Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

kobieta_37

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez kobieta_37

  1. kobieta_37

    Jak sprawić żeby wróciła

    czytam Was i czytam bo sama jestem w takiej sytuacji. Jeśli coś pomaga to tylko na chwilę bo potem wszystko wraca.
  2. ale że co, też chcesz z nim na kawę czy jak?
  3. zaraz zapomnicie o czym ten wątek w ogole jest u mnie dziś trochę lepiej, proszę proszę proszę by ten stan się utrzymał
  4. Trafiłaś w sedno, z twardej kobiety zrobiła się ze mnie, sama nawet nie wiem jak to nazwać. Czuję się poraniona. Jest to dla mnie tak nowe uczucie, że aż się go boję... Ty nie żałujesz a ja tak, też byłam szczęśliwa z nim ale wolałabym nie przeżyć tego szczęścia i nie czuć się tak jak czuję się teraz. Wolałabym, żeby to się nigdy nie wydarzyło. Bo już będę inna, a takiej innej, z bagażem, z tym smutkiem wewnętrzym siebie nie lubię i nie chcę. Już gdzieś tam wyżej pisałam - wolałam siebie taką bardziej powierzchnowną jeśli chodzi o relacje męsko-damskie. Ale chyba po prostu teraz zbieram to co za siebie wyrzuciłam:(
  5. To nie są jednorazowe wyjścia, chodzę na fitess i takie tam różne. Problemem jest to, że ćwiczę, patrzę na moje zmieniające się ciało i myślę, co on na to powie, jednoczesnie wiem , że to chore... to ja powinnam się cieszyć, że zmieniam się dla siebie... i tak jest ze wszystkim, jadę autem, widzę coś ciekawego i chciałabym mu to pokazać, z nim o tym pogadac i tak dalej i tak dalej... bez sensu, to jakaś obsesja i uzależnienie:((( a ja tak nie chcę Ja też nie pochwalam klina klinem ale czasami myslę, że jeśli miałoby pomóc to dlaczego nie? Tyle, ze inni faceci to dla mnie po prostu w tej chwili to warzywka, bo żaden nie jest nim:( Mam świadoość,ze marnuję swój czas, że to jest czas stracony, chciałabym to skrócić i nie wiem jak. To nie jest tak że siedzę i płaczę i słucham celine dion czy innych lirycznych kawałków,,, żyję, wychodzę, uśmiecham się a w brzuchu czarna dziura..... po prostu czarna dziura:(
  6. Przerobiłam już wszystko, baseny, fitnes, kosmetyczka, nowa fryzura, biblioteka, videoteka, kurde wszystko co się w takich wypadkach robi. Chcę się od tego uwolnić, bardzo chcę, Nie lubię siebie takiej i nie akcetuję bo to jakby wbrew mnie. nie zwierzam się nikomu, tylko tu na forum i sama nie wiem czy bym chciała, niestety- wiekszość moich znajomych znając mnie i wieddząc jaka jestem po prostu mi nie uwierzy ze az tak to przezywam. a reszta będzie się po prostu cieszyć ze w końcu ktoś mi nosa utarł:( nie wiem co ze sobą zrobić wynajduję sobie zajęcia by nie mysleć a kończy się na tym, ze i tak wszystko robię "pod niego" i że kiedyś on to zobaczy i doceni, a przecież powinnam się zmieniać dla siebie a nie dla kogoś kogo obchodzę tyle co nic
  7. tak, na kafe moze wkurwić porządnie z tym połykaniem postów, też tak miałam. raz nie skopiowałam i doopa sprobuj to odtworzyć
  8. Panie nie pozwolą. W końcu ma być jakiś bankiet, nie?
  9. Proszę przestać mi tu flirtować tylko leczyć moje złamane serce:) A teraz całkiem serio (będzie długie): po tym jak wkleiłam de Mello na forum i przeczytałam to raz jeszcze i raz jeszcze to nastąpiło jakieś przesilenie. Rozpłakałam się, płakałam prawie minutę bo nigdy długo nie płaczę. Ty jeszcze o tym nie wiesz ale ja byłam zawsze silną babką i tak naprawdę nikt z moich znajomych nie wie co się ze mną dzieje bo na zewnątrz nic po mnie nie widać. Poza tym uświadomiłam sobie jedno *tzn wiedziałam wcześńiej ale musiało mi się to przedrzeć przez zwoje: to, co napisalaś, fajnie było jak byłam panią dyrektor, miałam super pracę, taką ze moja zdolność kredytowa była wysoka (to finansowe zobowiązanie to był własnie wielki kredyt nie dla mnie ktory miał być wzięty na miesiac a spłacony z większego już milionowego kredytu. poaradoksalnie spłacony został miesiąc po naszym rozstaniu). Nie to że on był jakimś żigolakiem, facet ma własną firmę, dobrze zarabia, w dodatku jak wpadłam w te kłopoty to praktycznie przez chwilę mnie utrzymywał no ale myslał że wszysstko wróci do normy a tu doopa. Kredyt na mnie wisi (wtedy), kłopoty w pracy i wizja zwolnienia czyli u mnie zero perspektyw a on? a on z moją pomocą się rozwija, idzie mu co raz lepiej i tak dalej. Ja stanęłam w miejscu. Przstraszył się że będzie musiał mnie mieć na karku z dzieckiem i tyle. Nie wiem jak on to zrobił że dałam się przekonać ze to przez brak zaufania, naprawdę nie wiem i tu zasługuję na opieprzenie mnie z góry na dół!!! A teraz: ad 1 - tak , pomogłam sobie zomirenem czy jakoś tak i nie żałuję - wahałam się długo ale odzyskałam jasność umysłu gdy przestały mnie napadać lęki i dochodzę do prostych wniosków jak wyżej ad 2 mój nie błagał o powrót, nie dzwonił i nie smswoał zero kontaktu, ja też. i to powinno mi dać kurde do zastanowienia. wiedząc w jakiej styuacji jestem (o tym dalej) kurewstwem jest nie spytać przynajmniej JAK SOBIE RADZISZ?? szczególnie że kurwa takim przyjacielem moim miał być ad 3 jestem na zwolnieniu i to już dość długo i to mnie zabija bo nie umiem nie pracować. poza tym wiem że jak wrócę to mnie zwolnią a jak nie zwolnią to sama się zwolnię bo nie dostaję wynagrodzenia od grudnia (i to jest ta moja sytuacja dlaczego przez chwilę musiał mnie utrzymywać oraz to, że wiedząc co i jak nawet nie spytał jak sobie radzę) najgorsze jest to że na razie nie mam perspektyw na pracę co mnie męczy a już jestem w takiej desperacji że mogę iść nawet do solarium oby tylko pracować (nie chodzi nawet o kasę tylko o stan psychiczny) ad 4 na zainteresowanie facetów nie narzekałam nigdy. i próbowałam na siłę, efekt był taki że się upiłam i wypłakałam się panu w mankiet i wyprosiłam z domu. facet nadal się odzywa a to chyba gorsze bo mi nadal wstyd ad 5 miejsc unikac nie mogę bo wszędzie bywaliśmy razem, to on mi pokazał że można inaczej żyć niż tylko pracą, nauczył jezdzić na nartach, wyciągał na weekendy mnie i dziecko, tego mu odmówić nie mogę i chyba mi tego najbardziej brakuje- tej całej otoczki. ale co to kurwa było- narty? za tym tęsknię? ad 6 nie mieszkaliśmy razem a rzeczy mu oddałam-jego rzeczy, on jeszcze trochę moich ma ad 7 fryzjer, ciuchy, fitess obskoczone ad 8 ten gnojek nie umiera ze strachu za mną i sam się nie kontaktuje-znalazł mniej skomplkowaną dziunię, z pracą i własnym mieszkaniem to mu lżej. i tu go kurde nie rozumiem, to nie studnciak albo urzędnik panstwowy to facet co dobrze zarabia a dałam się oszukać ze kasa to nie wszystko-jak widać wszystko Czuje się dziwnie uleczona, tylko błagam powiedzcie mi że mi to nie przejdzie, To uleczenie, że to już koniec dramatu. Ze wyzdrowaiałam. Nie chcę żadnych fal! A jak je będę miała to ustawiajcie mnie do pionu! Nie wiem czy piszę jasno, jesli nie to pytajcie
  10. Jakie prawdziwe, co? "Z czego musisz sobie zdać sprawę? Z trzech rzeczy. Po pierwsze musisz zobaczyć cierpienie, które ci ten narkotyk zadaje, te wzloty i upadki, te przejmujące drżenia, niepokoje, rozczarowania, nudę, do której w końcu zawsze prowadzi. Po drugie musisz zrozumieć, że ten narkotyk pozbawia cię wolności, aby kochać i cieszyć się każdą minutą i każdą rzeczą w życiu. Po trzecie musisz zobaczyć, jak (z powodu swojego uzależnienia i zaprogramowania) wyposażyłeś przedmiot swojego przywiązania w piękno i wartość, której on po prostu nie posiada. To, co cię tak bardzo oczarowało, tkwi w twojej głowie, a nie w twojej ukochanej osobie lub rzeczy. Gdy to zobaczysz, czar zginie pod uderzeniem miecza świadomości." A.de Mello
  11. Fujaro, tu nie chodzi o "szkołę", ja do tej pory byłam raczej po drugiej stronie i wiem jak on moze czuć się osaczony dlatego już się z nim nie kontaktuję też taka byłam, w dodatku absolutnie nie orzumialam kobiet ktore jęczały tak jak ja teraz było to dla mnie nie do pomyślenia, proszenie o szansę, płacz, żal matko święta olać gościa a teraz co? czuję się tak jakby mi ktoś wyciągnął dywanik spod nóg i macie rację, jak go spotkałam to on miał problemy, to ja go postawiłam na nogi i przy mnie zaczęło mu się układać w zyciu, zawodowym rowniez teraz on jest dalej a ja na jego miejscu wyssał ze mnie energię bo na to pozwoliłam a pozwoliłam bo pokochałam i widziałam jak się stara i jak mi pomaga
  12. ja też napisałam długiego posta i mi wykasowało więc spróbuję jeszcze raz: niby to wszystko wiem: ja- głupia bo spieprzyłam on - egoista bo poszukał mniej skomplikowanej możliwe, że już w międzyczasie szukał innej choć niewiele miał na to czasu, jednak większość bylismy razem, jak nie na żywo to wirtualnie. bronię go niepotrzebnie bo jednak po całej sytuacji był ze mną jeszcze rok- łatwiej byłoby mi go uwazać za skur..na jakby spierprzył od razu, a nie spieprzył pomagał mi bardzo- w tym finansowo też bo przez chwilę poległam. nie chciałam jego pomocy więc robił to bardzo delikatnie. Nadal być może się oszukuję ale takie są fakty chcę wierzyć ze to była milość, cchę wierzyć ze się opamięta wróć nie chcę w to wierzyć ale wierzę bez sensu probowałam wszystkich sztuczek- siłownia, nowa fryzura, zakupy, przyjaciele, te cholerne randki i nic ja go poprosiłam o ostatnią szasnę jak się rozchodziliśmy, więcej nie prosiłam, tego ponizenia pewnie będę kiedyś załować chciałabym wyzwolić w sobie złość a mam żal boję się o siebie, o moje zdrowie psychiczne i fizyczne.. wiem, że masz rację i że oni są prości i że tak pewnie było jak piszesz dlatego ja MUSZĘ z tego jakoś wyjść chcę robić coś dla siebie a łapię się na tym że nadal robię "pod niego" czyli chcę dobrze wygldać dla niego i tak dalej-to męczarnia no i sceny kiedy sobie ich wybrazam, ze robią to co my robiliśmy, ze jezdzą tam gdzie my, nie wyrabiam z tym
  13. Mojego M poznałam prawie 2 lata temu w pracy. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia jeśli chodzi o mnie, jeśli chodzi o niego to mówił, ze tak, ale wiedział że mam męża. Męża owszem miałam ale tylko na papierze bo od paru dobrych lat już nie jesteśmy razem, rozwodzić nam się nie chciało bo i tak mieliśmy wolną rękę i tak trochę to przekładaliśmy. Po mniej więcej trzech miesiacach od poznania (kiedy już wiedział jak to u mnie jest) w koncu mu się udało i zostaliśmy parą. Pokochał mnie i moje dziecko, pokazał mi, że można żyć inaczej. Zaczęły się wspólne wyjazdy, wakacje-coś czego nie miałam wcześniej. Przez pół roku było cudnie a potem ja, by komuś pomóc podjęłam pewne zobowiązania finansowe na bardzo dużą kwotę nawet z nim tego nie ustalając, a mieliśmy pewne plany na przyszłość, ktorych przez te zobowiązania nie mogliśmy zrealizować. Najgorsze jest to ze nie powiedziałam mu o tym co zrobiłam, bo myslałam że to się rozwiąze w przeciagu 3 tygodni, Niestety osoba ktorej pomagalam zawiodła. On się zaczął czegoś domyślać bo spytał mnie o to parę razy wprost- parę razy klamiąc w żywe oczy zaprzeczyłam, potem się przyznałam do części. Wybaczył. Ponieważ naprawdę go kochałam nie mogłam żyć dłużej w kłamstwie i mysleć że jakoś to przejdzie wiec wyznałam mu prawdę już do końca. Znów wybaczył ale coś się zaczęło psuć. Nie mógł mi zapomnieć ze zrobiłam coś takiego bez konsultacji z nim i ze przez to zablokowałam nasze plany. Potem było co raz gorzej bo nie mogłam się wyplątać z tych zobowiązań. Między nami był co raz większy chłod, odsuwał się pomału ode mnie a ja co raz bardziej go potrzebowałam. On się odsuwał a ja odstawiałam mu sceny, że jest zimny - ot typowy scenariusz związkowy. W końcu napisałam mu maila, że chciałabym żeby miał więcej uczucia do mnie, żeby bardziej pokazwyał ze mu zależy... nie odpisywał ze trzy dni i prosił żebym nie naciskała. W koncu jak głupia idiotka napisałam mu ze mam dość tego olewania więc on stwierdził że to koniec. Trzy dni pozniej napisał tego maila w ktorym wyjasnił mi ze już nie może mnie kochać, ze mu nie zalezy bo wszsytko się popsuło tym co zrobiłam i moim zachowaniem. Poprosiłam go jeszcze o szansę- nie dał mi jej mówiąc ze nie kocha. Wiem ze to był błąd i popełniłam dalsze,,, napisałam mu ze go bardzo przepraszam, że kocham i ze szkoda ze nie dał mi szansy. Nie odpisał. Od tego momentu i ja się nie odzywałam Jeszcze wracając do domu trzymałam się nieźle a potem... To było 3 miesiące temu-jasne że czuje się nieco lepiej ale i tak jest jeszcze źle. Teorię znam-czas leczy rany i takie tam... Tak bardzo chciałam by wrócił, próbowałam o nim nie myśleć ale nawet głupi parking Lidla mi się z nim kojarzy-zresztą sami znacie ten stan- ja go przezywam po raz pierwszy a jestem od was starsza więc chyba gorzej to znoszę. Jak na ironię losu, po roku czekania w końcu uwolniłam się od tych zobowiązań do końca na co mi nikt nie dawał już nadziei... Zaczęłam dochodzić do siebie- nawet mi się wydawało że jestem uleczona ale to znów wraca. Jest ciężko. Jak mam wbić sobie do głowy, że on już nie wróci? Bo ja nadal jestem na etapie zaprzeczenia- ze to tylko kwestia czasu bo przecież to nie może się tak skończyć. Taka miłość... Walci mi prawdę prosto w oczy,nawet bolesną, muszę się jakoś ustawić do pionu i chwała tym, ktorzy doczytali to do końca:) a przedwczoraj się wyjaśniło. już ma inną.
  14. Dlatego też poprosiłam "tę, co zniszczyła" o kontakt mailowy lub gg.
×