Matias
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Matias
-
Tradycyjna weekendowa cisza :) Pozostaje czekać na relację ze spotkania, swoją drogą to spotkanie było dziś czy jest jutro bo się pogubiłem :) U mnie bez zmian, co prawda trochę lepszy humor, ale ogólnie jestem zdołowany. Dziś byłem w Mysłowicach na zawodach, jednak robiłem tylko za fotografa. Głupio się czuję, już od pół roku nie biegam, a ostatnie moje zawody miały miejsce... równo rok temu właśnie w Mysłowicach. Z jednej strony fajnie że znowu byłem na zawodach, ale to nie to samo jak nie można powalczyć na trasie, a dziś byłoby gdzie powalczyć, błoto, podbiegi, lód :) Ech... Najlepsze jest w tym wszystkim że jeżdżąc na takie zawody, czy w ogóle jadąc gdziekolwiek czuję się fajnie, chyba mam duszę podróżnika co uświadomiłem sobie dosyć niedawno, choć od zawsze lubiłem podróżować. To jest ironia losu, osoba z fobią kochająca podróże, nowe miejsca, lepiej chyba być nie mogło... Dziwnie się czuję, mam jakiś taki totalny mętlik w głowie i nie wiem co robić...
-
Tylko jaki to ma sens? Nie mam ochoty na życie jak na huśtawce...
-
Megi89 - Nie mam ochoty o tym pisać... To było kilka małych wydarzeń, dla normalnych ludzi typowe pierdoły z którymi każdy by sobie poradził. Najpierw była jedna, następnie druga i tak dalej, każda sytuacja powodowała że następna pierdoła stawała się dla mnie coraz większą i w końcu totalnie poszedłem na dno. Wrócił stary sposób myślenia... Nie widzę szans by był dla mnie jakiś sposób na fobię, po prostu się chyba nie da. Jeśli ktoś będzie miał wystarczająco siły to da sobie radę i się wyrwie, ja takiej siły nie mam i fobia ciągle ciągnie mnie w dół.
-
To jest najlepsze że mieszkając w mieście chciałoby się mieszkać na wsi, a mieszkając na wsi czy w jakimś małym miasteczku chciałoby się mieszkać w ogromny mieście :) Tak czy siak to jest tylko chęć ucieczki a fobia i tak poszłaby z nami. Założę się że tak naprawdę obojętnie gdzie bym mieszkał nigdzie nie byłbym szczęśliwy. Bo to nie miejsce zamieszkania jest problemem. Wracając do życia w dużym mieście, to jest ono przybijające... Gdziekolwiek nie pójdziesz to tak jak napisala CallMeBlondiee zobaczysz innych ludzi, którzy się bawią, żartują, rozmawiają, albo po prostu są ze sobą. Wtedy sobie uświadamiam jak bardzo jestem sam... Kino (swoją drogą nie byłem już od wieków...), galerie, knajpy, czy nawet spacer po mieście, to wszędzie spotykam takich ludzi. 33 na karku - Też nie chciałbym jechać na żadnych prochach. A co do samej wizyty to nie wiem. Teoretycznie mógłbym iść, bo mam taką propozycję, ale praktycznie nie jestem do tego przekonany. Ta propozycja bardziej dotyczy tego że dla wszyscy chyba myślą że mam depresję, i stąd te moje różne objawy fizycznie. Wkurza mnie że nikt nie mówi wprost tylko jakimiś unikami. Najśmieszniejsze w tej całej sytuacji jest to że w ostatnich dniach nie czuję się bym był w dołku i nie czuję bym miał depresję. Przez miesiące (właściwie to można napisać lata...) wszyscy byli ślepi, nikt nie wpadł na taki pomysł jak godzinami potrafiłem siedzieć w swoim pokoju, jak często leżałem na swoim łóżku i nic nie robiłem, jak nigdzie nie wychodziłem z domu. Teraz staram się coś robić, wychodzę na spacery, chodziłem oglądać rowery, starałem się w ostatnich dniach unikać tego bezsensownego leżenia na łóżku i nic nie robienia. I właśnie teraz kiedy ja czuję że może gdzieś tam tli się jakieś światełko w tunelu to wszyscy ciągną mnie w dół sugerując że powinienem iść do psychologa że mi przepisze jakieś proszki, które poprawią mój stan... Jeszcze chciałem coś napisać jeśli idzie o leczenie fobii. Jakoś sobie tego za bardzo nie wyobrażam jak miałoby to wyglądać. Pewnie psycholog zaczął by przede mną stawiać jakieś zadania które miałbym zrealizować, miałbym zacząć się przełamywać. Jestem takim typem osoby która strasznie nie lubi jak ktoś coś mu każe robić. Z psychologiem mam też nie miłe wspomnienie. Nie pisałem o tym, ale jak byłem w podstawówce (kojarzę to trochę jak przez mgłę) byłem u psychologa. Właściwie to dotyczyło wszystko mojej siostry, pamiętam że byliśmy tam całą rodziną. Miałem wrażenie że to ta kobieta jest stuknięta i potrzebuje pomocy. Dłuuuuuugie minuty ciszy, zadała pytanie odpowiedziałem krótko i cisza, patrzy się na ciebie jak na kosmitę. Masakra.
-
Megi89 - Tak to działa, jakieś wydarzenie daje nam kopa, pozytywną energię i wydaje nam się że możemy przenosić góry, mamy siłę i nagle wydaje się że nasza fobia jakby zmalała albo zniknęła. Tak miałem wczoraj i w sumie tak mam dziś... Mimo tych wczorajszych i dzisiejszych negatywnych myśli, dostałem porządnego kopa. Dziś od tak wyszedłem z domu i poszedłem do kolejnego sklepu rowerowego (pomyśleć że przez tyle czasu bałem się do takich sklepów zaglądać). Po prostu wpadłem do środka :) Byłem tak "napakowany" że dość swobodnie (w moim odczuciu) gadałem z gościem, nawet czasem patrzyłem mu prosto w oczy. Dziś trochę obwiałem się że będą kolejne rozmowy i pretensje w spawie studiów, ale był spokój. Trochę się bałem też z tego powodu że jestem tak naładowany że dziś gdyby ktoś mnie wkurzył mógłbym już po prostu nie wytrzymać. Już widzę tą zdziwioną twarz że worek bokserski którego zawsze można ładować do woli, tym razem oddał :) Wiem że niekoniecznie by tak było, możliwe że w obliczu prawdziwej sytuacji znowu przyjąłbym pozycję wycofania i ucieczki i nic bym nie powiedział, ale dziś naprawdę czułem siłę. Po prostu wczorajszy dzień pokazał mi że potrafię, może nie jestem jakiś wygadany, ale że potrafię się przełamać. Następnie lawina negatywnych, głupich myśli niczym nieuzasadnionych. Strasznie mnie to wkurzyło, strasznie mnie wkurzyło że fobia tak niszczy mi życie, i chyba dzięki tej wściekłości dziś wziął się tak bojowy nastrój. Ogólnie czuję przypływ pozytywnej energii, tylko na jak długo to wystarczy. O psychologu myślałem ostatnio często, a parę tygodni temu nawet bylem zdecydowany na taką wizytę jako ostatnia szansa dla mnie, ale dziś nie wiem... Można trafić na świetnego fachowca, ale równie dobrze i na konowała który bardziej nam zaszkodzi. Nie mówię że nie pójdę do psychologa, ale nie wiem tez czy to zrobię. Próbowałem sobie poradzić z fobią przez 1,5 roku sam, nie udało się. Nie wiem czy spróbować jeszcze raz, na dziś tak myślę, ale dziś czuję przypływ energii, ale to nie będzie trwać wiecznie a życie w takich ciągłych wahaniach nastroju nie jest niczym przyjemnym. Też uważam że z fobii jesteśmy w stanie sami wyjść tylko że musimy cały czas iść naprzód, nie zatrzymywać się, nie oglądać się wstecz, a to niestety nie jest łatwe. Jak się zatrzymujemy to następnie się cofamy, a potem ciężko jest znowu ruszyć do przodu, bo jakaś siła ciągnie nas w dół do samego dna.
-
Rzeczywiście cisza zapadła :) Jeszcze nie wpadłem w kolejny dolek, ale już nie jest tak pięknie jak wczoraj do południa... Niestety fobia, choć w sumie nie wiem czy to fobia, czy po prostu mój głupi sposób myślenia musiał w końcu się znowu pojawić. Tak więc gdy wczoraj nic sensownego nie robiłem to zaczęły mnie lawinowo atakować przeróżne negatywne myśli... Zaczęło się analizowanie przedpoludnia choć nie mialem na to ochoty, zacząłem się zastanawiać jak mnie w tym sklepie rowerowym odebrali, analizowałem to co mówiłem czy nie wyszedłem na idiotę, analizowałem co do mnie mówiono, jak patrzono... Już nie mam do tego siły, gdy wychodziłem ze sklepu, nawet jeszcze kilka godzin pózniej czułem że było ok, ale moje myśli zrobiły totalny mętlik... Mimo że gość w sklepie wydawał się sympatyczny, trochę coś mi tam wytłumaczył jeśli idzie o rozmiar ramy, to popołudniu zacząłem się zastanawiać czy nie chcą mi wcisnąć za dużego roweru... W tym modelu ramy są co dwa rozmiary i mimo tego że wiem że rower mniejszy będzie za mały (najlepszy byłby rozmiar pośrodku którego nie ma...) to i tak zaczęły mnie nachodzić myśli że mnie okłamują że ten rower będzie dobry... No i następnie pomyślałem sobie że jeśli to będzie niewypał to wydam kasę w błoto (typowy dla mnie strach przed popełnieniem błędu...) i że może lepiej roweru nie kupować. Zresztą jak powiedziałem w domu że chcę kupić rower to miałem wrażenie że rodzice myślą że wyrzucam kasę na swoje bezsensowne zachcianki, a można by było tą kasę wykorzystać w inny sposób. Dzięki temu strach przed pomyłką przy zakupie jest jeszcze większy i pojawiło się poczucie winy że sobie kupuję rower... Do tego poczytałem sobie opinie o tym rowerze, bardzo dużo pozytywnych, zachwalających ten model ale jak wszędzie znajdą się też te negatywne i to te negatywne bardziej do mnie trafiają... Tylko że negatywne opinie znajdzie się wszędzie obojętnie co będzie się kupować i jak tak będzie u mnie dalej to nigdy nic nie kupię. Po prostu wariuję... a właściwie nie, ja już zwariowałem. zawszenowy - Też mam problemy z kupowaniem ubrań. Po pierwsze nie wiem co mi się podoba a co nie, nie potrafię się zdecydować. Po drugie nie chodzę do typowych sklepów z ubraniami bo tam na ogół tylko sprzedawca i czuję się fatalnie. Ostatnio chodzę tylko do jakiś większych sklepów, upodobałem sobie sportowy Decathlon. Nie czuję tam na sobie wzroku innych.
-
UgaaaBugaaa - Po tym co dzialo się w ostatnich dniach wiem że nie wyłożę kawy na ławę, po prostu nie potrafię. Jak to miałoby wyglądać? Mamo, tato, mam fobię społeczną. Co to jest? Coś takiego przez co nie potrafię normalnie funkcjonować wśród ludzi, przez co każda sytuacja gdzie stykam się z innymi jest dla mnie horrorem. Już widzę jak wszyscy uwierzą... Zresztą ja nawet nie byłbym w stanie wypowiedzieć tylu słów, bo by mnie zablokowało. Oczywiście pewnie byłoby że to kolejna wymówka, że leń, że mi się nie chce ani studiować, ani iść do pracy itd. Tak więc uważam że nie warto nic mówić, choć jest ciężko bo wszyscy z każdej strony atakują a ja nie potrafię się bronić... Inną sprawą jest że nikomu nie ufam... Straciłem zaufanie do wszystkich, nawet gdybym powiedział co mi jest, nawet jakby ktoś uwierzył i chciałby mi pomóc, to bym mu nie zaufał, bo czułbym że ktoś ma w pomaganiu mi jakiś interes. Po prostu przez 21lat byłem uzależniony od rodziców, nie chcę znowu uzależniać się od kogoś innego, a wiadomo że jak ktoś ci pomaga to znowu musisz zakladać maski i udawać że tą osobę lubisz, jak cię o coś poprosi to nie można odmówić. Nie chcę znowu wpaść w jakieś chore uzależnienia od kogoś. Jeśli pójdę do psychologa to sam to załatwię, można iść po skierowanie do rodzinnego, może jak będę gdzieś pracował to będzie mnie stać bym mógł chodzić prywatnie, ale nie chcę niczyjej pomocy, bo po prostu nikomu na dzień dzisiejszy nie ufam. W sumie o powiedzeniu o fobii rozważam tylko dwie osoby, moje siostry, ale nie wiem czy to zrobię. Musiałby mi jednak obiecać że nie powiedzą o tym nikomu, ani rodzicom, ani kuzynowi, ciotce czy komukolwiek. Kupno roweru polecam :) Sam też już dawno nie jeździłem chyba z parę ładnych lat, ostatnio chyba ze 3 lub 4 lata temu, ale gdzieś 1,5 roku temu zamarzyło mi się by móc ruszać na wycieczki rowerowe i postanowiłem kupić rower bo stary komunijny trochę już za mały :) Jak widać trochę to trwało... ale lepiej późno niż wcale, myślę że teraz już z kupnem nie będzie problemu jak przełamałem się z wejściem do sklepu. Rzeczywiście wyglądało to na podchody :), jaki normalny człowiek przez 1,5 roku kupuje rower? :) Dziś wsiadłem na rower pierwszy raz od tych 3 lat, ale tego się nie zapomina choć czułem się trochę niepewnie :) Jednak jak jechałem to po prostu czysta przyjemność :) A kupować rower warto jakoś teraz, bo można trafić na różne fajne zniżki zeszłorocznej kolekcji, przynajmniej ja właśnie taką okazję sobie upolowałem :)
-
Mi podczas ostatniej Wigilii jak jadłem zupę zaczęły tak latać ręce że myślałem że nie trafię łyżką :) Teraz się z tego śmieję, ale to jest jakiś obłęd. Nie lubię jeść w obecności obcych, choć w sumie to bliska rodzina ale nie najbliższa i to już powoduje dyskomfort. Choć jak jem gdzieś gdzie jest sporo ludzi to nie mam z tym problemu, ale jeśli ludzi jest niedużo i czuję że ktoś może na mnie patrzyć to zaczyna się koszmar. Ogólnie ręce też mi się trzęsą, kocham wizyty u lekarza który mówi proszę wyciągnąć ręce przed siebie... Wiadomo co się wtedy zaczyna dziać.
-
CallMeBlondiee - Coś w tym jest, też mam często tak że sobie odmawiam zabawy, przyjemności itd. a jeśli sobie nie odmówię to przeważnie następnie czuję poczucie winy... Błędne koło. Czerwienienie się to jest coś czego najbardziej nie lubię, bo niestety ale ujawnia się na zewnątrz. Nasze chore myśli, nasza pustka w głowie, to wszystko jest w środku, ale czerwienienie się widzą wszyscy, tym bardziej że ja czasem robię się czerwony jak burak... Przejmowanie czyjegoś wstydu na siebie też mi się niestety zdarza. UgaaaBugaaa - Jak czytam większość waszych objawów to tak jakby czytał o sobie. Na filmach też zdarza mi się czerwienić, jak zaczynam to odczuwać to zaczynam się denerwować coraz bardziej i robię coraz bardziej czerwony, i wtedy robię wszystko by po prostu uciec. U mnie do czerwienienia się przy denerwowaniu się dochodzi jeszcze łzawienie oczów... Wygląda tak jakbym miał się zaraz rozpłakać. Masakra. Niestety łapię się też że potrafię się wzruszyć (choć nie wiem czy trzeba rozpatrywać w kategorii niestety) i łzy mi napływają do oczów, na przykład jak słyszę w tv hymn Polski odśpiewany przez kibiców przed meczem siatkarzy czy Polak staje na podium na jakiś zawodach i widzę jego radość :) Gorsze jest to że jeśli ktoś w pobliżu płacze to mi samemu się zbiera na płacz... Tego nie lubię. Ale najgorsze jest to że o ile jeszcze jak kobieta, dziewczyna się wzruszy to jest ok, ale jak facet nie wytrzyma to wiadomo... Muszę się pilnować, choć szczerze w niektórych sytuacjach wolałbym móc wszystko puścić i nie musieć zakładać maski. Jeśli idzie o płacz to gdzieś kiedyś przeczytałem że człowiek powinien płakać bo dzięki temu ma piękniejsze oczy :) Zresztą oczy to jest coś niesamowitego :) szkoda tylko że nie za bardzo potrafię patrzeć w oczy innych ludzi, ale czasem udaje się dyskretnie popatrzeć jak druga osoba nie zdaje sobie z tego sprawy :) fobia to ja - Też nie lubię jak ktoś przychodzi do mnie do domu z wizytą. To jest tak naprawdę jedyne miejsce bezpieczne, a jak ktoś przychodzi to czuję się nieswojo. Najczęściej uciekam do swojego pokoju, ale i tak dyskomfort jest bo przecież zawsze ktoś może wejść. Dziś przed chwilą miałem właśnie taką "wizytę" przyszła ciotka i oczywiście temat studia... Nic nie powiedziałem, trochę dostało mi się po głowie, ale już do tego przywykłem. Z tego co zapamiętałem to wyląduję w warzywniaku lub jako dozorca, i muszę jakieś studia skończyć. Boję się tylko że zaraz cała rodzina się na mnie rzuci... A jeśli idzie o związek to ja zgadzam się z CallMeBlondiee. Chciałbym założyć rodzinę i mieć dzieci. Może dlatego że sam nie miałem takiej prawdziwej rodziny? Może chciałbym się przekonać jak to jest, może chciałbym stworzyć prawdziwą rodzinę. Wczoraj też rozkładałem w nocy na czynniki pierwsze moich rodziców. Doszedłem do przedziwnych wniosków, których sam się nie spodziewałem, ale dużo mi to dało. Trochę zrozumiałem działanie, zachowania moich rodziców i co się stało że nasza rodzina wygląda tak jak wygląda, jednak wydaje mi się że jeszcze tego nie zakończyłem. Czasem warto coś takiego zrobić. W sumie zasnąłem o 2:30, jak tak dalej pójdzie to niedługo przestanę w ogóle spać.
-
To teraz kolej na mnie ;) Nie minęło jeszcze 5 godzin odkąd wstałem ale jestem w totalnej euforii :) Tak to właśnie działa naciśnij guzik i jestem na dnie, łapię doła tak jak kilka dni temu, naciśnij guzik i jestem na górze, mam dobry humor i zdaje mi się ze mógłbym góry przenosić :) Przejdę do rzeczy. Miałem dziś ambitne plany, najpierw poszedłem odebrać zamówione książki, starałem się puszczać negatywne myśli i o dziwo nawet się to udało... Może nie było rewelacji ale aż tak bardzo się nie stresowałem, przynajmniej nie tak jak to bywało. Wyszedłem ze sklepu i zastanawiałem się zrealizować punkt numer dwa czy nie. Punktem numer dwa była wizyta w sklepie rowerowym. Stwierdziłem co tam, jadę najwyżej nie wejdę do środka. Wysiadam na przystanku, w głowie tysiące myśli, żeby jednak zobaczyć tylko w którym miejscu jest sklep i wracać... Ale za chwilę myśli że tak samo będzie w przyszłym tygodniu, że zawsze znajdę wymówki, i tak jedne myśli biły się z drugimi. Idę w stronę sklepu, widzę że nikt tam nie wchodzi ani nie wychodzi tak więc w środku będą tylko sprzedawcy. Już miałem wracać, kręciłem się przy sklepie, przechodziłem obok wejścia, więc w tej chwili musiałem podjąć decyzję, i w tym momencie nie wiem czemu poszedłem w stronę drzwi, wszedłem do środa i wtedy pojawiła się myśl: "co ja zrobiłem..." :) Ale jak już wszedłem to jeszcze głupsze byłoby takie wyjście ni w pięć ni w dziewięć, więc podchodzę do sprzedawcy i pytam się o rower. Następnie przynieśli go i składali i tak leciały minuty które dla mnie trwały całą wieczność, ale jakoś nie panikowałem. Po raz pierwszy w sklepie nie czułem że wszyscy się na mnie patrzą, nie czułem się że bierze mnie się za potencjalnego złodzieja a przeważnie takie mam odczucia (wiem że to głupie ale tak mam...). Złożyli rower i dali mi się nim przejechać, byłem w szoku że nie chcieli ode mnie żadnego dokumentu bym nie uciekł czy czegoś w tym stylu. Jak z nimi rozmawiałem to wiadomo nie byłem nie wiem jak wygadany, ale nie czułem kompletnej pustki, dla mnie to już wielki postęp. Co do typowych objawów to chyba rumieńce ze zdenerwowania się pojawiły, ale nie zrobiłem się czerwony jak burak co czasem ma miejsce. Czasem myślałem co oni sobie o mnie myślą, że przyszedł taki dziwak, ale... te myśli się pojawiały i przechodziły, nie trzymały się mnie. Praktycznie w 99% jestem już zdecydowany jaki rower kupię i gdzie, bo mi się tam spodobało :) Wiem że to głupie ale czulem się w tym sklepie dobrze, w każdym razie nie odczuwałem takiego dyskomfortu jak w innych różnych sklepach. Jak wyszedłem to pomyślałem sobie że pewnie wzięli mnie za jakiegoś dziwaka, ale... jakoś się tym nie przejąłem bo dla mnie to że tam w ogóle wszedłem i potrafiłem jako tako rozmawiać było w jakimś sensie sukcesem. Dla ludzi którzy nie mają fobii to co napisałem pewnie wydałoby się śmieszne, gdybym to komuś opowiedział pewnie by mnie wyśmiał, ale dla mnie było to ważne. Na koniec jeszcze stwierdziłem że skoro mi tak dziś idzie to ładuje się do banku bo chciałem zlikwidować lokatę. Wparowałem do banku bez żadnego zahamowania, powiedziałem co chcę, ale pani w kasie wytłumaczyła mi że nie ma sensu teraz likwidować lokaty tylko poczekać 3 miesiące bym miał z tego jakieś odsetki. Tak więc kasę na rower będę musiał chyba pożyczyć od rodziców, choć chciałem tego uniknąć. Z negatywnych rzeczy w tym dniu to jest tylko jedna, wszyscy zaczynają mnie zadręczać czemu zrezygnowałem ze studiów... Temat totalnie mnie blokuję, nie potrafię nic odpowiedzieć, nie potrafię ściemniać, ale nie potrafię powiedzieć prawdy że to chodzi o fobię, zresztą nie wiem czy chcę to powiedzieć. Czuję że tego nikt nie zrozumie... I wygląda to teraz tak że wszyscy wiedzą że zrezygnowałem z kilku powodów, ale nie chcę wyjawić tego najważniejszego...
-
UgaaaBugaaa - Niestety poczucie winy to jest coś co mnie prześladuje cały czas... Nawet gdy robię coś dla siebie, gdy coś chciałem zrobić, gdy byłem z czegoś zadowolony to przeważnie w pewnym momencie pojawia się poczucie winy... Jestem przekonany że jak sobie kupię w końcu ten rower (w najbliższych dniach planuję wybrać się na misję do sklepu, ech... będzie ciężko ale muszę się przełamać!!!) to mimo że będę się z tego strasznie cieszył to zaraz pojawi się poczucie winy, czy dobrze zrobiłem itd. Jak pójdę na Camino (już widzę te pretensje co ja wyprawiam...) to tu też pojawi się poczucie winy. Pamiętam jak graliśmy mistrzostwa szkoły w siatkówkę, mimo że byłem jednym z lepszych w klasie to gdy przegraliśmy to zawsze czułem się winny bo coś tam akurat mi nie wyszło. Nie miało znaczenia że grałem dobrze, liczyły się błędy które według mnie w konsekwencji sprawiły że nie wygraliśmy. Mimo tego że błędy popełniał każdy, jedni mniej, drudzy więcej, rzadko miałem pretensje do kogoś, ale do siebie miałem potworne pretensje. W sumie czegokolwiek bym nie zrobił pojawia się to głupie, niczym nie uzasadnione uczucie. Też mam to że zastanawiam się co ktoś sobie o mnie pomyśli jak powiem lub napiszę to czy tamto. Gdy zdałem sobie sprawę że pisząc o niepełnosprawnych weszło się trochę na delikatny temat, zacząłem zastanawiać się czy to co napisałem nie zostało odebrane w zły sposób. Szczerze to czytając to co na ten temat napisałyście miałem wrażenie że zostałem zle zrozumiany, stąd następnie moja odpowiedz która miała sprawę wyprostować, choć chyba bardziej ją zagmatwała bo następnie przeczytałem że nie chciałyście nikogo urazić i ja już kompletnie zgłupiałem bo nie wiedziałem o co w tym wszystkim chodzi :) W każdym razie nie ma to jak fobia społeczna, każdą sprawę potrafimy skomplikować i zamieszać tak że nie wiadomo o co chodzi :) A teraz już lecę :) Dobranoc :)
-
Lepiej skończyć temat o ludziach niepełnosprawnych bo ja już się tak zamotałem że nie wiem o co biega :) Dlaczego ktoś miałby poczuć się urażony?
-
Hmmm szkoda że nie ma opcji edytuj bo coś mi się nie spodobało w swoim wpisie :)
-
Hmmm żeby była jasność ja nie stawiam znaku równości jeśli idzie o fobię społeczną a kalectwo fizyczne. Nie porównuję się do ludzi bez nóg, czy niewidomych bo moim zdaniem nie da się w jakikolwiek sposób dokonać tutaj porównań. Tym co napisałem odniosłem się do tego co napisał lokoes. Wolę fobię niż gdybym miał żyć bez rąk czy nóg. Wiadomo że osoby niepełnosprawne mogą być szczęśliwe, kwestia podejścia do życia. Megi89 - Eee tam dentysta nie jest taki zły, bo nie trzeba nic mówić jak nam wierci w zębach :) Gorzej jest z innymi lekarzami... Ech muszę teraz znowu zacząć chodzić po lekarzach bo czuję się niedobrze fizycznie... Istnieje jakieś prawdopodobieństwo że to też wszystko dzięki fobii, ale lepiej wszystko sprawdzić. Strasznie nie lubię chodzić do lekarzy, bo po prostu panikuję, głos zaczyna mi drżeć, zaczynam się denerwować, czerwienić, totalna maskara... Wtedy nie potrafię się skupić na rozmowie z lekarzem, nie potrafię powiedzieć wszystkiego co chciałbym powiedzieć, mówię zdawkowo by mieć to wszystko jak najszybciej za sobą... Do tego rodzina uznaje mnie za duże dziecko i wszędzie posyłają ze mną kogoś. Nie potrafię powiedzieć że wolę sam, więc zawsze u lekarza mam towarzystwo i jeszcze bardziej się blokuję. W konsekwencji lekarz za dużo ode mnie nie może wyciągnąć, nie mówię wszystkiego i dalej nic nie wiem... Szczerze to chętnie chciałbym by mnie wzięli do szpitala na jakiś czas przebadali pod każdym kontem i mieć spokój i wiedzieć na czym stoję. A były takie momenty że szukając oczywiście w internecie chorób pokrywających się z moimi objawami wyszukiwałem różne niewesołe rzeczy, wpadałem w dołki. Na dziś zmieniłem podejście i póki co wychodzę z założenia że dopóki nic nie jest stwierdzone nie będę się zadręczał tym co będzie. zawszenowy - Nie wiem co jest w tych kolejkach w przychodniach :) Czasem potrafię totalnie spanikować, zacząć się ni w pięć ni w dziewięć czerwienić i denerwować. A czasem sam zaczepiam ludzi, oczywiście tylko wzrokiem :) i widzę że niektórzy się mnie boją, tak jak ja boję się ich...
-
fobia to ja - Ja na dziś też nie wyobrażam sobie bym znalazł drugą połówkę, ale może kiedyś kogoś spotkam. Dziś to jest po prostu niemożliwe bo nie wychodzę do ludzi. Z ludźmi których poznałem kiedyś (czyli tylko osoby ze szkolnych lat) nie utrzymuję kontaktu (poza grupą 4-5 osób z gimnazjum ale to już też od święta), a nowych ludzi nie poznaję. W ogóle dziewczyna która zamieni ze mną więcej niż jedno zdanie może czuć się wyróżniona :) Dziewczyny, kobiety jeszcze bardziej mnie blokują, o ile da się jeszcze bardziej zablokować:) Szczerze to z osobą płci przeciwnej (poza najbliższą rodziną) tak naprawdę w sumie nigdy nie rozmawiałem, bo rozmową nie nazwę kilku słów, lub paru zdań. Kwestii swojej urody nie będę poruszał bo każdy ma inne gusta, ale piękny nie jestem :) Inną sprawą jest że sam nie wiem czy byłbym gotowy na jakikolwiek związek. Ja nie akceptuję siebie samego to jak ktoś ma mnie zaakceptować? Zresztą jakbym kogoś poznał to albo uczepiłbym się tej osoby, a z tego w przyszłości nie byłoby nic dobrego, albo zrobiłbym to co zawsze czyli uciekłbym gdzie pieprz rośnie bo bym się przestraszył... CallMeBlondiee - Zdrowie na pewno jest ważniejsze od dyplomu, tylko problem w tym że w obecnym świecie coraz mniej ludzi myślących w ten sposób. Kiedyś czytałem na forum właśnie o posiadaniu/braku wyższego wykształcenia, to co niektórzy ludzie tam wypisywali to dla mnie było totalnym szokiem. Z niektórych wpisów można było wyczytać (oczywiście wprost tego nikt nie napisał), że ludzie bez dyplomu są w jakimś stopniu gorsi, głupsi, a ogólny obraz takiego człowieka to facet idiota, nie mający swoich poglądów, nie mający żadnych pasji itd. Niesamowite jak ludzie potrafią wszystkich wrzucać do jednego worka, przyklejać etykietki. U mnie w domu zawsze czułem ciśnienie na te trzy literki mgr. Dla rodziców nie liczyło się co dla mnie jest ważne, jakie mam plany, liczyło się by ich syn skończył studia tak jak wszyscy. Pisałem już o tym kiedyś że od matki usłyszałem: że mam iść gdziekolwiek by cokolwiek skończyć i by mieć dyplom, bo bez studiów będę nikim. No cóż tak więc chyba będę nikim. Megi89 - Spacer to dobry pomysł choć wolałbym sobie pobiegać, a póki co nie mogę... Ale zawsze lepszy spacer niż nic, inaczej chyba bym zwariował. Jedynie na spacerach z psem próbuję coś tam trochę podbiegiwać, ale nogi dalej bolą. Przynajmniej może mojemu psu to się przyda bo postanowiłem wziąć się za jego odchudzanie, za dużo już tych kilogramów ma :) PS. Nie wiem czy czytacie wszystko co piszę, choć coś tam czytacie bo odpowiadacie;) Jakoś już tak jest że jak zacznę pisać to wychodzi jak wychodzi, ciężko mi się streścić w kilku zdaniach. W sumie takie pisanie dużo mi daje bo dzięki temu uświadamiam sobie pewne rzeczy, a po drugie przynajmniej gdzieś można wszystko z siebie wywalić :)