Matias
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Matias
-
Muszę stwierdzić, że to forum jest dziwne, bo piszę "A...h...o... j", a samo przerabia się na ahoj ;)
-
Heh, a to ciekawe, że Ahoj zostało zagwiazdkowane ;) W każdym razie witam cię Mala Suu, żeby nie było ;)
-
Ahoj Mala Suu :) kulka_mięty - dlatego się nie zdecydowałem na terapię grupową, bo jeśli są tam osoby z innymi problemami, to znaczy, że one nie mają problemów z rozmową z innymi, czerwienieniem się itd., czyli takich typowych dla fobii. Po prostu to jest inny rodzaj problemu, takie osoby pewnie potrafią swobodnie rozmawiać i wydaje mi się, że źle bym się czuł w takim towarzystwie. Nie wiem z jakimi problemami pojawiają się ludzie na takich terapiach, ale pewnie część z tych problemów, to nie są problemy, które tak przewracają życie do góry nogami jak fobia, które nawet w niektórych sytuacjach uniemożliwiają życia. Gdyby to była grupa składająca się z osób z fs, byłaby to w jakimś sensie gwarancja, że ci ludzie mają problem zbliżony do mnie.
-
U mnie nie występowały żadne skutki uboczne. Ogólnie ten lek niby jest określany jako bardzo bezpieczny, choć wiadomo że każdy organizm jest inny i nie wiadomo jak na niego zareaguje. Z odstawieniem też nie było problemów, lek według psychiatry nie uzależnia, i w sumie chyba tak jest, bo naprawdę odstawiłem go dość swobodnie.
-
To ja się przypomnę i powiem, że ciągle jeszcze żyję!!! ;) A co do tego, że wątek zasypia na wiosnę, to ja myślę, że po prostu zasypia, bo nie ma o czym pisać. Nie dołączają do niego nowi ludzie, a ci którzy pisali tu na początku chyba swoje już wypisali, tzn. co mieli napisać to już napisali i wyrzucili z siebie, przynajmniej ja tak mam :) Żeby nie było, że nie napisałem co u mnie, tak więc u mnie ogólnie bez jakiś większych życiowych zmian. Można powiedzieć, że sobie dryfuję. Przestałem brać leki już jakiś czas temu, nie chodzę też na terapię od jakiś 3 miesięcy. To chyba tyle :) Pozdrowienia dla wszystkich :)
-
Oj tam, nie taki znowu oczytany :) Zapomniałem wymienić "Stowarzyszenie Umarłych Poetów", choć tu chyba lepszy mimo wszystko jest film, ale książka powstała właśnie na podstawie filmu. Natomiast z takich książek dla zabicia nudy to polecam wszystkie Zafona, w szczególności "Cień wiatru" :)
-
Ooo, zacząłem 112 stronę ;)
-
Mały Książę to świetna książka! :) Hmmm kiedyś polecałem różne książki na które wpadłem przez ostatnie lata swojego życia i które w jakimś sensie dawały mi do myślenia a właściwie to mnie trochę zmieniły, ale niestety bardziej wewnętrznie niż zewnętrznie. Najśmieszniejsze z książkami jest to, że coraz bardziej mam wrażenie, że to nie jest przypadek, to jest jakiś ciąg, trafiam na jedną książkę, następnie na kolejną, ale gdybym nie przeczytał tamtej to nie przeczytałbym tej kolejnej (ale namieszałem ;) ) i czasem wracam do książek przeczytanych wcześniej i wyłapuję nowe rzeczy, dzięki temu, że czytałem kolejne. Dobra nie brnę w to dalej, bo robi się masło maślane. A więc tak jeśli idzie o książki (choć akurat to nie jest stricte tematyka fobia społeczna, bardziej po prostu psychologia, życie) to trafiałem na: Alchemika, Pielgrzyma, Weronika postanawia umrzeć, Podręcznik Wojownika Światła - to wszystko Coelho; Przebudzenie, Wezwanie do Miłości, Śpiew ptaka, Modlitwa żaby (te dwa ostatnie to taki opowiastki, historyjki, które mają dać do myślenia) - de Mello; Odwaga, Bliskość, O życiu i umieraniu - Osho, Cztery Umowy Tolteków, Ścieżka Miłości, Piąta Umowa - Ruiz Miguel, Droga Miłującego Pokój Wojownika (to była po Coelho pierwsza książka, od której tak naprawdę wszystko się zaczęło) - Millman; Cud uważności - Hanh; Budda i miłość, O naturze rzeczy - Lama Ole; Pustka jest radością - Przybysławski. Heh, ale się rozpisałem i tak pewnie czegoś zapomniałem ;) Poza tym mogę jeszcze napisać Grek Zorba - Kazantzakisa, świetna książka. A ostatnio wciągnął mnie Terzani, przeczytałem już jego trzy książki a "Nic nie zdarza się przypadkiem", jest świetna :) Nie będę pisał o innych książkach, które miałem w rękach, te które wymieniłem to są właśnie takie dające do myślenia. Oczywiście kolejność w jakiej je wymieniłem jest przypadkowa i nie jest to kolejność według, której ja czytałem ;) efCCCia, można drążyć ;) Tylko ciężko mi to określić, tu chodzi po prostu by ruszyć z miejsca, by coś zacząć robić. Studia, praca, jakieś kursy, podróże, itd., itp. Chodzi o to by podjąć jakąś decyzję, zacząć po prostu coś w końcu robić. Wiem, że to tak dość ogólnikowo brzmi, ale tak to właśnie wygląda :)
-
efCCCia, odnosząc się do tego stania na dworcu, to tak nie do końca chodzi mi o studia. Tzn. studia lub decyzja o ich nie podjęciu, jest jakąś decyzją, ale nie jest to dla mnie temat kluczowy. Bardziej chodzi mi o życie. Po prostu nie potrafię się na nic zdecydować, a pasowałoby w końcu coś wybrać. Czy terapię w jakimś sensie nie jest już wejściem do pociągu? Hmm raczej tak tego nie odbieram. Może bardziej po latach przebywania na dworcu, zadomowiłem się na nim i swoje kolejne dni spędzałem leżąc bądź siedząc na ławce, a terapia sprawia, że powoli z tej ławki powstaję, ale tylko tyle :) Jednak żeby wsiąść do jakiegoś pociągu trzeba najpierw wstać, kupić bilet i do niego wejść, tak więc chyba jakiś krok wykonałem idąc na terapię, ale niestety jeszcze nie jadę ;) Ogólnie w ostatnich dniach mój nastrój jest średni. Może nie jest to dół, ale taki natłok myśli. Hmm po pierwsze do myślenia dało mi ostatnie spotkanie z psychologiem. Najpierw rozmawialiśmy bardziej o tym o czym ja chciałem, czułem się pewnie, byłem dość swobodny, a potem gdy to bardziej psycholog narzucił temat, straciłem pewność i zacząłem się wycofywać i zamykać w sobie. Zresztą na ostatnim spotkaniu psycholog w jakimś sensie zwrócił mi uwagę, że tworzę podział na to co dzieje się na terapii, na świat internetowy-wirtualny, i na świat realny. W jakimś sensie nie potrafię przenieść tego co na terapii/w świecie wirtualnym, do świata codziennego, po prostu za mało jest działania, za mało sytuacji, nie prowokuję sytuacji, gdzie mógłbym sprawdzać siebie, swoje zachowania.
-
efCCCia, biorę Zoloft, przez okres w którym go brałem nie zauważyłem żadnych efektów ubocznych, ale mimo wszystko nie chcę go brać wiecznie. Odnośnie leku rozmawiam tylko z psychiatrą, tak więc raz na 3 miesiące, kolejną wizytę będę miał w styczniu i wtedy będę chciał poruszyć ten temat, bo tak naprawdę myślę że teraz to już lek nic nie da, bardziej jest to kwestia terapii. Hmmm czy kiepski nastrój nie wróci? Nie wiem, gdzieś tam z tego co kojarzę to chyba psychiatra coś kiedyś napomknął, że to nie jest tak, że odstawia się lek i wszystko co on dał nagle znika, ale ręki sobie za to uciąć nie dam. U mnie gdzieś jest ta obawa, że jak odstawię lek to wszystko się znowu zacznie, ale pożyjemy zobaczymy :) Terapię mam poznawczo-behawioralną, indywidualną. Na czym wygląda? Początkowo dostawałem zadania, które musiałem wykonywać w ciągu tygodnia. Było między innymi pytanie 10 osób o godzinę, pytanie 5 osób o drogę, pytanie 5 dziewczyn w moim wieku o drogę, upuszczanie w sklepie różnych przedmiotów. Teraz od jakiegoś czasu tak bardziej się skupiliśmy na moich myślach, przemyśleniach. To jest tak, że w jakimś sensie też podczas takiej terapii wychodzą rzeczy/przekonania których za bardzo sobie nie uświadamiałem, albo nie potrafiłem tego nazwać. Na przykład wyszło między innymi, że boję się podejmować jakiekolwiek decyzje (od tych najprostszych do najtrudniejszych) w obawie przed popełnieniem błędu; że nie zasługuję na to by dobrze o mnie mówić; że nie czuję się inteligentny; wychodzi cała masa negatywnych myśli na swój temat; przekonania że nic nie potrafię, nic nie umiem; obawa przed wzięciem odpowiedzialności za swoje życie; itd., itp. Nie ma sensu tego opisywać dokładnie, bo każde takie przekonanie wiąże się z tym, że go się trochę bardziej drąży na spotkaniu, a to raczej by dużo miejsca zajęło :) Ogólnie spotkanie to jest po prostu rozmowa, ja powoli coraz bardziej się otwierałem. Na pewno nie jest tak, że pójdzie się do psychologa i nagle nasze życie odmieni się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Niestety jest to jakiś proces. Nie mogę dziś powiedzieć, że teraz jestem nie wiadomo gdzie, bo cały czas dalej stoję na tym dworcu i nie mogę się zdecydować do jakiego pociągu wsiąść. Ale może w końcu zacznie to ruszać. Dziś na przykład było trochę gorsze spotkanie, w pewnym momencie zacząłem się wycofywać, zamykać, tracić pewność siebie.
-
Dobra to coś napiszę. W skrócie: ciągle jeszcze żyję ;) Ogólnie myślę że mogę robić powoli jakieś podsumowania odnośnie, leku, terapii. Lek biorę już prawie 10miesięcy (ale ten czas przeleciał...), jakie efekty? Na pewno wyciągnęło mnie z fatalnego stanu w jakim znajdowałem się praktycznie równo rok temu. Lek doprowadził mnie do pewnego punktu i dalej już nie poszedł, po prostu postawił mnie na nogi ale wiadomo, że lek nie zrobi nic za nas. Była opcja zwiększenia dawki (cały czas biorę najmniejszą), ale się nie zgodziłem, nie chcę by to co się działo, działo się za pomocą leku, chcę widzieć że sam zaczynam sobie dawać radę. Co do leku to myślę, że może już nie długo będę odstawiał, przynajmniej taki pomysł mam w głowie. Terapię mam już 4,5 miesiąca. Jakie efekty? W sumie ciężko mówić o konkretach. Nie zdarzyło się nic wielkiego w moim życiu, nie dokonał się żaden zwrot o 180stopni, ani nawet o 90stopni ;) Początkowo na spotkaniach więcej mowił psycholog, zadawał pytania, ja często odpowiadałem - nie wiem, wykręcając się od odpowiedz. Od jakiegoś czasu chodzę jednak z swoimi notatkami i zacząłem mówić zdecydowanie więcej, czuję się na spotkaniach pewniej. Fajnie by było jakbym tą pewność potrafił kiedyś przenieść na zewnątrz. Hmm a jak terapia przekłada się na codzienne życie? Tak jak napisałem wcześniej szału nie ma, nie zacząłem pracować, nie podjąłem jakiś kluczowych decyzji odnośnie swojej osoby, odnośnie swojej przyszłości. Jest też tak, że podczas terapii wychodzą różne rzeczy, o których nie miało się pojęcia, albo ciężko było je nazwać, tak naprawdę czasem się zastanawiam czy chodzę tam by pokonać fobię, czy może jednak po coś więcej, i raczej skłaniam się ku tej drugiej opcji. Fobia jest problemem, ale jest jednym z wielu, a może ona jest tym głównym? Nie wiem, w każdym razie widzę, że to nie tylko jest problem z relacjami z innymi ludźmi. Na konkretne przemyślenia na temat terapii mam zamiar się zebrać pod koniec roku, bo wtedy będę musiał podjąć jakąś decyzję. Na dzień dzisiejszy po leku i terapii, mógłbym ocenić swój stan jako taki jaki miałem w latach szkolnych (np.liceum), tzn. jest w miarę stabilnie (nie znaczy to że nie mam wahań nastrojów, myśli negatywnych itd, ale są one przeważnie krótsze, mniej natarczywe niż dawniej). Z takich sytuacji społecznych, to nie wiem czy pisałem o tym poprzednio, ale spokojnie mogę już wykonywać telefony :), lęk w tej kwestii naprawdę sporo zmalał. Poza tym nie jest tak jak dawniej, że jakaś sytuacja mogła mnie zadręczać od dnia wcześniejszego. Tak jak np. wizyta u dentysty, dawniej już dzień wcześniej zadręczałbym się co powiedzieć itd., teraz nerwy na ogół pojawiają się tuż przed samą sytuacją, czyli jak siedzę w poczekalni. Mniejszy stres/lęk jest też w sklepach, choć do takich gdzie byłby tylko sprzedawca raczej nie wchodzę, ale nie czuję już w sklepach typu empik, jakieś spożywcze, wzorku innych na sobie, nie krępuje mnie to. Poza tym (co w moim przypadku było czymś niezwykłym) chodziłem na wykłady w ramach festiwalu kultury buddyjskiej :) Było bardzo fajnie, a ja wtedy czułem się bardzo dobrze, czułem jakby to mnie nakręcało :) Natomiast nie poznałem żadnych nowych ludzi, tu cały czas dobrze unikam kontaktów, choć z drugiej strony nawet nie o unikanie kontaktów chodzi, nie mam sytuacji gdzie takich ludzi mógłbym poznać (praca, studia, kurs, szkoła), a unikam sytuacji bo... boję się podjąć jakąkolwiek decyzję. Bardzo żałuję że terapii nie zacząłem np. w latach szkolnych (liceum) bo to byłby świetny poligon do działania :) Hmmm tak więc to chyba wszystko co mogę napisać. Trochę tego się uzbierało, mam nadzieję że będzie wam się chciało to przeczytać ;) Jeśli macie jakieś pytania to pytajcie :)
-
Wow, strona numer 109!!! ;)
-
Zbieram się i zbieram by coś napisać ale jakoś tak nie wychodziło :) Nie wiem od czego zacząć, więc zacznę od psychoterapii. Trochę już to trwa, dokładnie 3 miesiące. Jak jest? Raz lepiej raz gorzej, na pewno nie jest łatwo. Na terapii czasem wychodzą rzeczy których się nie spodziewałem. Jednak na razie póki co mam wrażenie że wszystko odbija się ode mnie jak od ściany... Zdarzają się okresy lepsze i gorsze, te dołki na ogół są krótki 1-2 dni, ale za to bardzo bolesne. Na pewno nie ruszyłem nie wiadomo jak z miejsca, może robię małe kroczki ale są one bardzo małe, jednak najważniejsze by iść do przodu. Wychodzi cała masa przekonań a co najlepsze boję się je porzucić bo nie wiem kim bym wtedy był, one są tak do mnie przylepione jakbym to był ja... No nic, muszę napisać że w okresach dołków pojawiają się myśli samobójcze, ale to tylko w te najgorsze dni. Poza tym pisuję na forum fobii społecznej, poznałem 2-3 osoby z którymi gadam na gg i przez forum i to bardzo mi pomaga. Nie podjąłem studiów, nigdzie nie pracuję, nigdzie się nie uczę. Trochę dorabiam sprzedając nieużywane rzeczy z domu na allegro :) W niedzielę byłem w górach, zdarzają się wypady na rower, ale ogólnie niestety nawróciły problemy fizyczne... Zobaczymy jak to będzie dalej.
-
Zaglądam od czasu do czasu ale nic tu się nie dzieje :)
-
Wątek umiera śmiercią naturalną... Żyjecie jeszcze?
-
curuś - Wiem skąd u Ciebie sympatia do nas, po prostu nas nie da się nie lubić;) A na poważnie to osoba z fobią społeczną w realu jest tak różnie odbierana że to wydaje się być niemożliwe. Czy ciągnie mnie do dziennikarstwa sportowego? Może tak może nie, sam nie wiem. Lubię pisać, lubię sport, ale szczerze mówiąc nigdy nie myślałem o tym w kategoriach że to może być to. Na pewno wiem jedno że bardzo chciałbym w życiu robić coś związanego ze sportem i będę próbował do tego dążyć. Na razie sobie postawiłem taki cel żeby do końca czerwca przyszłego roku ukończyć kurs na instruktora sportu. Mam nadzieję że uda mi się wreszcie zrealizować ten pomysł który chodzi już mi po głowie od lat. Decyzję odnośnie studiów wydaje mi się że też już podjąłem, właściwie to podjąłem ją już chyba dawno temu. W tym roku chyba nie spróbuję nigdzie, trochę obawiam się że może wszystko się powtórzyć. Powtórka z zeszłego roku mogłaby mnie totalnie rozwalić. Chciałbym jakoś sobie wszystko poukładać i jeśli będzie ok i będę czuł potrzebę studiów to spróbować za rok, niekoniecznie na dziennych, może na zaocznych. Ale muszę czuć że naprawdę tego potrzebuję i że tego chcę. Dziś też odezwał się psycholog i mam mieć pierwsze spotkanie w przyszły czwartek, zobaczymy co z tego będzie.
-
Witam wszystkich:) To może i ja coś napiszę:) Choć w sumie nie wiem co... Mam wrażenie że karta zaczyna się odwracać, powoli, powoli ale czuję że jest jakaś szansa na normalne życie. Choć czy można mówić o normalnym życiu? Jakby udało się dość mocno ograniczyć fobię, gdyby puściły blokady które mam w głowie to raczej z niektórymi moimi pomysłami które zacząłbym wtedy realizować nie mógłbym mówić o normalnym życiu:) Oczywiście nie mogę powiedzieć że dziś jest wszystko pięknie i kolorowo, bo nie jest, ciągle mam blokady przed zrobieniem czegoś, ale jest łatwiej dużo łatwiej. Porównując siebie do tego z końca 2010 i początku 2011 a teraz to jest piekło i niebo. Fobia rzadko dochodzi do głosu, teraz to mam wrażenie że jest to bardziej kwestia przyzwyczajenia do sposobu w jaki żyłem przez całe swoje życie. Żyjąc cały czas pod kloszem ochronnym dziś w wielu sytuacjach codziennych (sklep, poczta itp., itd.) za bardzo nie wiem jak się zachować, ale co najważniejsze dawniej, to że czasem w takich sytuacjach wychodzę na idiotę potrafiło mnie totalnie rozbić czasem nawet na kilka dni, dziś przeważnie spływa to po mnie. Co do psychoterapii jeszcze jej nie rozpocząłem (!!!), zaczynam się wkurzać bo mam wrażenie że jestem robiony w balona, miałem zacząć ją pod koniec maja dziś jest połowa czerwca, a psycholog powiedział że jeszcze trzeba poczekać. Szczerze mówiąc rozważam poszukiwanie innego psychologa, nawet zacząłem już szperać po internecie, bo co tu dużo pisać boję się że do tego już w jakiś sposób się uprzedziłem i może być problem w psychoterapii. Idąc dalej nie wiem czy w tym roku uda się zrealizować marzenie o podróży na Camino. Czy to wina fobii? Nie wiem... Właśnie tu bym bardziej powiedział że jest to kwestia starych nawyków zachowania, że jest to kwestia blokad które powstrzymują mnie przed spełnianiem swoich marzeń. Niedawno gdzieś przeczytałem że przyczyną fobii może być nadopiekuńczość rodziców, chęć ochrony dzieci przed całym światem, i chyba coś w tym musi być bo u mnie tak było. Ja wiem że moja mama jest osobą która szczególnie mnie przytłoczyła, gasiła każde plany, marzenia które rodziły się w mojej głowie. Ale zdaję sobie sprawę że chciała jak najlepiej, przekazała schemat w jakim pewnie sama została wychowana. Jak widzę swoją mamę to tak jakbym widział siebie... Tylko że ona już się chyba pogodziła z tym że jest martwa za życia, ja mam zamiar powalczyć z całych sił by wreszcie zacząć żyć. Zaczynam też szukać dlaczego często w siebie nie wierzę, przeszukuję przeszłość bo wiem że to tam znajdę odpowiedz. Na koniec polecam książkę "Stowarzyszenie Umarłych Poetów" W sumie z tego co kojarzę to książka została napisana na podstawie filmu, ale filmu jeszcze nie miałem okazji oglądnąć. Świetna książka, podam jeden cytat, który chyba stanie się moim mottem życiowym: "Chcę żyć pełnią życia, chcę wyssać wszystkie soki życia, by zgromić wszystko to, co życiem nie jest (...) By nie odkryć tuż przed śmiercią, że nie umiałem żyć".
-
Hmmm i znowu cisza:) Napisałbym coś ale za bardzo nie wiem co... Ogólnie jakoś tak nie ma o czym pisać. slabiutka misia - Maturą nie ma co się stresować. Wiem że łatwo mówić, ale ile ja się nerwów najadłem przed tym egzaminem "dojrzałości". Po samej maturze wiedziałem już że nie było warto bo matura była... banalna. Nie wiem jak w tym roku ale nie sądzę by było mega trudno. Polski to w głównej mierze czytanie ze zrozumieniem. 3 lata temu byłem w mniejszości i wybrałem temat gdzie trzeba było analizować wiersz (chyba tam była Oda do Młodości). Pomyśleć że zawsze mówiłem że analizowanie wierszy jest idiotyczne i na pewno takiego tematu w życiu bym na maturze nie wybrał, a tu proszę:) Ale jakoś temat mi przypasował:) W sumie to uczyłem się tylko do biologii, a nauka innych przedmiotów polegała na robieniu testów. Zdałem nawet geografię na poziomie rozszerzonym bez specjalnej nauki. Ogólnie matura to jedna wielka ściema i tyle, może dawniej było trudno, dziś tak na pewno nie jest. Choć teraz jest matematyka, ale akurat nie specjalnie bym się matmy bał, bo zawsze jakoś mi szło, nawet chętnie bym sobie taką maturkę napisał;) Dla mnie największym problemem były egzaminy ustne, ale to chyba oczywiste. Prezentację z polskiego powiedziałem szybko, miałem na spokojnie 11-12 minut tyle przeważnie mi zajmowała, a tymczasem powiedziałem ją w ok.9 minut, na koniec egzaminator powiedział że miało być minimum 10min... Już myślałem że po mnie a tu następnie się okazało że dobry wynik:) Pamiętam też że myślałem że padnę jak usłyszałem słowa, o tym że przeczytałem Odyseję bo do niej się między innymi odnosiłem i że z Odysei będą pytania. Dobrze że dzień wcześniej przeczytałem streszczenie:) Dobra kończę bo nie wiem czy ktoś w ogóle to czyta, ale fajnie sobie powspominać. Cofnąłbym się te 3 lata wstecz gdybym tylko mógł. I gdybym dziś wiedział to co wiem o swojej fobii to zupełnie inaczej bym to wszystko rozegrał. Ale cóż było minęło, czasu się nie cofnie i trzeba iść do przodu.
-
Akurat święta Wielkanocne jakoś bardziej lubię niż Boże Narodzenie. Za tymi drugimi kompletnie nie przepadam, a Wielkanoc jakoś ma więcej luzu:) Brak opłatka, brak prezentów, ładna pogoda, nie trzeba siedzieć w domu. Po prostu mam wrażenie że jest więcej swobody, jakiś taki lepszy klimat:)
-
Pierwszy krok został zrobiony gdzieś pod koniec stycznia poszedłem do psychiatry. Trochę się wahałem ale wszedłem w to, od tamtego czasu zażywam Zoloft, ogólnie trochę mnie ten lek postawił na nogi, bo byłem już w tragicznym stanie, ale obecnie czuję się że dotarłem do ściany. To znaczy lek mi już nic więcej nie da, pora na psychoterapię którą zalecił psychiatra. Póki co czekam na termin, jestem w kolejce i najprawdopodobniej zacznę ją gdzieś w połowie lub pod koniec maja.
-
LionInTheJar - Wiadomo że dzieciństwo, okres dorastania to było kluczowe bo jak inaczej wytłumaczyć fobię? Ja innego wytłumaczenia nie widzę. Przecież nie urodziłem się z fobią społeczną, to jest coś z zewnątrz, to nie było we mnie od początku z czasem się nasilało. Wiadomo rodzina, szkoła, nauczyciele, inni ludzie, media, kościół wszystko jakiś tam swój element do tej układanki dołożyło, jedno mniej inne więcej. Na rodziców o czym wielokrotnie pisałem teoretycznie nie mam prawa narzekać, nie wychowywałem się w jakiejś patologicznej rodzinie, ale jednak czegoś zabrakło. Wielokrotnie o tym wspominałem że moje odczucie jest że żyję w sztucznej rodzinie, nigdy nie było u nas szczerości. Zawsze czułem obawy przed powiedzeniem tego co myślę, czuję, co chciałbym zrobić itp., nie wiem z czego to się brało, pewnie gdzieś przyczyn trzeba by szukać właśnie w dzieciństwie. Ogromna obawa przed mówieniem tego czego chcę, szczególnie problem ten mam w przypadku mojej mamy, mam wrażenie że zostałem po prostu stłamszony. W sumie nie dziwię się że mam problem w komunikacji z obcymi skoro mam problem w komunikacji z najbliższymi... Ze mną od małego mało się rozmawiało w domu i to też pewnie jest jakaś przyczyna że jest jak jest. Wiadomo w szkole było ok, więc dla rodziców problemów nie było. W sumie tak na ten temat można by pisać i pisać, ale nie mam wątpliwości że to w jakiej rodzinie się wychowywaliśmy miało duży wpływ na to że teraz mamy fobię. Jedna z moich sióstr jest kompletnym przeciwieństwem mnie co wydaje się być paradoksem, ale jak widać jej się udało. Jednak między moimi siostrami jest rok różnicy więc zawsze miały siebie i może było łatwiej się wyrwać? Nie dała się stłamsić przez rodziców i się jej udało czego jej zazdroszczę. PS. Widzę że wreszcie udało się dobrnąć do setnej strony :)
-
Witam, wywołany do tablicy odpowiadam :) Mala Suu - Biorę lek nadal ale entuzjazm opadł, wydaje mi się że po prostu lek zrobił co zrobił ale więcej już nie pomoże. Chyba przydałaby się terapia, ale ciągle czekam... Termin dopiero z końcem maja. Ale sam już nie wiem... Myślę żeby może udać się gdzie indziej do psychologa, nie wiem zobaczę. Rower kupiłem :) wspominałem o tym tutaj gdzieś z miesiąc temu że pierwszy raz byłem na rowerku :) Jak już piszę to napiszę coś więcej:) Powoli wyjaśniają się też chyba moje problemy zdrowotne. Najpierw miałem wizytę u ortopedy który powiedział że nie mam ortopedycznych problemów, ale że przydałaby się rehabilitacja bo mam napięte mięśnie. I jak tak zacząłem od tego momentu siebie obserwować to fakt mięśnie same z siebie stają się napięte ja tego kompletnie nie kontroluję. W sobotę gdy siedziałem w aucie zauważyłem że strasznie napięły mi się mięśnie nóg bez żadnego powodu, rozluzniłem je, ale po pewnym czasie zauważyłem to samo... To się dzieje bez żadnego powodu. Coś czuję że wszystko jest powiązane z fobią... W każdym razie zacząłem rehabilitację. Co by tu jeszcze napisać:) Ogólnie nic ciekawego się nie dzieje... Dalej stoję w miejscu. Pomysł z Camino de Santiago utknął w martwym punkcie, z jednej strony ogromnie mnie tam ciągnie, z drugiej strony odwagi brak. Kompletnie też nie wiem co dalej, nie wiem studia, jakaś szkoła policealna, jakiś kurs, czy jakaś praca, czuję się tak jakbym był w czarnej dziurze, nie wiem nic.
-
CallMe - Zaglądam tutaj od czasu do czasu, ale za bardzo nie mam o czym pisać, więc milczę:)
-
CallMe - Nie dawaliście żadnych tematów do dyskusji więc się nie odzywałem;) ale zaglądałem tu od czasu do czasu:) A tak w ogóle to za bardzo nie wiedziałem co pisać choć zdarza mi się to rzadko:) Ale może spróbuję coś dziś napisać by rozruszać wątek:) Tak więc dalej biorę lek efekty chyba widać gołym okiem ale to trzeba by spytać kogoś innego niż mnie, może też pogoda robi swoje:) W każdym razie nie mam dołów, są co prawa gorsze chwile ale nie trwają zbyt długo. Wydaje mi się że nawet w domu jest różnica, chyba tu najbardziej zauważalna bo... zacząłem mówić:) a z tym przez ostatni czas bywało różnie bo przeważnie zamykałem się w pokoju, albo siedziałem przed komputerem. Idąc dalej, jeśli idzie o kontakt z innymi ludźmi to też odczuwam postęp, łatwiej mi wejść do sklepu a w środku fobia jakby znikała lub stawała się mniejsza. Nawet ostatnio mam takie wrażenie że czasem szukam sytuacji by mieć kontakt z innymi osobami, iść do sklepu, czy coś załatwić. Żeby nie było kolorowo demony z przeszłości oczywiście czasem wracają, przykładowo zawahanie przed wejściem do sklepu, ale staram się temu przyglądać co się dzieje w mojej głowie tak jakbym patrzył na to z boku. Robię tak też w różnych sytuacjach i wydaje mi się że to też sporo daje. W sumie to taka moim zdaniem widoczna poprawa jest od dość niedawna. Gdzieś dwa tygodnie temu był lekki kryzys. Tylko to nie był taki typowy kryzys. Mianowicie czułem się okropnie w takim zawieszeniu. W głowie pojawiały się myśli że przez ten lek nie potrafię się zadręczać, nie potrafię wpaść w dół a... bardzo bym tego chciał. Z drugiej strony nie potrafiłem też iść do przodu. Wiem że to głupie, ale tak kombinował mój umysł, pojawiały się myśli że dawniej było łatwiej bo jak coś się nie udało, wyszedłem na idiotę to mogłem się zadręczać, wpaść w dół, mogłem się zamknąć w sobie, mogłem uciec, a teraz nie mogę. Teraz nie jestem w stanie długo rozpamiętywać tego o czym dawniej rozmyślałbym godzinami, dniami. W końcu kryzys minął, nie wiem dlaczego, może pomogło obserwowanie swoich myśli, może po raz pierwszy choć trochę zobaczyłem że tamten świat mi w jakimś sensie... pasował. W każdym razie dziś jest ok, może nie ma cudów ale jest dobrze, choć na pewno w dalszym ciągu pewnych rzeczy sobie nie wyobrażam, gdzieś ciągle tkwią jakieś blokady, ale może krok po kroku jakoś kolejne bariery będą padać:) Tak żeby wydłużyć post napiszę jeszcze że przeprowadzam żywieniową rewolucję. To też chyba w jakimś sensie jest postęp bo moje pomysły przeważnie kończyły się na etapie planowania, a ten zaczynam wolno bo wolno ale wprowadzać w życie:) Do tego wczoraj testowałem pierwszy raz nowy rower (wreszcie:) ). Nie byłem na rowerze już od tak dawna że zapomniałem jakie to jest super uczucie:) Od prawie roku nie biegam, nie startuję w zawodach, na piłkę też rzadko co ostatnio chodziliśmy ze znajomymi, ale po wczorajszym wiem że straaaasznie brakowało mi adrenaliny związanej ze sportem:) A tu adrenalina była wielka gdy jedzie się w lasku wąską ścieżką w dół ze sporą prędkością:) Wczoraj to w ogóle był piękny dzień, rano rower, po południu byłem na meczu Cracovii i zwycięstwo, a wieczorem hokeiści Cracovii zdobyli mistrzostwo Polski:) Takie dni jak ten wczorajszy dają mi odpowiedź po co tu jeszcze żyję. Sport to jest chyba jedyna moja pasja, choć może mógłbym tu jeszcze zaliczyć podróżowanie, poznawanie nowych miejsc, ale tu z fobią póki co jest ciężko. Jednak wiem że muszę się tego trzymać, bo tylko tak naprawdę dzięki tej swojej pasji ciągle jeszcze mam po co żyć.
-
Żyjecie jeszcze? :) Strasznie tu cicho ostatnio...