Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

wrzosowa78

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Dziewczyny, dziękuję za wsparcie i gratulacje :-) Agam - w pełni się zgadzam, moje karmienie teraz tak wygląda jak piszesz - odciągam laktatorem pokarm i karmię butelką. Nie mogę się nachwalić laktatora, bo w inny sposób nie karmiłabym własnym mlekiem w ogóle. To doskonale wydane pieniądze. Dokarmiam też mieszanką, bo nie mam jeszcze tyle pokarmu. "Mój zespół operacyjny" był naprawdę ok, ale mąż później opowiadał, że z nim w tej sali przedoperacyjnej czekała kobieta, z którą starał się nawiązać kontakt, więc wspomniał coś na temat wysokości tego przeszklenia, że jest dość nisko i trzeba schylać, że ktoś przy projektowaniu o tym nie pomyślał, na co ona mu odpaliła, że jej takie rzeczy nie obchodzą, ona tylko czeka na informację czy dziecko urodziło się żywe czy martwe... Męża zamurowało. Fakt, że dr Biernacki nie jest typem ginekologa, który zagada, zabawi... ale takiego lekarza miałam z Łubinowej (gdzie najpierw chciałam rodzić) i w końcu stwierdziłam, że potrzebuję autorytetu, a nie rozrywki na wizycie, i jestem bardzo zadowolona ze swojego wyboru. Co do mojej współlokatorki (m.in. z cukrzycą na insulinie) - jej i dziecku robili znacznie więcej badań niż mnie. Ale nie miała żadnych komplikacji, wszystko poszło dobrze.
  2. Mój opis z porodu. Tak jak obiecywałam opiszę dokładnie jak wyglądał mój poród w Eskulapie. Miałam zaplanowaną cesarkę na 14.09, po cukrzycy ciążowej (bez insuliny). Do kliniki przyjechaliśmy tuż przed 8 rano. Dostałam kilka formularzy do podpisania i musieliśmy z mężem zmienić buty. Po chwili wjechaliśmy na 2 piętro na oddział porodowy. Tam został nam przydzielony pokój i dostaliśmy ubrania (ja białą koszulkę, mąż takie zielone ubranie "chirurgiczne"). Przyszła położna Klaudia (najfajniejsza na oddziale - naprawdę anioł kobieta) i podłączyła kroplówki, najpierw dwie z solą fizjologiczną, później jeszcze jedną z elektrolitami) i czekaliśmy... przed godziną dwunastą powiedziano nam, że musimy jeszcze chwilę poczekać (zrobił się jakiś korek z operacjami na pierwszym piętrze), praktycznie przespałam ten czas, mąż właściwie też :-) ). Zaraz po 12 przyszła miła Pani z zespołu chirurgicznego, że wszystko gotowe i możemy iść na salę chirurgiczną. Na sali wytłumaczyła, że na prawej ręcę będę miała podpięty rękaw ciśnieniomierza, który będzie się regularnie włączał. Na salę przyszedł dr Witkowski, poprosili, żebym ułożyła się w kłębek, i po kręgosłupie przejechał mi chyba gazą, potem delikatne wkłucie (naprawdę mnie boli niż szczepienie, czy pobranie krwi). Rozłożyli mnie na stole i poprosili żebym podniosła nogę (co zrobiłam), później drugą (też się udało), więc powiedziałam, że ja generalnie dużo ćwiczę, więc jestem raczej w dobrej formie :-) co ich ubawiło. W końcu znieczulenie zaczęło działać. Sprawdzali mi jeszcze czucie na brzuchu. Dr Biernacki przeprowadzał cięcie i mogę o nim powiedzieć, że to zdecydowanie 100% profesjonalista, pełen opanowania genialny człowiek. Cięcia zupełnie nie czułam, za to po założeniu maski zaczęło brakować mi powietrza (myślę, że to działanie stresu) zaczęłam więc oddychać jak kazali w szkole rodzenia i po chwili się uspokoiłam. Jako, że pole operacyjne przedzielone jest parawanem nic się nie widzi co się dzieje (i dobrze), nie czułam też żadnego szarpania, bardziej chyba delikatne jakby fale prądu (nie mam pojęcia jak to nazwać, ale na pewno nic co sprawia ból, czy dyskomfort). Później usłyszałam - o... ale on ma dużą główkę, a potem jeszcze - no to musiał nieźle dokazywać w brzuchu, a potem już tylko ryk mojego synka. Zaraz go wynieśli do męża, tam widziałam jak się nim zajmują. A mnie zszywano i czyszczono (nic nie boli). Po chwili przyniesiono mi synka, przytulili do twarzy - bardzo miły moment. Po zszyciu przekładają na inne łóżko - i wtedy było dla mnie szokiem jak bardzo bezwładne mam ciało - coś niesamowitego :-) Przewieziono mnie do mojego pokoju i przyłożono małego do piersi. Byłam piekielnie zmęczona i szczęśliwa, że po wszystkim. CC nie boli, ból dopiero się zacznie. Mąż po godzinie został wyproszony, przyszedł znów w porze odwiedzin, czyli był ze mną od 16 do 18. W tym czasie dostałam kroplówki, byłam podlączona pod ciśnieniomierz, mały miał podaną glukozę i sprawdzali mu poziom cukru). Po wyjściu męża położna (Klaudia) o której naprawdę będę tylko w superlatywach się wypowiadać, powiedziała, że czas na pionizowanie i idziemy pod prysznic. Wstawanie to koszmar - przy siadaniu za każdym dosłownie brakowało mi tchu - potwornie złe uczucie, nie byłam w stanie ustać pod prysznicem, więc oparta o ścianę kucając zaczęłam się myć, strasznie krwawiłam, do tego stopnia, że Klaudia zadzwoniła po lekarza dyżurującego (była nim chyba dr Kawulok) pouciskała brzuch, stwierdziła, że macica się tak mocno obkurcza, i że taki mój urok. Klaudia jeszcze naciskała, żebym jak najwcześniej zaczęła sikać po wyjęciu cewnika, co się udało już pod prysznicem :-) Na pierwszą noc dzieci są brane pod opiekę położnych, natomiast ja nadal krwawiłam. Dopiero nad ranem się krwawienie unormowało. Drugiego dnia mały był już cały dzień ze mną, ma to swoje dobre strony - bo bardzo łaknęłam kontaktu z moim małym człowiekiem, ale też bardzo męczące, bo po CC wszystko bardzo rwie. I każde przewijanie (a to moje pierwsze dziecko) było nie lada wyzwaniem. Ale po pierwsze chciałam wszystko robić sama, a po drugie chciałam z nim być. W czwartek po południu dowiedziałam się, że mały ma złe wyniki CRP i jeśli kolejne badanie nie przyniesie wyraźnej poprawy to nas zostawią na kolejne 5 dni, bo będzie potrzebował antybiotyku. Dosłownie się poryczałam. Cały dzień przystawiałam synka do piersi, żeby dostał jak najwięcej mleka (a właściwie siary), by mu podnieść odporność i wyniki. Skończyło się na popękanym sutku na jednej piersi (siara koloru różowego, więc z krwią), a wszyscy mi polecali karmić bez nakładek. Szczególnie jedna położna, która niby doradzała w laktacji (nie dość, że jej przykładanie bolało jak diabli), to jeszcze jakoś specjalnie nie działało. W końcu stwierdziłam, że pieprzę to wszystko, zaczęłam karmić w nakładce i zostałam bardzo pochwalona przez panią neonatolog (czy pediatrę), że w takim wypadku, przy takich sutkach - to najlepsze wyjście. Po ciężkiej nocy z maleństwem, kiedy moja współlokatorka w pokoju przy każdym kwileniu jej dziecka włączała światło byłam podwójnie niewyspana, zziębnięta (miałyśmy na polecenie położnej otwarte okno) i pełna nadziei na dobry wynik porannym badań małego szczególnie biorąc pod uwagę to karmienie. Rano małego wzięli na badania, mnie zbadano temperaturę (mierzą ją co chwilę, tak samo jak często jak robią zastrzyki z heparyny) i wyszło, że mam 38,6 st. - więc załamka - no ale myślę sobie, to nic, ja mogę wyjść na życzenie, byleby z małym było wszystko OK. Mąż przyjechał o 10, wyników jeszcze nie było, mnie się udało zbić trochę gorączkę, aż ok 11 wbiega położna, że możemy się pakować - ja na to, że czekamy na wyniki (generalnie widziałam ją pierwszy raz, taka z krótkimi blond włosami gdzieś po 30-tce), dość mocno jej przeszkadzało, że nie potrafimy w trzy minuty się spakować, co dość mocno dawała nam odczuć (mięli pełne obłożenie), w końcu mąż pomógł mi się ubrać i zostaliśmy przeniesieni na 1 piętro - w biegu powiedziano nam, że wyniki się polepszyły (ale do dziś nie wiem na jakim poziomie się skończyło), a wynik billirubiny był dobry (tu dostałam dokładny wynik), więc czekamy tylko na pobranie ostatniego badania i możemy iść do domu. Przyszedł do mnie dr Biernacki - spytał, czy chcę wyjść, powiedziałam, że o ile wyniki dziecka na to pozwalają - to bardzo. I tak, zostałam na godzinę w innym pokoju oczekując na ostatnie badania, dr Biernacki w międzyczasie kazał zrobić mi jeszcze dodatkowe badania, więc pobrali mi jeszcze raz krew, mąż podjechał do USC załatwić akt urodzenia i po jego przyjeżdzie dostaliśmy wypis od jeszcze jednej bardzo miłej położnej (krótkie czarne włosy, gdzieś po 40-tce). Podsumowując - dr Biernacki - mogę go w 100% polecić, położne są różne, ale w przeważającej większości są naprawdę bardzo pomocne. Właściwie upierdliwe są tylko łożka, których drewniane ramy, które są bardzo przydatne, bo bezpieczniej trzymać dziecko od tej strony, po złożeniu nadal są dość wysoko i po cesarce trudniej się przez to wstaje. Sama cesarka jest potwornie obciążająca. Różnicę widać po wypisach - gołym okiem można poznać, kto jak rodził. Po przyjeździe do domu wyglądałam potwornie, mąż powiedział, że ma wyrzuty sumienia, że mnie zabrał ze szpitala, że chyba przesadziliśmy z tym wypisem. A ja byłam w siódmym niebie, że nie musiałam zostać (jestem chyba typem wyjątkowo antyszpitalnym). Nigdy nie zdecydowałabym się na cc bez powodu.Jasne, to mój pierwszy poród i nie wiem jak wygląda ten sn, ale do teraz rano przy wstawaniu z łożka brakuje mi tchu, a naprawdę staram się sporo ruszać. Czy pisałam wcześniej, że mój synek był 4x (!) okręcony pępowiną? Przy mnie na sali operacyjnej nie pisnęli o tym ani słówka, mąż widział jak odwijali i jemu później wyjaśnili co się stało, mnie wspomnieli tylko o brykającym maluchu :-) Moje maleństwo urodziło się z wagą 3900 (a wg usg miało być 4500) ufff, 58 cm długości, i główką 37cm (!), no i jeszcze ta pępowina... ale skończyło się na 10pkt Apgar. Cieszę się, że się zdecydowałam na Eskulap, a szczególnie na dr Biernackiego. Co do ubranek - te na 56cm będą OK. Przyjmują pacjentki z cukrzycą ciążową na insulinie (dziewczyna, która była ze mną na sali taką miała). Zreszta biorąc pod uwagę jej przypadek - to myślę, że sporo trudnych przypadków biorą... w razie pytań - piszcie :-)
  3. Jutro mam cięcie. Boję się jak diabli i jednocześnie nie wierzę, że to już. Zupełnie do mnie nie dociera, że jutro będę mamą. Gdybyście słyszały o kimś, kto zwiał z porodówki - to mogę być ja...
  4. asia.asia - nie doczytałam, że miałaś już cc, w tej chwili z tego co wiem, jest tak, że jeśli jesteś w drugiej ciąży, to na poród naturalny musisz podpisać zgodę. Jeśli nie bierzesz porodu sn pod uwagę, to muszą Ci wykonać cc. Poszukaj w sieci podstawy prawnej, ale takie informacje przewijają się w forach. U mnie przeziębienie trwa w najlepsze, ale młody jest na tyle mądry, że od momentu choroby postanowił nie pchać się na świat i skurcze ustały. Dobrze, że potrafi się dogadać z mamą :-)
  5. Le soleil - zrobię jak radzisz, mleko z czosnkiem (mam też w domu imbir więc też zetrę) żeby po tym nie wymiotować. Oby podziałało. Ojtoja - ja mam cukrzycę bez insuliny, na ścisłej diecie. Dziecko jest b. duże - w 34tc - ważył 3600 i miał główkę odpowiadającą 40tc(!). Małemu sprawdza się po urodzeniu glukozę (mnie również). Cukrzycowe dzieci generalnie nie sprawiają jakiegoś większego problemu, o ile tylko dieta jest przestrzegana. U mnie oprócz cukrzycy ciążowej doszło jeszcze łożysko, które jakoś nie chciało poszybować w górę, a teraz jeszcze dodatkowo rozchodzi mi się spojenie łonowe i czekam na konsultację u ortopedy. Jak widzisz moja ciąza naprawdę do łatwych nie należy. Spokojnie po porodzie opiszę co i jak, ale u mnie na wizycie przedporodowej nie robili problemu z cukrzycy ciążowej.
  6. A i jeszcze jedno. Asia.Asia - ja miałam rodzić w Łubinowej, w Katowicach. Miałabym znacznie bliżej, zaliczyłam kilka wizyt u lekarza tam pracującego, bo to warunek do przyjęcia, i szczerze - w 33tc, kiedy było wiadomo, że czeka mnie cesarka, stwierdziłam, że zrobię ją tam gdzie są najlepsze ku temu warunki. Po wizycie przedporodowej w Esku byłam w 100% przekonana, że podjęłam dobrą decyzję. Boję się cc jak diabli, ale też jestem pewna, że będę w dobrych rękach.
  7. Z miodem mam właśnie mega dylemat - to moje drugie przeziębienie w ciąży, pierwszy raz miałam w na początku 2 trymestru i leczyłam się właśnie poza apapem, prenalenem, i tak jak radzicie: miodem, cytryną, czosnkiem i maminym sokiem z porzeczki. Tyle, że zaraz potem miałam stwierdzoną cukrzycę ciążową i sama już nie wiem, czy większym złem będzie teraz olanie diety i leczenie miodem, czy trzymanie diety i zdychanie. Przecież muszę się do tego 14 września wyleczyć. Lekarza mam dopiero w sobotę i nie ma opcji, żeby się do niego umówić wcześniej.
  8. a... i położna mówiła, żeby na początek brać najmniejsze rozmiary tych silikonowych nakładek. Ja kupiłam Mam, ale są jeszcze Aventu, Medeli, i cała masa innych.
  9. Patrycja - ogromne gratulacje! Na sutki faktycznie maść bepanthen i może przetestuj silikonowe nakładki na brodawki. Nam w szkole rodzenia kazali je wziąć już na porodówkę.
  10. Patrycja, nie bierzesz magnezu na te skurcze? Ja właściwie od początku ciąży biorę w niesamowitej ilości magnez i jest ok. Zresztą mój lekarz od początku 2 trymetru mnie pilnuje, żebym codziennie brała witaminy i właśnie magnez. Od tej pory nie mam żadnych problemów ze skurczami. Natomiast czy wszystkie z Was miały badania na krzepliwość krwi kompletnie poza normami? Zastanawiam się, czy to normalne w ciąży. Przyznaję, że czekam do niedzieli, gdy ma się ochłodzić, bo już nie daję rady. Chodzę pod prysznic kilka razy dziennie i nie jestem w stanie normalnie funkcjonować, ten upał potwornie męczy.
  11. Katka30 - skarbnico wiedzy, dziękuję :-) Już zapowiedziałam mężowi, że będzie miał co robić ;) Czy faktycznie nie trzeba brać podkładów poporodowych i wkładek? Chyba najbardziej boję się pionizowania po cc, mam przynajmniej nadzieję, że trafię na fajne położne. Hospitalizacja po cc trwa 2 czy 3 dni? Jak często maluchom zdarza się żółtaczka, taka, która wymaga leczenia?
  12. Dziewczyny, bardzo dziękuje za wskazówki :-) napiszcie proszę jeszcze, akt urodzenia odbiera się w USC w BB, prawda? W jakim czasie po urodzeniu można odebrać ten dokument? Czy na podstawie aktu urodzenia muszę później załatwić NFZ i zameldować dziecko u siebie? Gdzie się składa wniosek o nr pesel? Jaka właściwie jest kolejność tych wszystkich papierkowych spraw, bo jak na to patrzę - faktycznie jest sporo załatwiania.
  13. Byłam u Biernackiego, z tego co wiem, on idzie na urlop, a później jak wertował swój kajet, to była pierwsza wolna strona. Nie martw się, na pewno każdy lekarz ma swój grafik.
  14. Anek - ze wskazań (mam cukrzycę ciążową - mały w 33tc waży 3400! i mam bardzo blisko położone łożysko od szyjki). Bardzo chciałam sn, z tego powodu wybrałam najpierw Łubinową w Katowicach, odwaliłam 4 wizyty u lekarza z tego szpitala i wyszło, że lipa... będzie cc. Łubinową wybrałam ze względu na położne - które tam są naprawdę genialne. Zresztą idę tam jeszcze do szkoły rodzenia. Natomiast gdy wyszło, że muszę mieć cc, to zaczęłam szukać kliniki, która się w tym specjalizuje i wybór padł na Eskulap.
  15. Katka - po jakim czasie od porodu trzeba się zgłosić do pediatry? Czy są jakieś badania, które trzeba jeszcze wykonać? Czy maleństwo jest szczepione na żółtaczkę, czy tylko podstawowe rzeczy?
×