Witam wszystkich serdecznie! :)
Przeczytałam już mnóstwo historii i przypadków odnośnie tematu nerwicy i przeraża mnie fakt że mnie to chyba również dotyczy...
Opowiem może wszystko od początku: moje "delikatne" znerwicowanie pojawiało się tylko czasem za czasów podstawówki, kiedy ojciec pod żadnym pozorem nie życzył sobie aby moje oceny schodziły poniżej 5, później gimnazjum - wojna o 1 lub 2 zarobioną prze całe 3 lata gimnazjum, w liceum to samo, miej dobre oceny bo to, tamto, siamto a jak nie to porozmawiamy inaczej... kiedy rodzice chodzili na wywiadówki ja siedzialam sama w pokoju w kaciku i plakalam bo balam sie tego krzyku ze ojcu jedna 4 za duzo sie nie spodoba, "lekkie" objawy nerwicy zauwazylam w liceum i zaczely sie nasilac w klasie maturalnej i podczas matury... stres, drżenie rąk, kłucie w sercu, ostry przeszywający ból pod łopatką, problemy jelitowe, wzdęcia, zaparcia, brak poczucia bezpieczeństwa, brak apetytu i strach... Tłumaczyłam sobie ze to tylko nerwy przez maturę itd... Stawiałam sobie wysoko poprzeczkę... w koncu objawy przestaly byc tak uciazliwe po odebraniu wynikow maturalnych... Przez wakacje to wszystko tez mi dokuczalo ale nie tak bardzo, miałam stany histeryczne, np gdyjechalam samochodem i widzialam ze licznik pokazuje rezerwe mimo ze na rezerwie mozna jechac jeszcze sporo kilometrow ja musialam juz natychmiast jechac na stacje i tankowac, przerazaly mnie lekko brudne rece, wszystko musialam miec zaplanowane co do minuty i zapiete na ostatni guzik, a ajesli tak nie bylo to wpadalam w histerie, nie moglam sie nigdzie spozniac, a jesli juz sie spoznilam to nie chccialam wchodzic na sale czy tez do jakiegos pomieszczenia bo te wszystkie bole narastaly doslownie w sekunde... W październiku 2010r poszłam na studia zaoczne i pracowałam, nowe otoczenie, nowe wymagania, nowe wyzwania, nowi ludzie... wszystko zaczelo sie od nowa ale w jeszcze gorszym stopniu, do tego doszedl brak wiary w siebie, ciagly strach nawet o to czy glupie drzwi od autobusu otworza sie przy przystanku, ciagle leki ze jak zostane sama w domu to cos sie stanie, ze cos sie wydarzy, ze ktos sie wlamie, ze cos mi sie stanie przez te stany lekowe, dostawalam atakow dusznosci i kolatanie serca, nigdzie nie wychodzilam sama bo od razu oblewal mnie zimny pot... Coś strasznego... uczucie mdlości i tego ze zaraz zemdleje, zawroty glowy... Dziś zrezygnowałam ze studiow, nie mam pracy poniewaz okres mojej umowy sie skonczyl, boje sie wyjsc nawet z pokoju bo odnosze wrazenie ze w domu traktuja mnie jak wariatke, ktora wyolbrzymia wszystko i praktycznie omijaja szerokim łukiem, kiedy jest ze mną mój narzeczony mogę wtedy wyjść z pokoju, z domu, iśc do sklepu, do kina itp, ale kiedy wiem ze niektore sprawy musze zalatwic sama to juz jest kaplica ... jedynym oparciem dla mnie jest właśnie narzeczony i jego mama która też przechodzila nerwice i niewielkie jej stadium powraca do dzis...
Powiedzcie co robić, jak sobie z tym radzic?? Ja juz nie mam siły ;( :(