Witam. We wrześniu wykonałam sobie kreskę zagęszczającą rzęsy na górnej powiece. Zabieg powtarzałam 3X, ale warto było. Już teraz wiem, że jak wyblaknie, to powtórzę go jeszcze raz, pomimo tego, że bolało.
Po pierwszym zabiegu strupki zaczęły schodzić po 3 dniach, po drugim razie - już na drugi dzień już coś zaczęło się złuszczać i zostały maleńkie luki w rysunku kreski. Po trzecim zabiegu całość złuszczyła się dopiero po tygodniu i dość. Efekt jest super, a jaki komfort. Naturalnie jestem szatynką z całkowicie jasną oprawą oczu. Bez makijażu nie mogłam funkcjonować. Znajomi pytali mnie czy jestem chora, jak byłam bez tuningu. Teraz tylko maskara na rzęsy i już gotowe, a ile taniej i czasu dużo.
Zastanawiam się nad zrobieniem brwi, ale po tym co zobaczyłam i przeczytałam, moje wątpliwości zwiększyły się. Brwi to muszą być majstersztyk, a nie jakaś czarna kreska nad oczami. Wolę co tydzień robić sobie delikatną hennę, niż płakać co zrobić z niechcianym barwnikiem. Mam fajną babeczkę - kosmetyczkę i muszę z nią pogadać.
W lecie skusiłam się też na zagęszczanie rzęs, ale jak dla mnie porażka. Za dużo trzeba się potem gimnastykować, aby ich nie wykruszyc, żeby się nie odkleiły i takie tam. Za wygodna chyba jestem, choć efekt nie powiem - powalił mnie na kolana przed lustrem.
Pozdrawiam wszystkich forumowiczów i życzę Wesołych Świąt