Bardzo bym chciała żeby ktoś mi szczerze napisał co myśli o mojej historii...Byłam z chłopakiem 5 lat, poznaliśmy sie jako "dzieci" w gimnazjum.I od tamtej chwili bylismy nierozłaczni razem dojrzewalismy, przechodzilismy przez różne etapy z zyciu: jego matura, moja matura, studia, jego choroba.Zawsze bylismy tylko "my" znajomi mogli dla nas nie istnieć tak samo jak imprezy.Teraz widze jakimi bylismy dziwakami...Dostałam się na studia i zamieszkalismy razem.Obiecaliśmy sobie,że dopiero gdy razem zamieszkamy zaczniemy uprawiać seks.I na obietnicach sie skończyło...on po prostu nie mogł. Mieszkalismy w kawalerce mielismy przecież ta swobode o której tak wiele par marzy i nic...7 miesiecy wspólnego mieszkania i 0 seksu.Byłam cierpliwa, bo go kochałam czułam że kiedyś nam sie przeciez uda bo bardzo sie kochalismy i szanowalismy.Rozstalismy sie...tak z dnia na dzień powiedzial mi tylko,że chce byc sam,że juz mnie chyba nie kocha, że coś sie skończyło i nie chce mnie dalej oszukiwać.Niby teraz nikogo nie ma, jest sam,znajomi mówia,że bardzo sie zmienił.A ja zastanawiam się caly czas czy nie rozstalismy sie własnie z powodu seksu...Bo przecież kazdy zdrowy mężczyzna nie ma z tym wiekszych problemów prawda???Nie wiem sama co powinnam o tym myśleć...może on jest gejem albo po prostu ma problem ze soba???Cięzko mi po tym rozstaniu bo był naprawde wartościowym czlowiekiem jednak widze,że nie dla mnie...