cala_ona1984
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Reputacja
0 Neutral-
To jest dobre na chwilę... Ja nawijam o komunii duszy i ciała :)
-
Lubiłam jego mamę, nadal jakaś część mnie ją lubi. Ale wylałam na nia pomyje po wizycie u terapeuty - dałam mu dwa przykłady zachowania: mojego i jej, obydwa uznał "za brak wrażliwości" i tak samo naganne, ale jeszcze nagadałam. Przeprosiłam go później, ale jedno wiem nawet jakby między nami było super, ciągiem to i tak prędzej czy później bym nie wytrzymała. Dobrze, że powiedziałam o parę słów za dużo do niego, niż do niego + rodzice. Wiesz co jest najgorsze, ona potrafiła zapytać się syna jakie Ja mam układy z rodzicami, choć dobrze wiedziała jakie - bardziej przyjacielskie, a nie Bogowie, którym należy składać hołd ze swego życia. Sama pytała się o zdrowie mojego taty jak był w szpitalu, mój luby przyjechał wtedy do mnie i nocowal po raz pierwszy w domu moich rodziców. Ja przez 3 dni zrobiłam ok. 30 km na nózkach latając do szpitala (zrobiłabym i więcej), wspierając mamę, która złapała doła psychicznego i wybuchając fontanna miłości (ona to zołza:) dopiero). A jakbym była z domu dziecka to co? byłabym gorsza? Bo z nimi nie mieszkam? Bo powiem, że to nie ich sprawa (bardziej mamie, bo tata sie nie wtrąca), albo że mnie czyms denerwują? To świadczy, że ich nie kocham a oni mnie? Myślę, że oni kochją mnie bardziej bo pozwalaja mi żyć własnym życiem, nie każą mi życ za siebie, ani nie chca przeżyć mojego life za mnie. Wszystkie winy w rodzinie lubego sa zwalane na jego ojca - któremu teraz współczuję, nie ma łatwego charakteru, ale nie zasłużyl sobie na taka opinię, co jak co ale matka mojego lubego też jest dpowiedzalna za stan rzeczy.
-
Poczułam się urażona, bo on o swoich konfliktach wewnętrznych wolał rozmawiać z mamą, która note bene nie zapomniła dodać, że "to wielka odpowiedzialność", niż ze mną. Zawsze go wspierałam i to mnie zabolało. do tego doszła jakaś koleżanka po drodze. To mu wybaczyłam dawno, umawiając się z innym. Ciężko jest kiedy masz świadomośc, że jego rodzina może nie mówi o Tobie źle, ale insynuuje. To jest zdrada. Zamiast powiedzieć mu "synu będę Cię wpsierać" , kraczą o odpowiedzialności. Marika spodobał ci się chociaż mój post z 6.15?
-
Marika, każdy jest jaki jest - jesteśmy mieszanką zalet i wad. To co napiszę może wydać się dziwne, ale tak to odczuwam, a zatem: Nie spotkaliśmy się przypadkiem, spotkaliśmy się ponieważ tego chcieliśmy, chcieliśmy poznać kogoś (podświadomie), kto ma takie czy inne zalety, charakter. Los nie zsyła nam jednak 100% urealnienia naszych marzeń, ale to co może nam zesłać - czyli człowieka z krwi i kości, z wadami, lękami, obawami. Doceniliśmy TO (przeznaczenie, miłość, nazwijmy to jak chcemy), ale jeszcze nie nauczyliśmy się z tego właściwie korzystać, bo TO jest zesłane bez instrukcji obsługi. Instrukcji obsługi człowiek musi się nauczyć, aby umieć z TEGO korzystać. My zaczeliśmy się uczyć tej instrukcji z pewnymi sukcesami, ale zamiast skupić się na wnętrzu, posłuchaliśmy podszeptów zewnętrznych: ocen innych, skupienie na formach prawnych, rzeczach materialnych, pracy, próby upychania siebie nawzajem we wzorce wyniesione z domu, dopuszczenie lęków innych jako własne. A powinniśmy się skupić na tym co było ważne dla nas: poczuciu bliskości, bezpieczestwa, intymności i więzi emocjonalnej. Dopóki będziemy próbować nie zmarnujemy TEGO. I jeszcze jedno odniosę się do maila sprzed prawie 3 miesięcy "jeżeli mam być za Twoje szczęście odpowiedzialny": nikt nie jest odpowiedzialny za moje szczęscie, tylko JA sama. Związek to współodpwoiedzialność - więc co najwyżej mógł być współodpowiedzialny za za szczęscie w w związku, ale nie za moje własne. Nikt nie może wejść we mnie i pociągnąć sznureczka z napisem "szczęście" ale owszem, może pomóc mi je znaleźć . Ot koniec filozofii.
-
Nigdy nie jest za późno... pamiętaj ! Napisz mu, że źle oceniłaś sytuację, cokolwiek to co płynie Ci z serca. Jak mu zależy to będzie dobrze, zobaczysz. Mój dalej coś rzęzi o obawie przed odpowiedzialnością, ale też ja popełniłam błąd odrzuciłąm go i fizycznie i psychicznie. Owszem cierpiałam, ale jak go miałam przyciągnąć - odrzucając non stop ?
-
Telenoweli ciąg dalszy... Widzieliśmy się dzisiaj mój exluby powiedział, że nie przekreśla naszego związku . . . Teraz mamy czas, żeby zobaczyć. On wie, że problem jest w nim, jakbym ja tego nie wiedziała hahaha Chce mnie widywać, ale nie może teraz nic obiecać to wszystko przez ten dom i deklaracje na całe życie. I takie tam... Jezu mam taką głupawkę, że nie wiem :P
-
Mój ma depresję... chciałabym jego zachowanie wytłumaczyć chorobą, ale nie wiem czy ma to sens. Widzieliśmy się trzy razy od mojego ostatniego postu. W dodatku on musi sobie poradzić z zazdrością ... np dlatego, że nie odpisałam na sms od razu, tylko po 3 h. Pewnie byłam na imprezie o 16 :P
-
A mój się do mnie nie odzywa ....tzw dostałam dwa zdawkowe maile we wtorek i środę, na które nie odpowiedziałam, bo miał do mnie zadzwonić we wtorek. Ja zadzwoniłam to nie odebrał. Właśnie w mailu środowym napisał m, że nie miał siły rozmawiać. Ok ale mógł zadzwonić w środę albo coś. Ja się na razie nie odzywam. Najpierw na mnie naskakuje, że go opinam jak bluszcz i nie mam swojego życia. Jak go nie oplatam to tez pewnie ma pretensje, pewnie myśli, że go zdradzam.
-
Dodam, że we wczorajszej rozmowie przeprosiłam go za poranną reprymendę w piątek.
-
Facet to trudne zwierzę.... Ja swojego olałam ...wreszcie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Tzn widzieliśmy się wczoraj, zachód słońca na kopcu, prawie 2 h siedzieliśmy - od się przysuwał, chciał się przytulać, ja sie odsuwałam. Później pogadaliśmy jeszcze z godzinę w samochodzie, chciał dzis wpaść do mnie na kolację- ale powiedziałam, że mam plany. Widać było, że zrobiło mu się przykro :) Coś mamrotał na temat imprez (YES, YES, YES) i oczywiście szukał kontaktu fizycznego, a ja jak cnotliwie udawałam, że tego nie widzę. Dziś od rana tzn od 7.30 dzwonili do mnie w sprawie prac, związanych z niby naszym domkiem. Wszystko przekierowałam do niego, później zadzwoniłam i go opier**liłam (wyqrwowałam - trochę mnie poniosło), dlaczego mnie budzą - on mógł to załatwić wczoraj, a mi nie pozwalają się wyspać, dlaczego nie odbiera etc. Najlepsze jest to, że jeszcze miesiąc temu powiedziałby "co ci się stało, Jezu obudzili Cię i co?". A dziś zadzwonił i mnie przeprosił, że nie zrobił tego specjalnie, przepraszał, że mnie obudzono itp. Więc metoda kocham siebie, jest naprawdę skuteczna.
-
Luby był u mnie wczoraj, oczywiście zaległ na łóżku... Jest lepiej, ale nasz związek wymaga pracy, a on się zniechęca ... Przestałam pisać, dzwonić, pytać się o rzeczy ważne dla niego - tak jest ponad tydzień i to przynosi chyba efekty, chce mieć swój świat proszę bardzo, ale niech nie liczy na to, że będę mu nadskakiwać i usychać z tęsknoty za nim. Największą miłość zabija powielanie tych samych scenariuszy, niestety czy sie lubi pewne rzeczy czy nie (on niczego nie lubi ,prawie) należy urozmaicać sobie życie jak tylko można. Powiedział, że tęskni za mną, ja mu na to, że ja nie. Istotną kwestią jest akceptacja - ja akceptuje wiele rzeczy, tylko wymagam tego samego w stosunku do mojej osoby. Luby ma z tym problem, tzn. nie ma, ale jak się okazuje to ma. SEBKA może się spotkamy i ponarzekamy ? A nasze chłopy będą zazdrosne ;)
-
Ja byłam na randce - jeżeli można tak nazwać kolację. Miał coś wymyślić i wymyślił - ja byłam miła, poprawna, nie mówiłam za dużo (zawsze ja coś plotę, bo on raczej milczek), leciutko uśmiechnięta ... Po kolacji chciał wbić do mnie, a było uzgodnione, że u mnie nie będziemy siedzieć; nie zaprosiłam go (jakby przyszedł to pewnie położyłby się i klepał miejsce obok siebie - taa a ja się od razu wtulę), i poprosiłam, aby na następne spotkanie wymyślił coś innego bardziej z fantazją, ale podziękowałam za kolację. Powiedział, że się postara. Zobaczymy ... Ze swojej strony dodam, że mam czas dla siebie - oczywiście brakuje mi czułości, nocy spędzonych ze sobą, ale mam kiedy zrobić paznokcie w spokoju, wbrew pozorom to też jest ważne i iść do muzeum. Dobra rada mojej młodszej siostry, która podchodzi do związków bardzo racjonalnie (taka natura): "facet jest jak zwierzątko, które gdy usiądzie na prośbę, należy pogłaskać - nigdy nie głaskać na zachętę".
-
Zadzwoniłam i powiedziałam mu, że chce znać przyczynę. To zaczął coś o knajpach, że chodziłam (ja przyjechałam na studia, on pochodzi z ...) i tabletkach antybabies, że coś to oznacza. Dowiedziałam się również że za dużo mówię, coś palnę w towarzystwie, itp. A w końcu wyjawił, że w trakcie przemyśleń (2 tygodnie będą) poznał kogoś (przypadkiem), kto go zafascynował. Ja na to, że mógł mi powiedzieć iż sa to przemyślenia + szukanie, a nie same przemyślenia, bo ja także mogłam kogoś poznać. I cóż "dałam mu szansę" - ja cierpię, ale on tez będzie cierpiał. niby w niedzielę idziemy na randkę, hehehe, co nie znaczy że nie będę na randce w sobotę z innym. Ssyn. Dodam, że bliżej mu do 4 krzyżyka.
-
Jestem zołzą dla wszystkich z wyjątkiem tych, na których mi zależy. W szczególności gdy chodzi o mojego lubego, buuuuuuuu