fijolet<
Ja w salve miała dwie iui i ivf, niestety nieudane. Na pierwszą wizytę trafiliśmy do dr Lecha, nie lubi kiedy się zadaje mu zbyt wiele pytań, zwłasza w trakcie swojego wywodu, wszystkie problemy z niepłodnością sprowadza do poziomu prolaktyny. Pierwsza iui to totalna porażka, nawet nie wiedział, że pani Małgosia będzie na urlopie, nasienie "obrabiała" w zastępstwie pani doktor, sam na iui pojawił się na chwilkę, zrobił co miała i wyszedł, po 10 min. przyszła pani doktor i oznajmiła że mogę sobie już iść. Zero informacji, dokumentów czy zaleceń. Kiedy przy nastęnej wizycie zaczeliśmy się dopytywać o iui, odpowiedział tylko a co konkretnie nas interesuje, wyszliśmy i na kolejną wizytę trafiliśmy do dr Sobkiewicza. Tu przygotowania do drugiej iui i sama iui wyglądała lepiej. Zmienił leki, nawet było 3 pęcherze, dostaliśmy dokumenty, nietety dla mnie iui wykonana o dwa dni za wcześnie. Mam 28 dniowe cykle, owulację zawsze równo 14 dnia, wszystkie monitorowane cykle to potwierdziły, informacja była w komputerze, a pan doktor zdecydował się na iui w 11 dc. Efekt, pęcherze nie pękły w dniu iui, dwa dni później na usg kontrolnym były dalej, diagnoza mam LUF! Bzdura, zgłosiłam się dodatkowo na kolejne usg w 15dc i pęcherzy już nie było, reakcja doktora "cóż natura kobieca była nieprzewidywalna" i skierowanie na laparo. Diagnoza, niedrożny jajowód, liczne zrosty, endometrioza i PCO, kwalifikacja do in vitro. ( przy okazji, zabieg miał się odbyć o 9 rano, dostałam znieczulenie i rozpoczęło się oczekiwanie na przyjście doktora, przyszedł dopiero o 13, kolejne znieczulenie!!! ) Zgodziliśmy się i od następnego cyklu rozpoczeliśmy przygotowania, na długim protokole. W 3 dniu cyklu miałam oznaczyć hormony i skontaktować się z panią Małgosią przed rozpoczęciem stymulacji. Dwa były ok, poziom jednego za wysoki, drugiego za niski. Pani Małgosia stwierdziła, że nie wychodzą zbytnio poza normy, a jeśli nie rozpoczniemy stymulacji to in vitro wypadnie w okolicach świąt a ona wyjeżdża, więc mam rozpocząć stymulację. Dawki były ogromne, po 450j dziennie przez 6 dni, na które wogóle nie zareagowałam ( a przecież mam PCO więc raczej liczyłam na przestymulowanie ). Doktor zmienił leki i zalecił dalszą stymulację przez 6 dni, urosło 12 pęcherzy, tylko punkcja wypadała przed samymi świętami. Pojawił się dylemat co ze mną zrobić, bo przecież cyt,"nikt nie będzie hodował moich zarodków w świea" !!!! Przedłużył stymulację małymi dawkami na czas świa. Efekt, dwa pęcherze urosły do rozmiarów gigantów, wchłaniały się prze następne dwa miesiące, dwa niestety pękły, pobrano 8 z czego zapłodniło się 4, do transferu przetrwało 2, które mi podano. Przez cały okres stymulacji, przed punkcją i transferem nie miałam wogóle sprawdzonego poziomu hormonów, wszystko w ciemno. I tak w zaistniałych okolicznościach podjelśmy decyzję o zmianie kliniki. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że mój przypadem może być jednostkowy, czytałam też wiele pozytywnych wypowiedzi na temat salve i dr Sobkiewicza. Dla nas niestety salve to "fabryka", w któej nasz czas dobiegł końca. Trafiliśmy do gamety do dr M.Radwana i po trzech wizytach nie powiedzieć złego słowa, rozpoczeliśmy właśnie przygotowania do in vitro. Pozdrawiam i przepraszam za obszerność wypowiedzi :-)