiałam komuś powiedzieć, żeby spojrzeć na to z innej perspektywy. Padło na rodziców, którzy stanęli na wysokości zadania. Chyba nikt inny nie będzie wiedział, oprócz Was :) Mąż zapisany do urologa za miesiąc, ale myślę, że to raczej nic nie zmieni, moja lekarka powiedziała, że jesli winą słabego nasienia są hormony i przysadka mózgowa, można to wyleczyć w 100 %. Niestety tylko w 1% przypadków chodzi o hormony. Reszta jest nie do poprawienia, że tak powiem. Oczywiście chodzi o tak skrajnie złe przypadki jak mój mąż, czyli baaaaaaardzo mało plemników, słaba ruchliwość i beznadziejna morfologia. Dobra, już nie zanudzam. Pozdrawiam w te słoneczny dzień :D
  13. Hihihihi Klempa- do komunii :D Trolewna, ja poprosiłam o tą interpretację, bo chciałam się przygotować psychicznie na wtorkową wizytę u mojej lekarki. Nie chciałabym np wybuchnąć płaczem, czy coś w tym stylu. Chciałam mieć czas, żeby to wszystko na spokojnie przemyśleć. Trudno, podejdziemy 1 raz do in vitro, jak już nas będzie stać, a gdy się nie uda, to rozpoczniemy starania o adopcję. Pozdrawiam weekendowo, u nas zaraz będzie lać. Gdzie to słoneczko????
  14. Hej, hej :) Trolewna, właśnie tak trudno wykryc choroby tarczycy, ponieważ nie ma jakiś specjalnych objawów. JA na przykład nie miałam żadnych obrzęków na szyi, ani nic z tych rzeczy. Tylko przypadkiem zostałam zdiagnozowano, a zaczęło się od torbieli w piersiach. Ehhh dłuuuuga historia. Nie ma to jak w wieku 31 lat biegać częściej po lekarzach niż moja 71-letnia babcia :) Na stronie nasz-bocian, na forum można poprosić lekarza o interpretację wyników mężą. Zrobiłam to i pan dr napisał, że jedyna możliwość w naszym przypadku to in vitro. Kurna szkoda gadać! Naczytałam sie o tych zabiegach, marne szanse, że za pierwszym razem się udaje. Kogo stac na to, żeby próbować kilka razy?????????? Jesli się zdecydujemy, to będziemy liczyć na szczęście. Inaczej pozostaje adopcja. Dzieki takim historiom jak ta powyżej człowiek widzi jeszcze światełko w tunelu :) Całe szczęście, że dziś piątek, wieczorem otworzę sobie winko i się zrelaksuję;) Spróbuję nie mysleć o tym choć przez chwilę.
  15. Hej, hej :) Trolewna, właśnie tak trudno wykryc choroby tarczycy, ponieważ nie ma jakiś specjalnych objawów. JA na przykład nie miałam żadnych obrzęków na szyi, ani nic z tych rzeczy. Tylko przypadkiem zostałam zdiagnozowano, a zaczęło się od torbieli w piersiach. Ehhh dłuuuuga historia. Nie ma to jak w wieku 31 lat biegać częściej po lekarzach niż moja 71-letnia babcia :) Na stronie nasz-bocian, na forum można poprosić lekarza o interpretację wyników mężą. Zrobiłam to i pan dr napisał, że jedyna możliwość w naszym przypadku to in vitro. Kurna szkoda gadać! Naczytałam sie o tych zabiegach, marne szanse, że za pierwszym razem się udaje. Kogo stac na to, żeby próbować kilka razy?????????? Jesli się zdecydujemy, to będziemy liczyć na szczęście. Inaczej pozostaje adopcja. Dzieki takim historiom jak ta powyżej człowiek widzi jeszcze światełko w tunelu :) Całe szczęście, że dziś piątek, wieczorem otworzę sobie winko i się zrelaksuję;) Spróbuję nie mysleć o tym choć przez chwilę.
  16. Trolewna, moja droga do prawidłowej diagnozy była bardzo długa i wyboista. Zmieniałam lekarzy jak rękawiczki, ponieważ żaden nie potrafił mi pomóc. Zaczęło się standardowo, od USG tarczycy i badań krwi. Chociaz to zdawałoby się wystarczy do zdiagnozowania, nic bardziej mylnego. W dziedzinie endokrynologii jest wielu konowałów. Naprawdę ciężko jest trafić na dobrego lekarza, przeważnie Ci, do których sie trafia narobią więcej szkody niż pożytku. W tej chorobie przeważnie jesteś w nadczynności. I to objawy niedoczynności lub nadczynności daja znać, że coś jest nie w porządku. Hashimoto jako takiego się nie leczy, ponieważ jest to choroba układu immunologicznego. MAsz w sobie przeciwciała, którte traktują Twoja tarczycę jak wroga i ją atakują. Choroba z tej samej grupy co np cukrzyca - leczysz objawy, przyjmujesz hormony do końca życia. Możliwe, że masz po prostu nadczynność, bez Hashimoto. Podstawowe objawy to wieczna senność i zmęczenie, stany hmmm depresyjne, tzw. wieczne doły,sucha skóra, uczucie ciągłego zimna, nadprogramowe kilogramy. Jeśli podejrzewasz, że coś takiego mogło się przypałętać zrób badania krwi: TSH, FT3, FT4, przeciwciała anty TPO. Wyniki już powinny Ci powiedzieć, czy jest coś nie tak. Jeśli będziesz miała te badania zapisz się do dobrego specjalisty, najlepiej zasięgnij opinii na różnych forach. Lekarz zrobi Ci USG tarczycy i będziesz już wszystko wiedziała. Generalnie ludzie trafiają z typowymi objawami o których wcześniej pisałam nawet do psychologów lub psychiatrów, bo nigdzie nie potrafią znaleźć przyczyny złego samopoczucia. Jeśli bedziesz zainteresowana to pytaj, ja dopiero ucze się tej choroby, ale polecam Ci świetne forum: http://forum.gazeta.pl/forum/f,24776,Hashimoto.html Prowadzone jest przez zwykłych ludzi, nie lekarzy, ale poziom wiedzy naprawdę imponuje. Jeśli Cię zainteresuje to mój dość świeży wpis jest pod nickiem baloonik. Tam wszystko ze szczegółami opisałam. Tutaj nie będę Was zanudzać ;) Powiem tylko, że codziennie na czczo łykam Euthyrox w różnych dawkach i jestem pod stałą, mnie więcej co trzymiesięcznej, opieka lekarza. Tego cholerstwa już się nie pozbędę. U mnie samopoczucie troszke lepsze niż wczoraj. Chociaż jest ciężko. JAk patrzę na mężą i te jego smutne oczy, to mi się serce ściska. CIągle tłumaczę sobie, że skoro teraz cały mamy czas pod górkę, to może w końcu będzie z górki, prawda???? Tego trzeba się trzymać, bo inaczej można zwariować. W przyszły wtorek mamy wizytę u naszej ginekolog, zobaczymy co powie. Boję się, ponieważ nie stać nas teraz na in vitro. I tyle. Pozdrawiam :)
  17. Witajcie dziewczyny! Podczytuję wątek od jakiegoś czasu i cicho Wam kibicuję, szczególnie trolewnie. Dziś postanowiłam wreszcie napisać, bo w ręku trzymam wyniki badań mojego męża. Są tragiczne, a ja siedzę zaryczana i zasmarkana. Sama leczę się na tarczycę, w sumie to mam chorobę zwaną hashimoto. Została zdiagnozowana niedawno, choć choruję na nią prawdopodobnie od 2006 roku lub jeszcze wcześniej. Zawsze myślałam, że to moja wina, w związku z niemożnością zajścia w ciążę. Ale mąż stwierdził, że coś mu się w tym wszystkim nie podoba i postanowił się przebadać O dziecko staramy się 1,5 roku, wiem, że to wcale nie dużo, no ale gdy zobaczyłam dziś badania męża stwierdziłam, że ten czas się bardzo wydłuży.... Oto wyniki męża: na początku jest optymistycznie czas upłynnienia 25 (norma poniżej 60); objętość 3,0 ml (2-6) pH 7,7 (7,2-8,1) żywotność plemników: plemniki żywe: 79 % (powyżej 75%) plemniki martwe 21% Później jest już tylko gorzej. Liczba plemników 2,8 mln (20-250 mln/ml) Liczba plemników w ejakulacie: 8,4 mln (powyżej 80 mln) Ruchliwość plemników: Ogólny % ruchliwych 46% A 1% (powyżej 25 %) B 32 % A+B 33 % (powyżej 50%) C-ruch w miejscu 13% D-brak ruchu 54% No i chyba najgorsza to morfologia plemników: formy prawidlowe: 1% (powyżej 14% formy nieprawidłowe 99% uszkodzone głowki 99% uszkodzone szyjki/wstawki 47% uszkodzone witki 29% kropla cytoplazmy 2% Na wizytę u ginekologa jesteśmy umówieni 1 czerwca i tak sobie myślę, że chyba do tego czasu zwariuję! Męża teraz nie ma , więc mogę sobie poryczeć, ale później przydałoby się go wspierać, tak jak on mnie dotychczas. Nie wiem, czy da się cos poradzić na te jego kiepskie wyniki. Chyba muszę poszukać jakiegoś dobrego urologa lub androloga. Przepraszam, że ten mój wpis taki chaotyczny, ale jest mi dziś źle. Pozdrawiam wszystkie walczące :)
×