kiwiandkoluś
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Reputacja
0 Neutral-
cześć dziewczyny po długiej nieobecności melduję się - jeżeli są jeszcze "starsi" forumowicze. Tych z ktorymi nigdy się nie poznałam witam serdecznie:) I od razu donoszę, że Margo urodziła się rowniutko trzy miesiące temu. Jest zdrowa i urocza. Kola ma już 21 miesięcy i wyrasta na mądrego chłopczyka :)) Mąż raczył łaskawie do nas wrócić - miesiąc temu. Na samym początku ciąży oznajmił że już mnie nie kocha, ale łaskawie zostanie w domu i się mna zajmie (siedząc do mnie tyłem, przodem do komputera i flirtując namiętnie z koleżanka z pracy), potem, po kilku miesiącach powiedział że przemyślał wszystko i jednak nas kocha - mnie i Kolusia. Był z nami całe dwa miesiące żeby znów się z tego wycofać. Dwa tygodnie przed porodem. W sierpniu poznał jakąś dziwkę i oczywiście zakwitła wielka miłość. Byl przy porodzie bo pozory muszą być zachowane - przed wszystkimi. Bo to nie ta inna byla powodem odejcia - to oczywiscie jego wersja - tylko moje wady. Przyznaję byłam przez niego rozpieszczona bo przez 8 lat był cudownym mężem ktory strzepywał mi pyl spod stop. I pozwoliłam sobie na zbyt dużo. Zwaliłam sprawę. Dzis w stosunku do nikogo bym sie nie zachowala tak jak zachowywałam się chwilami do niego. I go ranilam. Ale on przeciez tez nie byl idealny. Gdyby nie ta trzecia kobieta pewnie dawno bysmy się pozbierali i nasz kryzys bylby juz niemilym wspomnieniem. Ale w wyniku tej fascynacji mój mąż pokazał twarz której nigdy nie widziałam. Kłamał, ranił, nie przebierał w srodkach ani w słowach. Teraz przeprasza, ale lapię go od czasu do czasu na jakimś drobnym kłamstwie. No i wciąż kontaktuje się z tamtą choć obiecuje ze juz tego nie zrobi.Bo przeciez to juz tylko "koleżanka". I nie jest w stanie zrozumieć ze ja nie umiem zaufac, byc spokojna i wierzyc w takie koleżenstwa. Nie wiem czy mam siłę znów zaufac, znow przez to przechodzić, znów spaść na leb na szyję na sam dół. Z drugiej strony on wciąż powtarza że chce to ratować i się kaja. To tyle u mnie sie działo przez te miesiące. Pozdrawiam wszystkie wspaniale babki ktore tu siedzą i radza sobie z przeciwnościami losu
-
co do spotkania - ja oczywiście odpadam z przyczyn oczywistych :-o Ciąża jest zagrożona, łozysko sie odkleja i nie mozna mi nawet wyjśc na spacer - moja jedyna rozrywka teraz to ławeczka pod blokiem. No ale czego się nie robi dla dzidziusia :D Wczoraj byłam u lekarza, ale bal sie mnie badać, żeby nie naruszyc krwiaka, więc w sumie nic nie wiem. Za to serduszko pięknie bije, czuję już pierwsze kopniaczki i jestem szczęsliwa :D Za trzy tygodnie usg - wtedy coś się może okaże. A może wszystko się pięknie poskleja i krwiak się wchłonie? ale byloby cudnie :D:D no i może się dowiem czy to będzie ONA czy ON. Przydalaby się dziewczynka dla równowagi, ale jak będzie chłopczyk to tez fajnie, bo Kolo będzie miał brata:):):) a tak na marginesie jestem z Lublina - juz o tym kilka razy pisałam ;) tylko ludzie ze wschodu mają tyle durnego optymizmu :P:P:P
-
coś Was dziś smutno czytać. Ja tak myślę - może to taka moja natura - że skoro nawet jeden człowiek mnie zawiódł i podciął mi skrzydła, to nie znaczy że swiat składa się tylko z takich ludzi. Wczoraj mama mojej przyjaciolki przyjęła oświadczyny od swojego partnera. Chodził do niej niemal 10 lat. I próbował zdobyc jej zaufanie. Udało się :D Po tym jak mąż ja potraktował 23 lata temu nigdy nie była taka szczęśliwa jak wczoraj. Jak patrzę na to to mi serce rośnie i mam nadzieję. Wokół mnie jest tłum cudownych, wspaniałych osób. Prawdziwych przyjaciół. Wiadomo że każdy ma swoje życie, każdy sobie je próbuje ulożyć i koniec koncow sami musimy sobie poradzic ze swoim bolem, smutkiem, dolem, zalamaniem, nikt za nas tego nie zrobi, ale mnie podnosi na duchu fakt, że sa osoby które szczerze przejmują się moja sytuacją. I pomagaja jak mogą, starają się żebym nie była sama, nie dopuszczają, żebym wpadła w dołek. Skoro na swiecie są tacy ludzie jak moi przyjaciele, skoro jest ich tak duzo, to czemu mam jeszcze nie spotkać kogos z kim ułoże sobie życie? kto mnie pokocha? i moje dzieci - przecież są takie słodkie, jak ich nie kochać? :) no i wreszcie uważam że pech nie może trwać wiecznie. Teraz jest dno - no to znaczy ze teraz to wszyscy na tym forum możemy już się tylko wspinac wyżej:):) innej drogi brak :)
-
konkurs był tendencyjny :P:P nie chcę podważać opinii szanownego jury, no ale skąd wiemy, że Ci co przeżywali miłość 10 i 5 lat temu nie trwaja w tym stanie do dziś? ;) po prostu pierwszy raz POCZULI miłośc lata temu :P jak dla mnie wychodzi że tylko 11% nie jest zakochanych :D:D:D Ja się zakochałam 8 lata temu i do dziś mam motyle w brzuchu i stan podobny do tamtego sprzed lat. Szkoda tylko że mąż tak nie ma :D:D No... mąż mial podobnie aż do grudnia 2010, aż mu się odwidziało. Jego strata ;) Co prawda ja dziś w stanie mniej euforycznym, bo mnie wczoraj mąż doprowadzil do łez (i skurczy) ale chociaż powiedział potem że jest głupi i mu przykro. Choć tyle... Mala rzecz a cieszy. Zawsze to jakaś mała podstawa do porozumienia. Czy Was też cieszą coraz mniejsze rzeczy? Człowiek chyba musi się pocieszac tym co mu zostało...
-
oj karmela! hormony na bardzo wysokim poziomie, w końcu biorę luteinę cztery razy dziennie i duphaston dwa razy, ma mi co szaleć :D dziś też mi szaleją - od euforii w płacz. Na szczęście przeważa euforia. Kocham synka, kocham mojego płodka, kocham tego mojego męża niedobrego (który mi ostatnio powiedział, że TĘSKNIŁ za nami na delegacji. Z wrażenia spadlam z krzesła, ale jestem wciąż nieufna, wolę nie wierzyć - może uwierzę za kilka miesięcy lub lat, jeżeli faktycznie moje małżeństwo się poskleja), ogólnie wszystkich kocham na całym bożym świecie ;) no bo chyba wlasnie dlatego że jest ta wiosna :D
-
ja obstawiam, że 99% ludzi jest zakochanych, zwlaszcza na wiosnę - może nie z wzajemnością, ale miłość to i tak cudowne uczucie :):) a jeśli ktoś nas nim nie obdarza w zamian to tylko jego strata. Piszę tak bo jest pięknie na dworze i jestem wypełniona lekkimi bańkami szczęścia - mogłabym sie unosić w powietrzu. No ale mnie szaleją hormony, więc nie wiem czy moje zdanie można brac pod uwagę :D:D:D
-
Witajcie :) Samodzielna nastroje oczywiście różne, ale ogolnie - chyba dzięki pogodzie - ostatnio jakoś humor lepszy. Mąż zaczyna powolutenku zachowywac się "lepiej". Tzn. jak pisałam cały czas jest fair itd. ale chodzi mi o to, że wychodzi poza "męża z obowiązku" A to napisze smsa z pracy - ot takiego sobie co slychac, a to przyjdzie do mnie wieczorem, usiadzie obok, pogada, zdarza mu się nawet pogłaskac mnie po włosach albo cmoknąć... Wiem że to brzmi smiesznie - takie relacje mąż-zona są oczywiście żałosne, to co powinno być oczywiste jest wielkim halo. Między moim cudownym życiem-bajką która była jeszcze w listopadzie a dzisiejszym dniem jest oczywiście przepaść,ale po tym co przezyłam ostatnio każdy najdrobniejszy dobry gest jest dla mnie ważny... Choć czasem boję się że jest milszy dla mnie bo noszę fasolkę i nie chce mnie po prostu denerwować... boję się chwilami że po porodzie temat rozwodu i braku miłości powroci :( ale to są chwile, na ogól staram się mysleć, że może żałuje bo takiej fajnej babki łatwo nie znajdzie ;) no i że mdłości powoli mi odchodzą, skurczy tez jakby coraz mniej, krwawienie się juz nie pojawia, więc mam też więcej chęci w sobie żeby zrobić a to ładny makijaż,żeby wlożyć bucik na obcasie, żeby wyrwać się z domu bez niego i dziecka, byłam u fryzjera (bo minąl 3 miesiąc :) ) i czuję się wreszcie bardziej kobieca. Może to tez swoje zrobi, bo kiedy zaczęlismy się kłócić to Kolo jeszcze karmiony był piersią, a ja nei mialam czasu dla siebie... w sobotę mam usg to się odezwę jak dzidziuś się rozwija oby wszystkie te stresy na niego nie wpłyneły negatywnie. Kolo też już weselszy bo od kiedy nie krzyczymy w domu to i on się wyraźnie rozluźnił. Jak tylko M. jest w domu to ciągle krąży między nim a mną i robi nam "cacy mama" "cacy tata" :):)
-
różne mam nastroje....chciałabym chyba żeby mnie mąż zostawił. Żeby to on podjął decyzję. Niezwykle trudno zostawić kogoś kogo się bardzo kocha, odejśc raz na zawsze, zwlaszcza teraz w ciązy, teraz kiedy on zachowuje się poprawnie. Boję się tego i myślę że nigdy tego nie zrobię. Ale życie z kimś kto z kolei nie kocha ciebie i głośno o tym mówi, kto jest tylko ze względu na dzieci i przez to że czuje sie po prostu odpowiedzialny, jest koszmarem. Czuję się bardziej chwilami samotnie kiedy siedzi za ścianą przy swoim komputerze niz kiedy go nie ma w domu. Dlatego wolalabym już zeby odszedł :(:(:(
-
Chrupeczka wpadam teraz bardzo rzadko, bo jak tylko mam chwilę wolnego to natychmiast padam na łożko i spię, spię, śpięęęęęęę :P:P:P czytałam że zostaly Ci już przyznane alimenty, gratuluję :D Dzielna babka jestes, jestem dumna ze takie kobiety są na swiecie :) mój mąż wciąż zachowuje się w porządku, nie mam zresztą teraz sily i czasu wszystkiego analizować, kazdego słowa i gestu, daję sobie pomagać i wyręczać się we wszystkim, czasu wolnego wciaz ze soba nie spędzamy w ogóle, ale już się nie kłócimy, rozmawiamy spokojnie, czasem nawet sie smiejemy razem... mój mąż chyba będzie obstawał przy tym żeby się nie rozwodzić, ja decyzji wciąz nie podjełam i nie mam zamiaru aż urodzi się dzidziuś bo nie chcę się teraz stresować i myslec za duzo o przykrych rzeczach. Aaaa, mąz mi wczoraj powiedział że według niego juz teraz jest "lepiej" i że jego zdaniem "moze byc jeszcze lepiej niz przez te 7 lat kiedy było nam ze soba dobrze i wierzy ze jeszcze mnie będzie kochał tak bardzo jak kochał kiedys" Ale tego tez nie biorę poki co na powaznie - tak jak pisałam, skupiam się na Kolo i na fasolce, a jesli moje malzeństwo przy okazji jakos sie uratuje to bedzie to tylko mila niespodzianka... samodzielna mamo, maxx, Kama, Karola, mosew - mam nadzieję że humory dopisują, wiosna gości w serduchach i nie ma żadnych handr :) buziaki dla Waszych dzieci :*:* i usmiechnięte buzki dla Was :):):) witam tez wszystkich nowych forumowiczow :)
-
witam wszystkich :) wpadłam tylko się przywitać :D:D:D u mnie po staremu - mdłości są (choć dziś uległam zachciankom i napiekłam placuszków ziemniaczanych, niestety myśląc bardziej o sobie niż o Kolusiu. Coż, raz na jakis czas może zjeść gerberka :P ), mąż miły i... nic poza tym ;) przełomu brak, ale choć mnie nie doprowadza do łez. Więc i biedna "fasola" ma chwilę spokoju i może się cieszyć spokojną mamusią. Czasem zazdroszcze Wam jak czytam że macie takie odważne decyzje za sobą :) zazdroszczę i myślę że to byloby najlepsze. A innym razem mam maluteńką iskierkę nadziei że mamy jeszcze szansę na spokojne i miłe życie we czwórkę. Każdy potrzebuje miłości, eh...
-
na poprawę humoru donoszę, że mój synek (za 22 dni będzie miał roczek!!!! :) ) dał mi wczoraj sporo powodów do śmiechu - i zmęczył mnie też potwornie ;) powrzucał zabawki do smietnika, resztę zabawek do kibelka, wysypał herbatkę hippa i zjadał ja z podłogi, powyjmował wszystkie ubranka z szafki, nasiusiał na moje prześcieradło, a potem naciągnął je sobie na głowę i nie mógł się wyplątać, dorwal mój telefon i w jakiś sposób udało mu się zadzwonić akurat pod "3" czyli do babci, a potem chodzil z telefonem który komicznie przykładal gdzieś za szyję i powtarzał "baba baba", do tego co chwilę podbiegał do mnie (nauczył się chodzić jakieś 2-3 tyg. temu :) )i całował (albo raczej ślinił...) mnie gdzie popadnie, choć ewidentnie celował w usta, bo jak mu się tylko udało to zanosił się głośnym śmiechem :):) aż mi się humor przez nirgo poprawil, choć nie jest łatwo się nim terz opiekować i za nim nadążyć, zwłaszcza że całymi dniami męczą mnie mdłości :-o więc dziś jak on poszedl spać to ja padlam z nim :D
-
Chrupeczko ja nie wierzę już w cuda i nie mam złudzeń. Mąz nie chce odejśc bo chce się nami opiekować. Tak twierdzi. Ale po tym co powiedział ja już nie licze na uczucie, na to że będzie jak dawniej, na to że będziemy szczęśliwi. Ja nie zostaję z nim bo mam nadzieję na cokolwiek. Straciłam pracę, w rodzinnym domu nie bardzo jest miejsce dla mnie i mojego dziecka, jestem w ciąży i to takiej przy której muszę duzo leżeć. Przyjmuję jedynie pomoc męża, skoro mi ja oferuje. Odejdę gdy będę miała na to warunki - urodze dziecko, wykarmię, znajde pracę, nianię lub żłobek dla obojga.... Mój mąż powiedział najpierw, że nie jest szczęśliwy, wczoraj że mnie nie kocha... a w zasadzie jeszcze coś dziwniejszego - że nie nie-kocha, ale też nie może powiedzieć że kocha (o ile to zrozumiałe dla kogoś:P) I najlepsze - ma nadzieję że znow to kiedyś poczuje!!! to co mówi mi uwłacza... nie wiem co on sobie myśli... ze usiądziemy kiedyś wygodnie na kanapie, on mi powie "kiwi kocham cie znów", a ja mu uwierzę, przyjmę to bez zastrzeżeń i nie będę nigdy drżeć że dajmy za miesiąc znów sobie wymysli ze nie kocha??? :-O że będę wdzięczna? będę ze szczęscia skakać pod sufit zapominajac o tych dniach w ktorych tak cierpię? w dodatku boję sie o dzidziusia bo mu ten stres na pewno nie pomaga... zresztą Kolusiowi też nie... nie wiem czy takie rzeczy ktokolwiek umie wybaczyc i z powrotem zyc szczesliwie z druga połówką...
-
a co się dzieje z Martyną? Ferie już minęły...
-
poprosiłam M. żeby się wyprowadził do swoich rodziców, bo u moich niestety nie ma miejsca dla mnie i Kolusia. Zresztą czemu ja i dziecko mamy się włuczyć a on ma zostać w mieszkaniu? :/ ale mój M. stwierdził że się nie wyprowadza bo czuje się odpowiedzialny za mnie, synka i za małego w brzuszku, wie że teraz potrzebuję pomocy i choć nie może mi powiedzieć że mnie kocha to chce się nami zająć. Bo to jego dzieci. Na początku się załamałam, bo nie mam siły i ochoty żyć z kimś kto przez 7 lat mnie wręcz uwielbiał a teraz nagle mi to "odebrał", czuję się wręcz jakby mnie ktoś nagle brutalnie wrzucił w cudze życie, nie moje... ale teraz jestem spokojniejsza. Chce się udzielać i pomagać? - niech pomaga. Będę miała mniej pracy i więcej czasu na odpoczynek. Mogę mu się odwdzięczyć uprzejmoscią. Uczuciem już raczej nie... (co czuję to czuję ale dzielenie się tym to już inna sprawa...). Zresztą zobaczymy ile mu się będzie chciało :-o
-
mam też pytanie - czy jakbyśmy uzyskali rozwód a mój M. prawo do widywania dzieci to mogłabym w każdej chwili wyjechać do Anglii? czy nie mogłabym tego zrobić ze względu na to, że wyjazd uniemożliwiłby męzowi widywanie dzieci? nie mam pracy, w dodatku Lublin to zaścianek, mogę tej pracy jeszcze długo nie dostać, w Anglii miałabym na to szansę... czy ktoś się orientuje?