Witajcie, my z Filipkiem jesteśmy juz w domciu, choc termin mieliśmy dopiero na 20 kwietnia, mały urodził sie 8 :))
Wszystko zaczęło sie o 1 w nocy, obudził mnie ból podbrzusza, poszłam do ubikacji, a tam krew na bieliźnie. Za jakieś 30 min znów straszny ból, później za 15 min i tak coraz szybciej, z domu wyjeżdżalismy o 3 to skurcze były co 8 min, a po godzinnej jeździe do szpitala co 3 min.
Najpierw KTG, które nie wykazało żadnych skurczy- ale to tylko maszyna, nie ma się co przejmować, badanie i stwierdzenie że do samej akcji jeszcze daleko, rozwarcie na 2 palce, ale zostajemy. Wypełniamy dokumenty, później przechodzimy na 1 piętro, tam się przebieramy w piżamę, kolejne badanie przez położną, lewatywa, po której skurcze stały się silniejsze, prysznic na złagodzenie bólu- który akurat mi nie pomógł, dostaliśmy piłkę i dopiero na niej odeszły mi wody, później wszystko potoczyło się szybciutko. Kolejne badanie, skurcze silniejsze i do tego doszły parte. Na sali w tym czasie rodziła inna kobieta, chcieli posprzątać po niej i dopiero nas wpuścili. Od razu na łóżko, pozycja, taka aby Małemu było łatwiej i szybciej wyjść. No i tak o 10:25 urodził się nasz syn. Od razu dostałam go na piersi, przenieśliśmy się na inne łóżko i tak 2 godzinki leżeliśmy, w tym czasie przyszła pani i przystawiła go do piersi, później wzięli go na badania, mnie wysłali pod prysznic, a później na salę.
Najważniejsze żeby słuchać położnej, kiedy i jak oddychać. Mąż był cały czas przy mnie i podawał wodę, ważne też żeby tłumić krzyk i zamiast tego mocno przeć już w samej akcji.
Osobiście polecam ten szpital i choć do doktora z łubinowej chodziliśmy od 5 miesiąca to nie byliśmy przez to inaczej traktowani.
Pozdrawiamy wszystkie mamy.