Skąd ja to znam :)
Co miesiąc dwa, trzy dni bólu, wymiotów (biegunek w ostatnich miesiącach nie było), ZAWSZE mdleję, kilka razy dziennie w tym czasie, nieraz i na ulicy porządnie przyglebię. O problemach w związku z tym w pracy i na studiach chyba wspominać nie muszę (w pracy tego nie rozumieją, na studiach ciągłe nieobecności i pretensje, że unikam zajęć). Lekarze rozkładają ręce, "taka uroda" etc, no i żadnych "anty" brać nie będę.
Trudno mówić tu o uldze w bólu, ale częściowo sprawę załatwia Ibuprom - co ważne - ODPOWIEDNIO DAWKOWANY.
Na początku okresu zawsze wstaję o 3.30, żeby zażyć tabletkę, dzięki czemu z rana łatwiej mi wyczołgać się z łóżka. Potem, w ciągu dnia, pozostaje już tylko wyprzedzać koniec czasu działania tabletki, zagryzając następną.
Do bólu, okropnego, fizycznego bólu, może zabrzmi to dziwnie, ale przywykłam (a jak mdleję, to mam w ogóle spokój na jakiś czas), można się do tego przyzwyczaić. Większy problem mam po prostu z PLANOWANIEM sobie życia, codziennych czynności. Do dziś nie wiem, jak załatwić na uniwerku tę sprawę, żeby w końcu zrozumieli, że nie opuszczam celowo zajęć etc. A w pracy na pełen etat to już w ogóle siebie nie widzę
Pozdrawiam Was serdecznie :)