Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Msamotna

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Kurcze..jakie to życie jest niesprawiedliwe.. Niuniek, masz rację..ja mam Julkę..mam też cudownych rodziców i teściów 450 km od siebie. Mimo to, rozumiem Ciebie i wyobrażam sobie w jakim musisz być teraz stanie.Ja byłam prawie 3 miesiące po śmierci Marcina we Wrocławiu.Codziennie czułam się jakbym umierała.Nie widziałam żadnego sensu w życiu.Nie byłam w stanie zając sie własnym dzieckiem !I tak z dnia na dzień.Ciągle jak obłąkana chodziłam po mieście w "nasze" miejsca.. w nadziei że go tam spotkam :( Wąhałam jego ubrania,spałam w nich..Liczyłam żę przeprowadzka do rodziców coś zmieni..ale tu też czułam jego obecność.Przełomowym momentem dla mnie były pierwsze kroczki i słowa mojej malutkiej córeczki.Zrozumiałam że nie mogę przegapić tak waznych momentów w jej życiu.Później rzuciłam się w wir nauki i pracy.I to chyba najbardziej mnie pochłonęło. Na pewno potrzeba ci czasu.Czas leczy rany jak to mówią.Nie bedzie to dosłowne bo nie da się tak po prostu zapomniec i zacząc żyć od nowa..ale na pewno nie powinieneś być teraz sam.Staraj się przebywać ze znajomymi..przyjaciółmi..wychodzić z domu..nie odseparowywuj sie od innych.
  2. Witajcie... Natknęłam sie na to forum zupełnie przypadkowo.. Przeczytałam kilka postów i postanowiłam napisać.. Mam 28 lat..za kilka dni 29.. Wyszłam za mąż mając 20 lat..typowa wpadka..ale cieszyłam się niesamowicie.Miałam u swojego boku cudownego człowieka,kochającego i opiekuńczego mężczyznę, którego kochałam nad życie i mogłam na nim zawsze polegać..niestety nasze szczęście nie było nam długo pisane.. Pobraliśmy się 26 stycznia 2002 roku,17 lipca 2002 przyszła na świat nasza córeczka-Julia.Mój mąż..zginął w wypadku samochodowym wracając z pracy 24 stycznia 2003 roku.Dwa dni przed naszą pierwszą rocznicą ślubu.Zostałam 21-letnią wdową z malutkim dzieckiem:( załamałam się totalnie.wyprowadziłam się od teściów z wrocławia..nie potrafiłam tam być.Pomimo iż teściowie namawiali mnie do zostania wyjechałam i zamieszkałam z moimi rodzicami pod warszawą.Moja mama pomagała mi przy małej Julce..a ja..czułam się jakby część mnie umarła..nie potrafiłam skupić się na podstawowych rzeczach..ciągle płakałam..długo nie potrafiłam pogodzić się z jego utratą...:( Ale przyszedł czas..zrozumiałam pewnego dnia że mam julkę..że musze dla niej żyć..że nie mogę się poddać bo jest ona.. i poszłam na studia..rodzice bardzo mi wtedy pomogli.zajęli się małą podczas mojej nieobecności i wspierali mnie finansowo.Po skończeniu studiów znalazłam dobrą pracę w warszawie.Na jesieni ubiegłego roku kupiłam mieszkanie i przeprowadziłyśmy się"na swoje".W każdą rocznicę śmierci mojego męża wyjeżdzamy do wrocławia..na grób..i do teściów na kilka dni...i tak z roku na rok..taka monotonia.. Tego roku podczas rozmowy..teściowa zapytała mnie czy nie planuje ułożyć sobie zycia na nowo..że może czas by ktoś zastąpił jego miejsce..rozpłakałam się... Minęło 8 lat..a ja nadal cierpię jakby to było wczoraj..Patrzę jak rośnie Julka..jaka jest do niego podobna..jej oczy..miny..uśmiech..poczucie humoru..Znajomi namawiają mnie do poznania jakiegoś faceta..ale ja nie potrafię.. na pozór moje życie wydaje się tak idealne..ale tak nie jest :( Oszukuję samą siebie..nie wiem co robić :(
×