Tommy123:
To prawda, że lepiej biegać jeśli chodzi o spalanie kalorii, ale ja szczerze i z całego serca _nienawidzę_ biegania. Nie-na-wi-dzę. Z różnych przyczyn nieistotnych teraz. Nawet o bieganiu myślałam, jak się zabierałam za przemyśliwanie jakiejś gimnastyki, ale się przez kilka tygodni nie przemogłam ani raz, żeby wyjść i potruchtać. Dlatego w moim wypadku to nie jest kwestia 600 kalorii straconych na bieganiu vs. 300 na orbitreku. U mnie to jest 0 kalorii straconych na myślenie o bieganiu (nie liczę spalonych przez mózg;) ) vs. 300 spalonych na treku, na którego _chce_ mi się włazić i dreptać :)
Do tego ze mnie jest leń. Mi się po prostu nie chce iść np. na siłkę, nie lubię tej monotonii, nie lubię się pakować, wychodzić, jechać gdzieś, machać ciężarami, wracać.. i tak w kółko. Na treka po prostu włażę, rozkładam książkę na panelu i czytam :) A jak mam wenę to takie wygibasy robię, że w sumie prawie wszystkie mięśnie czuję, że jeszcze mam. Jest to jedna z nielicznych aktywności, których mi się chce. Gdyby nie to, raczej nie przemogłabym się, żeby coś robić. Kiedyś namiętnie chodziłam na basen (to też uwielbiam, podróż tam i z powrotem mi nie przeszkadzała), jak miałam tanio. Teraz mam drogo i już tak bardzo namiętnie nie pochodzę.
Zatem są lenie, takie jak ja, które - gdyby nie trek - to nic by nie robiły. Lepszy rydz niż nic. A skoro wiem, że nie mogę się w pewnych kwestiach przemóc i zmusić - to mogę się trochę oszukać i skorzystać tyle, ile mi się uda zamiast nie skorzystać nic :)
Pozdrawiam wszystkich i życzę wytrwałości, w końcu zawsze są efekty :)
A mięśniami rosnącymi się nie martwcie zbytnio kobiety, chyba mamy za mało odpowiednich hormonów, żeby się ukulturalnić jak kulturyści ;-)