Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

evenflo

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez evenflo

  1. Pestusia, bardzo dziękuję za rady. Też staram się jak najczęściej przystawiać i pozwalać mu jeść jak długo chce. Ale przychodzi taki moment, że zaczyna "się wściekać" - bije mnie, macha nogami, odpycha się od piersi a za chwilę jej szuka, itp. Zwykle pomaga chwila odpoczynku i po chwili ponowne przystawienie. A jak i to nie działa, daję smoka (jednak się poddałam i dałam przekonać) i natychmiast się uspokaja, więc może chodzi o sam odruch ssania? Tylko ma taką smutną minkę wtedy i boję się, że ten smok to taka rezygnacja, skoro mama już więcej nie chce mi dać, to niech będzie i smok :( A ja wtedy już zwykle nie mam ani kropli. Po paru minutach znowu coś tam zaczyna kapać. A w nocy po dłuższej przerwie też mam twarde pełne piersi. Zaczęłam ściągać, żeby trochę pobudzić laktację, ale przede wszystkim, żeby mieć kilka woreczków rezerwowych w zamrażarce. Raczej nigdzie nie wychodzę bez niego, bo nawet po pół godzinie w sklepie wariuję ;), ale czasami może nei być wyjścia, chcę, żeby wtedy dostawał moje mleko. Kupiłam butelkę Calma i spokojnie czeka. Ja już tak mam, że nienawidzę sytuacji nieprzewidzianych, wolę być przygotowana na każdą okoliczność ;) A z nocami mamy podobnie ostatnio. O 20.30 jest kąpiel i jedzenie, zwykle od razu zasypia ok. 21.30, ale od paru dni trochę walczy - budzi się, bawi się w łóżeczku, rozbudza, a po pół godziny zaczyna marudzić. Czasami daję mu jeszcze raz cyca, a jak nie, kołyszę na rękach i zasypia w kilka minut. Wczoraj takie podejścia były 3, ostatnie skuteczne o 23 :) Później śpi do ok. 2.30 - 3.00, budzi się na pieluchę i jedzenie. I też do tej pory od razu zasypiał, a ostatnio jest rozbawiony i ma ochotę na wszystko poza snem. Ale leży w łóżeczku i coś tam brzdęka sam do siebie, chce smoka, ewentualnie głaskania i w końcu zasypia i tylko co jakiś czas przebudza się i chce smoka albo sprawdzić, czy jesteśmy ;) Budzi sie ok. 7 i po tym jedzeniu często jeszcze zasypia, albo w łóżeczku, albo już ze mną na huśtawce. Niestety mój mąż w nocy ostatnio bardzo mocno śpi ;) odkąd wylądowała na nim całą nocna kupa ;) Wiem, że to niewychowawcze, ale w nocy już chyba wolę sama się nim zajmować - on go tylko rozbudza, bo zaczyna z nim gadać, bawić się, itp. Za to w dzień nadrabiają. Daj znać, co lekarz powie o tych krostkach. Moja mama to widziała, ale powiedziała, ze to wygląda na coś ala potówki albo delikatne podrażnienie od moich ubrań, kocyka, itp. i kazała obserwować.
  2. Miszka, spóźnione, ale najlepsze życzenia. Uśmiechu, radości i cierpliwości do gatunku męskiego... Wiesz, oni mają Y, więc z definicji lekko wybrakowani są ;) Nie odzywałam się, bo walczyliśmy z laktacją niestety znowu :( W zasadzie dalej walczymy. Myślałam, że mam to już za sobą, bo po usilnych staraniach, żeby nie stracić pokarmu podczas pobytu w szpitalu, nareszcie miałam pełne piersi, przy dłuższych odstępach nawet mnie bolały i kilka razy pojawiły się jakieś krople przed karmieniem (wcześniej miałam cały czas miękkie, bez nawałów, itp. ale pokarm był). No i dwa dni temu postanowiłam zacząć ściągać, żeby zrobić lekki zapas. Ściągnęłam 90ml po karmieniu, tylko zajęło mi to godzinę. I niestety jak za kolejną godzinę przyszła pora karmienia nie za bardzo coś było. Mały wściekał się przy cycu, przekładanie z ręki do ręki, itp. W końcu się najadł i tak wyglądały chyba 3 karmienia po ściągnięciu, a myślałam, że produkcja wzrośnie, a tu niespodzianka. Do tego odkryłam, dlaczego mój synek preferuje jedną pierś - z drugiej prawie nic nie leciało... Chyba to moja wina, bo jak się wściekał pozwalałam mu na szybką zmianę strony, więc tamtej piersi w ogóle nie pobudzał do produkcji... Zaczęłam katować ją laktatorem po każdym karmieniu i już jest trochę lepiej. Wczoraj też trochę ściągnęłam, ale później znowu miałam wrażenie, że jest za mało na bieżące karmienia. Dopiero w nocy się wyrównało i zaczął najadać się tylko z jednej piersi bez konieczności zmiany. Nie mam pojęcia co się stało i co zrobić, żeby ten problem rozwiązać. Ciągle mam wrażenie, że za mało produkuję... Myślicie, że kilka minut z laktatorem bezpośrednio po karmieniu w czymś pomoże? Boję się, że jak będę ściągać za dużo, znowu nie będzie na karmienia... Narazie znowu zwiększyłam ilość płynów, piję więcej herbatek (znalazłam HIPP w wersji do parzenia bez cukru, nie miałam pojęcia, że istnieje, a HIPP mi najbardziej pomagał) i staram się go jak najczęściej przystawiać. I kupiłam laktator elektryczny, bo po ręcznym nie mogę ruszać rękami (mam ten z gruszką). Coś jeszcze powinnam robić? I co w sytuacji, kiedy tak jak w nocy najada sie tylko jedną piersią? Ściągać drugą? Poradźcie mi coś, bo zaczynam wpadać w paranoję... I druga kwestia - od jakiegoś czasu na buzi pojawiły się takie drobne krostki, coś jakby pokrzywka (lekko wystają, ale są maleńkie). Ma je tylko na policzkach, bokach główki i czasami za uchem. I najciekawsze jest to, że one raz są, a za chwile znikają, albo bardzo bledna i robią się niewidoczne... Pokazują się pod wpływem płaczu, po spaniu na tym boku, przytulaniu, itp. Tak jakby potówki, tyle, że potówki wyglądają troszkę inaczej chyba. Wczoraj przy kąpieli zauważyłam, że pojawiły się też takie maleńkie plamki na klatce piersiowej. Zniknęły prawie zupełnie po myciu i smarowaniu. Próbowałam odtsawić mleko, ale nie było różnicy... Macie pomysł, co to może być? W szpitalu powiedzieli, że rumień toksyczny noworodka, ale on ma już ponad 5 tygodni...
  3. Poranakawe, jakbym czytala o mojej mamie... Wprost aż tak tego nie mówi, ale też ciągle, że może chociaż na to ostatnie wieczorne karmienie bym dokarmiła... Ale już chyba trochę odpuściła, widząc, że niewiele zdziała, a Mały skoro śpi po kilka godzin raczej głodny nie jest. No i naszczęście rzadko jest przy karmieniu, bo też od razu jest, że powinnam trzymać pierś, bo nie ma jak oddychać, albo mu niewygodnie, itp. Odpowiadam, że doradca laktacyjny kazał nie trzymać i jakoś przechodzi, ale męczy mnie już to ciągłe gadanie. I pytania wszystkich dookoła, czy na pewno mam pokarm... Tylko ja niestety nei jestem ostoją cierpliwości... Mama już parę razy usłyszała kilka ciepłych słów, ale za bardzo nie wpływa to na nasze relacje, więc jest ok. Musi zrozumieć, że nie dam sobie wejść na głowę i to moje dziecko a nie jej. Za to teściowa chyba przestała się do mnie odzywać - od ponad dwóch tygodni dzwoni do męża tylko i to też rzadko. Nawet nie wiem dlaczego dokładnie, od początku pacyfikowałam wszelkie jej próby udzielania dobrych rad... U nas nocny rytm też w miarę się poukładał. Zwykle kąpiemy się ok. 20.30, po kąpieli jest jedzenie i spać. Trwa to różnie, zależnie od dnia, czasami o 21.30 już smacznie śpi, czasami walczy do 23 zasypiając i podjadając co kilka minut. Jak już zaśnie porządnie śpi zwykle do ok. 3 (zależnie od tego, o której zasypia, czasami jest to 2, a raz była nawet 5 rano!). Zmieniamy pieluchę, je i śpi dalej ok. 3h i później powtórka z rozrywki. Kupa jest w zasadzie w każdej pieluszce, więc bez zmiany się nie obejdzie... W dzien je jak chce, czasami ma przerwę 3-4 h, a czasami już po 1.5h chce cyca. Ale właśnie mam dylemat, bo do tej pory ładnie przybierał, ostatnie dwa tygodnie ok. 200-230 g na tydzień, był wesoły, pogodny itp. A od jakiś trzech dni zrobił się bardziej marudny, nawet nie płacze, tylko chce być na rękach, sam nie wie, czego chce, odpycha sie od cyca, a za chwilę znowu chce jeść (jak zaczyna się odpychać, sprawdzam i nadal mam pokarm, więc...). Tłumaczyłam to sobie wracaniem do siebie po antybiotyku i skokiem rozwojowym, ale wczoraj okazało się, że przybrał na wadze mniej niż w poprzednich tygodniach, tylko 160g i zaczynam się martwić... Pokarm raczej mam, dzisiaj zaczęłam ściągać, żeby zrobić zapas na awaryjne sytuacje i pół godziny po karmieniu ściągnęłam 90 ml, nie jest to bardzo dużo, ale ponoć ściągania też trzeba się nauczyć i na początku jest mniej. No i było to po karmieniu... Robi kupy (w dużych ilościach,) siusia, po jedzeniu zwykle jest spokojny, więc chyba się najada... Sama już zaczynam głupieć. Chyba zaczekam jeszcze kilka dni i zważę go ponownie, a później ewentualnie zacznę panikować...
  4. Miszka, spokojnie, Pola do wszystkiego dorośnie. Z wcześniakami ponoć jest tak, że na początku trzeba odejmować ten okres, o który wcześniej przyszły na świat, czyli na przykład jeśli dzieci standardowo robią coś w trzecim miesiącu, to urodzone miesiąc przed terminem będzie to robiło ok. 4 - musi mieć czas na rozwój, który normalnie byłby jeszcze w brzuchu. Ale później wszystko się wyrównuje. Moja mama opowiadała ostatnio o swoim pacjencie, który też był wcześniakiem, nie pamiętam który tydzień, ale jakoś bardzo wcześnie i poczatkowo naprawdę powoli się rozwijał, rodzice się zamartwiali, robili milion badań, a teraz ma 2.5 roku i ponoć jest bardziej rozwinięty i mądrzejszy od wielu swoich rówieśników. Więc głowa do góry i cierpliwie ciesz się tym, co jest teraz. W końcu ten czas już nie wróci. Tosiak, ja z karmieniem miałam takie same wojny jak ty i też prawie wpadłam w obsesję. Niby Mały jadł, zasypiał przy karmieniu, budził się po paru godzinach, więc teoretycznie wszystko ok. Ale też kiepsko przybierał, a do tego wszyscy pytali, czy na pewno mam pokarm i może powinnam dokarmiać chociaż raz dziennie, itp. I sama już prawie zwątpiłam. No a jak jeszcze pojawiły się takie dni, kiedy chciał być przy cycu non stop i mogłam go tylko przekładać z jednej strony na drugą, a z piersi nic już nie leciało, naprawdę butelki już stały wyparzone... Ale jakoś się udało. Wieczorne karmienie potrafiło trwać nawet 3h, z przerwami na drzemkę 15-20 minut, kiedy już naprawdę było źle, wychodziłam z pokoju i dawałam go tacie na chwilę, a jak w końcu zasypiał, dorobiłam ideologię, że śpi, bo oszczędza energię, bo się nie najadł... No ale po takich 3 godzinach przesypiał 4-5 godzin, więc... W końcu poczytałam o kryzysie laktacyjnym w trzecim tygodniu i... odpuściłam... Stwierdziłam, że nic na siłę, jeśli się nie da, będzie karmiony butelką i tyle, grunt, żebyśmy byli obydwoje szczęśliwi, a nie on głodny, a ja sfrustrowana... Dwa - trzy dni wisiał na piersi prawie cały czas, a później nagle okazało się,że zaczął przybierać i to bardzo szybko - nawet 40 g dziennie! Mleko mam nawet po skończonym karmieniu, a i tak są takie chwile, kiedy chciałby jeść co 5 minut. Pozwalam mu i tyle. A innym razem śpi całą noc... Oczywiście dalej się martwię, czy aby na pewno się najada, itp... to już chyba tak będzie zawsze ;) dzisiaj ważenie, więc zobaczymy... Tylko ja nie dokarmiałam w ogóle poza tymi pierwszymi dniami w szpitalu. Tak mi doradziła położna, bo ponoć im mniej wyciągnie z piersi, tym mniej wyprodukujemy. W ekstremalnych sytuacjach kazała mi ściągać między karmieniami i dokarmiać własnym mlekiem, ale póki co udało się bez tego. A chustę mam Nati Baby http://allegro.pl/nati-najwyzej-oceniana-chusta-w-polsce-rozmiar-l-i1442154290.html
  5. Poranakwe, wszystko zależy od wiązania, większość jest dopuszczalna dopiero dla dzieci, które trzymają sztywno głowę a jeszcze lepiej siedzą. Ale tzw. kieszonka jest stosowana od urodzenia. Dziecko jest w takiej pozycji jakbyś trzymała je na rękach, więc jak najbardziej bezpiecznie. Przytulone policzkiem do Ciebie, więc kontrolujesz oddychanie i wystarczy spuścić lekko wzrok, żeby zobaczyć, co robi. Nóżki ma podkurczone i lekko rozchylone, a taka pozycja jest zalecana, więc też chyba dobrze. Przypadki uduszenia były ponoć w chustach kółkowych, tych niby łatwiejszych do założenia, ale jak się okazuje przekombinowanych. Dziecko w tym leży, moze się zaplątać, itp. U nas w szkole rodzenia bardzo polecali i pokazywali jak wiązać, ale właśnie takie chusty wyglądające jak długi pas materiału. Wiadomo, że najważniejszy jest rozsądek, trzeba uważać, co się robi w chuście i nie trzymać w niej dziecka bardzo długo. Nasz momentalnie się uspokaja po włożeniu do chusty i szybko zasypia. Kupiłam taką z certyfikatami Centrum Zdrowia Dziecka itp., żeby mieć pewność, że jest bezpieczna (rodzaj materiału też jest ważny, musi być wytrzymała.
  6. Nie ma co się wdawać w głupie dyskusje. Jeśli komuś nie pasuje, nie musi czytać a tym bardziej korzystać z rad. Nikt nie ma monopolu na wiedzę, ale fajnie jest czasami przedyskutować jakiś temat, może ktoś ma większe doświadczenie, albo coś czytał, słyszał, itp... Dla mnie jest to bardzo cenne i tego typu komentarze mnie co najwyżej śmieszą. Tym bardziej anonimowe. A tak odnośnie pytań i rad, to napiszcie proszę, czy kupy Waszych Maluchów mają jakiś zapach? Chodzi mi o te karmione piersią... U nas były w zasadzie bez zapachu, żółte i książkowe, ale w szpitalu po antybiotyku zaczęły się zielone (ponoć to normalne), po odstawieniu znowu są żółte, ale zaczęły "pachnieć" i sama nie wiem, czy to normalne, czy znowu mam kolejny powód do niepokoju... A do mamy nie chcę dzwonić, bo ona widzi chorobę nawet w tym, że jednego dnia marudzi, a drugiego śpi ;) Zastanawiam się, czy to nie efekt Biogai... Podaję mu jako probiotyk po antybiotyku i od razu antykolkowo... Jak myślicie? Tosiak, nie martw się tą wagą. U nas było to samo, pierwsze trzy tygodnie przybierał bardzo powoli, a dopiero w czwartym mocno skoczył, w szpitalu musiałam ważyć go codziennie i zastanawiałam się nawet, czy waga nie jest popsuta, bo przybierał nawet po 50 g na dobę (oczywiście to jest mało miarodajne, bo ważenie codzienne nie ma sensu, ale kazali...) A odnośnie chust, miałam te same wątpliwości, dlatego nie kupowałam wcześniej. Ale jak okazało się, że Mały chce być tylko na rękach, spróbowałam i naprawdę jestem pozytywnie zaskoczona :) A w ramach przepisów i szybkich pyszności polecam zapiekankę z jabłek i kaszy mannej: po szklance cukru, mąki i kaszy (cukru może być trochę mniej, jeśli nie lubicie bardzo słodko) wymieszać (można dodać łyżeczkę proszku do pieczenia, ja robię bez i też jest pycha) masło (ok. pół kostki) pokroić na drobne kawałki jabłka 8-10 sztuk obrać i pokroić w dość duże kawałki. Do prostokątnej formy wsypać 1/3 wymieszanej mąki, kaszy i cukru, na to 1/3 masła (porozkładać luźno kilka kawałków), później połowę jabłek i znowu sypkie, masło, jabłka i na koniec sypkie i masło. Przykryć folią i do piecyka na godzinę. 10 minut przed końcem zdjąć folię, jeśli na wierzchu jest surowy proszek, lekko podociskać i ewentualnie położyć jeszcze trochę masła. Jest pyszna i w wersji ciepłej i zimnej, a robi się błyskawicznie :)
  7. Dziewczyny, mam pytanie tak na szybko, może kóraś z Was się orientuje... Pracuję w firmie, która zatrudnia mniej niż 20 osób, więc w czasie zwolnienia płacił mi ZUS. Teraz dostałam PIT z pracy i w nim nie ma tych wypłat z ZUSu... Czy w takiej sytuacji ZUS dośle mi PIT??? Kompletnie nie wiem, jak to wygląda, a telefony do ZUSu pewnei neiwiele pomogą - panie są przemiłe, ale zwykle niewiele potrafią pomóc :( A tak przy okazji, przetestowaliśmy chustę i póki co dwoma rękami polecam - wreszcie mogłam cokolwiek zrobić w dzień :)
  8. Cześć, dawno nas nie było, bo niestety ta zmiana, o której wspominałam przerodziła się jednak w ropień i wylądowaliśmy w szpitalu z antybiotykiem, milionem badań i ogromną dawką stresu...:( Naszczęście jesteśmy już w domu i powoli wracamy do stałego rytmu. Kompletnie nas to wszystko rozbiło, pory snu, jedzenie, itp. No i spacerki trzeba zaczynać od nowa, a pogoda nie sprzyja... Strasznie się bidulek nacierpiał przez to wszystko. Mam nadzieję, że już nigdy takiego koszmaru nie będziemy musieli przechodzić. Nie zdążyłam poczytać, co u Was, bo w dzień prawie nie mogę go odłożyć, non stop są ręce albo kolana, a wieczorem padamy obydwoje. Teraz chwilowo śpi na huśtawce (polecam, to jedyne miejsce gdzie poza rękami zasypia w dzień), więc nadrabiam domowe zaległości. Kupiłam już chustę, ale narazie tylko tata go nosił (zachwyceni obydwaj). Jakoś dalej nie mam przekonania, że można coś robić normalnie trzymając dziecko na brzuchu... Coś mi się rzuciło w oczy, że macie jakiś problem z pępkiem. Polecam Octenisept i niesłuchanie położnych ;) U nas przed odpadnięciem pępowiny zaczęło się bardzo mocno sączyć i brzydko pachnieć. Psikałam i trochę pomogło, kikut odpadł. Jeszcze przez kilka dni leciała z tego krew i robiły się strupki i tez dostałam instrukcję, żeby dokładnie czyścić, ale efekt był odwrotny (chyba co się zastrupiło, to ja to rozwalałam). W końcu zaczęłam psikać tylko i lekko osuszać i po trzech dniach zniknęło wszystko bez śladu. Spirytus trochę za bardzo wysusza, więc łatwo o podraznienia. My teraz walczymy z odparzeniem pupy, juz sama nie wiem, co robić. Zaczęło się w szpitalu i byla wersja, ze to antybiotyk zmienil PH kupy i dlatego. Mycie wodą z mydłem a nie chusteczkami i smarowanie + osuszanie i wietrzenie wygoiły wszystko praktycznie w jeden dzień. No a teraz w domu znowu mamy powtórkę i mimo tych samych środków mam wrażenie, że jest coraz gorzej a nie lepiej i że go to boli... Uciekam, wykorzystać chwilę na sprzątanie, Miłego dnia.
  9. Poranakawe, masz rację, zawsze już będzie coś... U nas na początku też skórka była pełna krostek, a wielki ropny pryszcz pojawił się na główce, ale już prawie nie ma śladu, więc o to się nie martwię. Smarowałam go Oilatum i trochę pomogło, a teraz mam taką maść robioną w aptece bez chemi itp. i jest rewelacyjna. Pupa już wygląda bardzo ładnie, po podrażnieniu prawie nie ma śladu. Guzek niestety jest nadal i chyba jest nawet bardziej wystający i czerwony, tak jakby naprawdę miała to być krosta... Wygląda to jak taka wielka krosta, która robi się kilka dni, coś typu czyrak albo coś podobnego... Tylko jest twarde i na skalę jego pupy ogromne - na USG wpisali ok. 5 mm... Strasznie się martwię, bo to może być nic, a może być też wszystko... Najbardziej prawdopodobny jest chyba ropień, ale pewności nei ma... Naszczęście go to nie boli, nie gorączkuje itp... Spi sobie spokojnie obok, a ja się zamartwiam... Balbua wielkie gratulacje! Nareszcie się doczekałaś :)
  10. Nasz Maluch póki co w nocy śpi bardzo ładnie, 3-4 h, je i zasypia, czasami nawet zdarzyła mu się 5 godzinna przerwa, więc zastaawiałam się, czy nei nastawiać budzika na budzenie, żeby nie przespał jedzenia ;) W dzień za to nie lubi spać, średnio pól godziny jednorazowo, dłużej tylko na rękach. Właśnie z tego powodu chcę kupić chustę, bo nie jestem w stanie siedzieć cały dzień i nie ruszać się z kanapy - czy może któraś z Was używa i może coś polecić? No a z innych spraw, od wczoraj niestety mamy dość nerwową atmosferę... Malutkiemu zrobiło się coś dziwnego na kości ogonowej, taki jakby guzek, zgrubienie, duża krosta... Najpierw myślałam, że to tylko odgnieciona kość, ale zaczęło się robić coraz bardziej czerwone i coraz bardziej przypominać krostę - powierzchnia się zmniejszyła, za to urosło do góry. No i w końcu wczoraj po konsultacji z położną i moją mamą wylądowaliśmy na ostrym dyżurze, zrobili mu USG, ale niestety nic konkretnego nie powiedzieli. Nie jest to unerwione i nie ma połączenia z kością, tyle dobrego. Lekarz z dyżuru dał mu antybiotyk, ale po konsultacji z innymi pediatrami narazie zdecydowaliśmy się zaczekać i nie podawać, żeby nie obciążać tak maleńskiego układu pokarmowego... Obserwujemy i w poniedziałek zobaczymy co dalej... Może to być początek ropnia, może być jakaś inna zmiana... Niewiadomo narazie, a ja się zamartwiam :( Najpierw było oko (my smarowaliśmy erytromecyną i zeszło po dwóch dniach), później pępek, po drodze skóra, no a teraz to... Zastanawiam się, czy to już zawsze tak będzie... Narazie mam tylko nadzieję, że to nic takiego, zniknie i nie trzeba będzie tego Maleństwa męczyć.
  11. Dawno nie zaglądałam, ale widzę, że nowe Maluszki już są z nami - gratulacje dla wszystkich mam :) Rzadko udaje mi się coś do Was napisać, bo jeśli tylko Mały odklei się od cyca, staram się nadrobić sprzątanie, pranie, itp. A wieczorami mamy pielgrzymki gości, co już mnie coraz bardziej męczy... U nas każdy dzień wygląda inaczej. Końcówka drugiego tygodnia była super, Mały jadł, spał albo rozglądał się dookoła, posyłał słodkie minki przytulany, itp. A od poniedziałku niestety coś się przestawiło. W dzień jest w miarę ok, je co 2-3 godziny, czasami częściej, jeśli przyśnie w trakcie, łądnie śpi, itp. Ale wieczorem zaczyna się sajgon. Po kąpieli je i zasypia na 15 minut, budzi się z płaczem i od nowa. Śpi dopóki jest na rękach, albo leży ze mną na łóżku, jeśli tylko go przełożę, natychmiast jest krzyk i szukanie cyca. Ok. 1-2 się poddaje i po kolejnym karmieniu zasypia, śpi 3-4 godziny, budzi się, je, zasypia i dalej jest już wszystko ok... Nie wiem, czy to kolka, czy po prostu potrzebuje bliskości, czy może mam jednak za mało pokarmu? Może to po prostu ten kryzys laktacyjny, o którym pisze Kessi (wyczytałam, że jest w 3 i 6 tygodniu i później w 6 miesiącu i trwa od 12 do 48 h). Trochę się martwię, czy prawidłowo przybiera na wadze, ale nie chce go ważyć częściej niż raz w tygodniu, bo różnice są tak małe, że łatwo można wpaść w dół i zamartwiać się bez powodu. No ale pępek przynajmniej w końcu się wygoił :)
  12. Dzisiaj go zważę, więc zobaczymy... A pępek psikałam Octaniseptem, dzisiaj mama kazała mi psiknąć Neomycyną, bo póki co nic się nie poprawia. Mam nadzieję, że będzie dobrze... Dziękuję za wsparcie :) A tak z innych tematów... Ile Wam jeszcze zostało do wagi sprzed ciąży? Bo ja póki co się zatrzymałam i nic nie spada, a ciuchy sprzed nadal raczej mocno ciasne... Chyba się mszczą te ciążowe zachcianki... No i teraz też jem jak nigdy i wiecznie jestem głodna...
  13. Lutówka, mam, wszystko się zgadza :) Ale problem w tym, że mama ma skłonności do panikowania, a równocześnie nie chce mnie martwić, więc czasami zadaje jakieś pytania albo coś mówi w taki sposób, że ja zaczynam panikować, że coś jest nie tak, tylko nie chce mi powiedzieć... Tak jak teraz z tym pępkiem... Ale staram się nie martwić na zapas :)
  14. Poranakawe to my prawdopodobnie gdzieś tam na korytarzach się mijałyśmy ;) A wodę z mózgu z karmieniem, dlatego, że od początku karmiłam piersią, mały ładnie łapał, ssał, itp. I drugiego dnia przyszła jakaś pediatra i stwierdziła, że traci na wadze, więc ja nie mam pokarmu tyle ile potrzeba i mam dokarmiać. Stracił mniej niż 10% wagi urodzeniowej - 5 - 6%, więc zupełnie w normie, ale pani chyba musiała znaleźć coś, żeby sie przyczepić, bo inny lekarz chciał nas już wypisać, a ona chyba nie miała ochoty robić wypisów... Doradca laktacyjny sprawdził, że wszystko robimy prawidłowo, dostałam zalecenie przystawiać jak najczęściej , ewentualnie ściągać laktatorem itp. No ale w szpitalu już musieliśmy się dokarmiać, pierwszego dnia w domu też, bo kazali mi to robić dopóki nie będę miała nawału i się wszystko nie ustabilizuje, albo dopóki Mały nie będzie odmawiał dokładki. Po jednym dniu i konsultacji z pediatrą z tego zrezygnowaliśmy. I je tylko pierś, na ostatniej wizycie wyszło, że przybiera na wadze, ale ja i tak się stresuję - nadal nie miałam nawału, zastoju ani nic podobnego, piersi mam miękkie, niewiele większe niż przed ciążą... Sama nie wiem... No i do kompletu jeszcze mamy pępek... Kikut odpadł 7 dnia, dzień wcześniej brzydko pachniał i było dużo wydzieliny. Później był ładny, a od dwóch dni znowu sączy się z niego krew i robią się małe strupki... Nic nie jest czerwone ani nic podobnego, ale strupki są... Więc sama nie wiem już co robić...
  15. Marigo, w Polsce jest przyjęte D3 od początku, a K od ósmej doby, jeśli maluch jest karmiony piersią. I K też podają od razu po porodzie. My w zasadzie już zaadoptowani i jakoś mijają kolejne dni. Mały jest absolutnie cudowny, w miarę grzeczny i w ogóle naj. Tylko ja świruję, jak nie pokarm (w szpitalu zrobili mi wodę z mózgu dokarmianiem i teraz co chwila panikuję, czy na pewno mam tyle ile trzeba i czy dobrze przybiera), to pępek, do tego krostki na skórze... Ale staram się podchodzić do wszystkiego na spokojnie :) A Was podczytuję czasami,ale niestety zwykle nie mam kiedy pisać. Obiecuję poprawę i oczywiście gratuluję wszystkim nowym mamom.
  16. My już w domu w całym komplecie :) Chyba to nie chodzenie po schodach i obżeranie się lodami zadziałało, bo w poniedziałek zamiast na KTG wylądowałam na porodówce :) Jakieś lekkie skurcze zaczęły się ok. 5 rano, były z krzyża i bardzo szybko robiły się coraz częstsze, więc o 8 pojechaliśmy do szpitala, ale jeszcze przez prawie dwie godziny w korku twierdziłam, że pewnie zaraz mnie odeślą, bo to nie może być to... Okazało się, że miałam już prawie 5cm rozwarcia i o 15 Synka w ramionach :) Do przyjemnych tego nie zaliczę póki co, ale nagroda jest warta wysiłku i bólu :) Mały jest piękny, zdrowy i w ogóle naj, wcale nie był taki wielki jak przypuszczano: 3600 i 56cm , tylko główkę miał dużą i stąd zmyłka. Jak trochę się ogarniemy, postaram się nadrobić ostatnie dni, a póki co gratuluję wszystkim nowym mamom i trzymam kciuki za te, które nadal czekają :)
  17. Hmmm... Sorbet mango... Ale już zostanę przy tych bakaliowych, bo mi naprawdę mąż przyspieszy zakończenie ciąży, jeśli znowu coś wymyślę ;) Często kupuję coś w Ikea ale nie zdarzyło mi się jeszcze, żeby cena była inna (no chyba, że niższa, ale to tylko promocje) niż w katalogu/na stronie... Oni mają kilka modeli łóżeczek, więc może mąż spojrzał na inny? Albo w sieci było samo łóżeczko, a w sklepie stało z szufladą, materacem i ochraniaczami antygryzieniowymi i stąd ta różnica... Bo jak to samo, to trzeba było pomachać im katalogiem, zrobić szum i muszą sprzedać. My swoje kupiliśmy na allegro, jakieś polskie z tej serii z imionami, nie pamiętam już dokładnej nazwy Radek, Kuba, czy jakoś tak. Doszło w dwa dni i wygląda bardzo ok, a cena też była przyzwoita bardzo. Wyszłąm z założenia, że wolę tanie łóżeczko i dobry materac, zobaczymy, jak to się sprawdzi w praktyce, ale narazie jestem bardzo na tak...
  18. Poranakwe - też znałam tą teorię, ale niestety, któregoś smutnego dnia pewien dr hab medycyny (chociaż za obalenie tej teorii chciałam mu te tytuły natychmiast odebrać ;) uświadomił mi, że kalorie spalane przez organizm do ogrzania się po lodach są podawane po prostu jako ilość kalorii, a te, których lodami sobie dostarczamy są w kilokaloriach :) Ale i tak twierdzę, że lody to najzdrowsze słodycze, a jak jeszcze dodamy do tego wspaniałe działanie uśmiechogenne to w ogóle wynalazca zasłużył na Nobla :) Ujemne kalorie ma chyba tylko seler naciowy, też lubię, ale na lody nie wymienię :)
  19. Tosiak, masz rację, jak już tam mają dokumentację i poznałaś trochę szpital, to trzymaj się tego, nie ma co mieszać. Ja powoli dochodzę do wniosku, ze wszystko mi jedno gdzie, byleby już... Jutro mój lekarz prowadzący ma dyżur, wprawdzie w innym szpitalu niż mam rodzic, ale chyba zadzwonie do neigo, jeśli na tym KTG znowu nic konkretnego nie ustalą. Nie chcę robic paniki i histeryzować, ale naprawdę mam już dość i powoli wysiadam psychicznie. Boję się o Małego, czy aby na pewno jest ok, nic nie jestem w stanie zaplanować, bo wolę już za bardzo nie oddalać się od domu, samej też nie pozwalają mi nigdzie chodzić za bardzo... Męczące jest takie wyczekiwanie... Dzisiaj nawet na schody się obraziłam - jedyny efekt tego biegania był taki, że poza wszystkim, co zwykle boli mnie zaraz po zejściu z łóżka, bolały mnie jeszcze uda... Właśnie wysłałam męża po lody - za dodatlkowe kilogramy podziękujemy Tosiaczkowi ;) Ale przede wszystkim strasznie mnie dzisiaj suszy, a normalnie jest duży problem, żeby mnie zmusić nawet do wypicia tej regulaminowej ilości płynów - czyżby znowu szedł mróz? :) No nic, miłego wieczoru i spokojnej nocy
  20. Tosiaczku, a Ty koniecznie chcesz na Inflanckiej? Bo tam podobno jest taki wysyp, bo nie pobierają za znieczulenie przy sn... Nie wiem, czy to prawda, ale ktoś tak coś wspominał, więc może to tam jest tylko taki sajgon. No i trochę dziwne, że od razu na wypisie Cię nie zapisali na KTG do przychodni. Ja byłam na Madalińskiego w środę i od razu przy opisywaniu badania dostałam termin następnego (tylko trochę odległy, bo dopiero za 5 dni, no ale mam nadzieję, że oni wiedzą, co robią...). Dzisiaj mnie trochę mały wystraszył, bo prawie się nie ruszał od rana, ale już zaczął popołudniowe wypinanki, więc chyba jednak nadal mu tam dobrze. Brzuch mnie pobolewa, czop chyba mi odszedł (o ile to to, ale chyba nic innego już ze mnie lecieć nie powinno, więc mam nadzieję, że to było to) i poza tym w zasadzie nic konkretnego się nei dzieje. Boję się, że jutro zostawią mnie w tym szpitalu :( Na pocieszenie zrobiłam ciasto francuskie z jabłkami i właśnie się opycham ;)
  21. I nadal nic :( Parę skurczy, kilka nawet trochę bolesnych, trzy wycieczki do toalety i znowu rano :) Uparciuch straszny, a fika już od rana. Chyba chce sprawdzić, ile mamy cierpliwości zanim jeszcze zostanie nastolatkiem ;) Nie chcę już biegać po schodach... :( Narazie śniadanko i może jakoś go przekonam negocjacjami później :) Chociaż mój mąż twierdzi, że jak go dokarmiam ptasim mleczkiem, szarlotką i innymi pysznościami i cały czas głaszczę, to on się wcale nie dziwi, że nie chce stamtąd wychodzić :(
  22. No i bądź tu mądry ;) No nic, poczekam i zobaczymy, co będzie. Jak coś, to w nocy dojedziemy do szpitala w 15 minut, a mój mąż póki co zgrywa chojraka i twierdzi, że tyle się naczytał, że jak będzie trzeba, to sam ten poród odbierze ;) Więc "spokojnie" idę spać i czkeać na rozwój sytuacji. A Wam życzę jak najmniej nocnych wycieczek i pobudek :)
  23. Nan ma bardzo dobre opinie, ale każdy Maluch może zareagować inaczej, więc w razie czego najlepiej skonsultować to z pediatrą. Mam pytanie do tych z Was, które mają już jakieś doświadczenie z rodzeniem ;) - czy te skurcze muszą być takie mocno bolesne? Bo już sama nie wiem, o co chodzi, ale po tej drugiej rundzie biegania po schodach jakieś się niby pojawiły, ale takie minimalne, czuję, że mi twardnieje brzuch, trochę boli na dole, ale bez jakiś rewelacji, normalnie mogę mówić i robić to, co akurat robiłam... Tyle, że są regularne w miarę (co 6-7 minut) i chwilę trwają... Krzyż też czuję i w ogóle jakaś dziwna jestem... No i waga spadła o 1.5 kg, a brzuch w końcu chyba lekko drgnął do dołu... Ale sama już nie wiem, czy to wszystko jest na tyle wyraźne, żeby traktować to poważnie, czy ja już tak badzo chcę urodzić i boję się, że mnie w poniedziałek zostawią w szpitalu bez akcji, że sobie wmawiam to wszystko...
  24. Jednak picolo i wanna działają cuda, a co dopiero picolo w wannie ;) Już mi lepiej, choinka rozebrana, ozdoby na miejscu, mieszkanie odkurzone, a ja nareszci w łóżku. Nie ma tego złego - może po takim maratonie coś się jednak zacznie dziać, bo to chyba hormony plus zmęczenie brzuszkiem tak na mnie działają. Miłych snów i przespanych nocy :)
  25. Gratuluję wszystkim nowym Mamusiom :) Oj Kornelinka to my chyba swoich mężów powinnyśmy ze sobą poznać, żeby sobie trochę przekazali - Twój mojemu obaw, a mój Twojemu chęci ;) U nas problem jest w drugą stronę, ja od połowy ciąży jestem anty sex :( No z paroma wyjątkami, ale generalnie nie ma to nic wspólnego z tym, co było wcześniej. Nie boję się, wiem, że małemu nic od tego nie będzie, ale coś mi się przestawiło, nie wiem, może to hormony... A mąż pertraktuje i najchętniej wykorzystywałby na to każdą wolną chwilę, a od kiedy jeszcze gin powiedział, że powinniśmy... Lepiej nie mówić ;) Ja dzisiaj znowu zła, rozmemłana, rozdrażniona, itp. Przepłakałam pół dnia. Z odkurzaczem, żelazkiem, itp. Teraz jeszcze choinkę planuję rozebrać. Chyba wszystko dlatego, że jestem już strasznie zmęczona, na nic nie mam sił, a położyć się na chwilę nawet nie mam kiedy. Wszystko jest na mojej głowie, sprzątanie, pranie, prasowanie, gotowanie, zakupy, itp. Mój mąż zrobi coś, jeśli pokażę palcem, a i tak najczęściej jest "Zaraz". Nie wiem, co będzie, jak urodzi się Mały, bo ja już teraz padam, a kręgosłup odmawia mi współpracy... Nie wiem, co się stało... Czy to moja wina, bo ciągle poprawiałam, czy on tak zawsze, a ja wcześniej miałam więcej sił i energii i tego nie widziałam... Nie wiem... Ale coraz czarniej to wszystko widzę :( No i jeszcze po tym zryczeniu się koncertowym strasznie rozbolał mnie brzuch, tylko jakoś tak dziwnie, nie porodowo raczej... Najchętniej poszłabym do wanny na godzinę z książką, no ale najpierw choinka... A później będzie pewnie za późno, bo znowu zasnę w wodzie ;) Nie wiem, gdzie sobie poszedł mój optymizm, ale za nic nie mogę go znaleźć :(
×