Witam wszystkich, przeczytałam cały topik i chcę podziękować za mądre słowa. Wybaczcie, że podczepię się. Nie mam z kim porozmawiać w realu...
Właśnie rozstałam się z facetem po 5 latach Różnie bywało, raz lepiej raz gorzej ale był moją ostoją. Zawsze był na wyciągnięcie ręki. A teraz się skończyło. Możliwe, że to ja spowodowałam ten rozpad, nie dbałam o związek sądząc, że on zawsze będzie przy mnie. Pomyliłam się, miał dość i odszedł. Pomimo, że był to toksyczny związek cierpię bardzo. Nagle zapomniałam o jego wszystkich wadach i ostrych słowach. Oby tylko był...
Oczywiście zrobiłam z siebie idiotkę pisząc miliony sms-ów, dzwoniąc. Byłam u niego 2 razy - żebrałam o miłość. Wczoraj powiedział, że to definitywny koniec... Dosięgnęłam dna...znowu zaczęłam palić, nie jem od 3 dni, w nocy nie potrafię spać. Nie mam siły chodzić do pracy. Dziś podczas przerwy znowu do niego napisałam a on milczy. Całą drogę do domu przepłakałam. Kiedy to przestanie boleć?