Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Ona2323

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Mój problem rozpoczął się trzy miesiące temu..., wiem, że to może błaha sprawa, ale sama nie wiem co mam już począć. Na domówce poznałam mężczyzne, który sprawił, że obecnie nie widzę świata poza nim. Myślałam, żę to będzie przelotna znajomość, ponieważ oboje byliśmy w długich związkach, jednak bardzo się zaangazowliśmy, ja się rozstałam, on zaś nadal był z kobietą, jednak ona znajduje się za granicą. Nie chciał sprawiać jej przykrości i postanowił, że powie jej o wszystkim jak wróci. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem... on poznawał moich znajomych, ja jego. Strasznie się zaangażowaliśmy. Przyzwyczailiśmy się do siebie... Jednak przełom nastąpił w sobotę... oznajmił mi że "ona" wraca za tydzień... a on nie wie co ma robić... bo mnie Kocha... płakał... płakaliśmy razem... Jednak z nią jest z litośći. Postanowiliśmy, że to jest nasz ostatni wspólny tydzień. Wiem, że jeśli teraz nie zrobi nic i pozwole mu odejść, będę tego żałowała do konca życia! Czy ktoś z Was był w takiej sytuacji, czy jest sens walki? Czy może lepiej żyć ze świadomością... że oboje ludzi kocha się nad życie... jednak los nie pozwala im być razem? Co byście zrobili na moim miejscu?
  2. Mój problem rozpoczął się trzy miesiące temu..., wiem, że to może błaha sprawa, ale sama nie wiem co mam już począć. Na domówce poznałam mężczyzne, który sprawił, że obecnie nie widzę świata poza nim. Myślałam, żę to będzie przelotna znajomość, ponieważ oboje byliśmy w długich związkach, jednak bardzo się zaangazowliśmy, ja się rozstałam, on zaś nadal był z kobietą, jednak ona znajduje się za granicą. Nie chciał sprawiać jej przykrości i postanowił, że powie jej o wszystkim jak wróci. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem... on poznawał moich znajomych, ja jego. Strasznie się zaangażowaliśmy. Przyzwyczailiśmy się do siebie... Jednak przełom nastąpił w sobotę... oznajmił mi że "ona" wraca za tydzień... a on nie wie co ma robić... bo mnie Kocha... płakał... płakaliśmy razem... Jednak z nią jest z litośći. Postanowiliśmy, że to jest nasz ostatni wspólny tydzień. Wiem, że jeśli teraz nie zrobi nic i pozwole mu odejść, będę tego żałowała do konca życia! Czy ktoś z Was był w takiej sytuacji, czy jest sens walki? Czy może lepiej żyć ze świadomością... że oboje ludzi kocha się nad życie... jednak los nie pozwala im być razem? Co byście zrobili na moim miejscu?
×