Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Ewa1311

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Ewa1311

  1. Są w sumie widzę dwie szkoły: 1) Jeść wszystko i czekać, aż coś dziecko uczuli, a potem szukać co i odstawiać. 2) Jeść minimum i lekko, a potem stopniowo dokładać i obserwować. Wydaje mi się, że w tej drugiej opcji łatwiej i szybciej można wyeliminować coś, co szkodzi - bo się wie, co weszło nowego.
  2. A tak w ogóle chyba najlepszej rady na początek macierzyństwa udzieliła mi taka starsza położna przy wypisie ze szpitala: "Trzeba rozmawiać z innymi mamami, z ciociami, z rodziną. Trzeba wysłuchać rad i wskazówek z życzliwością. A potem trzeba zrobić to, co się uważa za stosowne, bo matka i tak wie najlepiej."
  3. Ja kocham mleko i w szpitalu jadłam zupki mleczne, aż mnie ordynatorka przydybała i powiedziała, że to nie dla nas. :((( Taka była przekonująca, że odstawiłam. Ja w ogóle powiedziałam sobie tak - pierwszy miesiąc faktycznie jem lekkostrawne i to, co niemal na pewno nie zaszkodzi Szymkowi. Jak skończy miesiąc (czyli we wtorek), stopniowo, pomalutku zaczynamy jeść WSZYSTKO oprócz ewidentnie zakazanych. Nie zamierzam żyć 6 miesięcy na sucharkach, bułkach i wodzie, ale muszę poczekać dopóki Młody mi się całkiem nie odżółci. Teraz nie chcę mu dodatkowo obciążać wątróbki.
  4. Klaudyna Nie rozum mnie źle. Ja wprost przeciwnie - nie z tych mamuś, które by pod kloszem chowały! Również wychowywałam się na wsi, jadłam to, co urosło w polu, w obórce i w kurniku... ;) Niestety - te czasy bezpowrotnie minęły, bo teraz wszędzie właśnie chemia - w rolnictwie też. Nie da się tego uniknąć. Pracuję w firmie, gdzie bada się m.in. żywność i pasze... Czasem psychika siada, jak człowiek się dowie, co je. :((( Daleka też jestem od eko-mamy. Chciałabym, żeby można było kupić normalne zdrowe, nieprzetworzone i nie rasowane produkty... i wtedy faktycznie można by było jeść dokładnie WSZYSTKO. Szkoda, że to utopia.... A co do mleka krowiego - nie wiem dlaczego, ale podobno "skaza białkowa" to plaga naszych czasów - słowa mojej położnej z dnia wczorajszego. Powiedziała mi tylko, jakie są objawy. Nie zabroniła całkiem produktów mlecznych, ale kazała obserwować Szymka bardzo uważnie, bo skaza podobno około 4 tygodnia się ujawnia. Jeśli się ujawni - wtedy kompletne odstawienie mleka krowiego... Jeśli nie - dobra nasza! Wrócą zupki mleczne!
  5. Klaudyna - a co do wymyślania z mlekami modyfikowanymi... lepiej było, jak było jedno bebiko i diabeł jeden wiedział, co w nim jest? Przecież kiedyś też nie wszystkie kobiety mogły karmić piersią, np. po cesarkach w narkozie raczej nie pozwalali...
  6. Jeśli chodzi o masowanie brzuszka - moja położna akurat poleca, ale w przypadku zwykłych wzdęć raczej, a nie kolki. Kiedy już mamy kolkę, to masaż można raczej między bajki wsadzić...
  7. Klaudyna a bierzesz pod uwagę to, że jak my byłyśmy małe to schemizowanie środowiska było nieco mniejsze? Mniej nawozów? Mniej gotowych pasz dla krówek? I skład mleka, które my piłyśmy był nieco inny jednak? Poza tym postęp polega na tym, żeby iść do przodu, a nie oglądać się wstecz. Skoro są nowe badania, które dowodzą, że mleko krowie nie służy noworodkom - w diecie Mamy, to po co zaprzeczać faktom?
  8. Jeśli chodzi wszelkiego rodzaju przetwory mleczne "podrasowywane", czyli tzw. jogurty "owocowe", serki, etc. - tego nie będę na pewno jeść ze względu na to, że z pracy wiem, co w nich naprawdę jest... Jeśli już to sobie trzeba kupić jogurt naturalny o krótkim terminie przydatności najlepiej z lokalnej mleczarni, a nie reklamowanego koncernu i dorzucić własnych owoców...
  9. Szczerze mówiąc Starbuck to jesz wszystko, czego mi położne odradzały... Mleko i przetwory - laktoza, jak to ordynator noworodków powiedziała "krowie mleko jest dobre dla cieląt, a nie dla niemowląt"... Jabłka - cukier za dużo, wchodzi w pokarm i fermentuje dziecku w żołądku powodując gazy (dobrze, jak się małe wypierdzi - gorzej, jak nie może)... Śliwki - chyba nie muszę pisać, że po pierwsze mają działanie przeczyszczające, a po drugie są pestkowe - nie wolno ich jeść przy karmieniu ze względu na ryzyko przeniknięcia kwasu pruskiego do pokarmu z pestki - a to trucizna dla tak małego organizmu... Nie chcę Cię tu krytykować, ale... takie informacje otrzymałam na oddziale noworodków, kiedy leżałam z Szymkiem.
  10. Dzięki za linki i za rady. A powiedzcie mi taką rzecz... wiem, że nie można jeść czekolady i innych mocno przetworzonych słodyczy, ale co można słodkiego? Biszkopty? Herbatniki? Próbowałam bułki z dżemem i skończyło się wzdęciem u Szymka. :((( Nie używam w ogóle cukru. Nie słodzę napojów. Potrzebuję czasem coś słodkiego... Nie wiem co jeszcze można. Bułkę maślaną? Bo na drożdżach to raczej nic..
  11. Dzięki za linki i za rady. A powiedzcie mi taką rzecz... wiem, że nie można jeść czekolady i innych mocno przetworzonych słodyczy, ale co można słodkiego? Biszkopty? Herbatniki? Próbowałam bułki z dżemem i skończyło się wzdęciem u Szymka. :((( Nie używam w ogóle cukru. Nie słodzę napojów. Potrzebuję czasem coś słodkiego... Nie wiem co jeszcze można. Bułkę maślaną? Bo na drożdżach to raczej nic..
  12. A mnie do szału doprowadza ostatnio jeden temat, który usiłuję rozpracować na necie i drogą konsultacji ze znajomymi.... Dieta karmiącej piersią! Jak macie jakieś dobre linki na ten temat, będę bardzo wdzięczna. Póki co moje żarcie jest nudne monotonne i bez sensu. Rzygam już bułkami z wędliną, ziemniakami z gotowanym mięsem, marchewką albo buraczkami... Do tego zero nabiału, zero słodyczy, praktycznie zero surowych warzyw i owoców. Nie jem, bo po prostu się boję. Wiem, że to jest bez sensu, ale nie mogę znaleźć jakiegoś konkretnego wiarygodnego źródła informacji, co tak naprawdę mogę jeść bez szkody dla Szymka. Ja np. kocham mleko, a większość twierdzi, żeby sobie w ogóle mleko i przetwory odpuścić... A ja uwielbiam zupy mleczne! Pomóżcie, bo mnie krew zaleje!
  13. Mój Łakomczuszek ssie około 20 do 40 minut. Moja położna twierdzi, że dobry posiłek powinien zaliczyć w 20 góra 30 minut. W szpitalu, kiedy miał żółtaczkę i niski cukier, przysypiał na cycu i ssał bardzo krótko. Również uważam, że takie krótkie ssanie oznacza coś niepokojącego i wymaga konsultacji - trzeba sprawdzać, czy Maleństwo przybiera na wadze i czy w ogóle się najada. Ze szpitala wyszłam w tym samym, w czym pojechałam - nie miałam czasu się przygotowywać, bo rodziłam nagle, ale w sumie to było najlepsze wyjście. Popieram Sylwuchę, że ta cała droga jest tak krótka, że nie ma co się napinać i szykować. Potem i tak człowiek nie myśli o takich pierdołach, jak swój wygląd na wyjście. Małego w szpitalu ubierałam w kaftaniki same najpierw i rożek (żeby pępowinkę wietrzyć), potem kaftaniki i pajace. Osobiście uważam, że ciuszków dla dziecka nigdy za dużo do szpitala, bo one się po prostu brudzą i jak się ma dużo na wymianę, to dziecko nie musi leżeć w poplamionym (mlekiem, kupą, krwią od badań, etc.). U mnie codziennie ktoś był, więc miałam możliwość, żeby zabierali brudne i przywozili uprane. W moim szpitalu warto było też mieć własne tetrówki i flanelki - z resztą do każdego zabrałabym swoje, bo się brzydzę tylko ogólnoużytkowych szpitalnych. One się przydają - do wycierania dziecka, do otulania, do podkładania na przewijaki, do wózków szpitalnych, etc. Nawet przy porodzie SN warto się spakować "na zapas". bo nigdy się nie przewidzi, czy dziecko będzie miało żółtaczkę i jak silną...
  14. Bernadetka gratulacje! Ale chłopisko! Malinowa, dobrze, że to Ty ten temat ruszyłaś... moja położna na temat olejku powiedziała pewnie mniej więcej to samo, co Twój lekarz. Aż mi było wstyd, że zapytałam...
  15. Eeeehhhhh... Ale Wam zazdroszczę... Możliwości jedzenia wszystkiego! Jak mi się może chcieć czekolady i innych słodyczy... W życiu takiego ssania na słodkie nie miałam! Tak to jest, że zakazane najbardziej kusi!
  16. Ola Nie chcę nikogo straszyć. Po prostu nie byłam świadoma takiego zagrożenia, dopóki nie zobaczyłam na własne oczy. Jeśli dzięki temu, że napisałam, choć jedna osoba uniknie podobnych komplikacji - to już sukces. Chociaż jestem przekonana, że to faktycznie wyjątkowo nieszczęśliwy przypadek był i żadnej z forumowiczek nic podobnego nie spotka.
  17. Kurczę! I body i pajacyk? Czy albo albo? Chodzi mi o to, ile warstw ciuszków zakładacie Maluszkom?
  18. No to może jakiś nieco lżejszy temat... ;) Mam pytanie do rozpakowanych i tych, które już mają starsze pociechy... Jak ubieracie? W czym Wasze dzieciaczki spędzają dzień w domu przy temp 21-23C w pomieszczeniach? Co im zakładacie na noc? Jestem kompletnie zielona w tym temacie i dopiero eksperymentuję...
  19. No jak Babcię kocham - nie chcę nikomu podnosić ciśnienia, ani ruszać nerwa, ale... uczulam! Bardzo bardzo uważnie się sobie przyglądajcie jak minie już termin! Kiedy wszystkie już urodzicie, to Wam opowiem, co się napatrzyłam na porodówce i na noworodkach - w temacie przenoszenia.
  20. Sama dziewczyna czuła się bardzo dobrze i nic nie wskazywało na źle... po prostu zgłosiła się do szpitala tydzień po terminie - nie do swojego szpitala i nie do swojego lekarza. A tutaj od razu się poznali, że coś niehalo i tego samego dnia zrobili CC.
  21. Klaudyna ja wiem, ale ona też była pod kontrolą, czuła ruchy, etc. - po prostu lekarz źle ocenił ilość wód na usg (wód już praktycznie nie było), do tego dziecko wydaliło smółkę, wdała się infekcja...
  22. Kurczę! Od powrotu ze szpitala walczę ze sobą, żeby nie straszyć tych z Was, które już są po terminie... Ale nie wytrzymam! Nie będę wnikać w szczegóły, ale bardzo pilnujcie się, swoich dzieciątek i nie cudujcie z tymi przyspieszaczami! Ja bym każdej radziła kłaść się do szpitala i monitorować na bieżąco KTG, jak termin minął... Leżałam tydzień na sali z takim przypadkiem przenoszenia o tydzień, który okazał się tragiczny w skutkach dla Dzidziusia. Nie chcę opisywać dokładnie, bo to czyjaś prywatna sprawa, ale... Uwierzcie mi na słowo, że przenoszenie może być groźniejsze niż przedwczesny poród! Także przyciśnijcie swoich lekarzy! Dla mnie to w ogóle kosmos, że Wam tak pozwalają "chodzić światem" po terminie. Mój ma zasadę, że w dzień terminu przyjmuje pacjentkę na oddział i tyle. Nie ma chodzenia dalej i czekania na cud.
  23. Termin miałam na 7.12 urodziłam 22.11 Urodził się w 37 tyg. i 5 dniu bodajże... 15 dni wcześniej... Na dwoje babka wróżyła - jedni mówią, że prawie wcześniak, inni, że terminowy...
  24. Co do spacerów... Ja tam daję na luz. Nawet Szymka jeszcze nie werandowałam na balkonie. Może przesadzam, ale traktuję go troszkę jak wcześniaka i nie zamierzam go hartować zanim nie skończy 4 tygodni. Z wizyt outside była tylko droga ze szpitala do domu i jeden wyjazd do przychodni do pediatry w ubiegły piątek. Nie czuję się na siłach na spacer. Nie wiem, jak go odpowiednio ubrać. Bardzo boję się go przeziębić. To samo tyczy się wizyt znajomych i rodziny, oraz odwiedzin u innych - do 4-6 tygodni musi się Szymek z naszymi mikrobami zaprzyjaźnić, a potem przyjdzie czas na dodatkowe atrakcje.
  25. Cześć i czołem! Sylwia pytała o smoka i o rożek... Smoka miałam nie kupować wcale, ale życie skorygowało moje poglądy. Zarówno położne na noworodkach, jak i moja środowiskowa, polecają smoka dla dzieci, które mają bardzo silny odruch ssania i się przejadają, a potem mają kolki albo ulewają. Stosujemy go tylko w wyjątkowych sytuacjach, a i Szymek sam sobie rozsądnie dozuje tego uspokajacza. W ogóle pediatra mi powiedziała, że smok wraca do łask i na najnowszych szkoleniach mówią, że zapobiega nagłej śmierci łóżeczkowej, bo ssanie pobudza układ nerwowy dziecka. Rożek przydał się bardzo w szpitalu. Był wręcz niezastąpiony. Prosty w obsłudze i daje dużą pewność siebie przy noszeniu dzidziucha. U mnie posłużył tylko 2 tygodnie. Pierwszy w szpitalu, drugi w domu. Potem Szymek sam pokazał, że jest mu za ciasno i że chce mieć więcej miejsca na wierzganie nogami. Aktualnie śpi pod dwoma kocykami. Śpiworek też nie do końca mu przypasował, ale nie ten z Motherhood, który ja kupiłam, tylko taki welurowy od kuzynki. Chyba po prostu za bardzo Szymka "pętał".
×