Matias
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Matias
-
Witaj ostnica :) Poszedłem do neurologa bo zacząłem mieć dziwne kłucia, pieczenie, bóle, drgania mięśni. Do tego dochodziło ciągłe uczucie zmęczenia, niezależnie od tego jak długo spałem. Czasem miałem takie dni że czułem się jakbym nie wiem co robił dzień wcześniej nie miałem na nic sił, wysiadałem też w wychodzeniu po schodach. Zdarzają się też problemy ze wzrokiem i jeszcze mógłbym kilka rzeczy wymienić. Jednak nie mam typowych objawów neurologicznych, dwóch neurologów u których byłem nie widzieli nic niepokojącego, ale dla świętego spokoju dostałem skierowanie na rezonans, który nic nie wykazał. Ogólnie coraz bardziej czuję się jak idiota idąc do jakiegokolwiek lekarza... Wyniki krwi świetne, z krążeniem też wszystko ok, teraz neurologicznie też ok. Dziwne jest też to że raz jest lepiej raz jest gorzej, ale nie widzę by jakoś to współgrało z moim stanem nastroju. Ogólnie przez 1,5 roku od kiedy to się zaczęło w sumie nie nastąpiło jakieś wielkie pogorszenie. Z drugiej strony ja już zaczynam do tego przywykać, to że mnie gdzieś coś zaboli w najmniej spodziewanym momencie i niczym nieuzasadnione, nie jest dla mnie czymś nowym. Po prostu się już przyzwyczaiłem... A co do tego jak sobie radzimy na co dzień, to ja sobie nie radzę... Ale może wszystko wreszcie jakoś się ułoży.
-
Wracając jeszcze do sensu życia to tak jak napisałem nie ma sensu myśleć nad sensem bo tego sensu nie ma. Zgadzam się że chyba jedynym wyjściem jest po prostu cieszyć się chwilą, dniem dzisiejszym tu i teraz. Dziś jeszcze obejrzałem sobie "Dzień Świra". Zastanawia mnie gdzie ludzie widzą w tym komedię, dla mnie to jest po prostu rzeczywistość, może trochę przejaskrawiona, ale tak wygląda życie większości ludzi. Fakt że czasem jest śmiesznie, ale za chwilę człowiek zdaje sobie sprawę że przecież tak wygląda jego życie, tak wygląda życie innych ludzi. W każdym razie film bardzo dobry ale nie patrzyłbym na niego jak na komedię. UgaaaBugaaa - Film w moim odczuciu fajny, choć może nie nazwałbym go jakimś super, ekstra filmem, ale oglądało się bardzo fajnie. Dla ścisłości byłem na "Jak zostać królem":) W sumie to podczas oglądania parę razy pomyślałem o swojej fobii, ale trudno było tego uniknąć jak ogląda się film o facecie który się jąka, ma problemy z mówieniem i ma zostać królem:) Co prawda ja się nie jąkam ale w sumie to nic nie gadam:) Terapii na razie nie planuję zawieszać, ale czuję że muszę pogadać z rodzicami na ten temat. Czy czynię postępy? Nie wiem. Za bardzo postępów nie widzę, ale bardzo bym chciał żeby wreszcie coś ruszyło.
-
Przeczytałem wypracowanie:) ale nie wiem kto przeczyta jeszcze bo ostatnio tu cisza jak makiem zasiał. Ludzie gdzie się podzialiście? :) Czyżby wszyscy pozbyli się już fobii i zapomnieli o tym wątku? ;)
-
Mala Suu - Rzeczywiście film zdaje się być ciekawy, jak uda mi się go gdzieś dorwać to sobie obejrzę:) Tylko nie wiem czy nie będzie miał złych skutków w moim przypadku. To znaczy jeszcze się zbuntuję i rzucę to wszystko i sobie wyjadę;) Szczerze mówiąc takie życie by mi odpowiadało, podróż, nowe miejsca, nowi ludzie. Jak tak patrzę na to jak wygląda obecnie życie to jakoś mam wrażenie że ja tu za bardzo nie pasuję. Utknąłem w miejscu a czuję ogromną potrzebę by płynąć jak rzeka do przodu, by stale być w ruchu, ale jakoś nie mogę się ruszyć... U mnie też w sumie nudy... Lek biorę nadal, i tak wydaje mi się że typowy stał się dla mnie stan zawieszenia, czasem przeplatany lepszymi dniami. Takie charakterystyczne jest chyba to że na przykład w poniedziałek dwie rzeczy sprawiły że pogorszył mi się nastrój, ale nie miało to jakiś dalszych konsekwencji, czyli na przykład jakiegoś doła czy trzymania się tego przez dłuższy czas. Najbardziej szara mysz - Odniosę się do tego co napisałaś ostatnio, o ile to tym razem był twój wpis:) Nie wydaje ci się że za bardzo skupiasz się na tym że nie masz chłopaka? Tak to mi się rzuciło w oczy jak czytam twoje wpisy. Ja sam do niedawna miałem takie założenie że jak nie spotkam swojej drugiej połówki to nie będę nigdy szczęśliwy, ale jakoś ostatnio mam wrażenie że mi przechodzi:) Trzymało mnie to przez kilka lat, ale właśnie przez te kilka lat nikogo nie spotkałem więc tak sobie teraz myślę że istnieje duuuże prawdopodobieństwo, praktycznie z roku na rok coraz większe, że nigdy nikogo nie spotkam, przynajmniej nie w tym życiu o ile istnieje reinkarnacja;) Tak więc po co się zadręczać, po co robić sobie nadzieje, po co tworzyć iluzje. Zresztą coraz większe mam wątpliwości czy byłbym w stanie żyć w jakimś związku, ale to już chyba temat na inne opowiadanie;) W sumie nie wiem po co napisałem to co napisałem:) A na koniec kolejny link:http://www.youtube.com/watch?v=DUJ-ZLjhdB8
-
Witam wszystkich:) CallMeBlondiee - Zawsze wszystko jakoś się układa, a problemy które dziś wyglądają na trudne do pokonania, za jakiś czas będą się wydawać nie warte tego ile na nie straciliśmy sił, energii i czasu. Tak jest zawsze, takie jest życie i czas leczy rany. A po burzy kiedyś też wyjdzie słońce tak jak pisze 33 na karku. Jak przetrwać burzę? Burza ma to do siebie że oczyszcza powietrze i ogólnie choć może tak to nie wygląda to robi porządki. Burza daje jakąś możliwość by zacząć wszystko od nowa. Dobra nie będę pisał więcej :) bo wiem że to są tylko słowa. Odebrałem dziś wyniki rezonansu i z opisu zdaje się że wszystko jest ok, ale jeszcze i tak muszę iść z tym do neurologa dla pewności. Choć neurolog już wcześniej mówił że on nie widzi problemów neurologicznych, ale dla świętego spokoju dał mi to skierowanie na rezonans. W każdym razie wygląda na to że moje największe obawy zostały dziś na całe szczęście rozwiane:) Bałem się że może się okazać że mam stwardnienie rozsiane, bo niektóre objawy się pokrywają ale jednak nie wygląda to u mnie tak typowo jak SM, jednak lepiej było to sprawdzić i mieć 100% pewności. Cóż teraz chyba pora zrobić badania na boreliozę i szukać dalej. Jedną z możliwości jest też to że mój stan psychiczny tak mocno wpływa na stan fizyczny, w sumie coraz bardziej się do tego skłaniam, ale wolę mieć pewność wykluczając kolejne choroby. 33 na karku - Po wyjechaniu z tej rury nie wiedziałem za bardzo co się dzieje:) Pewnie wyglądałem super, bo pierwsze pytanie było: czy wszystko w porządku:) Choć pewnie zawsze je zadają:) Trochę trwało zanim doszedłem do siebie. Badanie niby spoko, ale leżeć z 20-30 minut bez ruchu i to jeszcze w takim hałasie to masakra. Jeszcze co do tego komu wypada się wstydzić przed kim:) Zgadzam się z CallMe. Jeśli dziewczyna jest atrakcyjna to nawet jeśli ma fobię, prędzej lub później ktoś się nią zaopiekuje:) U facetów chyba do końca tak nie jest ale mogę się mylić. Nawet jeśli facet jest atrakcyjny a ma fobię, nieśmiałość czy jak to tam jeszcze się nazwie to chyba i tak może mieć problemy. Bynajmniej nie piszę tego na swoim przykładzie bo nie uważam się za atrakcyjnego, to tylko takie moje przemyślenia:) Na swoim przykładzie mogę napisać że jak facetowi brakuje urody, do tego ma fobię społeczną, to jest prawdziwa kaplica:) Na koniec jeszcze napiszę co tam u mnie jeśli idzie o lek. Dalej go biorę i tak mi się zdaje że nastrój naprawdę mam bardzo dobry, w porównaniu do tego co bywało ostatnio to piekło i niebo. Z tego co kojarzę psychiatra mówił o poprawie po 2tyg. brania leku jeśli idzie o osoby z depresją, więc może dlatego czuję się lepiej. W kontaktach z innymi osobami na razie nic się nie zmienia, choć próbuję się przełamywać, zobaczymy co z tego wyniknie.
-
Najbardziej szara mysz - Rzeczywiście dawno ciebie tu nie było, ale fajnie że wpadłaś:) Gratuluję udanej sesji:) Szybko nadrobisz forumowe zaległości bo ostatnio jakiś mały zastój tu mamy:) 33 na karku ma racje jak można się wstydzić chłopaków?;) 14 luty? A co wtedy jest bo nie kojarzę?;) Tak na serio to mnie ta data jakoś nigdy nie przeraża i jakoś nie jest mi wtedy bardziej smutno czy coś w tym stylu. Dzień jak każdy inny. A co do przyszłości to ja też się nad nią zastanawiam i kompletnie nie wiem jak to będzie dalej wyglądać. Studiów już chyba nie zacznę, trudno będę niezwykłym okazem w obecnym świecie czyli człowiekiem bez wyższego wykształcenia:) Tylko nie wiem co dalej... Szykuję się na wyprawę na Camino, może tam uzyskam odpowiedzi na moje pytania. Choć przyznam szczerze że moja wiara w to że uda się zrealizować pomysł tej wyprawy jest taka jak mój nastrój. Raz kompletna niewiara i poczucie że to nie ma sensu, a innym razem przekonanie że wszystko może się udać i wtedy dostaję niesamowitego kopa. Ech... jakby udało się tą energię utrzymywać 24h na dobę to chyba byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Dziś jakiś lepszy dzień u mnie:) choć nie zapowiadał się fajnie bo na dzień dobry miałem rezonans głowy na który jak to w naszym kraju trochę musiałem sobie poczekać (skierowanie dostałem na początku listopada, ale wtedy nie mieli już w tym roku terminów i można było dzwonić się umawiać dopiero w nowym roku). Ogólne wrażenia, to jest to głośna impreza:) Trochę tego się obawiałem bo jak to już często wspominałem nie lubię szpitali, rozmów z lekarzami itp., wtedy mam moją blokadę, ale jak się okazało nie było tak tragicznie:) Właściwie to za dużo nie musiałem gadać:) Jak wyszedłem z tego urządzenia to czułem się jak po kilku piwach, od tego niesamowitego hałasu jaki panuje tam w środku:) Jeszcze tylko niepewność w oczekiwaniu na wyniki, mam nadzieję że nic tam nie będzie. Zauważyłem też że chyba pomagają mi długie wieczorne spacery z psem, jakoś tak po nich czuję się lepiej:)
-
U mnie właściwie bez zmian, czyli czuję się tak nijak. Wydaje się że ogólny stan uległ poprawie, to znaczy mam lepszy nastrój. Natomiast w kwestii fobii postępów nie ma ale też nie wiem czy ten lek ma w jakiś wyraźny sposób w tym temacie pomóc. Dziś na przykład miałem ogromny problem by iść do sklepu... Ogólnie trochę zwątpiłem w to wszystko, ale tak pewnie u mnie będzie i to jeszcze wiele razy. Póki co jednak jak już podjąłem decyzję mam zamiar dalej to ciągnąć, choć nie wiem co z tego wyjdzie. Zresztą leku nie przyjmuję jeszcze nawet 2tyg. więc chyba też nie można powiedzieć czy dał jakieś efekty czy nie, trzeba poczekać. Trochę mnie w całym temacie przybiło to co wspomniałem wcześniej, czyli że jest problem z psychoterapią, bo dopiero pod koniec maja... No i strasznie irytuje mnie ta moja bierność o której wielokrotnie wspominałem, nie jestem w stanie nic robić. Wszystko odkładam na później, za nic nie potrafię się zabrać, a kolejne dni mi uciekają.
-
Rzeczywiście dziwna cisza:) Może to cisza przed burzą:) Selena2010 ja jestem z Krakowa, ale nie specjalnie mogę polecić jakiegoś psychologa bo jeszcze u żadnego nie byłem, na razie zawitałem tylko do psychiatry (choć on chyba też jest psychologiem). Mam namiary na jednego którego polecił psychiatra i nawet już tam dzwoniłem ale sprawy trochę się skomplikowały bo termin dopiero pod koniec maja... Nie wiem czy będę czekał czy uda się coś innego wykombinować. Selena2010 jeśli jeszcze tu zaglądasz i chcesz to mogę ci podać te namiary które mam.
-
Hmmm od czego by tu zacząć :) Zacznę od spraw związanych z fobią i depresją o których tu ostatnio piszecie. Mi się wydaje że miałem dość mocną depresję, gdzieś w okolicach październik/listopad. Dziś chyba nie mam depresji, raczej tak bym tego nie nazwał bo to są po prostu doły, gorsze samopoczucie pod wpływem jakiś wydarzeń, ale to nie jest długie. Zresztą sami dobrze możecie to zaobserwować na forum, czasem wpadam w euforię by następnie wpaść w dołek. Nie wiem czy te doły można nazwać depresją, bo depresja powinna być chyba długotrwała, u mnie to przeważnie trwa kilka dni. Choć może i jest to depresja tylko że ja do tego już tak przywykłem że po prostu jej nie widzę? A czy gorsza fobia czy depresja, to nie wiem, ale depresja w połączeniu z fobią to jest masakra. Nie ma co ściemniać że te kilka miesięcy temu naprawdę poważnie myślałem by z tym wszystkim raz na zawsze skończyć, nawet zastanawiałem się jak to zrobić by było skutecznie. Ale brakowało odwagi i zdolności do podjęcia decyzji, więc na rozmyślaniu się skończyło, no i jest jeszcze jedna rzecz która trzyma mnie przy życiu, to są moje marzenia i wiara w to że może jeszcze karta w tym życiu się odwróci. Co do fobii to faktycznie można z nią normalnie funkcjonować, ale tak jak piszecie wszystko zależy od stopnia fobii. U mnie przybrała takie rozmiary że normalnie funkcjonować na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie. Natomiast w moim przypadku na pewno fobia z wiekiem nie maleje, wręcz przeciwnie dopiero teraz urosła do kolosalnych rozmiarów. Nie nazwałbym fobii lenistwem, tchórzostwo w jakimś sensie chyba tak, choć dla mnie to jest po prostu jakaś cholerna blokada której nie potrafię pokonać. CallMeBlondiee - Też nie udało mi się zdać prawka... Podchodziłem 3 razy i 3 razy oblałem na łuku, nie wytrzymałem ciśnienia. Po trzecim razie postanowiłem sobie z tym dać spokój mimo że lubiłem jazdę samochodem. I tak od 2 lat już nie siedziałem za kółkiem. A u mnie jakoś idzie. Kolejne dni zażywania leku i jest lepiej niż na początku tygodnia. Mam wrażenie że zaczynam osiągać taki stan w jakim znajdowałem się gdzieś tak rok temu. To znaczy negatywne myśli pojawiały się rzadko, ale nie było też jakoś super. Po prostu taki stan zawieszenia, bez zadręczania się rozpatrywaniem różnych wydarzeń, bez zadręczania się negatywnymi myślami, bez myśli samobójczych, bez myśli że to wszystko bezsensu i nic się nie zmieni. Pojawiają się plany, nadzieja że może kiedyś wszystko się zmieni, ale... przy tym wszystkim jest okropna bierność i niezdolność do podjęcia jakiegokolwiek działania by ruszyć się z miejsca. Tak mi się wydaje że właśnie zmierzam do takiego stanu, może do tego ma doprowadzić lek? Psychiatra mówił że będzie po lekach poprawa, na razie czuję że wkraczam właśnie w zawieszenie między dwoma światami jednak jestem niezdolny by zrobić krok naprzód. Odkąd to zauważyłem zawsze mnie ta moja bierność strasznie irytuje. Nie wiem czy to się bierze z fobii, po prostu nie potrafię podejmować działań, planuję, planuję ale nie potrafię zrobić tego kroku naprzód. Zobaczymy jak dalej będzie działał na mnie ten lek, jakiś postęp chyba mimo wszystko jest. Ps. Kojarzę fragment swojego dzisiejszego snu!!!:) Pamiętam że drukarka wydrukowała mi tekst na kolorowo, i powiedziałem:"o drukuje" czy coś w tym stylu, co lepsze powiedziałem to na głos, bo akurat wtedy się przebudziłem i zdałem sobie z tego sprawę:) Jak widać życie przenosi się do snów bo aktualnie mam problem z drukarką i nie mogę drukować na kolorowo. Ech... a ten sen był tak realny że myślałem że problem jest już rozwiązany:)
-
Dobra to i ja coś napiszę żeby nie było że się gdzieś zapodziałem:) W sprawach lekowych doszedłem do wniosku że pierwsze dni to było nic innego jak placebo. Ale za to jak działało!!! Chciałbym żeby taki stan utrzymywał się zawsze. Może nie byłem dużo bardziej odważny w kontaktach z innymi, ale za to na te dwa dni uwolniłem się całkowicie od negatywnych myśli, a to było cudowne:) Jak jest teraz? Trzeciego dnia pisałem że czułem się nijak, kolejne dni były gorsze. Pojawiały się wątpliwości co do sensu tego całego leczenia, pojawiały się negatywne myśli i... znowu myśli by z tym wszystkim raz na zawsze skończyć bo i tak nic mi się nie uda. Może nie da się tego stanu z ostatnich dni nazwać dołem jaki miewałem, ale na pewno humor był kiepski. Dziś jakby trochę lepiej, zacząłem robić pewne plany, ale takie poczucie zawieszenia, nijakości ciągle jest. Niby nie jest tragicznie, ale nie jest też dobrze. Ciężko to opisać słowami. Natomiast jakiś skutków ubocznych nie widzę póki co. Co prawda mam powiększone źrenice, przez jakiś czas coś też od czasu do czasu bulgotało w brzuchu, ale to by było na tyle. Powiększenia lęku który mógłby być jednym z objawów nie zauważyłem, ale czy da się jeszcze powiększyć mój lęk? Od jutra chyba przejdę na całą tabletkę, ciekawe co z tego wyjdzie. Ostatnio widzę że zeszło na tematy muzyczne, rodzinne i do tego jeszcze sny:) Jakbym miał mówić na jakiej muzyce się wychowałem to pewnie musiałbym powiedzieć discopolo;) Pech chciał że największy bum na tą muzykę był jak miałem 7-9lat, i słuchało się tego, niestety:) Później miałem jakąś dłuższą przerwę od muzyki i następnie gdzieś w wieku 15lat znowu zacząłem słuchać. Praktycznie nie mam żadnej preferencji muzycznej, mogę słuchać wszystkiego jeśli tylko wpadnie mi w ucho:) Lady Pank, Republika, Perfect, Dżem, Myslovitz, pewnie i tak kogoś zapomniałem wymienić:) Ostatnio słucham Bednarka, choć nie sądziłem że ta muzyka kiedyś do mnie trafi. Na temat rodzinny ciężko mi się wypowiadać. Na dzień dzisiejszy za bardzo sobie nie wyobrażam stworzenia rodzinny. A jak rodzina powinna wyglądać, na pewno nie tak jak piszecie gdzie rodzice tylko pracują i pracują a dziecko jest zostawione same sobie. Niestety ale tak to dziś wygląda... Nie wiem za czym ludzie tak gonią, za pieniędzmi, sukcesem, uznaniem? Tylko goniąc za tym wszystkim chyba tracą tak naprawdę to co w życiu najistotniejsze. A czy to facet powinien się uganiać za kobietą czy na odwrót to ciężka sprawa:) W moim przypadku lepsza byłaby wersja numer 2:) Pierwszej wersji sobie nie wyobrażam, musiałoby mi coś się poważnego stać z moją głową, a właściwie to potrzebne byłoby tornado by wymieść z niej fobię społeczną:) W każdym razie na dzień dzisiejszy nie mam takich problemów i póki co się nie zanosi by się pojawiły:) A o snach niestety nic nie napiszę, bo praktycznie nigdy ich nie pamiętam. Choć czasem rano pamiętam, ale szybko zapominam:)
-
Kurczę jak Was czytam to się zaczynam zastanawiać czy tylko ja tutaj mam tak dużą fobię;) Najpierw Joanna pisze że ostatnio ma wrażenie że nie ma fobii, że rozmawia z ludźmi i patrzy im w oczy. Następnie Megi pisze że nie ma dołów i nie odczuwa mocno fobii. Zaraz się załamię że wszystkim tak dobrze idzie;) A tak na serio to bardzo się cieszę że Wam się jakoś układa, mam nadzieję że mi też w końcu zacznie się układać i jakoś uda się wyprostować to swoje życie. A dla ciekawych osób, dziś jakoś mnie przygasiło. Pojawiały się myśli typu że to wszystko jest bezsensu itp, trochę dałem się wciągnąć w negatywne myślenie. Te dwa wcześniejsze dni było tak jak wspominałem, miałem wrażenie że jest jakaś blokada na zadręczanie się negatywnymi myślami, ale dziś już tak nie było. Ale to nie jest jakiś dół czy coś w tym stylu. Dziś ciężko opisać mój nastrój, tak trochę czuję się nijako, coś w stylu jakiegoś zawieszenia. Cały czas jestem ciekaw na ile to działanie leku a na ile moja własna głowa robi to co się dzieje.
-
Tak się zastanawiam gdzie wszystkich wcięło w ostatnim czasie, to wygląda jak jakaś zmowa:) Megi ja ciebie pamiętam;) Co możesz zmienić? Wszystko:) Ale nie wiem czy powinnaś słuchać narkomana biorącego lek na fobię społeczną;) Jak wczoraj wieczorem zobaczyłem w lustrze swoje źrenice to sobie pomyślałem - super teraz wszyscy będą myśleć że ćpam:) Nie wiem czy powinnaś słuchać to co piszę, bo nie wiem na ile prawdziwe jest to co piszę, ale zacząłem wierzyć że mogę zmienić wszystko:) Nowa fala optymizmu. Nie wiem czy to lek zaczął już działać (w sumie tak szybko chyba by nie zaczął działać) czy to może efekt placebo, albo po prostu mam lepszy nastrój bo uwierzyłem że może być inaczej. Wrażenie z tych dwóch dni brania leku pozytywne, tylko nie wiem czy on już działa, czy ja sobie po prostu to wmówiłem. Wczoraj trochę bolała mnie głowa, ale nastrój dużo lepszy, a wieczorem byłem strasznie pobudzony. Dziś natomiast do południa znowu dobry nastrój, popołudniu jakiś lekki zawias, tak trochę uszło powietrze. Ale co w tym ciekawe nie dręczą mnie negatywne myśli... To znaczy jak się pojawiają to nie trzymają się mnie tak jak zawsze, nie potrafię się na nich skupić, nie potrafię rozmyślać o nich tak jak dawniej i przechodzą. Ale tak jak wspomniałem na początku nie mam pojęcia ile w tym zasługi leku, ile efektu placebo, nie wiem.
-
CallMeBlondiee - Dla mnie te brawa?:) Nie wiem czy póki co jest co oklaskiwać, na razie podjąłem tylko decyzję a co z tego wyniknie pokaże czas. Mam nadzieję że będzie dobrze. Właściwie to musi być, bo innej drogi na dzień dzisiejszy nie widzę. Dziś mimo że ogólnie od kilku dni czuję się nie specjalnie, to jednak w sobie czuję że powiało optymizmem, że otworzyła się przede mną jakaś szansa. Wracając jeszcze do tematu leków. Ja biorę Zoloft, przez kilka pierwszych dni pół tabletki, następnie całą. Według tego co mówił psychiatra jest to lek najnowszej generacji z grupy ssri, nie uzależnia, łatwo go odstawić, nie ma jakiś poważnych skutków ubocznych. Na forach można przeczytać o nim różne rzeczy ale tak jak wcześniej napisałem przestałem to czytać po kilku postach. Po prostu nie warto bo każdy jest inny i na każdego ten lek wpływa inaczej, nie brak też wpisów osób które nigdy takich problemów nie miały, leków nie zażywały a teraz mądrzą się na forach mówiąc jakie to wielkie zło. Dlatego odpuściłem. Nie wiem czy ten lek powoduje że wszystko co się będzie działo będzie sztuczne, w jakimś sensie takie mam odczucie bo przecież to się będzie działo tylko i wyłącznie dzięki działaniu leku. Ale z drugiej strony może wtedy będę tak naprawdę bardziej prawdziwy niż obecnie, bo po raz pierwszy od dawna będę mógł normalnie spojrzeć na świat. Normalnie a nie przez pryzmat fobii. Może po raz pierwszy od dawna będę mógł być po prostu sobą? Bo jak można nazwać obecny mój stan i zachowanie inaczej jak sztuczność? UgaaaBugaaa - Może będę gotowy na spotkanie we wrześniu, może wcześniej, a może później. Mam jednak nadzieję że kiedyś będę na nie gotowy:)
-
Dobra to teraz napiszę coś pozytywnego, żeby nie było że się tylko użalam:) Parę dni temu udało mi się nawiązać kontakt e-mailowy z dwiema osobami chętnymi na Camino:) Trochę mi to polepszyło humor, bo wiem że raczej z samotnej wyprawy wyszłyby nici a tak to może coś ruszy:) Jednak cały czas są obawy że fobia dołoży swoje trzy grosze... Gdyby ta wyprawa miała być za miesiąc to pewnie z powodu fobii bym się nie zdecydował, ale jest jeszcze 5 miesięcy więc może coś się zmieni. To też mnie skłoniło by zdecydować się na leczenie. Pomyślałem że jeśli nic się nie zmieni to będę sobie tak wegetował i ucieknie mi kolejna szansa sprzed nosa, a tak może istnieje jakiś promyk nadziei że z moją głową będzie choć trochę lepiej. Do tego wziąłem się za... notowanie wszystkiego co jem:) Spisuję godziny kiedy jadłem, co jadłem, odczucia po jedzeniu, kiedy poczułem się głodny itp. Nie wiem co mi z tego wyjdzie ale założenie jest dość ambitne, ponotować przez jakiś czas, poczytać o odżywianiu, a następnie wywrócenie totalnie do góry nogami swojego sposobu żywienia:) Jak znam siebie to pewnie nic z tego nie wyjdzie, ale i tak postanowiłem spróbować. Jak patrzę na swoje notatki to dopiero teraz sobie uświadamiam jak jem mało, ale z drugiej strony tym jedzeniem się zapycham bo nie czuję głodu. Jednak na pewno zdrowo się nie odżywiam, choć chipsy, napoje typu fanta, cola, odstawiłem już dawno, dawno temu. Jednak fajnie by było przejść na jakieś zdrowe odżywianie, bo po prostu czuję że to co jem teraz to po prostu puste jedzenie. zawszenowy - Jak widać ja mogę pisać i pisać:) Tylko nie chcę prowadzić tu na forum monologów i nie chcę zanudzać;) W moim przypadku w szkole nigdy nie czułem że mam jakieś specjalne zdolności do jakiegoś przedmiotu, mimo że dobrze się uczyłem. Jednak ja to zawsze "zwalałem" na moją pamięć, to znaczy wydawało mi się że mam pamięć fotograficzną, jak pisałem kartkówki to po prostu przed oczami miałem tak jakbym otwierał sobie zeszyt czy książkę i przepisywałem:) Bezpieczna forma ściągawki;) Natomiast co ciekawe zawsze miałem problem z zapamiętaniem twarzy... Jeśli kogoś widziałem tylko chwilę, nawet mogłem z nim chwilę rozmawiać to następnie nie mogłem sobie przypomnieć twarzy, w sumie mam to do dziś. Jedynie gdzie czułem że mam jakieś zdolności to był wf:) O nauczycielach w sumie złego słowa powiedzieć nie mogę, wiadomo że różni się trafiali, ale nie było nikogo kto by mnie prześladował czy by się na mnie uwziął :) Dobra kończę, bo już chyba dawno przekroczyłem limit słów;)
-
Mala Suu - Aż tak źle wyglądam? ;) Mnie może nie przerażają leki jako leki, choć nigdy nie byłem zwolennikiem faszerowania się tabletkami... Z drugiej strony ostatnio czytałem książkę Armstronga o jego walce z rakiem. Faszerowali go truciznami, które totalnie wyniszczały organizm, ale dzięki temu nadal żyje. Bardziej nie podoba mi się to że to wszystko będzie sztuczne, i moje funkcjonowanie polepszy się tylko dzięki temu że biorę leki. Sam lek ponoć ani nie uzależnia, ani nie wyrządza jakiś szkód. Ma skutki uboczne z tego co psychiatra wymienił to nieszkodliwe. Właściwie to już podjąłem decyzję... Od kilku dni szala przechylała się w stronę tego że w to wchodzę, a wczoraj po stronie leczenia przybył kilkukilogramowy ciężar i decyzja właściwie została podjęta. Miałem wczoraj wizytę u lekarza rodzinnego, kompletnie mnie to rozbiło... Najpierw wyszedłem z domu to zrobiło mi się zimno i zacząłem mieć dreszcze, nie sądzę by było to spowodowane temperaturą lub zbyt lekkim ubraniem bo wcześniej tego dnia też wychodziłem i wcale zimno mi nie było. Gdy siedziałem w poczekalni nogi zaczęły mi drzeć. A w samym środku standardowo zaczął mi drzeć głos, lekko się zaczerwieniłem, i miałem problemy z normalną rozmową... Po prostu nad tym kompletnie nie panuję, to się dzieje w podświadomości, to jest jakiś mechanizm, automatyzm, ja nawet nie potrafię wyłapać kiedy to się zaczyna dziać. To nie jest tak że sobie myślę: o zaraz będzie trzeba gadać z lekarzem, i pojawia się to co się pojawia, nawet nie zdążę nic pomyśleć i kompletnie mnie rozkłada... Co z tego że wiem, że nie powinienem się przejmować, że innych ludzi nie obchodzę, że powinienem do wszystkiego podchodzić na luzie, co z tego że wiem jak z tym nic nie potrafię zrobić? Co z tego że mogę powtarzać sobie w myślach że trzeba się przełamać, że trzeba nad tym zapanować, jak to nic nie daje. Nie potrafię zahamować tego automatyzmu który wytworzył się w mojej głowie. Wróciłem do domu totalnie załamany, tym że sobie nie potrafię poradzić nawet w takiej prostej sytuacji. Co lepsze u lekarza praktycznie nie załatwiłem nic... On traktuje mnie jak hipochondryka więc ciężko się dogadać tym bardziej że w ogóle mam problem by rozmawiać. Następnie praktycznie całe popołudnie przeleżałem nic nie robiąc... Chyba sam z tego nie wyjdę... To już sięgnęło kompletnego dna, chyba niżej spaść się nie da, ale też nie jestem w stanie się sam podnieść. Może psycholog, leki jakoś postawią mnie na nogi doprowadzą do takiego stanu że będę w stanie sobie sam zacząć pomagać, bo dziś sam nie jestem w stanie zrobić nic, ogarnęła mnie totalna bierność. Zresztą dalej uważam że tylko ja sam mogę się z fobią rozprawić, ale aktualnie jestem w takim stanie w jakim jestem, czyli kompletnej bezsilności i bezradności. Mam już tego wszystkiego dość, i dlatego zdecydowałem się że spróbuję. Mogę stracić praktycznie tylko kasę jeśli zdecyduję się chodzić prywatnie, zresztą i tak póki co to nie ja bym tracił kasę. Wczoraj przypomniał mi się cytat z pewnego filmu nie pamiętam już tytułu, a było to mniej więcej tak że: "Możesz stracić wszystkie pieniądze, ale następnie ciężką pracą je odzyskać. Straconego czasu nigdy nie odzyskasz." Mam dość tracenia czasu. Dość stania w miejscu. Nigdy nie będę drugi raz młody, kiedy życie stanie się zabawą jeśli nie teraz? Jak będę miał 60-70lat i zdam sobie wreszcie sprawę jakim głupcem byłem przez te wszystkie lata? Mam dość kolejnych dni uciekających przez palce, mam dość kolejnych straconych lat. Chcę zacząć normalnie żyć.
-
Mala Suu - Oj grzeszę, grzeszę :) Tatry są piękne, liczę że w tym roku nadrobię stracony czas i parę razy tam zawitam :) A Beskidy coś w sobie mają :) Może nie ma tak wielu wspaniałych widoków jak np. w Tatrach, bo jednak większość czasu idzie się po prostu wśród drzew, choć czasem jakiś super widok też się trafi :) Gdzieniegdzie szlak jest łatwo zgubić, ale jest sporo różnych ścieżek, dróżek nieoznaczonych i gdzieś się zawsze dojdzie :) Ostatnio w lecie szedłem jakąś nieoznaczoną ścieżką, która nagle się skończyła, co lepsze widziałem przed sobą szczyt, ale ścieżki już nie było :) Biorę kompas, patrzę na mapę i według tego tuż obok powinien być szlak, ale nic nie widać. Jak się pózniej okazało szlak rzeczywiście był kilkanaście metrów obok :) Szkoda że Brian nie zachwycił :) Może ja mam dziwne poczucie humoru ;), ale dla mnie po prostu świetny :)
-
Ambitne plany co do przyszłych spotkań, coraz więcej propozycji :) Zakopane, Tatry, Kraków, widzę że niebezpiecznie zaczynacie wchodzić na mój teren ;) Gdzie ja się wtedy ukryję? W Smoczej Jamie? ;) Wstyd się przyznać ale w Tatrach byłem chyba tylko ze dwa razy... Bardziej obchodzony (o ile tak można powiedzieć, bo w porównaniu do prawdziwych miłośników gór jestem dopiero raczkującym niemowlakiem :) ) mam Beskid Wyspowy. Beskid Wyspowy też ma jakiś swój klimat, szczególnie ze szlaki często są słabo oznakowane :) (albo ja jestem tak świetnym wędrowcem ;) ) W poprzednie wakacje dwa razy atakowałem Szczebel, z dwóch różnych stron i za każdym razem w pewnym momencie gubiłem szlak :) Najważniejsze jednak że za każdym razem na szczyt dotarłem :) Schodząc też ani razu nie wyszedłem tam gdzie chciałem, bo też gubiłem szlak :) Żeby nie było że zawsze gubię szlak to na Luboń Wielki dotarłem i zszedłem jak po sznurku :) Na wiosnę mam ambitne górskie plany, mam nadzieję że uda się je zrealizować. Zostało kilka szczytów w Beskidzie Wyspowym których jeszcze nie zdobyłem w tym ten najważniejszy Mogielica :) i pora też ruszyć w jakiś inne górki :)
-
CallMeBlondiee - Pamiętam jak w czasach szkolnych robilem wszystko by zaliczać każdy sprawdzian, kartkówkę itd. Nawet jak byłem chory tak że powinienem zostać w domu to szedłem byleby to napisać i uniknąć pytania na forum całej klasy. Wiadomo jak ktoś ma mniej ocen bo przepadła kartkówka to jest pierwszy do pytania. Jak nie poszedłem do szkoły a następnie dowiadywałem się że coś pisali to był horror. Unikałem też wahających się ocen na koniec semestru/roku, bo wiadomo też z czym to się wiązało, z pytaniem przy tablicy, czy ewentualnie jakimś referatem. Zdarzyło się też że wprost powiedziałem że chcę na koniec słabszą ocenę, że mi nie zależy... W sumie nie zależało, ale bardziej chodziło o to by uniknąć odpowiedzi przy całej klasie. Ja swoich snów przeważnie kompletnie nie pamiętam :) W każdym razie nie przypominam sobie snu który gdzieś by w jakimś sensie nawiązywał do fobii. Zresztą ostatnio ogólnie mało sypiam to ciężko by coś się śniło. Film tak jak napisałem polecam, mi poprawił nastrój :) Nie wiem jak wygląda z polskim lektorem, ale z napisami był świetny :) holly89 - Ciekawe... Coś konkretnego się wydarzyło że fobia wróciła? Jak czytam coś takiego że fobia praktycznie zniknęła a następnie bez powodu ni z tego ni z owego powraca to zaczynam się coraz bardziej zastanawiać czy jest szansa by uwolnić się od tego raz na zawsze, czy może jednak będzie to towarzysz na całe życie.
-
holly - Mnie też ostatnio fobia mocno przycisnęła, też postanowiłem zebrać się do kupy, to co działo się w na przełomie pazdziernika i listopada to była masakra. Następnie były lepsze momenty ale cały czas to jest jak na kole, raz na górze raz na dole... W sumie to też całe swoje życie spędziłem praktycznie w jednym miejscu, ale na pewno nie mam go dość, choć pewnie brakuje mi już świeżego spojrzenia, bo ciągle to samo i to samo. Wiadomo że jak coś tracimy to dopiero zaczynamy to doceniać, pewnie jakbym częściej gdzieś się stąd wyrywał to inaczej mógłbym spojrzeć na swoje miasto. Takie nowe, świeże spojrzenie na pewno by się przydało. Wczoraj i dziś oglądnąłem sobie "Żywot Briana". Jakoś nigdy tego filmu nie miałem okazji wcześniej obejrzeć, znałem z niego tylko właśnie piosenkę Always look on the bright side of life, ale samego filmu nigdy nie widziałem. Wczoraj po przypomnieniu sobie tej piosenki przeszedłem do filmu i ten film to jest coś kapitalnego :) Dawno już nie miałem okazji tyle się pośmiać :) Jeśli ktoś nie oglądał to polecam.
-
holly89 - Witam :) Czyżby kolejna osoba z rocznika 89 czy tylko taki nick? Może to jest jakiś trefny rocznik? ;)
-
To forum, tzn. ten wątek ciężko porównywać do innych bo tutaj wywaliłem z siebie praktycznie wszystko. Teoretycznie wiecie o mnie tyle ile chyba nie wie nikt inny, z drugiej jednak strony tak naprawdę jestem postacią fikcyjną bo nie znamy się z realnego świata. To jest paradoks bo niby znacie mnie i wiecie to o czym nie wie nikt, a z drugiej tak naprawdę mnie wcale nie znacie. Macie pewnie jakieś wyobrażenia, możecie sobie wyrobić opinię po tym jak piszę, tak działa internet, ale rzeczywistość to rzeczywistość. Przez ostatnie może ok.1-1,5 stworzyłem sobie piękny internetowy świat, to czego nie miałem w rzeczywistości nadrabiałem w necie na różnych forach. Internet pozwalał mi pozbyć się fobii choćby na krótki czas, móc wreszcie dyskutować z ludzmi na różne tematy i nie bać się powiedzieć tego co myślę. Gdybym powiedział że nic mi to nie dało to bym skłamał, bo takie często ostre dyskusje na forach dużo mi dały, ale nie potrafiłem tego przenieść do świata realnego. Myślałem sobie, że przecież piszę sensownie, że niektórzy się ze mną zgadzają czyli są ludzie myślący podobnie jak ja, a jednak gdy wracałem do normalnego życia nie potrafiłem się odezwać gdy zaczynała się jakaś rozmowa. Czy udawałem na forach kogoś kim nie jestem? Nie wiem, ale zawsze starałem się być prawdziwy, bo tak naprawdę tylko tu w świecie wirtualnym miałem na to okazję. Nie twierdzę że każdy udaje w internecie kogoś kim nie jest, choć to się na pewno zdarza i przez to czasem rozmawiamy, dyskutujemy nie z prawdziwą osobą tylko z jakąś kompletnie nieistniejącą fikcyjną postacią. Mówiąc iluzja, fikcja internetu mam bardziej na myśli to że tak naprawdę w świecie realnym jestem kompletnie inną osobą.
-
Mala Suu - Hmmm, nie wiem czy kontakt urwał się dlatego że zacząłem ich olewać. Nigdy nie miałem takiego odczucia że ich olewam, choć fakty są takie że przeważnie gdy chcieli mnie wyciągnąć na piwo to przeważnie jakoś się wykręcałem, chodziłem z nimi tylko od czasu do czasu. Ale tak było od zawsze (chyba do tego przywykli) a mimo wszystko jakoś kontakt się utrzymywał. Siadło gdy zacząłem studiować... Może pomyśleli że mam nowe życie w innym mieście, nowych znajomych, nie wiem w każdym razie dziwnie tak nasz kontakt się urwał. Gdy ostatnio się widzieliśmy brałem wtedy leki na rozrzedzenie krwi, wiedzieli że coś jest nie tak bo łaziłem po lekarzach, ale od tego czasu gadałem na gg tylko z jednym znajomym. Trochę tak się głupio czuję, bo w sumie mogłoby się coś mi stać skoro mówiłem wtedy że zle się czuję, biorę leki, ale nikt się nie interesuje czy wszystko jest ok. Nie żebym miał pretensje czy żal bo nie o to mi chodzi by być w centrum zainteresowania i wszystko kręciło się wokół mnie, ale trochę głupio... Nie uważam też że do nich nie pasuję czy jestem nudny, w sumie jak idziemy na piłkę to praktycznie tylko wtedy jestem najbliżej siebie prawdziwego, jeśli tak można to określić :) A jak ostatnio gdzieś w wakacje byliśmy w pubie i wypiłem dwa piwa to już w ogóle miałem odlot :) Nie przepadam za alkoholem i już dwa piwka potrafią mnie wprawić w dobry nastrój :) Jak jesteśmy na piłce to czasem gadam jak najęty, zupełnie jakbym nie miał fobii, nie mam problemów co oni o mnie pomyślą itd. po prostu mogę być sobą. Nie mam problemów z żartowaniem, bo wiem że łapią o co mi chodzi, a nie będzie tych głupich spojrzeń :) A co do tego dlaczego udzielam się w tym temacie to nie wiem... Głównie pewnie dlatego że mogłem się wygadać, że spotkałem tu ludzi z takim samym problemem. Pewnie masz rację że w jakimś stopniu to jest krok do poznania ludzi, ale mimo wszystko internet, różnego rodzaju fora to jest fikcja a nie rzeczywistość. A w rzeczywistości nie jestem w stanie poznać ludzi, tak jak nie bylem w stanie spotkać się z wami. Internet zaczyna mnie męczyć, przez ostatnie lata dyskutowałem na różnych forach, przeważnie związanych z bieganiem, ale z tym skończyłem bo denerwowała mnie właśnie ta iluzja. To nie jest prawdzie życie.
-
Najbardziej szara mysz - Ja ze studiów rezygnowałem dwukrotnie głównie właśnie z tego powodu, nie potrafiłem złapać kontaktu z kimkolwiek... Nawet jak byłem gdzieś wśród osób rozmawiających a rozmowa schodziła na temat gdzie mógłbym coś powiedzieć ja nie potrafiłem się odezwać. W Katowicach pierwszy lub drugi dzień rozmowa przeszła na sport i tak powoli od hokeja, przeszło na temat Cracovii, piłki nożnej. Chyba lepszej sytuacji nie mogłem sobie wymarzyć by włączyć się w dyskusję. Nikogo z Krakowa, praktycznie sami ludzie ze Śląska, więc kto jak nie ja powinien mieć najwięcej do powiedzenia w tym temacie. Ale milczałem... Podziwiam każdą osobę z fobią która jest w stanie studiować lub studia skończyła. Dla mnie to jest science-fiction. Widzę że teraz masz same zaliczenia, ja do tego okresu ani razu nie dotrwałem :) Z jednej strony zazdroszczę, bo jednak studia jakoś uporządkowują życie, z drugiej chyba już nie mam motywacji na jakąkolwiek naukę, choć zacząłem się z neta uczyć... rosyjskiego :) A co do poznania fajnych ludzi to można pisać że kiedyś takich się na pewno spotka, ale to tylko słowa... Od kilku lat łudzę się że poznam ciekawych ludzi, ale nie poznaję nikogo, zresztą jak mam kogoś poznać jak się z domu mało co ruszam... Ostatnio stwierdziłem że z moich starych, jedynych znajomych jakich mam nikt się do mnie już nie odzywa od baaaardzo dawna. Dawniej jakoś co jakiś czas utrzymywaliśmy kontakt, co jakiś czas gadaliśmy na gg czy jakieś tam sms-y a od dobrych paru tygodni, nic... Może na wiosnę odżyje kontakt jak będzie można iść pograć w piłkę.
-
Dominika.K - Ostatnio coraz bardziej jestem przekonany o tym że chyba wytwarzam jakieś pole które odpycha wszystkich dookoła. Może mam na czole napisane żeby się ze mną nie zadawać?
-
Gratuluję udanego spotkania :) Kiedyś już robiłem ten test który tu podaliście i nie będę się chwalił wynikiem... Co prawda kilka pytań dla mnie jest trochę nie jasnych, bo nie da się wszystkiego wpakować tak do jednego wora, no ale wynik jest powalający :) Najbardziej szara mysz - Może w takim razie nie masz fobii? Wynik 44 to ja bym skakał z radości :) Mala Suu - Dzięki za e-maila :) Przyznam się szczerze że czytając o tej podróży momentami mnie zatkało, zupełnie nie jak osoba z fobią :) Szacunek :) UgaaaBugaaa - Hmmm, nie poczyniłem żadnego postępu, po prostu pojechałem i tyle. Dla mnie obecność na zawodach nie jest jakimś przełamaniem... A jeśli idzie o Camino de Santiago to moje marzenia tak szybko nie giną :) Szkoda że nie potrafię ich też realizować... Nie wiem kiedy i czy w ogóle kiedyś się spełnią, chciałbym tego bardzo, ale co będzie tego nie wiem. W sumie to już od tygodnia jestem w fatalnym nastroju... Nie wkurza mnie fobia, choć mocno ogranicza mi życie. Wkurza mnie bierność, monotonia, marazm w jaki wpadłem i z którego nie potrafię się wyrwać. To jest najgorsze, to wysysa ze mnie wszystkie siły, bo nawet z fobią da się jakoś funkcjonować, ale bierność mnie zabija.