je suis Anna
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Reputacja
0 Neutral-
Licencja, mądrość jest w nas, w Tobie, we mnie, w każdym. Nie szukam zewnętrznej wiedzy. Nie potrzebuję religii, by udawała gospodarza w moim własnym domu, albo pokazywała mi okrężną drogę do niego. Jeśli Ty ufasz swojemu kościołowi i dajesz się prowadzić jego przedstawicielom, to jest to Twoja sprawa. Uznając wszystkich, którzy idą inną drogą za niekompetentnych i błądzących, okazujesz nietolerancję i ciasnotę horyzontu. Nie dopuszczasz innych opcji, więc jakakolwiek dyskusja napotyka na mur Twoich "racji" opartych na dogmatach Twojej religii, nie na własnych argumentach i samodzielnych przemyśleniach. Z dogmatem nie ma dyskusji, można go tylko przyjąć lub odrzucić. Mnie nie interesuje potyczka na dogmaty. To, co mnie tu sprowadziło, to możliwość wymiany własnych przeżyć i doświadczeń. Uważam, że cenniejsze są samodzielne odkrycia, nawet te najdrobniejsze, niż powtarzane za kimś teksty i cytaty.
-
Licencja :) taka mnie naszła refleksja - ten topik ma ponad 1000 wpisów, przewineło sie przez niego wiele wszelkiej maści poszukiwaczy: pytających, szukających, kłócących się, dowodzących swoich racji, zagubionych, negujących i szczęsliwych znalazców też :) Ty należysz do tych, którzy przyszli tu, by oznajmić, że ich droga jest najlepsza i jedyna prawdziwa. Nie przyszłaś tu rozmawiać, dzielić się, konstruktywnie dyskutować. Przyszłaś, by w końcu z wyższością stwierdzić: "Ludzie zakładaja takie topiki z Bogiem w tytule ale sieja swoje własne wizje Boga, które nic z Nim nie maja wspólnego". Nie masz llicencji na wiarę ani na Boga, nie zapobiegniesz ludzkim poszukiwaniom, tworzeniu własnych wizji Boga, nie staniesz nikomu na drodze do wolności, choćbyś nie wiem jak głośno krzyczała, że to fałsz, że Ty znasz prawdę, że Twój Kościół jest prawdziwy a inne nie. Nie odmówisz nikomu prawa do Boga, bo nasza natura jest Boska, każdego z nas, nieważne, czy wierzy w Krysznę, w Buddę czy w świętą krowę. Bóg oczywiście ma w nosie te przepychanki, więc ja też mówię 'pas' :) miłego weekendu
-
powodzenia Granada życzę Ci, byś odnalazła to czego szukasz i zaspokoiła swój głód wiedzy; może ponowna lektura Biblii...? ;)
-
Granada, nie bardzo rozumiem, o co Ci chodzi - jasne, że jest mnóstwo ludzi czyniących wiele dobrego, pod szyldem różncyh organizacji, kościelnych i świeckich, a także bez żadnego szyldu. Każdy, kto ma chęć czynić dobro, pomagać innym, może to robić. Coż ma wyznanie do tego?
-
jest...g... powiem tylko, że nie każda prośba jest spełniana w taki sposób, jakbyśmy sobie tego życzyli. Życie na ziemi jest nieodłącznie związane z cierpieniem i nie znam innego sposobu, niż to zaakceptować. Większość cierpienia, pewnie tak z 99%, pochodzi z ego a te pozostałe 1% trzeba znieść, nie ma wyjścia. Spróbuj w modlitwie nie prosić, nie błagać, ale oddawać. Oddaj tę całą sytuację Bogu, w którego wierzysz, Jezusowi, Duchowi Świętemu - powierz Mu całkowicie chorą osobę jescze lepiej gdy ta osoba to też zrobi. Oddanie Bogu swojego problemu niesie wielką ulgę, w każdym położeniu życiowym. Choroba to sprawa natury, sprawa ciała. Wielcy święci, oświeceni mistrzowie też chorowali, niezależnie od wysoko rozwiniętej świadomości, niezależnie od tego, że przejawiali Boga. Nie zawsze tak jest, że chorobę da się wyleczyć, ale zawsze można zmienić stan ducha, zyskać spokój. Gdy chory jest otoczony miłością, ludźmi, którzy się o niego troszczą, znosi też chorobę zupełnie inaczej niż człowiek samotny. Rozwija się też wtedy między ludźmi zupełnie nowy rodzaj więzi, który zmienia ich wszystkich.
-
budząc się :) tak, troszkę mnie poniosły koniki, obnażając mój ewidentnie nieprzepracowany problem: alergia na betonowe ściany ;) Hmm. ciekawe ile jakiegoś "betonu" jest we mnie, skoro tak mnie irytuje u innych? Kolejna sprawa do na listę załatwienia :) Mam nadzieję, że nie masz mi bardzo za złe podgrzewania atmosfery na Twoim topiku... Swoją drogą, to jest fenomen socjologiczny. Miliony ludzi powtarzają "tak jest, bo tak jest napisane" - wielu jest gotowych zabić w obronie tego "napisanego Boga", przyjmij naszą wiarę albo giń. Niesamowicie potężny jest ten mechanizm. Czasem nie mogę uwierzyć, że możliwe jest zrobienie tego z ludzkimi umysłami, ale widzę, że jednak tak... Może to skłonność umysłu do sprawowania kontroli jest winna? Umysł próbuje zawłaszczyć coś, czego z natury nie jest w stanie ogarnąć. Jest cudownym narzędziem, ale poznanie Boga odbywa się przy wyłączonym umyśle. Boga można tylko doświadczyć, nigdy zrozumieć. Dlatego jest to takie ekscytujące doświadczenie, którego nie da się "udowodnić" ani przekazać komuś. Słowa mogą tylko wskazać drogę, ale nie można skonczyć na słowach! Są znawcy Biblii, są pundici, którzy znają na pamięć Wedy - ilu z nich przejawia Boga? Ci ludzie nie szukają naprawdę Boga, szukają za to podobnych sobie, by móc się z nimi kłócić o znaczenie takiego czy siakiego wersu, prawidłowe brzmienie modlitwy czy imię Boga. I kłócą się tak od tysiącleci, przepraszam: dyskutują, a temat jest bez dna...
-
do LICENCJA nie ma żadnej potrzeby walki o "rację". Ciebie prowadzi Biblia i to jest świetnie. Wszystkie religie są jak rzeki - każda płynie do morza, do Boga, nie ma się o co kłócić, naprawdę. Niektóre rzeki jednak zataczają wielkie meandry, komplikują, zaciemniają, grzęzną w pustych rytuałach i droga ciągnie się i ciągnie. To, co chce Ci przekazać budząc się, to prosta prawda, że do Boga możesz iść bezpośrednio, tu i teraz. Jeśli naprawdę Jezus jest Twoim wzorcem, to zauważ, że On dokładnie to zrobił - odrzucił tradycyjną wiarę żydowską z jej okrucieństwem i ograniczeniami i poszedł wprost do Ojca! Jezus nie czytał Biblii, nie był nie tylko Katolikiem - nie był nawet Chrześcijaninem! Te pojecia powstały później, gdy ludzie podjęli próbe kontynuacji Jego przekazu. Jest jednak tak, że gdy umiera Mistrz, latarnia gaśnie, i ci , co pozostali działają po omacku. Stąd tyle w Biblii dziwnych, sprzecznych treści. Z braku łączności ze Źródłem, ludzie posiłkują się wyobraźnią. Boskie Światło, które sprowadził na ziemię Jezus dało światu ogromny impuls do zmian świadomości, był to niewyobrażalny zastrzyk bezpośredniej boskiej miłości a jego asymilacja i zrozumienie trwa do dziś. Człowiek jest bardzo powolny i oporny. Jezus powiedział, że ludzie są równi a Kosciół - który niby powstał na bazie Jego nauczania - jeszcze ponad 1000 lat później zastanawiał się, czy kobieta ma duszę! Niewolnictwo zniesiono tak niedawno i nie do końca! Dlaczego trwa to tak długo?? Bo człowiek stawia opór, nie jest gotowy, przyjmuje Światło Boga małymi porcjami, mozolnie zmienia, poszerza swoją świadomość. Niemniej jednak postęp jest - ogrzane zostały serca tylu ludzi, że wiele okrutnych praktyk z przeszłości, uznawanych dawniej za normalne, zostało potępione i zarzucone. Widać to szczególnie na Zachodzie. Moja babcia jako dziecko została zabrana ze szkoły i wysłana do ciężkiej, fizycznej pracy. Teraz byłoby to niemożliwe. Społeczeństwo uznało za oczywiste pomoc słabszym, opiekę zdrowotną itd. Nikt w Europie nie ma szans umrzeć z głodu. To obudzenie ludzkich serc zawdzięczamy Jezusowi, i w tym sensie prowadzi On nas do zbawienia, nie przez śmierć, ale przez swoje życie! pozdrawiam :)
-
ewelina, cóż, budząc się napisał to, co ja bym napisała: żeby wybaczyć trzeba najpierw potępić. Bóg jest czystą miłością. Pomysły, że np. współżycie przed ślubem to "grzech" to wynalazek instytucji religijnych, które w ten sposób, jak widać z niezłym skutkiem, kontrolują ludzi, tłumią ich i wpędzają w poczucie winy. Nawet na czysto ludzkiej płaszczyźnie, potrzeba wybaczenia może się pojawić wtedy, gdy ktoś został skrzywdzony. Kogo Ty skrzywdziłaś okazując sobie z narzeczonym uczucia, kochając się? To niedorzeczność. Sama czujesz, że Twoja spowiedź nie byłaby szczera, bo Ty nie żałujesz! Po co więc brać udział w tej szopce i brnąć w udawanie? Jak można zresztą żałować dobrego seksu? Ja nie żałuję ani sekundy spędzonej w ten sposób :D Wybór człowieka, którego dokonujemy w każdej sekundzie, jest zwracanie się w stronę Boga albo odwracanie się od Niego. Brak miłości, brak wdzięczności, poczucie osamotnienia, gniewu, strachu, złości - wchodząc w te stany odwracamy się od Boga. Wzbudzając w sobie miłość, radość, wdzięczność, ufność otwieramy się na Boga, Boskość. Odwrócenie od Boga prowadzi do błędów, bo nasze działania mają wtedy źródło w ego, np. chciwość prowadzi do kradzieży itd. Ludzie sami robią sobie piekło koncentrując się na złych, niskich uczuciach i ponosząc konsekwencje swoich czynów. Bóg nie ma z tym nic wspólnego. On jest i z nieskończoną cierpliwością czeka, aż jego dzieci same do niego przyjdą, po tym, jak uznają wreszcie bezowocnośc swoich wysiłków osiągniecia trwałego szczęścia i realizacji w świecie ego. Nie ma żadnego grzechu - prócz odwrócenia świadomości od Boga. A robić możesz co Ci się podoba, jak mówił święty Tomasz: "kochaj i rób co chcesz" - tajemnica polega na tym, że kochając nie jesteś w stanie nikomu zrobić krzywdy bez wychodzenia ze stanu miłości. :) Dużo szczęścia w małżeństwie!!
-
Ewelina, sądzisz, że Bóg nie wie o Twoim życiu seksualnym? Jesteś cała w Bogu, jesteś jego dzieckiem, egzystujesz, bo On jest. Zna Cię o wiele lepiej niż Ty sama siebie, nie ma miejsca na żaden dystans miedzy Tobą a Nim. Jego Miłość opromienia każdą nanosekundę Twojego życia. Skąd pomysł, by opowiadać intymne szczegóły swojego życia jakiemuś obcemu facetowi w sukience?
-
Grażynko, to jest właśnie cudowne, że możesz sobie wierzyć w co zechcesz, nie ma tu źle-dobrze. I to samo dotyczy innych. Gdy próbujesz narzucać im swoje "racje" napotykasz na opór, który skutkuje Twoim złym samopoczuciem. To oznaka, że robisz coś niewłaściwie. To jest gra ego. Twoje ego forsuje swoje racje, ale ego drugiej osoby też ma swoją siłę - całą tą konfrontację odczuwasz na sobie. Ta druga osoba pewnie też. To niepotrzebne występowanie przeciw prawom wrzechświata, w którym prawo do wolności jest podstawowe. Kazdy ma prawo wierzyć po swojemu, chodzić do kościoła lub do meczetu i wyznawać wiarę, jaka mu się podoba. Dopóki nikogo to nie krzywdzi, krytykowanie go za to to tylko próba wzmocnienia własnego ego. To ma bezpośredni związek z małym poczuciem własnej wartości. Osoba naprawdę pewna swojej wartości nie czuje potrzeby udowadniania jej nikomu, przeciwnie, widzi wartość w innych. Pewnie, że z tego wyjdziesz :) Gdy zaczynamy sobie uświadamiać, że nikt nie jest lepszy od nas, ale i nikt nie jest gorszy, to bardzo fajne, dające dużo spokoju uczucie. Rodzi się poczucie braterstwa z innymi, znika to strasznie męczące ciagłe porównywanie się. Za strachem przed brakiem akceptacji stoi strach przed odrzuceniem, osamotnieniem. Elementem dojrzałości jest zaakceptowanie własnej indywidualności i co za tym idzie - samotności. Droga każdego z nas jest indywidualna, jesteśmy na niej sami i trzeba to przyjąć. To jest przejęcie odpowiedzialności za swoje życie, a nagrodą jest wewnętrzna wolność od opinii innych, to świetne uczucie :) Wiara jest najważniejsza, ale musi byc żywa, prowadzić do wzrostu świadomości, do pracy nad sobą, do zmiany. Wiara zaklęta w martwe rytuały nie zasługuje na nazwę wiary, to tylko nawyk, przyzwyczjenie.
-
cześć Grażynko, bardzo się cieszę, że "boisz się mi uwierzyć" bo to znaczy, że masz zdrowy odruch, by nie wierzyć, we wszystko co usłyszysz. Skąd w ogóle bierze się wiara? Wiara jest oznaką niewiedzy. Gdy przychodzi wiedza, wiara znika samoistnie. Jeśli wiesz, że 2+2=4 to to po prostu wiesz, nie musisz w to wierzyć. Wierzymy, gdy czegoś nie wiemy a tzw. autorytety nam mówią, że tak jest. Taka wiara jednak nie ma w nas żadnego ugruntowania, jest narzucona z zewnatrz. Często wierzymy ze strachu, bo a nóż okaże się, że to wszystko prawda? Moja koleżanka nie bardzo wierzy, ale płaci składki na kosciół "na wszelki wypadek" :) Mnóstwo ludzi tak robi. Dlatego cieszę się, że mi nie wierzysz. Wszystko wymaga samodzielnego sprawdzenia, na tym polega ta przygoda zycia. Nasz rozwój jest takim właśnie procesem, w którym zamieniamy stopniowo naszą wiarę w wiedzę. Oświecenie to ostateczne zjednoczenie wszystkich pozornych sprzeczności w naszym wnętrzu, innymi słowy, znikaja wszelkie pytania, pojawia się wiedza, już w nic nie trzeba wierzyć. Eksplozja odpowiedzi i błogości zrozumienia - opowiem Ci,jak tam kiedyś będę, jak to jest ;) Pytasz o literaturę - nie potrafię konkretnie odpowiedzieć. Gdy byłam w wieku licealno-studeckim czytałam wszystko, co mi wpadło w ręce z dziedziny rozwoju, ezoteryki, psychologii, psychotroniki itd. Czytałam przekazy mistrzów, chodziłam na kursy i wykłady. Potem przestałam, czułam, że moja podróż wymaga ciszy, że wszystko, co potrzebuję wiedzieć przyjdzie we właściwym momencie. I tak się dzieje. Mam wrażenie, że cały świat mnie uczy, gdziekolwiek jestem. Na przykład mój wzrok pada na baner reklamowy, i to, co tam przeczytam, jest wskazówka. Czasem strzęp zasłyszanej rozmowy, czasem jakieś zdanie przeczytane w gazecie zawierają przesłanie dla mnie. Najprzyjemniejsze są spontanicznie przychodzące odpowiedzi, pojawiające się zrozumienie, to wewnętrzne "acha, to tak jest, rozumiem" :) Myślę, że nie ma czego na siłę przyspieszać, każdy idzie swoją drogą i ona jest tylko jego i absolutnie niepowtarzalna. I to jest fajne. Warto sobie jeszcze uswiadomić, że strach wiąże nieprawdopodobną ilość energii. Nagły strach potrafi sparaliżować, człowiek nie nie jest zdolny do żadnego ruchu. Podświadomy strach wpojony przez religie też paraliżuje. Blokujemy naszą inteligencję i wolność eksperymentowania w obawie przed "grzechem", przed zrobieniem czegoś "złego" - np swobodnym myśleniem, poszukiwaniem. Człowiek sparaliżowany religijnym strachem będzie wierzył, bo to nie wymaga energii, nie wymaga żadnej odwagi, nie ma w tym ryzyka. Taka wiara jest jednak strasznie anemiczna, słaba, nie ma w niej pasji, ognia miłości, tylko powtarzane w kółko martwe rytuały. Skoro czujesz, że tkwisz w schematach, to popatrz, co to dla Ciebie znaczy, czy to jest Twój wybór i dlaczego. Nie bój się swojej własnej prawdy! To w końcu jedyne co można nią nazwać.