Myslalam,ze sobie poradze sama po transferze,ale czytam Wasze historie i przezycia, co sklonilo i mnie do napisania swojej historii. Klasyk pary w wieku 30 lat, moj maz ma za malo plemnikow i szanse na naturalne zaplodnienie wynosza mniej niz 10%. Ja okaz zdrowia. Od razu wiedzialam,ze jest cos nie tak, bo dokladnie wiem,kiedy "niose jajko" no i w te dni staralismy sie o dziecko i nic.Dzis jestem 2 dni po transferze. Artemide z Bialegostoku znalazlam na internecie bo moj lekarz ginekolog polecil mi klinike znajomego z Warszawy i nic poza tym nie mogl mi doradzic. Sprawe wzielam w swoje rece i szperalam w necie, co Wy piszecie, jakie macie opinie o klinikach. Mi dano do stymulacji gonal, mialam 14 jajeczek i wszystkie sie nam zaplodnily:). transfer byl 2 zarodkow oznaczonych jako 8A. Staram sie nie myslec o tym, zajmuje sie tysiacami roznych rzeczy,by czas wyczekiwan minal mi jak normalniej i bezstresowo. Mam brzuch jak balon, bola mnie jajniki prawie tydzien po punkcji...nie moge sie swobodnie ruszcac bo boli,ale mam nadzieje,ze niebawem minie. Dzis mam bole porownywalne jak przed okresem i nie wiem,czy moje dwa 8A tak wariuja szukajac sobie miejsca. Za 12 dni test, az lub tylko 12 dni, bo staram sie zyc normalnie i nie wariowac, po prostu staram sie o tym nie myslec:). Jedynymi osobami, z ktorymi rozmawialismy z mezem o in vitro byly pary zapoznane w szpitalu. Nie wiem, jak powiedziec o naszym problemie rodzinie, znajomym...Nie wiem, jak zareaguja na te wiadomosc...na razie nie mowilismy o tym nikomu, bo wydaje mi sie,ze ludzie nie dotknieci tym problemem nie zrozumieja. Szczegolne podziekowania dla Ani i Jacka ze szpitala, ktorzy byli rowniez z nami w jak waznym dla nas czasie:).Pozdrawiam m&m.