Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

megi_29

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Wiola_130 Nic się nie martw, początki są zawsze trudne. Ja przy pierwszej córce jak wyszłam ze szpitala, tez miałam jedną wielką ranę na brodawkach. Przystawiałam ze łzami w oczach. I w końcu zaczęłam odciągać pokarm laktatorem i podawałam ten mój pokarm z butelki. Ja akurat używałam laktatora elektronicznego firmy Medela i butelki Calma z takim specjalnym smoczkiem. Po paru dniach sutki się zagoiły i cieszyłam się z każdego karmienia, takie to piękne uczucie. Także głowa do góry i do dzieła :) Trzymam kciuki !!
  2. dziewczyny to prawda, podwijają koszule do góry i kładą dziecko na brzuch, bo przecież od razu jak wyskoczy to jeszcze ma pępowinę i byłoby trudno chować dzidzie pod koszulę a potem jak już wstępnie sprawdzą czy z dzieckiem jest ok i posprzątają w środku po porodzie to wtedy przykrywają Was kołdrą i sobie tak leżycie te 2 godzinki, potem zabierają dziecko do ważenia a Wam położna opuszcza koszule i kieruję pod prysznic, a koszula po porodzie spokojnie się dopierze, ja miałam nową, mąż ją zabrał do prania i na drugi dzień mi przyniósł ją z powrotem bo może się zdarzyć tak, że będzie trzeba się przebrać po leżeniu chyba, że będziecie podwijać koszule, poza tym jak już wiecie na salach jest bardzo gorąco, a przy karmieniu piersią kobieta się bardziej poci, ja po porodzie zmieniałam koszule 2 razy dziennie
  3. 15listopad na Łubinowej rodziłam półtorej roku temu dokładnie 18 maja 2011
  4. A ja urodziłam w środę o 18:45, a wyszłam w piątek po 19-tej, ale musiałam o to prosić Panią od noworodków a Ona załatwiła to u dr S., bo lekarz dyżurujący chciał mnie przetrzymać do soboty rano.
  5. IwonaAAa, ja leciałam liniami Lufthansa w 34 tygodniu ciąży i nie było żadnego problemu z wejściem na pokład. Tylko Pani przy odprawie pytała się, który to tydzień. Miałam nawet na wszelki wypadek zaświadczenie od lekarza, ale nie chciała go oglądać. Na stronie internetowej linii lotniczych jest informacja, że wpuszczają kobiety w ciąży do końca 36 tygodnia. Linie Lot wpuszczają bez problemów chyba jedynie do 32 tygodnia. A Ty w którym tygodniu chciałaś lecieć ?
  6. Hej Dziewczyny!! Podczytuje Was cały czas, mimo że pierwsze dziecko rodziłam na Łubinowej 18 maja 2011r. Moja relacja z porodu jest na forum gdzieś ok 20 maja lub później. Aktualnie jestem już mamą dwóch córek :) Drugie dziecko też miałam zamiar rodzić na Łubinowej ale życie płata różne figle i w 8 miesiącu ciąży wyjechałam do Stanów i tam rodziłam. Opowiem Wam jak to tu wyglądało. Niestety drugi raz miałam znowu poród wywoływany. Po dobie leżenia w szpitalu przebili mi pęcherz płodowy, miałam wtedy 4 cm rozwarcia. Dopiero gdy odeszły mi wody dostałam skurczy i każdy następny był mocniejszy. Po pół godzinie poprosiłam o znieczulenie. Dostałam bez problemu, mimo że mam bardzo dużą skoliozę. I może właśnie dlatego znieczuliło mi tylko połowę ciała, lewą stronę, prawa dalej bardzo bolała. W tej sytuacji anestezjolog podawała mi kolejne dawki aż przestało zupełnie poleć i w ten sposób znieczuliła mnie całkowicie od pasa w dół. Nic nie czułam, kompletnie byłam sparaliżowana, wogóle nie mogłam nogami ruszać. P niecałych 3 godzinach przyszła Pani doktor i stwierdziła, że mam pełne rozwarcie i że rodzimy. Byłam przerażona bo dalej nie umiałam nogami ruszać i byłam sparaliżowana. Ku mojemu zdziwieniu dziecko dosłownie wyskoczyło w dwie minuty na jednym skurczu przy dwóch parciach. Piszę Wam to nie po to żeby się pochwalić że rodziłam w stanach, tylko dlatego że wywiązała się u Was dyskusja na temat znieczulenia. Na Łubinowej też mi podali znieczulenie ale tylko jedną dawkę, którą miałam przy 6 cm. Kolejnej dawki nie chcieli mi podać, bo tłumaczyli, że jest brak postępu porodu i główka nie jest wstawiona do kanału rodnego. Mnie osobiście wydaje się, że to wszystko chodzi o pieniądze. NFZ płaci w Polsce szpitalowi za każdy poród taką samą kwotę. W Stanach jest inaczej, tutaj szpital wystawia fakturę szczegółową za wszystko, za każdą tabletkę, za wszystkie dawki znieczulenia, za każdego lekarza, pielęgniarkę, dosłownie za każdą parę rękawiczek. Jeśli się nie ma ubezpieczenia to trzeba za to zapłacić samemu. Tutaj szpitale zarabiają na pacjentach bo im więcej dadzą tym większą fakturę wystawią, niestety w Polsce jest na odwrót, im mniej dadzą pacjentowi, tym więcej zostanie im w kieszeni. Brutalne ale prawdziwe. Wszystko zależy od tego jak się trafi. Ale nie bójcie się, ja rodziłam pierwsze dziecko praktycznie bez znieczulenia i nie miałam traumy wręcz przeciwnie, po 14 miesiącach rodziłam drugi raz :) Na Łubinowej są naprawdę super położne. W obu przypadkach nie byłam nacinana. A to że się dostanie za dużo znieczulenia i nie czuć partych to wcale nie powoduje, że się nie umie urodzić. Wszystko zależy od indywidualnego przypadku. Powodzenia Dziewczyny i głowa do góry, będzie dobrze !!
  7. czerwcowa, to zależy jak Twój organizm zareaguje na oksytocynę i czy już się cokolwiek dzieję. Ja trafiłam do szpitala w 10 dobie po terminie a urodziłam dopiero w 12 wieczorem. W 10 dobie podali oksytocynę, tzn. zrobili taki test, podali większą dawkę w krótkim czasie i sprawdzili na ktg czy pojawiają się skurcze, równie dobrze można po tym urodzić, zależy jak organizm zareaguje. Mój zareagował i miałam skurcze, ale w nocy przeszły. W 11 dobie podali już całą czyli 500 ml. U mnie nie zadziałało, albo była spozniona reakcja, bo pierwsze skurcze po niej zaczęły się ok 2 w nocy. Na następny dzień to już cały czas miałam podłączoną oksytocynę aż urodziłam przed 19. Ale nie martw się, że to tak długo trwa, u mnie po prostu młoda nie chciała zejść do kanału rodnego. Inne dziewczyny przeważnie rodziły w ciągu dwóch godzin. Razem ze mną była przyjmowana dziewczyna też w 10 dobie po terminie, która od razu dostała całą oksytocynę 500 ml i urodziła w 40 min. To wszystko zależy od indywidualnej sytuacji. W każdym bądz razie w 12 dobie rano na obchodzie lekarz powiedział, że dzis już na pewno mój problem zostanie rozwiązany w taki czy inny sposób. Chodziło o to, że jak nie dałabym rady urodzić sn, to zrobią cesarkę. Na szczęście udało się :)
  8. kas_luk pytałaś o wybór pozycji, na to pytanie nie jestem Ci w stanie odpowiedzieć, bo jak zobaczyłam, że położna rozkłada łóżko porodowe, to byłam przeszczęśliwa, że zbliża się koniec i nawet nie przeszło mi przez myśl, żeby zastanawiać się nad pozycją. Poza tym wydaję mi się, że dzięki temu że rodzi się na łóżku położna może skutecznie ochronić krocze by nie pękło i by nie trzeba było nacinać, co może być utrudnione w innych pozycjach. Moment parcia to już najbardziej przyjemny i najmniej bolesny moment porodu, przynajmniej dla mnie. W tym momencie już nie czułam bólu, tylko wielką ulgę. Oczywiście do momentu parcia można było przyjmować różne pozycje, zgodnie ze swoimi preferencjami, za wyjątkiem momentów, gdy podłączali ktg.
  9. lolla5, obyło się bez nacinania, mała ważyła 3540, położne bardzo ochraniały krocze, masowały i wcierały oliwkę żeby nie pękło i nie trzeba było nacinać, jestem mega zadowolona :) a co do lewatywy, bo też taki temat się gdzieś przewinął, to polecam, komfort rodzenia i trwa to bardzo krótko
  10. lolla5, malutka w porządku, zdrowiutka i śliczna, je cyca bez problemu. W szpitalu nie korzystałam z laktatora, bo nie było potrzeby, nawał pojawił się dopiero w domu. Poza tym w domu jeden dzień odciągałam i dawałam z butelki żeby zregenerować poranione brodawki ale pod wieczór mała tak się rozpłakała, że nie miałam serca nie dać jej cyca i tak już zostało. Dzidziuś bardzo potrzebuje naszej bliskości. Tak korzystałam ze znieczulenia, ale działało tylko godzinę, po podaniu drugiej dawki już nie podziałało, anestezjolog mówiła, że ze względu na moje duże skrzywienie kręgosłupa nie wie jak się znieczulenie rozejdzie i czy wogóle zadziała nawet pierwsza dawka. Mimo to postanowiłam spróbować i jestem zadowolona, bo chociaż przez godzinę zregenerowałam siły i nawet uśmiechałam się do męża :)
  11. Hej, dziewczyny, ja rodziłam 18 maja a w szpitalu na sali przedporodowej leżałam od 16 maja, czyli od 10 doby. Na sali przedporodowej owszem można poskakać na piłce ale nie trzeba być bez majtek, poza tym jak się ma koszule do kolan a nie za pupę to nic nie widać. Mój mąż był ze mną każdego dnia na tej sali, nikt nikogo nie wypraszał, chyba że na kilka minut przy obchodzie lub przy podłączaniu ktg. Jedynie o 22 położna poprosiła byśmy się już pożegnali. Poza tym jak ktoś leży na sali przedporodowej a zaczyna się coś dziać to od razu można iść na porodówkę i tam skakać na piłce, jeśli nie ma akurat porodu, a w ciągu 3 dni nie zdarzyło się by były dwa porody naraz, więc dziewczyny nie martwcie się niczym, na Łubinowej bardzo dbają o zachowanie intymności kobiety. Na salę porodową trafia się niekoniecznie tylko na fazę parcia lub na krótki czas. Ja na salę porodową trafiłam o 11 z rozwarciem 4 cm a urodziłam dopiero o 18:45 z czego moment parcia trwał pół godz. Nie wyobrażam sobie żeby przez ten cały czas męża ze mną nie było. Jeszcze nigdy w życiu nie miałam tak sucho w ustach a mąż dbał o to bym co chwilę piła małymi łyczkami. Poza tym korzystałam też z wanny i tu bez pomocy męża też bym sobie nie poradziła, bo siedzi się po innej stronie niż jest kurek z wodą, więc mąż odkręcał, spuszczał wodę i podawał prysznic gdy był skurcz. Wiem, że to jest indywidualna sprawa i możecie ustalić z mężem kiedy ma wyjść z porodówki, będziecie o tym dobrze wiedzieć bo wtedy robi się wielki popłoch, rozkładają łóżko porodowe i wzywają dużo osób, u mnie zbiegło się chyba z 8, więc na pewno tego nie przegapicie i mąż wyjdzie na czas. U mnie był do końca, bo tak naprawdę to moment parcia i wyjścia maluszka na świat jest najpiękniejszy z całego porodu. Mąż widział jak wychodziła główka, przecinał pępowinę, zrobił fotkę jak mała leżała już na moich piersiach i mówi, że nie ma traumy i cieszy się, że mógł mi pomóc chociaż podając wodę czy przejść z wanny na krzesło. Po urodzeniu malutką od razu dali mi na brzuch i piersi, przez 2 godziny już tak została, nawet podczas urodzenia łożyska była na mnie, tylko ktoś ją przytrzymywał żeby nie spadła, po ok pół godz przystawili mi ją do cyca. Zabrali do ważenia i mierzenia dopiero po ok 2 godz a ja poszłam pod prysznic oczywiście pomoc męża znowu nieoceniona, bo pilnował czy nie jest mi słabo, podawał kosmetyki, ręcznik a nawet wycierał, bo ciężko było się schylić. Co do podkładów to pewnie mogą być inne niż Seni, chodzi o to żeby były. Dziewczyny polecam również zabranie ze sobą kremu na brodawki. Niestety przez pierwsze dni miałam poranione brodawki, podobno to normalne bo muszą się zahartować. Chodziłam w samej koszuli bez stanika i wkładek bo to jeszcze podrażniało problem. A na początku siara sama nie wypływa z piersi więc można sobie na to pozwolić. Najlepiej było wietrzyć piersi i smarować jedynie kremem. Ja miałam Maltan, nie trzeba zmywać przed karmieniem i już mam wygojone brodawki. W szpitalu polecali również bepanthen, ale ten krem trzeba za każdym razem zmywać bo zawiera alkohol. Dziewczyny, głowa do góry, dacie radę !!!
  12. yenna1 body nie przeszkadza przy kikucie pępowinowym, moja Kamilka ma na nim klamerkę. Podkłady Semi miałam największe czyli 6ox90. Po porodzie zużywałam dwie koszule dziennie. Było tak gorąco, że brałam prysznic dwa razy dziennie. Dodatkowo karmienie piersią potęguje to uczucie.
  13. magart - Gratuluje !! Dziewczyny, dziękuję Wam serdecznie za gratulacje i życzenia. Co do majtek to ja miałam Molipants, sprawdziły się idealnie. Można je prać, ale ja w szpitalu wyrzucałam. http://www.doz.pl/apteka/p49007-Molipants_majtki_siatkowe_medium_3_szt Na oddziale poporodowym jest bardzo ciepło. Dzieci ubieraliśmy w body z krótkim rękawkiem, tak polecały Panie od noworodków.
  14. Hej, dziewczyny, ja nareszcie po wszystkim, jestem już z córeczką w domu. Niestety nie było łatwo. W poniedziałek trafiłam do szpitala, zrobili mi test na oksytocyne, zaczęły się skurcze ale w nocy przeszły. We wtorek dostałam całą kroplówkę z oksytocyny i nic :( W nocy od godz. 2 zaczęły się pierwsze skurcze. O 11 w środę trafiłam na porodówkę z rozwarciem 4 cm. Niestety główka byłą wysoko i nie chciała zejść. Na szczęście dzięki wielkiej pomocy położnych udało się urodzić wieczorem sn. Ze szpitala i z personelu jestem z mężem mega zadowolona. Dziewczyny nie martwcie się niczym, jak rodzić to tylko na Łubinowej. Po porodzie też opieka była super. Panie od noworodków przychodziły i dopytywały czy w czymś pomóc. Nawet o 24 w nocy zaglądały i pomagały w karmieniu, jeśli ktoś miał problem. Wodę pod prysznicem można ustawić na ciepłą, tak jak ktoś to opisał. Jeśli macie jakieś pytania to piszcie śmiało, odpowiem na każde. Z moich doświadczeń to mogę Wam doradzić, by zabrać 2 opakowania podkładów Semi. Ja całe opakowanie zużyłam na porodówce, ale to pewnie dlatego, że poród był ciężki i długi. Jak coś mi wpadnie do głowy to jeszcze Wam napisze. Nie martwcie się niczym, w większości przypadków porody na Łubinowej trwają ok 3 godz., a przez te 2 dni, kiedy leżałam na sali przedporodowej, trochę dziewczyn się przewinęło.
  15. Dziewczyny, żegnam się z Wami na jakiś czas, mam nadzieję, że nie dłużej niż na kilka dni. Jutro na 9 rano jadę na wywołanie, to już dziesiąta doba po terminie. Dzięki za wszystkie rady i wsparcie. Po powrocie obiecuję opisać pobyt w szpitalu ze szczegółami. Trzymajcie się. Buziaczki :)
×