Początek znajomości zalatuję dziecinadą i infantylnością.
Wszystko zaczęło się wiele lat temu. W zasadzie to jeszcze nie na dobre się rozkręciło, ale zapoczątkowało tragedię, która miała zaowocować w ciągu następnych lat...
Chodziliśmy razem do szkoły. Tam się wszystko zaczęło. Niski, nielubiany okularnik ze słabymi stopniami. W zasadzie znałam tylko jego imię. Nie miałam ochoty na znajomość z nim. Skoro większość dzieci w szkole nie darzyła go sympatią, czemu ja bym miała? Zresztą był zupełnie inny niż ja. Bardzo cichy, skromny, nie lubiący wystąpień publicznych najczęściej usuwał się w cień. Stanowił moje absolutne przeciwieństwo, bowiem byłam niezwykle głośnym i irytującym dzieckiem. Nie pasowaliśmy do siebie zupełnie.
W liceum nasze drogi się na chwilę rozeszły, parę lat nie utrzymywaliśmy żadnego kontaktu, aż do momentu planowania spotkania klasowego. Zaczęliśmy rozmawiać ze sobą i nawet przez chwilę być ze sobą, trwało to dwa miesiące po których oboje zgodnie uznaliśmy, że najwyraźniej to był głupi pomysł i najpewniej pochodzimy z innych planet.
Do trzech razy sztuka... Ostatecznie zaczęliśmy ze sobą być 2 lata później gdy byłam na studiach. To było zupełnie nie do porównania z poprzednimi kontaktami. Po wielu latach okazało się, że pomimo wcześniejszych założeń, jesteśmy do siebie niesamowicie podobni! To było wielkim zaskoczeniem dla nas obojga, sam fakt, że z pozoru niewinna rozmowa bez szczególnych intencji może się przerodzić w związek. Ale dwa razy?! To wydawało się dziwne, ale jednocześnie tajemnicze i pociągające.
Od tego momentu oboje zgodnie uważaliśmy, że jakaś wyższa siła zainscenizowała to, co później razem budowaliśmy. Z dnia na dzień i tygodnia na tydzień związek wydawał się coraz piękniejszy, mimo dzielącej nas odległości (studiowałam w innym mieście). Jednak po paru miesiącach coraz ciężej było wytrwać w związku na odległość. Po pół roku postanowiłam przerwać studia i wrócić do rodzinnego miasta, wcześniejszą decyzję o studiowaniu w innym mieście podjęłam zanim zaczęliśmy być ze sobą. Studiować mogę u siebie, a to że stracę jeden rok wydawało się gorsze od stracenia tak wyjątkowego człowieka. Z tej perspektywy uważałam, że podjęłam dobra decyzję.
Jednak po moim powrocie było tylko gorzej. Studia były moja pasją i stanowiły ważny element w moim życiu. Nie miałam pracy, gdy on chodził do szkoły ja czułam się samotna. Gdy w końcu znalazłam pracę, jemu ona nie odpowiadała. Zamieszkaliśmy razem, ale było tylko gorzej. To na co tak długo czekaliśmy po miesiącach rozłąki ukazało się różne od rzeczywistości. Ja całymi dniami byłam w pracy, a gdy wracałam zmęczona on zajmował się wyłącznie komputerem. Nasza wieź osłabła a związek rozpadł się po niecałych 3 mies. mieszkania razem. Łącznie byliśmy ze sobą ponad rok (14 mies.).
Odszedł ode mnie, wyprowadził się gdy nie było mnie w domu, z dnia na dzień, bez słowa wyjaśnienia. Nie odzywał się przez dwa dni. Zadzwoniłam do niego, powiedział, że mam to interpretować tak jak chcę.
Minęło 11 miesięcy odkąd mnie zostawił.
Nie wiem jak zakończyć ten post, najbardziej boli, że w tym miejscu ta historia się kończy...