Marj
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Marj
-
Najlepsze życzenia dla Anastazji! Myślicie, że wizualizacja i siła sprawcza myśli znaczą tak wiele??? A jeśli tak, to w moim przypadku z pewnością zadziałały jeśli o męża chodzi. Prawie trzydzieści lat myślenia o tym jaki miałby być i.... ta dam! jest :) W kwestii drogowców zgadzam się z Shallą. Zima zaskakuje ich zawsze, choćby nie wiem jak byli czujni ;)
-
Marj podczytuje i nawet jeśli chciałaby coś skomentować to ciężko włączyć się w mailową dyskusję ;) A tak poważnie, miałam już nie pisać tutaj, bo odczułam, że tworzycie zwartą od lat grupę i dodatkowe towarzystwo niekoniecznie Wam potrzebne. I absolutnie mogę to zrozumieć. Miło Karenko, że mnie wywołałaś. Może więc od czasu do czasu coś skrobnę. A teraz zmykam już, bo dochodzi szósta a ja muszę przygotować jeszcze kilka rzeczy do pracy. Dobrego dnia.
-
W kwestii kierowców - cieszę się, że mój mąż jeździ bezpiecznie. Ale prawdą jest, że nie pozwala mi to na wystarczający spokój na drogach, ze względu na tych "rajdowych" kierowców właśnie. Sama jeżdżę rzadko. Shalla, gratulacje! :) Nie wiem czy marzyłaś o chłopcu, ale wpasowałaś się w społeczne oczekiwania posiadania "parki" ;) . Ja sama bardzo mocno zastanawiam się nad posiadaniem ( jak to brzmi :O) drugiego dziecka. Z różnych względów. W każdym razie, jeśli kiedykolwiek, to życzyłabym sobie drugiego chłopca :) Wierzcie mi, że kiedy mówię o tym koleżankom z pracy chociażby, są zdumione, bo przecież odbiegam od powszechnego ideału bycia mamą syna i córki. I w nosie to mam! :P :P Psikulcu, zdrowiej i opowiadaj jak było :) Mój Syn skończył dziś półtora roku! upływ czasu jest zdumiewający, szczególnie jak patrzymy na dzieci, prawda?
-
Zbladłam jak przeczytałam wypowiedź Shalli, że jak ktoś nabruździ w rodzinie to bratowa. Tak się składa, że bratową Myshy jestem ja :P Karenko, to samo mniej więcej powiedziałam ostatnio Myshy. Mam bowiem wrażenie, że coraz więcej wokół osób posiadających, ich zdaniem, jedyną słuszną wizję rzeczywistości, absolutnie najlepszy sposób na życie...Komentujących, porównujących, nachalnych w sposobie bycia. Jeśli tylko mogę nie kontynuuję z takimi znajomości. Jeśli nie mogę... dzielę to co mówią na cztery. A teraz lecę wywiesić pranie. I może jeśli M. pośpi jeszcze chwilę, uda mi się poczytać. Ps. Dzięki Psikulcu :) Poproszę Mysh o Twojego maila i wyślę coś niebawem.
-
Dziewczyny, pisze aby pozdrowic Was z przepieknej Francji :) Nie mam pojecia czy w wymianie mailowej Mysh pisala cokolwiek. Ja sama nie czuje sie upowazniona, zeby przedstawiac sytuacje. Moge jedynie napisac, ze wakacje mamy naprawde zaskakujace... Mam nadzieje, ze i ja bede mogla kiedys zobaczyc zdjecia Waszych pociech i pokazac Wam moja rodzine :)
-
Zupełnie przypadkiem obejrzałam właśnie brytyjski program o odchudzających się dzieciach. Nie jestem w stanie przekazać wszystkich treści, ale pewne informacje naprawdę mnie zaskoczyły. Szczególnie dwie. Po pierwsze okazało się, że już nawet trzy lub czteroletnie dziewczynki kodują sobie podejście do wyglądu i odżywiania jakie mają ich mamy. Wiadomo, że dziewczynka ma etap naśladowania wszystkiego co robi mama. W sferze dietetycznej także. Jeśli widzi, że mama pewnych rzeczy nie jada bo mają zbyt wiele kalorii, że wypowiada krytyczne zdania dotyczące swojej figury, córka (głównie nieświadomie) zaczyna myśleć o sobie tak samo, nawet jeśli jest normalnej lub szczupłej budowy. Te wszystkie informacje kodują się w głowie by potem przerodzić się w decyzje. Przeprowadzono badania, z których wynika, że coraz więcej 10 - 12 latek zaczyna się odchudzać. Nawet jeśli mamy tu na myśli tylko odmawianie sobie np słodyczy. Tego typu zachowania przybierają na sile w okresie dojrzewania. Druga sprawa, która bardzo mnie zaskoczyła to to, że dziewczynki ze "zbyt dobrych" rodzin chorują na anoreksję częściej niż inne. Przez zbyt dobry dom rozumiano taki, w którym rodzice traktują dziecko z wyjątkową czułością i troską. Chronią je przed złymi rzeczami z zewnątrz. Starają się by dziecko nie doświadczyło złych emocji spoza domu. ( Nie wiem jak lepiej to określić, mam nadzieję, że będziecie wiedziały o co mi chodzi) I teraz do meritum. U dzieci w okresie dojrzewania pojawia się wiele pytań dotyczących świata i własnej tożsamości. Pewne sprawy są dla nich zbyt trudne i przerastają je. Następuje zderzenie z latami błogiego, wyidealizowanego dzieciństwa. Dziecko (najczęściej dziewczynka) nie chce dojrzewać, dorastać, uświadamiać sobie pewnych spraw, decyduje więc, że zrobi wszystko żeby jak najdłużej być małą dziewczynką rodziców. Odchudzanie powoduje niszczenie neuroprzekaźników, które odpowiadają m.in. za odczuwanie stresu. Kiedy to już nastąpi i dziewczynka czuję się bezpieczna, chce ten stan utrzymać jak najdłużej. To tyle na gorąco. Wybaczcie jeśli chaotycznie lub niedokładnie ale mam bardzo mało czasu, a chciałam zapisać póki pamiętam. Mam nadzieję, że interesuje Was ten temat i że podyskutujemy o nim, podeślemy sobie jakieś informacje. A teraz uciekam coś porobić w domu póki M. smacznie śpi.
-
Kuk, to niech pozostanie Marj :) Uwierz na słowo, że Mysh nie zrobiła NIC co połączyłoby mnie z jej bratem, no chyba, że zdanie "napisz, że teraz nie mogę" miało moc podobną do "sezamie otwórz się" ;) Jak byłam u Myshy i siedziałam przy komputerze, kiedy ona z Myshoniem zajmowali się Jaśkiem, wyskoczyła mi skypowa wypowiedz J. Powiedziałam jej o tym, a ona wypowiedziała wymienione wyżej zdanie. Napisałam je, on odpisał, ja odpisałam, on odpisał itd. Po powrocie do Polski napisał tym razem na mojego skypa i tak jakoś się potoczyło. Doszło do tego, że potrafiliśmy przegadać sześć, siedem godzin i kładąc się spać późną nocą wstawałam do pracy nieprzytomna. Wszystko toczyło się jak najlepiej, ale ja miałam jeden maleńki problem: jak powiedzieć o tym Myshy. Jako najbliższa przyjaciółka znała wszystkie moje sercowe rozterki (przy czym rozterki to bardzo delikatne określenie :P ). I kiedy wreszcie zebrałam się na odwagę spotkałam się z pełną akceptacją i radością nawet :) Wierzę w przeznaczenie. Z perspektywy czasu widzę jak błahe niekiedy okoliczności i zawiłości losu prowadzą do punktu, w którym mamy się znaleźć. Jeśli chodzi o znajomości ze starszymi osobami, to mam jedną taką, z Amerykaninem, wspaniałym i ciekawym człowiekiem, z którym spotykam się raz do roku kiedy przyjeżdża do mojego miasteczka. W tym roku niestety jego przyjazd zbiegnie się z naszym wyjazdem do Myshoniów. Szkoda, bo co roku nachodzą mnie czarne myśli i pytania czy za rok dane nam będzie pogadać... A poznałam go w zabawnej sytuacji, kilka (o Jezu! 9????) lat temu w kafejce internetowej. Chadzałam do niej zbierać materiały do pracy magisterskiej i miałam tam zawsze zarezerwowany jeden komputer. Kiedy pojawiłam się o umówionej godzinie, właściciel widząc mnie podszedł do R i powiedział coś w rodzaju" You zmienić komputer. Not ten komputer. You siedzieć tam." R. osłupiały nie wie o co chodzi. Właścieciel pod nosem " Jak to k... powiedzieć, że zarezerwowany?" Chichotałam chwilę, po czym podeszłam, powiedziałam że mówię po angielsku i że mogę pomóc. Wyjaśniłam R. o co chodzi, pośmialiśmy się oboje i wspominamy to z rozbawieniem do tej pory :) Co do teściowej to faktycznie nie pisnę słówka :D :D Sprytnie, Shalla, sprytnie! Kiedyś w jakimś programie o wychowaniu dzieci usłyszałam, że to rodzice popełniają błąd mówiąc "za karę posprzątasz, za karę pozmywasz, wyniesiesz śmieci" Twierdzono, że takie obowiązki powinny być dawane w ramach nagrody: "byłeś grzeczny, możesz pomóc mi w zmywaniu, sprzątaniu etc. Podobnie z wyjściami do np. Mc Donald's NIE: "Jak będziesz grzeczny to tam pójdziemy." ALE: "Jak będziesz grzeczny to zrobimy razem Twoje ulubione danie, a jak nie to idziemy zjeść do Mc D." Podobno takie metody się sprawdzają. Kiedyś będę pewnie mogła się o tym przekonać osobiście.
-
Kuk, mnie również jest miło, choć obawiam się, że ja to raczej Myshowa P. :) Mam rację Myshko? Niemniej jednak czytając Was niemal od początku, czuję jakbym Was troszkę znała :) A Ciebie Kuk pamiętam ze zdjęć zrobionych na spotkaniu z rodziną Myshoniów. I skoro już jestem przy odkrywaniu się, to wyjawię od razu konsekwencje naszej przyjaźni. Otóż wiele lat po tym jak poznałam Mysh, poznałam także jej brata, który teraz jest moim mężem :) :) Kręte drogi prowadziły nas do siebie, bardzo kręte nawet, ale kiedy wreszcie losowi udało się postawić nas na tej jednej, wspólnej, wiedzieliśmy, że mamy być razem :) Mam nadzieję, że Mysh nie będzie miała mi za złe, że tak dużo o niej piszę, ale jest osobą, która ogromnie wpłynęła na moje życie i za pewne rozmowy, sugestie i rady będę jej na zawsze wdzięczna
-
Psikulcu, podajesz Zuzie Nurofen i Paracetamol na zmianę? Jak było do tej pory: jedno i drugie działało? Pamiętam, że kiedyś Mysh powiedziała mi, że we Francji nie podaje się ibuprofenu dzieciom do drugiego, czy trzeciego roku życia , a ja podałam pierwszy raz jak Marcel miał kilka miesięcy. Staram się nie traktować Internetu jako najbardziej wiarygodnego ze źródeł informacji, a przynajmniej nie w kwestii zdrowia, poruszyłam więc temat, kiedy byliśmy z Marcelem na badaniach w specjalistycznym szpitalu. A tam pani dr powiedziała, że to faktycznie kontrowersyjny temat, ale spór dotyczy (niestety) głównie koncernów farmaceutycznych. Powiedziała, że z doświadczenia wynika jednoznacznie, że należy podawać to, co na dziecko działa. Nie wiem jak jest w waszym przypadku, ale na mnie faktycznie paracetamol nie działa. Mogę zjeść pudełko Apapu i nic, albo jeden Ibuprom i mam spokój. Pozwolę sobie jeszcze w kwestii indoktrynacji. My z tych "kościółkowych" jesteśmy z mężem. Może wiele nam brakuje do wzorowych katolików i z pewnymi sprawami nie do końca się zgadzamy, ale chodzimy, wierzymy itd Moi rodzice są nawet jeszcze bardziej pro i to oni nauczyli moje dziecko, że jest "bozia" i że robi się jej "amen". Oczywiście nie mam nic przeciwko, ale po wpisie Psikulca zastanowiłam się, co by było gdybym była anty. Myślę, że nie buntowałabym się w tej sprawie. Wolałabym chyba, żeby moje dziecko usłyszało coś ode mnie lub dziadków niż od katechetki czy innego dziecka. Marcela ochrzciłam i wychowuję w wierze (do czego się zobowiązałam przecież) ale jeśli dorośnie i uzna, że do kościoła chodził nie będzie to uszanuję jego wolę. Mam koleżankę z pracy, która jest jak mówi zdeklarowaną ateistką, a jej syn poszedł w tym roku do komunii i jest ministrantem. Zapytałam ją kiedyś co czuje w związku z tym i powiedziała, że trudno było jej się pogodzić i że czasem wymyślała Kubie zajęcia byle tylko do kościoła nie szedł. A im bardziej go odciągała tym mocniej tam lgnął. Shalla, świetnie napisałaś i zgadzam się z Tobą całkowicie. Bardzo chciałabym wychować moje dziecko tak, żeby miało własne zdanie na dany temat. I nie chodzi o to, żeby było nieugięte i nie potrafiło tego zdania zmienić, ale żeby zawsze ewentualna zmiana była jego, wolną od nacisków z zewnątrz, decyzją . Kuk, też chciałabym takie widowisko zobaczyć. Byłam w Pradze na wspomnianym przez Ciebie przedstawieniu z udziałem wody z fontann, światła i muzyki. Wynudziłam, się jak mops i w zasadzie po jednej piosence ( a byliśmy z grupą na "Love Songs" ) mogłabym już wyjść. O ile samo przedstawienie nie zrobiło na mnie wrażenia to zachowanie ludzi wprawiło mnie w osłupienie. Przed pokazem staliśmy w kolejce do bramek, które były zamknięte bo trwał już jeden pokaz. W miarę jak dochodziły kolejne grupy robiło się coraz bardziej tłoczno, bo każdy chciał wejść pierwszy, aż zrobił się taki ścisk, że ludzie zaczęli się kłócić i to niestety głównie rodacy... Ale to co czego doświadczyłam po otwarciu bramek było prawdziwym szokiem. Starsze panie pędem gazeli jęły przeskakiwać przez bramki i ławki byle zdążyć do najlepszych rzędów. Wyglądało to tak groteskowo, że prawie popłakałyśmy się z koleżanką ze śmiechu. Kiedy pokaz się zaczął trudno było mi skupić się na oglądaniu z powodu otaczających mnie zewsząd fleszy aparatów fotograficznych. Miałam wrażenie, że niektórzy nie wyjdą stamtąd jeśli nie uwiecznią najmniejszego nawet ruchu wody. Koszmar. Nie wspomnę już o tym, że gro osób przyniosło sobie piwo i chipsy :O Po zakończeniu pokazu posiedziałyśmy z dziewczynami jeszcze kilkanaście minut, żeby nie zostać stratowanymi przez tłum, który zachowywał się jak po ogłoszeniu alarmu pożarowego. Wstyd mi było, naprawdę wstyd.
-
Najcieplejsze życzenia dla Jasia :) Shalla, nie mogę uwierzyć, że o tych wszystkich przedsięwzięciach i osiągnięciach Anastazji dowiedziałaś się dopiero teraz!!! Nie znam sytuacji z angielskich szkół, ani nawet ze wszystkich w Polsce, ale przynajmniej w moim mieście jest tak, że rodzicom raczej niewiele umknie. Wywiadówki, dni otwarte szkoły plus wprowadzony dwa lata temu dziennik internetowy sprawiają, ze rodzice mogą śledzić postępy swoich dzieci codziennie. Mało tego, jeśli tylko chcą korzystają z serwisu sms, który za pomocą wiadomości wysyła informację o każdej ocenie i nieobecności. Musiałaś trafić na świetną szkołę! :) większość opinii, które mam o tamtejszych szkołach nie są zbyt pochlebne głównie ze względu na poziom nauczania, który pozostawia wiele do życzenia (przynajmniej według rodziców uczęszczających tam dzieci). A pomysł z albumem znakomity! Czy również będę mogła zobaczyć zdjęcia kilku stron? Temperatury w Polsce są faktycznie zbyt wysokie (jak dla mnie) chociaż mam znajome, które czują się jak w raju. Podobno dziś ostatni dzień tego lata z temp. powyżej 30 stopni. Ciężko mi w to uwierzyć, ale jeśli faktycznie prognozy się sprawdzą to miło będzie pozytywnie się rozczarować :) Kuk, nie wyobrażam sobie, żeby ktoś bez mojej wiedzy zaprowadził moje dziecko do fryzjera :O Nie podejrzewam swoich teściów o taki pomysł. Zresztą złego słowa o nich nie mogę napisać. No nie MOGĘ ;) Daty raczej pamiętam. Raz tylko zapytana o datę urodzin męża podałam jego siostry, a po chwili namysłu zaczęłam poprawiać. Pani w okienku stroiła miny, kiedy mówiłam: "nie! jednak, nie" "dwa dni wcześniej chyba, nie dwa później, na pewno" "i rok później.. tak... " "nie, miesiąc ten sam" Jak już poprawiłam, pani spojrzała wymownie na swą koleżankę i powiedziała: To może niech pani zadzwoni do kogoś i się upewni czy coś" Z dwóch opcji: telefon czy coś, wybrałam telefon do męża, który potwierdził moją ostateczną wersję :)
-
Psikulcu, mój syn ma rok i cztery miesiące. Kiedy byłam w ciąży, dołączyłam na moment do forum dla mam które jak ja miały urodzić w tym samym miesiącu. Niestety poruszane kwestie były dla mnie zbyt osobiste żebym mogła się do nich ustosunkować lub zbyt błahe (żeby nie powiedzieć infantylne). Nie potrafiłam witać dziewczyn wpisem "koffffane laseczki", wysyłać im "słitaśnych foć" i kląć jak szewc. Odeszłam z żalem, bo liczyłam na forum takie jak to. A Was czytam od początku niemal ponieważ jedna z Was jest mi szczególnie bliska :) Poznałyśmy się na studiach. Dodawała mi otuchy kiedy spanikowana przed egzaminem nie chciałam na niego pójść. Wspierała kiedy współlokatorce "poprzestawiało" się w głowie. Towarzyszyła w spacerach i "nocnych rozmowach Polaków". Służyła rękawem do wypłakania.. Jest mądrą mamą i ciekawą osobą. I z pewnością nie jest szarą myszką... tzn Myshką :) :) Karenko, Pola urodziła się 24 listopada. Elffiku, świetna strona o dzieciństwie bez przemocy. Przeczytałam jeden artykuł - "Ty leniuchu!" czyli o wpisywaniu i uwalnianiu dziecka od grania ról. Uświadomiłam sobie z jaką łatwością przypinamy dziecku etykietkę: rozrabiaki, lenia, złośnika, niejadka, grubaska itd, a okazuje się, że dziecko dostosowuje się do tego co o nim mówimy. Moje dziecko wstało i nie dam rady napisać więcej. Dobrego dnia i ode mnie również najlepsze życzenia dla Ani :)
-
Dziewczyny, jeśli pozwolicie to słów kilka na temat kar cielesnych, reagowania itd. Uczę w szkole i sprawa reagowania na przemoc jest tak skomplikowana, że ciężko to sobie nawet wyobrazić. Sama przeprowadziłam kilka w swoim życiu rozmów z dziećmi z rodzin dysfunkcyjnych i one jedyne czego chcą to tego, żeby tato, mama "przestali" Dzieci nie chcą ingerencji! Nie chcą być zabierane z domu, bo wydaje im się, że to one są winne. Winne, że tato czy mama pije, że bije itd. Przesiąknięte patologią od urodzenia traktują swój dom, swoją sytuację jako normalną. Wierzcie mi, że tutaj na poziomie forum nie dacie/ damy rady omówić kwestii przemocy bo jest ona zbyt złożona i delikatna. Czy któraś z Was oglądała film " Kochankowie mojej mamy" ? ... właśnie jak to pisałam syn wsmarował w siebie i dywan pudełeczko kremu nivea :O CD później. podam jeszcze tylko link: http://www.wpsnz.uz.zgora.pl/pliki/prace_studentow/prace2/rodzina_dysfunkcyjna.pdf
-
Dziewczyny, jeśli pozwolicie to słów kilka na temat kar cielesnych, reagowania itd. Uczę w szkole i sprawa reagowania na przemoc jest tak skomplikowana, że ciężko to sobie nawet wyobrazić. Sama przeprowadziłam kilka w swoim życiu rozmów z dziećmi z rodzin dysfunkcyjnych i one jedyne czego chcą to tego, żeby tato, mama "przestali" Dzieci nie chcą ingerencji! Nie chcą być zabierane z domu, bo wydaje im się, że to one są winne. Winne, że tato czy mama pije, że bije itd. Przesiąknięte patologią od urodzenia traktują swój dom, swoją sytuację jako normalną. Wierzcie mi, że tutaj na poziomie forum nie dacie/ damy rady omówić kwestii przemocy bo jest ona zbyt złożona i delikatna. Czy któraś z Was oglądała film " Kochankowie mojej mamy" ? ... właśnie jak to pisałam syn wsmarował w siebie i dywan pudełeczko kremu nivea :O CD później. podam jeszcze tylko link: http://www.wpsnz.uz.zgora.pl/pliki/prace_studentow/prace2/rodzina_dysfunkcyjna.pdf
-
w kwestii krzyków zza ściany, okna, płotu... Znajomi moich rodziców mają córkę, a ta dwoje dzieci. Chłopiec jest tak "rozkochany" w dziadku, że najchętniej każdą wolną chwilę spędzałby z nim. Jednego razu umówili się, że dziadek przyjdzie wieczorem zabrać małego na noc, ale ktoś zadzwonił, przyszedł, dziadek zapomniał. Zbliża się wieczór a chłopiec w spazmatyczny płacz. Ryczał, wył dosłownie i dało się dosłyszeć jedynie pojedyncze słowa: "ratunku... ludzie... do dziadziusia... pomocy..." Rodzicom małego pot spłynął po plecach wraz z myślą, że odbiorą im dziecko! Chłopiec jest jeszcze za mały żeby zrozumieć, że słowa "ratunku" czy "pomocy" nie były adekwatne do sytuacji. Czy przechodząc obok takiego okna któraś z Was odważyłaby się na reakcję? Raz zareagowałam widząc bitego na ulicy psa. Wiązanka inwektyw jakimi uraczył mnie właściciel nie nadaje się do powtórzenia :O Shalla, o książkach które wymieniłaś czytałam w Wysokich Obcasach, przy okazji wywiadu z autorkami. I jakkolwiek zainteresował mnie temat, nie czułam się i nie czuję gotowa by po lektury te sięgnąć.
-
Kuk, dobrze, że napisałaś o tym spiralnym rozwoju. Czytając uświadomiłam sobie jak mało jeszcze wiemy o rozwoju dzieci. Gdyby świadomość społeczna była większa, dyskusje takie jak ta nie musiałyby mieć miejsca. Dobrze, że ktoś pomyślał o kampanii "Kocham. Nie biję." Ale moim zdaniem to za mało. Dlaczego? Bo wiele osób nie widzi alternatywy, nie wiedzą jak mogliby sobie radzić inaczej. Stosować kary, czy nie? A jeśli tak to jakie? Tego mi brakuje. Co prawda programy takie jak "Superniania" dają do myślenia, ale uważam, że to i tak mało. A na poparcie tego o czym zaczęłam na początku czyli alternatywie dla klapsa zacytuję przypadkiem zasłyszany fragment audycji radiowej, w którym pani Dorota Zawadzka (znana jako Superniania) udzielała porad piszącym czy dzwoniącym do niej rodzicom. Odczytany został mail takiej mniej więcej treści: "Jesteśmy rodzicami prawie rocznego dziecka, które ząbkuje a przez to gryzie nasze dość drogie meble: poręcze foteli blaty itd. Jaką należy zastosować karę, żeby dziecko nie niszczyło mebli? Pozdrawiamy." . Zdębiałam.
-
Być, może już to znacie, ale wklejam, bo dość ciekawe: http://wyborcza.pl/1,76842,6518169,Dwa_szybkie_w_pupe.html
-
Jeśli nie macie nic przeciwko, to dorzucę tu swoje trzy grosze w kwestii bicia... Kilka tygodni temu miała miejsce u mnie w pracy dyskusja na ten temat. Jako mama prawie półtorarocznego chłopca powiedziałam, że jestem absolutnie przeciwko i jeszcze chyba nie zdążyłam czegokolwiek dodać kiedy rozległ się śmiech i komentarze typu: "acha! poczekaj" "tak, tak, hehehe" "no, już to widzę!" " hahaha - powodzenia!" A potem moi koledzy i koleżanki posiadający starsze dzieci zaczęli zarzucać mnie przykładami: Kolega A .( córka w wieku gimnazjalnym) Są takie sytuacje, że tylko danie w du.ę przynosi efekt. Na moją kary nie działały. Za to klapsior od czasu do czasu jak najbardziej. Koleżanka SM (syn 2 lata) tłumaczyliśmy mu że babci bić nie wolno, a on babcie chlast w twarz, tłumaczyliśmy dalej a on z uśmiechem chlast w twarz, aż w końcu przylałam w du.ę i był spokój. Koleżanka E. (córka 4 latka) ja uderzyłam moją tylko raz, kiedy wyrwała mi się i przebiegła przez ulicę prawie przed samochodem. Dobiegłam do niej i przylałam parę razy. Na moje argumenty, że są przecież inne kary, że bezstresowe wychowanie to nie to samo co kary cielesne, usłyszałam tylko: Pogadamy za jakiś czas. Zobaczysz - zmienisz zdanie. A ja nie chciałabym go zmieniać. Jak tak myślę o mojej pracy gdzie NIKT nie wziął mojej strony i porównam z tym forum gdzie, wszystkie jesteście przeciwko klapsom, to aż nie mogę uwierzyć, że to tak skrajnie różne miejsca. Mam nadzieję, że nie macie mi za złe wtrącenia w dyskusję, ale temat jest bardzo ciekawy. Dziękuję karenko, za liczne argumenty. Acha.. przypomniało mi się. Na moje zdanie, że dorosłego nie karzemy bijąc, kolega powiedział: Ale dorosły nie podchodzi do Ciebie i nie gryzie znienacka, nie zrzuci żelazka z balkonu, itd itd