Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

kropka3310

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez kropka3310

  1. Też widziałam przegrywającą Radwańską. Jakoś tak mało mi jej żal - nie wzbudza we mnie sympatii. Za to Justynie Kowalczyk kibicuję z całego serca. Kolacja urodzinowa była dobra - chociaż miłe zakończenie dnia. Jutro sobie sama zrobię obiad. Nie ma co liczyć na zaproszenie, a zupki serowe już się skończyły.
  2. Ktoś tu się podszywa pod założycielkę - fe, nieładnie. Jeszcze żeby miało to coś ciekawego do powiedzenia. Dziwne posty to prosze sobie pisać gdzie indziej. Sniadanie przebiegło spokojnie - dół czyli kobiet sztuk 4 jadło sobie w swoim czasie, a ja z 5 chłopakami na górze swoje. Moje śniadanie było pycha. Obiad mnie ominął - nie wiem, gdzie w końcu jest to, co przygotowywali, bo na obiad była zupa brukwiowa od przedwczoraj i kotleciki mielone też zrobione w czwartek. Ja nie zdążyłam się załapać, bo jakoś tak sobie sprzątałam, i gdy w końcu w porze obiadowej zeszłam na dół, było już po. Nic to, przynajmniej nie przytyję. Nudzą mnie te trzydniowe urodziny teściowej. Gdyby mieszkała gdzieś dalej, to też przyjechałabym na godzinkę na kawę i z głowy. A tak - trzeba się pokazać na dole, ale nie mam ochoty siedzieć tam cały czas. Dlatego siedze teraz na kafeterii :) I za chwilę znów pójdę - może będzie jakieś wolne miejsce przy stole. Najchętniej walnęłabym się na drzemkę, ale trochę jednak mi głupio. she, pamiętam jak myślałaś o swojej 40 - tce. Ja już wymyśliłam tak - w dzień urodzin zaproszę sobie do fajnej knajpki te kobitki, z którymi się dobrze czuję - z pracy, z chóru, z rodziny. Będzie nas 10 i zjemy sobie pyszną kolację - co która lubi, wypijemy drinka albo winko. Mąż mi funduje i może służyć za kierowcę. Nie mam zamiaru siedzieć przy garach i zmywać talerzy. Nie mniej w weekend po zrobię imprezę taką jak zawsze dla rodziny i sąsiadów, ale mam nadzieję, że wczesniejszy luzacki wieczór dobrze mnie natchnie i będzie mi się chciało. I tak to właśnie zrobię
  3. A ja szpaków nie cierpię, bo mam drzewko czereśniowe i co roku walczę żęby szpaki chociaż coś mi zostawiły. Dziś mam za sobą najtrudniejszy dzień w roku - urodziny teściowej. Mój mąż jest jej najmłodszym - 13 dzieckiem. Wyobrażacie sobie ile ludzi przewija się przez mój dom w jej urodziny? Na szczęście już się nauczyłam, że nie ma się co wtrącać - córeczki "organizują" jadło, ale na wszelki wypadek w tym roku zrobiłam jakieś ciasto. I bardzo dobrze, bo od rana były ciotki (rodzeństwo teściowej) i było czym je poczęstować. Tylko sernik mi nie wyszedł - chyba mój piekarnik nie piecze od dołu. Jak ostatnio piekłam z termoobiegiem to się nie wydało, ale teraz ewidentnie góra upieczona, a dół surowy. Za to sernik na zimno jest pewny. A teraz przed chwilką jedną z blisko mieszkających szwagierek druga odwiozła do domu, tyle tylko, że zapomniały, że miała ze sobą synów - i ci zostali u nas :) Ale numer, co? zapomnieć dzieci hi hi . One jeszcze dużo przygotowują na jutro, tylko że wszyscy już byli dziś, została tylko dwójka dzieci, to po co tyle szykować, skoro dziś 7 dzieci załatwili wędzonym pstrągiem sztuk 3, miską twarogu, 10 jajkami i ciastem. Z jednej strony dobrze - tanio, krótko - spiją kawę i zmykają do domu. A z drugiej strony ja tak nie umiem. Gdy przygotowuję imprezy to musi być różnorodnie i sporo. Nie za dużo ale nie umiem świętować przy schaboszczaku na głowę i miska sałatki na 20 osób. Każdy ma swoje zwyczaje. To dziś w sumie śpi w moim domu 10 osób. Czyli też tyle będzie jadło śniadanie :)
  4. Jestem ale zgadza się - leniuchuję:) Postanowiłam "delektować się feriami". Przeżywać każdy dzień pomalutku, bez przymusów, z samymi przyjemnościami. W tym tygodniu mogę sobie jeszcze na to pozwolić, bo z teściowa jest szwagierka i mogę się w ogóle dołem nie interesować. Kryzysowa - ja bym wcale nie jechała do "mamusi" - nawet po twojej pracy. Skoro tydzień wolnego, żeby pobyć razem, to we dwoje (ewentualnie + dzieci). Co do papieża, to też myślę, że coś go tam wykończyło psychicznie, chociaż widać, że fizycznie też tak sobie. Ciekawe, co będzie dalej. A wiecie, że nie da się spokojnie przeżyć ferii - moja córka ma w tym tygodniu codziennie chodzić do szkoły od 10 do 12.30 na zajęcia unijne. gdy werbowali do tych zajęć, to nic nie mówili, że zajęcia bedą też w ferie, no po prostu oszustwo w żywe oczy. Alma nie chce się wierzyć, że już tylko tyle zostało ci do domu - jak ten prawie miesiąc szybko minął (albo może nawet i ponad miesiąc). ja przestrzegam postu w sensie imprez, patelni nie odwieszam:) Słodkie też jem, ale pilnuję ważnych dni - Środa Popielcowa, Wielki Tydzień itp. Dzieciom też to wpajam.
  5. Kryzysowa nie daj się. Musisz wytłumaczyć swojemu mężowi, a on musi to zrozumieć, że "zostawi człowiek matkę swoją i połączy się z żoną swoja" - jak w ewangelii. Żona powinna być na pierwszym planie, ja o to walczyłam lata temu - teściowa chciała jeździć to tu, to tam, a ja miałam być z dziećmi w domu. Postawiłam się, ale też jakoś mój mąż to zrozumiał i teraz jesteśmy jednym frontem. Nawet teściowa ostatnio narzeka, że on mnie słucha. A on ma po prostu swój rozum. teraz mi tak wpadło do głowy, że może by tak obejrzeć jakiś film o takim czterdziestoletnim maminsynku, może by zrozumiał na cudzym przykładzie że to nie tak powinno być. Tylko jakoś nie znam żadnego takiego filmu.
  6. Cześć Kryzysowa! I "stare" kafeterianki też :) Uderzyło mnie w twoim poście, że mąż pójdzie do mamy - tu piesek pogrzebany; pępowina nie odcięta, ktoś się za dużo wtrąca. Próbuj rozmawiać, wyjaśniać. Mam nadzieję, że się uda. Nie znamy przyczyn Twoich kłopotów i jestem ciekawa, czy trafiłam. Ja odliczam dni do ferii - jeszcze 2 - a ciężki czas przez ostatnie dwa tygodnie, bo rady, wywiadówki, imprezy szkolne i prywatne, wizyty u lekarzy i takie tam. Dzieci na szczęście w miarę ładnie pokończyły półrocze. Najchętniej spałabym przez całe popołudnie, tak jestem zmęczona.Ale jeszcze kilka dni i FERIE. Chciałam pojechać do tej mojej koleżanki, co to sobie kość krzyżową połamała, ale skoro idzie śnieg, to chyba sobie odpuszczę. Po co ryzykować. Skrobnijcie coś w wolnym czasie :) Pa
  7. Jesteśmy, jestesmy - tylko czasami w pracy :) A w pracy nie wolno na kafeterię, oj nie wolno. W ogóle dziś 6 lekcji, 2 godziny okienka i w wtym czasie załatwianie leków dla teściowej i inne różne ważne zakupy a potem rada. Do 17.30. Jak wróciłam do domu, to byłam taka zmęczona, ze najchętniej do wanny i lulu. Ale tak dobrze nie ma. Obowiązki różne czekają. Teraz umyłam Gośce włosy i przypomniałam, że chciałam zaraz po pracy nastawić pościel do prania - no, jeszcze zdążę. Zadzwoniłam do mojej przyjaciółki, żeby się z nią umówić na ferie i same niedobre wieści usłyszałam. Po pierwsze koleżanka złamała sobie kośc krzyżową! zjeżdżając z dziećmi na sankach. Już dwa tygodnie cierpi. Jej córka przed weekendem zachorowała - zrobiła się żólta! Mąż pojechał do lekarza - badanie krwi, ale dopiero w poniedziałek, dziś dopiero odebrała wyniki i boją się, bo facet powiedział, że nie żółtaczka, tylko myśli, że jakaś genetyczna choroba- masz ci los. Dostali skierowanie do jakiejś tam poradni związanej z krwią i teraz będą szukać, gdzie pojechać i jak długie kolejki są. Same kłopoty. Ona też ma mamę po udarze i co dzień wieczorem do niej jeździ, też opiera i sprząta dwa domy. Nie ma lekko. Zawsze w takich przypadkach własne kłopoty bledną.
  8. Co do koncertów - śpiewamy na pokaz jakieś dwa razy do roku, bo spotykamy się na próbach tylko raz w tygodniu - dorośli zapracowani ludzie nie mają na więcej czasu - a jednak trzeba się dobrze przygotować. Ja uważam, że jak coś się robi, to trzeba to robić dobrze, więc staramy się naprawdę. Czasem źle mi się śpiewa, bo jedna z koleżanek ma taki skrzekliwy głos. Ale cóż - ja też żadną primadonną nie jestem i może ktoś nie lubi, jak ja śpiewam. Co do wypadku. Pamiętam, ciągle wspominam, bo codziennie jade tym zakrętem. Wypadłam z niego przy małej prędkości, bo była prawdziwa gołoledź. Zniosło mi tył samochodu, więc próbowałam wyprostować, ale to są naprawde ułamki sekund i widziałam tylko tłuczącą się przednią szybę i wisiałam do góry nogami przypięta pasami. Nic mi się nie stało, ale wzięłam tydzień zwolnienia. Z tata jechałam do lekarza i już wtedy myślałam, że wysiądę, bo żadnego zaufania nie miałam do tego mojego tatusia. A przecież to ja wywaliłam w rów, a tata nigdy nie miał wypadku. Po tygodniu zwolnienia i tygodniu dojeżdżania do pracy autobusem stwierdziłam, ze tak się dłużej nie da, pożyczyłam od szwagierki samochód i jechałam. Ponoć im szybciej przełamie się ten strach, tym lepiej. NA "moim" zakręcie zawsze jade max 40 i niech sobie inni za mną klną - chociaż często zaraz za nim mnie wyprzedzają, a to wcale nie jest bezpieczne do wyprzedzania miejsce. Każdej zimy gdy tylko sypnie śniegiem w zakręcie siedzi jakieś 5 samochodów. Jednego razu w zeszłym roku to nawet 3 na raz. Coś tam jest złego. Od lat czekamy na przebudowę tej drogi. Już ją chyba ze 3 razy mierzyli, ale skoro do Euro nie zdążyli zrobić, to teraz pewnie jakieś 10 lat jeszcze poczekamy. A droga coraz bardziej się rozpada. Nic, nie ma co narzekać. Grunt, że zdrowie jakoś dopisuje.
  9. przed chwilą zastanowiłam się, dlaczego nie musiałam pisać hasła, żeby dodało posta i już wiem - to wyżej to też ja:)
  10. To ja w tych samych gabarytach - 158 wzrostu, przez kilka lat 53 kg, a od dwóch lat 58. Wczoraj radziłam sąsiadce, która ciągle przeżywa, że nie może schudnąć, żeby to zaakceptowała, kupiła sobie nowe ciuchy i nie stresowała się już. Fajna ta moja sąsiadka, ale ostatnio widzę że zrobiła się marudna - wszystko jej przeszkadza, wszystko krytykuje. Chyba zmęczył ją dotychczasowy sposób na życie, a nie ma wizji na coś innego. Ja dziś ciągle coś robię, ale też ciągle jestem daleko w polu. W sprzątaniu tyły, prasowanie leży, sprawdziany czekają, firmowa robota też. A koleżanka chciała mnie namówić na pracę w zaocznym liceum w weekendy. jasne - byłyby dodatkowe pieniądze, ale wcale nie kokosy, tylko czasu miałabym jeszcze mniej. Nie dałam się - gdy odmówiłam, normalnie się ucieszyłam, że choć raz byłam asertywna. Dziś u mnie w szkole studniówka, którą sobie odpuściłam. trochę żałuję, bo lubię patrzeć na te śliczne młode dziewczyny i przystojnych chłopaków, ale tu też przeważyła chęć utrzymania wolnej soboty. obejrzę zdjęcia i film i tez będzie dobrze. Za tydzień mam z moją klasą połowinki, a za dwa tygodnie wybieramy się na zabawę. czyli dwie soboty w d... Potem na szczęście ferie - z teściową....
  11. Litka dobrze, że wam nic się nie stało. Ja 7 lat temu miałam dachowanie na śliskim zakręcie, na szczęście przy małej prędkości i wiem, jak to jest. Samochód roztłuczony, ale to tylko rzecz. Wtedy najbardziej płakałam, gdy patrzyłam na poprzewracane foteliki i wciśnięty dach po stronie pasażera - gdyby dzieci ze mną jechały, to byłoby źle. Ech, wspomnienia, te niedobre. Jutro dzień babci - do mojej szanownej teściowej przyjechało 2 (słownie dwóch) wnuków spośród 37 jakich ma i 15 prawnucząt. Nie sądzę, żeby ktokolwiek zjawił się jutro, bo to przecież dzień codzienny i ludzie pracują. I tak to jest mieć dużą rodzinę Dziś jednemu z tych dwóch co byli to niestety wypomniałam, że nie pamiętam, żeby w zeszłym roku w ogóle u nas był, a drugi sam policzył, że nie było go 6 lat. Co do uspokajaczy to są różniaste i trzeba dobrać sobie odpowiednie, ja i mąż trafiliśmy dobrze - nie zasypiamy po nich w dzień i nie ogłupiają. A w piątek moja szwagierka zabrała teściową do chirurga z tym wrzodem i już po kłopocie. To teraz dla odmiany znów zaczyna narzekać, że ją nogi bolą. Ale mimo to chce jeździć - mąż ma z nią jechać do jej siostry jakieś 50 km po bocznych drogach. Powiedziałam, że może to sobie wybić z głowy, bo jest zima i ja nie pozwolę na ryzykowanie. Jutro mam wolne - wzięłam opiekę nad dzieckiem, bo jadę ze średnim do okulisty. Jak poszło starszemu z tej biologii to za jakiś tydzień okaże się. Dojrzał do korepetycji z niemieckiego - ze wszystkiego idzie mu fajnie, a z niemca 2 - wstyd. Zobaczymy, czy się coś poprawi. Papatki !
  12. No to Madi ty jesteś w takiej sytuacji jak mój mąż. Tylko, że my już dawno zapisaliśmy dom na nas, a właściwie na męża. Teściowa ma służebność dołu. Ja to mam pracę i wychodzę z domu na pół dnia, dopiero popołudnie i noc są na mojej głowie - czasem to jest to najgorsze, bo ciągle nadsłuchujesz, czy wszystko w porządku. Jak się popatrzy na innych, to własne problemy naprawdę robią się mniejsze. Witaj Litka! Życzę Ci dużo siły i cierpliwości. Znajdź hobby, które pozwoliłoby Ci trochę psychicznie odpocząć (wyszywanie, chór ? ), ułóż tak wakacje, żebyś mogła chociaż na kilka dni wyjechać i nie myśleć o swojej codzienności, Idź do lekarza po wspomagacze / antydepresanty. To jest mój sposób. Madi to dla ciebie też dobre rady :) No i wyrzucajmy z siebie to co nas gniecie, bo chyba razem się rozumiemy. A ja sobie kupiłam dziś spodnie, a wczoraj dwie bluzeczki - bluzeczki w Lidlu i całkiem przyjemne są, a spodnie - dżinsy normalnie, z przymierzaniem. I poprawił mi się humor - nie ma jak to dobry ciuch. Tylko skrócić spodnie i heja jutro w nowym do szkoły. No i jutro piątek! Synuś jedzie na konkurs z biologii. Nie wiem jak mu pójdzie, bo ma chorobe lokomocyjną i przed wyjazdem chce łyknąć aviomarin - przecież później będzie mu się chciało spać, czy uda mu się myśleć ? Ale to nic. Niech próbuje i walczy. Pozdrawiam was gorąco - kiedy ja wreszcie zrobię te ciasteczka francuskie, do których ciasto kupiłam jeszcze w grudniu? :) Byłoby do kawki jutro po drzemce .
  13. Alma, no proszę - też haft krzyżykowy? Ja trochę przestałam, ale ciągnie mnie. Zraziłam też zapałem dzieci - Gosi pod choinkę sprezentowałam drobny obrazek do wyszycia i nawet jej idzie. raz w szkole mieli dodatkowe zajęcia - haft kaszubski, i chociaż pierwszy raz wyszywała, to bardzo ładnie jej poszło. Ja myślałam, że to pani za nią zrobiła. Nie przekazałam dzieciom w genach talentu do śpiewu, to może chociaż robótki ręczne. Wczoraj mieliśmy chóralne i nie tylko śpiewanie kolęd - 2 godziny wieczorem w takiej naszej fajnej knajpce. Miło było, ale wróciłam po 21 bardzo zmęczona. potem jeszcze lekcje z dziećmi i swoje i zleciało prawie do północy. Ja z mężem się dogaduję. Też czasem bywało różnie, ale od jakichś 4 lat jest cud - miód. W ogóle to ciężkie przejścia bardzo nas zbliżają, bo my rozmawiamy - oboje mówimy, o co nam chodzi, na spokojnie. Niestety nie każdy człowiek tak umie. A szkoda. Swojej młodziezy na godzinach wychowawczych mówię, jak ważne jest dogadywanie się. I ze swoimi dziećmi też rozmawiamy.
  14. No aż miło poczytać świeże wieści, chociaż niektóre są przerażające. Ja też jak przeczytałam, że mam Kasi straciła drugie dziecko, to malo się nie popłakałam. madi a co robisz? Czyżby tez jakaś szkoła? JA się nie szczepię ani dzieci, chociaż jak tą chwilę byłam w ciąży, to poważnie myślałam,żeby dziecko zaszczepić przeciwko rotawirusom. Grypa musi być, i trochę brudu musi być. Zawsze jest ryzyko, że choróbsko w złą stronę się rozwinie. Na pewno każda z was słyszała o tym, że przy ospie niektóre mamusie organizują "bale", żeby dzieciaki się zaraziły za młodu i miały to z głowy. Ja uważam to za głupotę. Mojej koleżanki córeczka wylądowała w szpitalu, przez 10 dni była na silnych antybiotykach, bo cała spuchła - tak jakby ospa zamiast wyrzucać krosty na skórę, wszystko wrzucała do węzłów chłonnych. I po co narażać dzieciaki na powikłania? Co do zarażania się. ze 4 lata temu mocno się bałam, po przebywałam twarzą w twarz z kichającą dziewczyną, u której potem stwierdzono świńską grypę. Nie zaraziłam się. Myślę, że trzeba pamiętać o tym, że do rozwoju tych wszystkich wirusów potrzebne są sprzyjające warunki. Widoczne byłam / jestem odporna. Ciekawe jak długo, bo na pewno z wiekiem będzie gorzej :) A 40 w tym roku. Już sobie po cichutku planuję, jak to poświętować, żeby naprawdę poświętować, a nie się narobić.
  15. Ja też z przerażeniem o tym przeczytałam. Musi być strasznie cięzko pochować swoje dziecko. Niewiele zdążyłam napisać. Przyszedł młody - chce szukać bojówek w internecie.
  16. Ja uczę matematyki w ogólniaku. Mój pietnastolatek nie jest zbuntowany, ale ma swoje fochy. Poczytaliśmy z mężem kiedyś ksiązki Jacka Pulikowskiego i jakoś łatwiej chyba zrozumieć tych nastolatków. Ale też myśle, że to zależy od człowieka, i jak mój 10-latek trochę podrośnie, to chyba będzie gorzej, bo jest uparty, a z kolei najmłodsza ma dobre serduszko, ale też potrafi postawić na swoim. Wszystko przed nami. Co do suchego kaszlu. Polecam na noc syrop supremin na suchy kaszel. Mojemu Stasiowi pomaga - on też, chociaż nie jest alergikiem (przynajmniej na razie nic nie wyszło) często ma suchy kaszel i wtedy jest to sprawdzone lekarstwo. Pada u nas dziś mokry śnieżek - czyżby zima chciała jednak przyjść? A tak dobrze się jeździło .
  17. Witaj Madi! fajnie, że też piszesz, a nie tylko podczytujesz. No to Lulek już wiesz, o co chodzi. Powiem jeszcze, żebyście nie musiały szperać w starych postach, mam 3 dzieci: 15-letniego gimnazjalistę oraz "bliźniaki" rok po roku, czyli 9 i 10 lat. Róznie u nich z uczeniem się. Mój najstarszy ma potencjał, ale np za cholerę nie chce uczyć się niemieckiego, i wychodzi mu ledwie 2. A tak w ogóle to już w ubiegłym roku był finalistą olimpiady z biologii dla gimnazjalistów, w tym roku startuje z geografii i biologii. Chce być lekarzem - zobaczymy, czy mu się uda. Gdy rozumie, że musi się uczyć, to się uczy. Młodszy - czwarta klasa zapomina czasem o odrabianiu lekcji, ale przynosi piątki i sżóstki. najwięcej roboty mam z Gośką najmłodszą, chcoiaż też jest dosyć rezolutna. A co do chorych uczniów w szkole. Wyobraźcie sobie, że są też takie sytuacje: czwartek, siódma lekcja, zgłasza się dziewczę, i pyta, czy może wyjśc - patrzę; dziewczę na twarzy sino-zielone. Mówię idź natychmiast i wysłałam dziewczynę z nią, żeby po drodze nie padła, drugą wysłałam po pielęgniarkę. W mojej szkole pielęgniarka jednego dnia jest do 11.30, a drugiego od 11.30. Na szczęście trafiłam na dzień, że była. Przyleciała, zmierzyła dziewczynie ciśnienie, i niby dobre, ale dziewczę dalej słabe. No to ja w dzienniku szukam telefonu do mamy i dzwonię. Mówię co i jak i że najlepiej, gdyby ją odebrała zaraz. A mama - ale ja i mąż pracujemy, nie możemy wyjść, może ona jednak wytrzyma? Na szczęście rzeczywiście wytrzymała, jeszcze dojeżdżająca, więc musiała dylać na autobus, ale drugiego dnia nie było jej w szkole. ponoć źle czuła się już od rana, tylko zależało jej na poprawie z chemii która była na ósmej (!) lekcji. Oj nie lubię, jak mi na lekcji chorują. Swoje dzieci wolę zostawić w domu, gdy sa takie podejrzane, chociaż mój mąz czasem jest za to na mnie zły.
  18. Ale przecież i tak się ożywiło! Witam nowe koleżanki. Mam nadzieję, że fajnie będzie nam się razem pisało. Ja jestem z Pomorza, z Kaszub. I u nas też dziwaczna pogoda jak na zimę - wczoraj deszcz, potem silny wiatr, dziś do południa w miarę ładnie, a od 15 znowu deszcz. Przez wichurę zabrakło nam wczoraj prądu na jakąś godzinkę - jak cicho w domu było - dzieci same wzięły się za odrabianie lekcji przy świeczce ! Tylko ja tak trochę nie miałam co robić, bo światło od świeczek niestety dla mnie za słabe - kiepsko widzę. Umówiłam się więc do okulisty - na październik :) Na szczęście u ginekologa (ja mówię - dowcipnisia ) mam wizytę kontrolną już 6 lutego - prywatnie oczywiście. Państwowo to już nie pójdę. Masakra - nawet nie ma toalety przy gabinecie państwowym. Jedna kobieta czeka do lekarza, a druga siedzi u położnej - ta ją bada, gada z nią itp. Byłam tam, żeby przekazać mój wypis ze szpitala, że już koniec ciąży. Nie miałam ochoty mówić o tym wszystkim przy innej kobietce w ciąży - po co ją martwić? A tu niespodzianka - to się nazywa "poszanowanie godności" i "intymność". Niby już się z tym pogodziłam, ale ciągle myślę i ciągle mi żal. jeszcze muszę temu mojemu lekarzowi wygarnąć, że się nie interesują pacjentką po zabiegu.
  19. Polecam Mah-jonga :) Dobry na nudę. No to zaczynamy Sylwestra! Dzieci już sa przed telewizorem :) Moja kolej do komputera. Młody siedzi w swojej jaskini. Tatuś na razie obiera pomelo, a za chwilę zasiądzie do komórki - tak jak przewidywałam. U sąsiadów trzaskają już petardy, pora powysyłać sms-y z życzeniami. Ja wskoczę za chwilkę do łazienki, odświeżę się dla przyjemności, potem zrobię sałatkę z fetą, naleję sobie kieliszek winka i juz prawdziwy Sylwester! Życzę Wam udanej zabawy i po prostu Szczęśliwego Nowego Roku! Niech nam sie spełniają marzenia!!!!
  20. Łapa ja ci powiem, żę chyba nikt nie sądził, że moja teściowa tyle pożyje - przecież była taka chora, i to nie raz. Jak robiliśmy szafę do mojej kuchni na górze, to taką na tymczasem. A to tymczasem trwa już 16 lat. She - serdeczne życzonka z okazji rocznicy. Może trzeba coś zrobić, żeby odświeżyć nieco związek - jakiś wspólny wyjazd, gdy się tylko da? choćby na weekend. Moja koleżanka w to nie wierzyła, ale spróbowała w kwietniu, a teraz na Wszystkich świętych też pojechali - tylko z mężem. I od razu lepiej. Bo tak zawsze te dzieciaki gdzieś tam na nas wiszą / ciążą i przez nie często siękłócimy, denerwujemy. Łapa zdrówka życzę! Moja Gośka jest lekko przeziębiona. Niby zwykłe przeziębienie, a juz 100 wydałam na lekarstwa. A moje plany sylwestrowe są takie - ja przed komputerem gram w Mah-jonga, mąż w komórce układa pasjanse, dzieciaki siedzą przed telewizorem i oglądają coś tam, co akurat leci. I cacy będzie :) A może po drodze zrobię jeszcze trochę szaliczka na drutach ;)
  21. Nie she, ty jesteś normalna, to one są dziwne. Za parę lat będą płakać, bo Marco będzie darmozjadem - ani szkoły nie skończy, ani pracy nie będzie miał - u mamusi na garnuszku i dalej będzie wybrzydzał. Nie znosze takich mamusiek, które w ten sposób robią krzywdę swoim dzieciom. Męża siostra (od 35 lat w Niemczech) ma jedną córkę. Tak na marginesie dorobiła ją sobie poza małżeńskim łóżkiem. Jej mąż dobrze o tym wiedział, ale dawał dziecku i żonie wszystko, co chciały. gdy ja poznałam katrin, to miała jakieś 7 lat. Tu u nas kupowali jej wszystko- skrzypce,bo dziecko chciało, każdą zabaweczkę, pierdołeczkę oczywiście markową. Teraz Katrin ma 28 lat, ciągle studiuje, niby ma jakiegoś faceta, ale utrzymuje ją matka. Nic dobrego z dogadzania dzieciom nie wychodzi. Moje dzieci też mają za dobrze. Nie stać mnie, żeby spełniać ich wszystkie zachcianki, i całe szczęście. Ale i tak wiele ich życzeń się spełnia. Przez to trudno ich zadowolić. Moja koleżanka mówiła, że jej syn 9 - letni pisał w Wigilię list do mikołaja (!). Oczywiście nie dostał tego, co było w liście, ale jakąś grę, o której wcześniej marzył i komórkę. Była złość, rzucanie grą w kąt, bonie dostał tego, co było w liście. W takich przypadkach mówię - lać i patrzeć, czy równo puchnie.
  22. ech, she, nie zazdroszczę. Ale to było do przewidzenia. Jak moje szwagierki robią teściowej urodziny, to szczęście mają ci, co są pierwsi - dla nich jest coś do zjedzenia. Ci, którzy przyjda później mogą jedynie zadowolić się kawą. Nie cierpię wyprawiania imprez według zachodniej mody - np danie główne zupa - kapuśniak :) My bysmy mogły tak spotkać sie przy kawie i powymieniać doświadczenia. Trochę to pocieszające, że wszędzie jest tak samo, czyli że to poniekąd normalne. ja chciałam się w ogóle niczym nie przejmować wczoraj, ale gdzie tam - to luksus. oczywiście nie przyjechała ta, która obiecywała, że będzie w drugie święto - dopiero gdy do niej zadzwoniłam i powiedziałam, że ja idę do swoich rodziców, więc matka będzie sama, to przyjechała na kawę na 14 - tą. ale do kolacji czyli do 18 już nie została. za długo. Za rok to naprawdę wyznaczę, kto ma się matką zajmować. A tymczasem robię sobię taką kamizelkę - kimono i zabrakło mi wełny. Pamiętam, że już nie było więcej takiej w sklepie, ale może dostali. jak mąż wróci z pracy, to biorę samochód i ruszam do sklepu.
  23. I już po Wigilii. Jestem ciekawa, jak będe spędzać ten wieczór, gdy teściowej już zabraknie - chyba radośniej. Dziś się zastanawiałam, ile to juz lat karmimy ją. Dobra Dość tych smutków dzieci z prezentów zadowolone, chociaż wysyłały listy do Mikołaja dopiero 19 grudnia i oczywiście te życzenia nie zostały spełnione. ja jestem też zadowolona - lubię sprawiać dzieciakom radość. Z mężem nie robiliśmy sobie w tym roku niespodzianek, ale prezenty są. Najbardziej zaskoczyła mnie jedna szwagierka, przywożąc mi bardzo bogaty prezent od drugiej szwagierki. teraz to już prawie posprzątałam. Jutro jestem u siebie i czekam na potencjalnych gości, którzy przyjada do teściowej - większość z rodzeństwa męża ma przecież swoich zięciów, synowe i wnuki. W drugie święto nic mnie nie obchodzi - idziemy do moich rodziców. Mam nadzieję, że będzie miło. Życzę Wam kobietki, żeby nam sie w życiu układało po naszej myśli. Zyczę nam zdrowia, wewnętrznej siły i pogody ducha. Niech ten kryzys o którym bez przerwy trąbią się skończy, żebyśmy nie drżeli o pracę. Cieszmy się naszymi dziećmi i tym, co mamy - doceniajmy piękne chwile i zapomnijmy o przykrościach. Wesołych świąt!
  24. She - trzymam kciuki, żebyś wytrzymała w te święta. A Twojemu mężowi życzę, żeby szybko znalazł pracę. Na pewno się uda w Nowym Roku. Tych gości z NIemiec to ja dobrze znam. tak jak napisałaś - przyjmowani z honorami, a reszta się nie liczy. I zostaje im to już na zawsze. 16 lat mieszkam z teściową . Przez kilka początkowych lat też wszyscy zjeżdżali na święta.A od kilku lat to ciężko im przysłać kartkę - znaczek za drogi. reszta przyjeżdża na godzinę na kawę. Z jednej strony dobrze. A w prezencie teściowej daja pomarańcze i czekoladki. przyjadą raz do roku na tydzień z wielkimi fochami pod koniec tygodnia, jak to strasznie są zmęczeni opiekowaniem się nią przez tydzień. Życie Smażę pstrąga - będzie w occie i zaraz będę piekła ciasteczka - maślane i piernikowe. Jutro barszcz i ciasta, pojutrze mięso i sałatki. Żeby to jeszcze moje dzieci jadły.
  25. she, to nawet lepiej niż nauczyciele :) No to spokojne przygotowanie świąt, spokojne sprzątanie po świętach i huczny Sylwester :) ja też jestem w domu, ale będę leniuchować z wiadomych powodów, chociaż nie wiem, czy wytrzymam. Muszę jeszcze wyskoczyć raz na zakupy - będę dyrygować, a mąż i syn będą tragarzami. Zostały mi już w zasadzie drobiazgi, ale przecież tłumy w mieście, więc i tak będzie ciężko. Niemniej te święta najbardziej lubię.
×