U mnie pierwsze objawy wystapily... sama nie wiem kiedy:(
Przytylam z 65 kg do 90, potem schudlam do 75 i znowu zaczelam tyc do 100 kg. Myslalam, ze dopadlo mnie mega jojo. Wtedy trafilam do prof. Skrzypulec, ktora wyslala mnie na ligocka endokrynologie z podejrzeniem zespolu Cushinga. Tam mi go niby wykluczyli (prawidlowy kortyzol o 7 i 23, przy czym nie byl zachowany dobowy rytm i dexametazon nie zahamował kortyzolu) i wyslali na bariatrie. W tym momencie jestem po zalozeniu opaski zoladkowej, sciagnieciu opaski (bo schudlam na niej 3 kg) i resekcji zoladka.
W zwiazku z moja otyłością bylam u wszystkich możliwych lekarzy, znachorów, bioenergoterapeutów, na spotkaniach grup anonimowych zarlokow, u psychoterapeutów, psychiatry, dietetyków, cyrulików. Chodzilam codziennie na basen, wieczorem na zumbe (Ty Madzik mnie zrozumiesz ile trudu mnie to wszystko kosztowalo), nordic walking etc.
Ale oczywiscie ciagle slyszalam, ze gdybym sie troche postarala to bym na pewno schudla (tutaj przyznaje, ze za duzo jadlam, ale jak nie jesc przy hiperkortyzolemii? ), ze jak bede wiecej cwiczyc itp itd.
Ludzie ktorzy na to nie choruja nie zrozumieja co to znaczy chodzic codziennie na cwiczenia majac postepujacy zanik miesni, szybko sie meczac. Tym bardziej, ze te cwiczenia nic nie daja.
Straszna choroba. Po prostu straszna. A najgorsza jest ignorancja naszych lekarzy. Gdybym sie nie poplakala u lekarza i nie pokazala mu moich zdjec sprzed 5 lat, to by mnie tez olal stwierdzajac, ze powinnam mniej jesc i wiecej cwiczyc...