MonaL.
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez MonaL.
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 11
-
Dziękuję Pływak :) Czyli mój dzisiejszy obiad: zupa pomidorowa z makaronem i naleśniki z twarogiem - skarmić pieskiem? Matydla - ja długi czas dawałam pau'd arco mojemu dziecku z wysypką alergiczną. Tzn. z alergią pokarmową - a to jak wiadomo wynik źle działających jelit.... Plus zapper - głównie na lamblie, ale też taki ogólny. Po około 2 miesiącach wysypka zaczęła znikać....... pisałam już o tym :) :) Ja wypróbowałam już bardzo dużo różnistych specyfików, ale to naprawdę zadziałało - więc i Ty spróbuj :) Odstawiłam wszystkie inne leki (zyrtec, sterydy do smarowania) i suplementy (z wyjątkiem jeszcze oleju z wisiołka, który też dawałam). Dziecku dawałam taką dawkę pau'd arco jak dla dorosłych - czyli sporą ilość (oczywiście trzeba zacząć od mniejszych dawek i stopniowo zwiększać). U nas dziś buzia jest prawie idealna. Zostało trochę wysypki w zgięciach łokci i kolan, ale to bez porównania z tym co było. Teraz robię przerwę, bo są wakacje, wyjazdy i brak "rytmu dnia",ale we września powtórka. Mimo chwilowego odstawienia tych suplementów stan skóry się na razie nie pogarsza - cały czas jest dobrze :) :) :)
-
ps. Pływak, a co ze strączkowymi, fasolą, grochem, soczewicą, soją?
-
Pływak, mam 2 pytania: jakich tłuszczy używasz do smażenia (np. mięsa albo warzyw)? Czy tylko zwierzęcych, a jesli tak, to jakich? Napisz też, gdzie kupujesz chleb pytlowy, czy jest on powszechnie dostępny? Pytanie do wszystkich: co znacie na trzustkę? Chyba ja sobie "naruszyłam", myślę że za dużo surowego... czereśnie, cebula, papryka.... pobolewa mnie od paru dni. Zdążyłam już poczytać w internecie, że trzustka to nie przelewki.... Znacie jakieś metody, suplementy? Jakas chińszczyna (Papaja)? Czy na trzustkę można dać olej rycynowy? Matylda - ciebie denerwują mieszczuchy, a mnie wcale nie mniej wieśniacy.... Mieszkają od pokoleń w takiej super okolicy, mają niesamowite powietrze, otoczenie, a w ogóle tego nie doceniają.... i więcej - brudzą, niszczą to co dostali.... żaden z nich nie ma umowy na wywóz śmieci (a jeśli nawet to pro forma) - co się da to spalają, łącznie z plastikami (smród wieczorami się ciągnie...) a reszta, co się nie da spalić - do lasu. Tony śmieci, butelek, słoików, jakieś meble, telewizory, nawet sedes....... już coraz dalej w głąb lasu wywożą - bo dorobili się samochodów, to sobie podjadą dalej......... Co do mięsa jeszcze - ja mieszkam na wsi i kiedyś podpatrzyłam rolników - co to świnki hodują - że mają te prosiaki wszystkie w jednej zagrodzie, a jednego-dwa w oddzielnej. Wypytałam - okazało się, że te "w kupie" to na sprzedaż, a tego pojedyczego to rolnik hoduje dla siebie. Czym się różniły? Tamte były karmione paszą (składu tej paszy chyba leppiej żebyśmy nie znali....) ten pojedynczy był karmiony gotowanymi ziemniakami, zbożem, także resztkami z domu. Poprosiłam więc ja tego rolnika, coby i mnie taką "swoją" świnkę uhodował. Rolnik się zgodził. Świnka rosła kilka miesięcy. Potem nawet ten gospodarz mi ją ubił i "rozłożył". Ja w międzyczasie dogadał się z kimś znajomym, że pół tego świniaka weźmie. Czyli dostałam - już w postaci kawałków mięsa - tzw. "połówkę". Wtedy zaczęły się kłopoty......... Okazało się, że świnia to nie tylko schab i szynka :) :) :) Tona innych, tłustych i gorszych mięs, podroby... nie było gdzie tego pomieścić... a samej słoniny - dosłownie!!! pół lodówki. Ja nawet się wzięłam za przetapianie tego na smalec, ale po przetopieniu ok. 20% miałam wrażenie, że smalcu mam już na najbliższe 10 lat.... a co zrobić z resztą????? Rodzinie serwowałam codziennie obiady mięsne, i po 4 tygodniach wszyscy już mieli tego dosyć, a lodówka dalej była pełna...... Więcej tego eksperymentu z ekologicznym mięsem nie powtórzyłam....... :( :( pozdrawiam :)
-
Ale Ty Pływak dobre rzeczy zajadasz :) :) :) Taki salcesonik.... kiedy jadłam ostatni raz???? Chyba sobie gdzieś na wsi zamówię u rolnika, który sam wyrabia :)
-
Później napiszę więcej, bo nie ma czasu.... strasznie zajęta jezdem.... ale teraz chcialam tak na szybko - Pływak - to co wrzuciłeś - Accept - Metal Heart - słuchałam tego jak byłam w liceum :) :) straaasznie dawne dzieje..... wtedy była straszna bida jeśli chodzi o muzykę a raczej o dostep do niej.... i ten kawałek nagrał mi taki znajomy chłopak na kasetę - taką starą jak to kiedyś tylko takie były :) :) Byłam tym zachwycona... Dla Elizy w wykonaniu "metalowym"!!! - bardzo mi się wtedy podobało :) słuchałam w kółko Potam kaseta gdzieś się zagubiła a ja o tym kawału zapomniałam i nigdy go przez te lata nie słyszałam... zrobiłeś mi prawdziwą niespodziankę, wspomnienia, itd :) :) :)
-
I jeszcze, skoro już tyle napisałam o książkach - polecam Pera Pettersona "Kradnąc konie" - na długie, ciepłe, lipcowe wieczory :) Nie, to nie o zwierzętach, tylko o ludziach, życiu... bardzo piękne... Matylda, ty ze swoję duszą "miłośniczki przyrody" musisz przeczytać obie te książki koniecznie, bo dobrze je "poczujesz" :) :) :) Inni też :)
-
Witaj Matyldo :) Rzeczywiście, przytrafił Ci się spory kryzys... Twój organizm przeszedł jakieś załamanie, do tego oczywiście doszła psychika... Ale pamiętaj, że to się zdarza :) Chyba każdemu :) Najważniejsza jest i tak Twoja siła i wiara :) Traktuj to co się stało jako upadek, potknięcie... a sam kierunek i tak jest dobry a Ty wiesz co robić i dasz sobie radę :) Nie daj się czarnym myślom, złym emocjom... Pamiętaj, że wszystko jest DOBRZE :) Matylda, nie chce oczywiście bagatelizować twoich problemów, bo zdaję sobie sprawę, ile to musiało Cię kosztować, ale pamiętam o Twojej prośbie, żeby mysleć o Tobie jako o silnej, zdrowej osobie :) Moim zdaniem u Ciebie jest coraz lepiej. Pewnie że nie da wszystkiego w organizmie naprawić w kilka miesięcy. Na choroby pracujemy latami, czasem od dzieciństwa. Żeby się ich pozbyć też potrzeba czasu i determinacji. Pamiętam, że czytałam u Gersona, że jego kuracja musi trwać min. 1,5 roku, bo tyle potrzebuje wątroba dla zregenerowania się. Ale pisał on też, że jeśli chodzi o choroby przewlekłe (nie-nowotworowe, tylko jakieś zwyrodnienia, stany chroniczne itd) to leczenie może trwać o wiele dłużej, nawet kilka lat.... Taki kryzys też może o czymś świadczyć i być dla Ciebie wskazówką, że może trzeba jeszcze coś zmodyfikować lub "podkręcić śrubkę". Może Twój organizm prosi o coś jeszcze, o więcej? Jeśli podejrzewasz pasożyty to może dałabyś radę kupić zapper? Może jakiś bardziej systematyczny ruch/wysiłek fizyczny, np. długie szybkie marsze - polecał je Tombak, że świetnie regulują funkcjonowanie organizmu na każdym poziomie, i działają na każdy układ - pokarmowy, krwionośny, pomagają w oczyszczaniu... Może musisz jeszcze coś zmienić w swojej diecie, np. całkowicie wyeliminować cukier (pisałaś, że pieczesz ciasta, robisz słodkie desery). Może na jakiś czas odstaw nabiał lub mięso? Ja oczywiście nie wiem co mogłoby pomóc, ale to są takie rady a'la Gerson czy Budwig - a ja im jakoś mocno wierzę :) W każdym razie pamiętaj, że na pewno będzie dobrze :) Przesyłam Ci duuuuzo pozytywnej energii. Przeczytałam Twój wpis tuż przed wyjściem na mój spacer - przez te dwie godziny na polu i w lesie cały czas o Tobie pozytywnie myślałam :) pozdrawiam gorąco :)
-
ps. Matylda, napisz więcej, jeśli możesz i chcesz oczywiście, co się stało przez te dwa trudne tygodnie
-
Danke, jak się mieszka w takim fajnym miejscu, to nie trzeba się dziwić, że przyjeżdżają różne pociotki na darmowe wywczasy :) :) Dobrze, że nie ma ich więcej, hi, hi, bo z jedną to jeszcze sobie można poradzić, a gorzej gdyby to był "zlot czarownic". U mnie też jest co roku w wakacje nalot i też mnie to zawsze sporo nerwów kosztuje, bo moje "pociotki" szybko czują się tu jak u siebie w domu i zaczynają rządzić wszystkim ze mną na czele :) A wiedzą duuuużo i najlepiej w sprawach prowadzenia domu, wychowania dzieci, kuchni i wszystkich innych :) Trudno z tymi babami wytrzymać... Ale powiem Ci Danke, że coś się we mnie zmienia, bo zawsze tuż przed wakacjami zaczynałam się stresować, a tym razem mam taki luzik... mam zamiar wziąć to wszystko "na miękko" - cokolwiek to znaczy :) :) :) Matylda, ale Ty to masz dobrze :) :) Gdyby nie to, że ja też kocham wieś, przyrodę, lasy i łąki i mam to szczęście, że mieszkam w takim dokładnie miejscu, to bym chyba umarła z zazdrości :) :) :) Też uwielbiam pracować w ziemi i wiem też co znaczy taka prawdziwa praca na ziemi - bo całe lata jeżdziłam do dziadka i pomagałam w pracach polowych, typu zbieranie ziemniaków, sianokosy... Teraz nie mam zbyt dużo czasu na uprawę warzyw i tak dalej, ale i tak ciągle siedzę i coś tak sadzę, pielę, koszę.... A do ogródka warzywnego też w końcu dojdę - ten rok mam wyjątkowo trudny, ale może za jakiś czas będzie więcej wolnego :) :) :) No ale o takie zberezieństwa to bym Cię droga Matyldo nie podejrzewała :) :) :) Napisz chociaż, że robicie to jak każdy przyzwoity człowiek średnio raz na tydzień!!! Bo chyba nie tak że prawie codziennie?????? Ja chyba zwariuję tutaj z Wami, nie idzie Was dogonić w żadnej dziedzinie :) :) :) Co do balang, to raz na jakiś czas warto sprzedać dzieci i zaszaleć, pamiętasz piosenkę Kultu "jedna flaszka, druga flaszka i ta trzecia kurde bele leci...." i jeszcze: "wracamy chwiejnym krokiem po okrążeniu nad ranem, po schodach na piechotę raczej rady nie damy"... i mój ulubiony fragment: "Jeszcze kilka dni i nocy, i wszystko wróci do normy, będziemy zorganizowani i poważni, uczesani i przezorni, jednak jeszcze dzisiaj i jutro, pojutrze i popojutrze....." hi hi Jarosław, bardzo bym chciała pogadać z Henrykiem przez telefon, ale mam dziwnego "stracha". Obawiam się, że dzieli nas zbyt duży dystans, a ja muszę jeszcze trochę nad sobą popracować, żeby móc z kimś takim jak on porozmawiać tak bardziej bezpośrednio :) Henryku, ja Twoje przemyślenia duchowe bardzo dokładnie zawsze czytam i bardzo je dobrze pamiętam. W najmniej spodziewanych momentach przypominają mi się słowa o zapraszaniu na wieczerzę, o tym, że szukanie Boga zawsze zaczyna się i kończy w nas samych, że nasze ciało jest jego światynią..... pisz więcej :) Sławek, pomysł z dietą arbuzową jest genialny. Zrobię ją na pewno, pomyślałam tylko, że zamiast w chwili głodu podjadać chlebem, będę sobie gotować bób. Bób i arbuzy przez tydzień - zobaczymy co z tego wyjdzie, ale fajne oczyszczenie na pewno :) Piszesz super - ja ze wszystkim się zgadzam. Jestem też pod wrażeniem Twojej wiary w zmiany związane w tym rokiem. Aż sama uległam tym nastrojom i też jestem ciekawa czy coś się wydarzy - trochę mnie to "wkręciło" :) Co do brania tabletek to dodam do Twojej wypowiedzi tylko tyle, że oczywiście są choroby, które od nas nie zależą, np. genetyczne, czy urazy, wypadki.... Nic tu nie możemy poradzić i trzeba wtedy być może zdać się na cuda medycyny. Niestety, na większość pozostałych chorób zapracowaliśmy sami. Rzadko kto jest tu bez winy, ale ważne, by w porę się za siebie wziąć i przestać siebie samych oszukiwać czy oczekiwać, że ktoś inny za nas coś zrobi (to się tyczy też Twojej wypowiedzi a propos poświęcania się Henryka do granic wytrzymałości własnego organizmu)... Janoity, widzę, że zabrałeś się za siebie ostro :) I bardzo dobrze - byle teraz nie zmarnować efektów tej głodówki. Ja o tej porze roku odpuszczam basen, bo to w pomieszczeniu a ja wolę na dworzu. Wybieram rower i kijki nordic :) Siłowni nie lubię :( Czy wiecie, że po moich ostatnich trudnych chwilach, gdy dodatkowo nękały mnie koszmarne sny - poprosiłam moją podświadomość, że nie chcę już mieć takich "proroczych" snów. I ostatnio zupełnie nic nie odczułam, nie miałam żadnych snów, mimo, że były pewne zdarzenia (jedno smutne...) i dawniej na pewno bym to "przeczuła". Nie wiem czy tak nie wolę.......... Dopadłam do komputera i się twórczo wyżyłam, ale już daję Wam spokój... Wszystkim życzę kolorowych snów :) Matylda już tam pewnie dawno chrapie...
-
Witam :) Matylda, ja zawsze myslę o Tobie, jako o wyjątkowo silnej i mocno stojącej na ziemi osobie, która wie, o co w tym wszystkim tutaj chodzi :) Nie daj się ponurym myślom ani złym emocjom, chociaż one pewnie starają się do każdego z nas się dostać. Tymczasem na dworze jest tak cudownie, że jestem pewna, że już się naładowałaś dobrą energią i wszystko jest ok :) :) :) Janoity, 14 dni... jak Ty to robisz??? Wielkie wyrazy uznania :) I jeszcze takie trasy... podziwiam szczerze Sławek - robię sobie dni na sokach, ale głodówek na razie nie. Nie dałabym rady o tej porze roku - bo za dużo dobrych rzeczy - arbuzy, czereśnie, truskawki, fasola, bób, kapusta... nie mogłabym sobie tego odmówić, tym bardziej, że sezon jest krótki... Danke - może okłady pomogły, ale też pewnie wszystko razem do kupy co robisz - to dowód, że można zdrowym stylem życia i odżywiania plus kilka specjalnych zabiegów/kuracji zwalczyć wiele chorób... nie mówiąc o profilaktyce :) Henryk ( i inni) nie piszcie do siebie please na prywatne maile i nie dzwońcie - ja też chcę poczytać dobrych rad, usłyszeć to czy tamto - wszystko co piszesz bardzo do mnie trafia :) Zastanawiałam się Henryku, co konkretnie miałeś na myśli doradzając mi, żebym zaczęła wewnętrzne sprzątanie. Napisz jakieś konkrety, na czym dokładnie to powinno polegać. Ja sama chyba to rozumiem, ale zawsze z przyjemnością posłucham "eksperta" :)
-
Dziękuję Henryk Masz we wszystkim rację, i z tym że się miotam też. Szukam sposobu na "wyjście z tego", sposobu obrony i czuję, że cholernie bardzo mnie to dotknęło, aż sama się dziwię... Co do "niekłócenia się z głupcem" - to ja tego nie robię, już od dawna nie miałam z nimi żadnej styczności, nie odpowiadam na ich działania itd. poza tym, że muszę się tłumaczyć np. przed urzędami czy w prokuraturze. Ale z tym daję sobie jak na razie radę, gorzej psychicznie... Zostawię te wszystkie "magiczne sposoby". Przypomniało mi się, że jeden z tych ludzi, jeszcze w czasach jak był "moim przyjacielem" opowiadał, że radzi się regularnie wróżki i stosuje różne takie metody...... analizował sny, uważał nawet że ma jakąś tam moc oddziaływania na innych ludzi, niby miał im pomagać.... Ale to chyba niemożliwe bo teraz już wiem, że to okropny manipulator i człowiek mający innych ludzi w pogardzie. Bardzo dobrze i łatwo szuka się drogi "do swojego wnętrza" jak nic się nie dzieje, jest spokojnie i miło. Można się wtedy skupić na sobie, rozmawiać z Bogiem, kontemplować przyrodę, uśmiechać, być spokojnym i wyciszonym... Gorzej, jak nie jest tak różowo i z różnych stron dostajesz po łbie i ze wszystkim trzeba sobie poradzić... Ja sobie oczywiście poradzę, wiem to, ale to nie znaczy, że jest łatwo. Dziękuję za psalm 91 - będę go codziennie czytać :) Innych rad też posłucham :) :) :) Tym bardziej, że sama wiem, że to jest właśnie droga. Tylko, że tu trzeba zaufać i mieć 100-procentową wiarę, a człowiek chciałby mieć "namacalny dowód" - postawić mur czy tą piramidę lub coś takiego - i żeby to dawało gwarancję. pozdrawiam gorąco
-
Fajny artykuł: http://www.huna.net.pl/name-News-article-sid-712.html I jeszcze filmik z youtube - link do niego był w komentarzach, ale ja go też podam: http://www.youtube.com/watch?v=1lVaT1LkHEk&feature=related Wsio dla tych, co im różniste kłopoty i zmartwienia zalazły za skórę i weszły w głowę i nie chcą wyjść i cały czas każą o sobie myśleć i analizować - jak się ich stamtąd pozbyć :) :) :) Idę sprzatać, o... to będzie wielkie sprzątanie :)
-
Sławek_k - ile to znaczy siła przyzwyczajenia :) :)
-
Witam i dziękuję za miłe słowa :) Chciałam Wam powiedzieć, że od kiedy napisałam o tych kłopotach na forum od razu wszystko zaczęło iść w lepszym kierunku :) serio :) to musiała być dobra energia osób tego forum i wielkie dzięki za to :) Mam na szczęście genialnego prawnika, ale też i okropnego panikarza :) :) Prawda jest taka, że bardzo dawno temu zrobiłam coś niezgodnie z prawem, bez odpowiednich pozwoleń, a takie rzeczy, jak się okazało nie ulegają przedawnieniu. Oczywiście zrobiłam to bez wiedzy że łamię prawo i że konsekwencje mogą być bardzo surowe. Nie zrobiłam też nikomu krzywdy - po prostu, zabrakło jakichś papierów.... Dlatego teraz mam uzasadniony stres. Mój prawnik zaczął oczywiście od tego, co może mi grozić, a była to i ogromnie wysoka kara finansowa, kara pozbawienia wolności (!!!) aż do konieczności zlikwidowania tego co robię.... Potem, jak już mnie nastraszył, przesiedział całą noc nad przepisami i wyrokami NSA i znalazł rozwiązanie - mówiłam, że jest genialny. Ja w tym czasie, poza tym że powolutku siwiałam, i poza tym że napisałam na forum, to przez cały dzień "odczyniałam uroki" - ładowałam sie dobrą energią, siłą, światłem, spokojem... czułam, że mam za sobą różne dobre duchy - osób które kiedyś żyły i były mi życzliwe, ale też np. poczułam obecność/siłę......... proszę, nie uznajcie mnie za wariatkę.......... ducha Petera Falka - uwielbianego przeze mnie w dzieciństwie porucznika Columbo.... dziwne, może trochę głupie, ale ja poczułam jego ogromny spokój i wielki szacunek do ludzi, nawet tych złych, który w nim zawsze podziwiałam :) :) I tak to dziś jest już duuużo lepiej. Wiem, że jeszcze sporo trzeba będzie zrobic i że jeszcze będzie mnie to kosztowało dużo nerwów, zresztą mam tą "jazdę" już od ponad 1,5 roku, ale na chwilę obecną czuję, że dam radę. Najgorsze, że ludzie, którzy to robią - robią to z chęci zysku, osiągnięcia korzyści - tu nie chodzi np. o jakiś obywatelski odruch.... oni chcą po prostu zaszkodzić mi, żeby mnie nie było... bo wtedy oni mogliby to przejąć... Henryk - bardzo, bardzo dziekuję Ci, że zaproponowałeś mi, żebym do Ciebie odezwała się prywatnie - i pewnie przy nastepnym "kryzysie" skorzystam z tej okazji. Teraz jednak poczułam, że zawracałabym Ci tylko głowę, a moje problemy nie są aż takie poważne... Tym bardziej, że jest już lepiej. Samo to, że mogłam poprosic Cię o pomoc już mi pomogło :) Jeśli jednak znasz jakiś sposoby, jak bronic się przed złymi wpływami innych ludzi, to napisz to koniecznie na forum - jak widzisz, wiele osób ma w swoim otoczeniu takich ludzi - a ja już wiem, jak takie osoby potrafią "dokopać". Makler - to są bardzo dobre rady - nie można sobie pozwolić, by tacy ludzie "opanowali" twoją głowę. Ja przypomniałam sobie też zasadę huny - żadna zła energia, złe moce, źli ludzie nie dosięgną cię, jeśli sam im na to nie pozwolisz. A pozwolić, to znaczy zamartwiać się, bać się, mysleć o tym... One nie mają żadnej mocy, dopóki nie dopuścisz ich do siebie :) Kamienie - powkładam do kieszni :) Tomi, czekam na opis technik, które ty znasz :) A książkę oczywiście przeczytam :) pozdrawiam i dziękuję
-
Dziękuję Janoity, poczytam w wolnej chwili :) Przeszkadza mi w nim (i innych jemu podobnych) że uważa się za wcielenie Boga.... To jak dla mnie nie do zaakceptowania. Nie wierzę, że Bóg może się wcielić ( w sensie reinkarnacji) w człowieka - jakiegokolwiek. Bo dla mnie Bóg to coś więcej... nie potrafię tego wytłumaczyć... Owszem, dostrzegam Boga w ludziach - akurat w Sai Babie niekoniecznie bo go nie znałam do tej pory i pewnie nie znam nadal, co ja tam o nim wiem? - ale w ludziach których spotykam - w jednych "widać" Go lepiej, w innych trudniej zobaczyć... spotykam np. taką zawsze uśmiechniętą staruszkę i , o w niej na pewno mieszka Bóg :) :) :) Ale ktoś, kto głośno mówi, że jest Bogiem??? i odbiera z tego powodu uwielbienie innych? nie kupuję tego :(
-
Janoity a to dla porównania artykuł wyznawców Sai Baby, którzy chyba kompletnie nie zrozumieli przesłania swojego nauczyciela, dla mnie wstrętny i obrzydliwy: http://www.macierz.org.pl/artykuly/nauka/sathya_sai_baba%E2%80%93znany_indyjski_guru_walczy_z_pedofilami.html
-
Witam wszystkich :) Papaja, Pływak - nie ma tu żadnego "klanu", wszyscy mogą pisać co chcą i dobrze :) Każdy z nas ma własny punkt widzenia - różnorodność jest ciekawa :) :) :) a gdybyśmy myśleli tak samo to byłoby nudno.... Sławek ma swoje argumenty i one są mi bardzo bliskie :) Ja wybrałam właśnie takie metody zdrowego odżywiania i sposób na zdrowe życie :) Moim autorytetem w tym zakresie (poza Sławkiem_k :) ) jest dr Budwig, dr Gerson, Edgar Cayce, P.Pitchford :) Dla innych może to być dr Kwaśniewski.... Dla mnie mięso może nie istnieć - nigdy go ani nie lubiłam jeść, już w dzieciństwie miałam z tym problem, i zawsze nienawidziłam je przygotowywać... od dziecka nie lubiłam widoku surowego mięsa, krwi....... a jeszcze coś z tym robić, kroić, czyścić.... fuj..... no to dla mnie łatwiej jest je wyeliminować zupełnie :) :) Zresztą moja matka mi kiedyś powiedziała, że jak do 18 roku życia zjadłam w sumie 5 kg mięsa to max :) Za to z jabłonki w lato nie schodziłam.... a pamiętacie śliwki mirabelki? albo gruszki-pierdziołki? ja tym żyłam :) I wyrosłam zdrowa i duża (hihihi - 172 cm :) ). W dodatku nigdy nie chorowałam na żadną chorobę wieku dziecieńcego - odrę, ospę, różyczkę, świnkę...... serio.... to się już dziś nie zdarza, chyba że dzieciak jest zaszczepiony :) Matylda, oczywiście że pamiętam o różnicy w odżywianiu dziecka i osoby dorosłej i kontroluję moją córkę. Pamiętam, że skoro nie je mięsa to musi "nadrobić" innym rodzajem białka. Ale powiem Ci, że wolę, żeby była tą wegetarianką niż jadła tak jak jej koleżanki, z których połowa ma nadwagę... Czy wiesz, że niektóre dziewczynki z jej klasy już mają okres???? W wieku 10 lat go dostały............ a niektóre i 9-ciu ....... A w klasie VI u mojego syna niektórzy chłopcy, ci karmieni mięsem kurcząt hodowanych na hormonach i antybiotykach mają większe piersi niż ja........... Janoity (wybacz, że przechodzę do Ciebie tak od razu po piersiach :) :) :) ), ja też nie widzę w twojej wypowiedzi niczego "zdrożnego". Leszka Żądło lubię czasem poczytać, ale jak trafiam na niektóre fragmenty, to tracę, niestety, do niego zaufanie. Faktycznie Jarosław i Henryk pisali o tym, że Jezus wędrował po Afganistanie i to by sie zgadzało z tym co pisał Leszek Ż. Ale tak naprawdę to jakie to ma znaczenie? Co do Dynamo - to podoba mi się podejście Sławka - nie ma co się zastanawiać czy to sztuczki czy prawda - trzeba to potraktować jako sposób na zmobilizowanie się, wiarę w swoje nieograniczone możliwości... i jeśli w wyniku takiego myślenia osiągniemy coś więcej niż zazwyczaj, chcociażby więcej pompek :) to już nam się opłaciło to obejrzeć :) Warto się tak motywować :) Nie warto zrzędzić, krytykować i za często używać słowa "nie". Henryk, czy Ty potrafisz "wyczuć" czująś aurę - to czy jest dobrym czy złym człowiekiem? Bo tak to wygląda z Twoich wypowiedzi. Czy do tego potrzebujesz np. zdjęcia, czy wystarczy że o kimś pomyślisz (pytam już tak z ciekawości - nie wiem czy powinnam się obawiać i bardziej kontrolować na tym forum :) :) :) ).
-
Angelina nie dała rady na diecie wegańskiej bo to dieta szalenie trudna i wymagająca samozaparcia... A że wcześniej nagadała się na ten temat bez umiaru, to trudno się było przyznać do porażki. Więc najlepszym usprawiadliwieniem - opowiedzieć że pogorszył się jej stan zdrowia, bidulce...
-
Pływak - wszystko na nie :) Wegetarianizm - nie zdrowy Film "więcej niż magia" - fotomontaż Kulturyści weganie - potajemnie zjadają odżywki białkowe Wcześniej: głodówki, oczyszczanie wątroby, olej lniany - nie. Toż to chyba trudno tak żyć? Wszystko co robią inni inaczej ode mnie jest złe i niedobre???? Czy wiesz, że niejedzenie mięsa jest bardzo często wynikiem poglądów, przekonań dotyczących zabijania zwierząt? Pozwolisz innym mieć takie własne przekonania, własne prawo moralne, czy też nieeee. Ludzie dziś różnią się od ludzi sprzed wieków - to wynik ewolucji :) :) :)
-
A wiesz, Jarosław, że ja zastanawiałam się kiedyś, czy moje niższe Ja nie powinno nazywać się Mona? :) :) I wyszło mi, że nie.... ale nie pomyśłam o wyższym Ja - może tu pasuje, muszę to "przetrawić" :) I powiem Ci jeszcze, że jakoś podświadomie czułam, że nie należy sie do Ciebie zwracać Jarek, Jareczku czy jakoś tak.... tylko Jarosław :) Janoity, czytam wszystko po kolei z tej strony, "zapodanej" przez Ciebie: http://regresing.org/artykuly/rozwoj-duchowy-regresing/ Spodobal mi się fragment o cierpieniu (w związku z ostatnimi Twoimi postami): "Ale jeśli dla kogoś cierpienie jest wartością, to będzie on dążył do niego. Nie potraktuje go jako sygnału, że odszedł od Prawdy, że należy się otrząsnąć i przestać sobie szkodzić. Wręcz przeciwnie nawet będzie przekonany, że w ten sposób zbliża się do Boga lub doskonałości. Przykre to, ale prawdziwe! Wielu choruje, niedołężnieje, starzeje się, bo chce cierpieć, bo chce w ten sposób zasłużyć na szczęście po śmierci! Nie mam nic przeciw temu, byle nie narzekali na swój los, byle to była ich prywatna sprawa. Oni jednak angażują innych w swoje cierpienia, które przecież sami sobie zgotowali!" I jeszcze - to ma do wielu ludzi, na pewno do mnie też odniesienie, bo tak zostaliśmy wychowani, trzeba było spełniać wyobrażenia rodziców i innych ludzi - o syndromie dezaprobaty - "Z syndromem dezaprobaty trudno żyć. Człowiek jest gotów zrobić wszystko, by inni go doceniali, podziwiali, chwalili, albo przynajmniej, żeby się go bali. ... Tymczasem syndrom dezaprobaty to jeden z najbardziej wyniszczających psychicznie i duchowo mechanizmów. Na dłuższą metę uniemożliwia osiąganie większych sukcesów. Przede wszystkim jednak uzależnia samopoczucie człowieka od opinii innych ludzi. A to poważny błąd" I ostatni fragment - taka złota myśl na dziś :) - "Naszym programem na dziś i na jutro powinno stać się poznanie boskiego planu wobec nas i skierowanie uwagi na to, by korzystać w jak największym zakresie z wszystkich bożych darów i błogosławieństw, ponieważ to właśnie jest boży plan. Powinniśmy też zbudować swą samoocenę tak, by wyglądać na ukochane dzieci Boże, a nie na ośle pomioty". pozdrawiam
-
Janoity, każdy z nas przeżywa od czasu do czasu trudne chwile... wszystko się wali na łeb, nic nie wychodzi, najbliżsi wkurzają... Ja czasami myślę, że człowiek jest zawsze samotny, nie ważne ile osób kręci się wokół... Ważne, żeby po takim kryzysie znów ruszyć do przodu :) Na razie nie mam czasu przeczytać linków, ktore wkleiłeś, ale przeczytałam ten tekst z pierwszego postu. I bardzo mi się on nie podoba. W tym jednym kawału znalazły się zupełnie sobie zaprzeczające stwierdzenia typu: "powstrzymujemy się od osądzania, nie stosujemy w życiu schematów i nie zwalczamy wszystkiego, co do nich nie pasuje" a wcześniej: "Poszukiwanie bezpieczeństwa lub doskonałości, odnajdywanie poczucia potwierdzenia i integracji, pewności siebie i wygody, jest swego rodzaju śmiercią. Brakuje w tym świeżego powietrza" - to właśnie jest OSĄDZANIE i stosowanie schematów i to z użyciem bardzo mocnych słów, jak śmierć, zabijanie chwili...!!!! Ja poszukuję bezpieczeństwa i pewności siebie - i już wiele osób mi wcześniej mówiło, że mam robić inaczej, a teraz się jeszcze dowiedziałam, że to jest śmierć.... i znów wg autora tego tekstu mam postępować w inny, jedynie słuszny sposób... Co nie znaczy, że nie wiem, że w życiu może wszystko się zdarzyć. Tylko, że ja do tej pory tego "wszystkiego" tak się bałam, że ten strach mnie paraliżował, miałam depresje, podejmowałam złe decyzje, uciekałam prze życiem, wyzwaniami, itd., a teraz się nie boję :) Co do regresingu - to baaaardzo ciekawe i chętnie wrócę do tego tematu po świętach :) :) :) p1975 - masz wspaniałe, doskonałe pomysły. Nie czekaj z ich realizacją :) Rzuć sie na głęboką wodę i wprowadzaj je z życie :) Ja zrobiłam swego czasu dokładnie tak samo - miałam pomysł i wieeele obaw, ale dobrze to przemyślałam, zaplanowałam, zrobiłam na papierze biznes-plan, którego nie powstydził by sie najlepszy ekonomista (z którego wynikało na przykład, że do pierwszych zysków potrzebne będzie 2,5 roku :) ). Też trafiło się do kupienia małe, ale szalenie urokliwe gospodarstwo - prawie za darmo, ale, jak to się mówi, w czarnej du...e, i żeby tam coś wypaliło, trzeba się było naprawdę postarać. U mnie był problem z mężem, od którego zależała cała realizacja - bo trzeba było włożyć w to sporo środków finansowych i jeszcze wziąć kredyty. Ale przekonałam go i wszedł w to, a teraz.... mógł już zwolnić się ze swojej pracy :) Życzę Ci powodzenia i pokonania wątpliwości :)
-
Matylda, przemyślałam to jeszcze... masz rację, że każdy z nas powinien wpływać na drugiego człowieka i że ludzie tego potrzebują i chętnie sie zmieniają. Ja mam dokładnie takie same odczucia i doświadczenia. Czasem wystarczy uśmiech, miłe słowo, zachowanie wewnętrznego spokoju i ktoś nawet bardzo agrsywny w trzy sekundy zmienia się w fajnego człowieka... warto tak robić i o tym nie zapominać. Tylko jak to zrobic na większa skalę? Niestety, wiekszość ludzi nie wie, że swoim narzekaniem, złością, negatywnymi zachowaniami sami sobie stwarzają trudną sytuację w której żyją, trudności a potem choroby. Ludzie - statystycznie - książek nie czytają prawie wcale. Od dzieciństwa są nauczani "starych"zasad, a otoczenie tez jest takie. I tu jest, moim zdaniem, ogromna a strasznie zmarnotrawiona rola kościoła. Dla swoich doraźnych, materialnych korzyści kościół nie robi tego co mógłby - nie naucza ludzi, że mają Boga w sobie... lepiej, żeby się bali i dawali sobą sterować... szkoda, wielka szkoda...
-
no trzy razy to samo........
-
Matylda, wiem, że tak trzeba postępować i starałam się, próbowałam uśmiechem, wsparciem, pozytywną energią, dobrym słowem..... ale nie ukrywam, że po godzinie chciałam już tylko stamtąd uciekać...... nie mam widocznie w sobie aż takiej siły, jak. np. Ty lub Henryk... ale myslę, że jestem na dobrej drodze :)
-
No w końcu dopadłam do komputera... Matylda, ano święta, ale też w pracy mam spory ruch... Papaja gratulacje wnusi :) Co do Twojego "przebudzenia" duchowego - to musiało się tak skończyć :) :) :) Po co było to wszystko tu czytać? :) Sławek_k - skończyłeś już tą książkę Longa? Ja mam takie oto przemyślenia po jej lekturze: po pierwsze - do mnie nie przemawia ani wahadełko, ani zgadywanie co jest w pudełku, ani nadawanie imienia niżeszemu Ja... to zupełnie nie dla mnie (albo nie dla mojej podświadomości, która natychmiast się buntuje, gdy tylko o takich cudach-wiankach myślę). Może jestem za bardzo "realna" i to są dla mnie "odloty" :) Nawet medytacje, gdy są zbyt długie mnie zaczynają drażnić. Najlepiej medytuje mi się w czasie długich marszów, w lesie, na łące - cisza, piękno przyrody - trzeba tylko umieć się wyciszyć, dostrzec piekno, harmonię, łączność z tym, a nie dać się "zjeść" przez uporczywe myśli... Matylda to moja bratnia dusza w tym zakresie :) I tu przechodzimy do następnej sprawy - książka Longa odpowiedziała mi na pytanie, które sobie od dawna zadawałam - po co są te wszystkie medytacje, joga, siedzenie w jednej pozycji przez parę godzin... nie zastanawialiście się czemu ma to służyć? jaki jest tego praktyczny cel? no bo przecież nie siedzenie pod drzewem samo w sobie? Long odpowiedział na te moje pytania. Chodzi o "wytresowanie" umysłu :) :) Umysł musi robić dokładnie to, co my chcemy :) :) Jednym słowem - ma myśleć o tym, o czym pragniemy by myślał. Nie ma mowy o gonitwie myśli, tysiącu spraw, problemów, które się przez niego przewijają... Aby osiągnąć kontakt z wyższym Ja i żeby jeszcze kontakt ten zaowocował spełnieniem naszych pragnień nie możemy sobie pozwolić na żadne negatywne myśli, zwątpienie, strach, zachwianie naszej wiary, że to możliwe... mamy z pełną mocą i siłą wierzyć, że będzie tak, jak chcemy, żeby było :) To jest cholernie trudne - jesteśmy słabi, niedowiarkami, łatwo się poddajemy, a wtedy klapa - takie odczucia dotrą do wyższego Ja - a ono postapi według tych wskazówek... dlatego właśnie trzeba: 1. ćwiczyć nasz umysł "w posłuszeństwie" - uczymy się skupiać mysli na tym na czym chcemy i tylko na tym, odrzucamy całą resztę - i tu pomaga np. joga 2. warto dostarczać naszemu niższemu Ja bodźców, że to co pragniemy jest możliwe. Po to właśnie warto dbać o kondycję czy przejść na zdrową dietę. Niżesze Ja szybciej uwierzy i zaakceptuje naszą wiarę w to, że będziemy np. zdrowi, nasze ciało będzie dłuuuugo działać bez zarzutu, jeśli dodatkowo podamy mu takie własnie argumenty - np. że dbamy o siebie. To jest coś co robimy i dla niższego Ja i dla wyższego Ja :) :) :) Sławek - ja nie mam takich dylematów, czy to działa czy nie :) U mnie działa. Działało zresztą już dużo wcześniej, zanim poznałam hunę :) Jarosław zapytałeś Matyldę, od kiedy wie, że myśli kształtują rzeczywistość. U mnie to było tak, że o myślach nic nie wiedziałam. Natomiast bardzo dawno odkryłam, że modlitwa ma ogromną moc :) :) :) Spełniało się to, o co się modliłam. A znacie mój stosunek do kościoła - hihihi :) Ale Bóg i kościół to dla nie zupełnie cioś innego... Dodatkowo u mnie to było i jest tak, że jak zaczynam się o coś modlić, to dokładnie wiem, w którym momencie już to otrzymałam... Tzn. przychodzi taki impuls, przeczucie, że już to mam :) (chociaż często jeszcze muszę poczekać, ale wiem, że tak będzie). Czasem to jest bardzo szybko - już po jednaj, dwóch modlitwach - a potem czasam próbuję przedobrzyć i jeszcze trochę się o to pomodlić - i czuję, że to bez sensu - że to już takie "mielenie w kółko"... A innym razem gdy o coś sie modlę, kosztuje mnie to ogromnie duuużo wysiłku, czasu, muszę coś sobie naprawdę "wymodlić", prawie wymęczyć... - ale zawsze wiem, kiedy "już to mam", a kiedy jeszcze muszę "popracować" :) :) :) W ogóle, to myslę, że nie ma jedngo sposobu na kontakt z wyższym Ja, Bogiem, itd. Nawet hunę uważam za jeden ze sposobów (chociaż świetny i dla mnie bardzo praktyczny). Myślę, że każdy może mieć taki swój sposób. Gdyby chrześcijanie bardziej słuchali tego, co nauczał Jezus, chociaż trochę wprowadzili te reguły w swoje życie, to też by wystrczyło... A tymczasm rozbieżność między naukimi Jezusa i rzeczywistością i praktyką u ludzi, w tym u księży... to otchłań... Jarosław, bardzo dziękuję za TAKI komplement :) :) Fakt, że wciągnęło mnie to bardzo, więc pewnie coś tam miałam "wrodzone", ale to nie jest tak, że przyszło samo.... :) Ja musiałam w życiu przejść przez wiele trudności, wyzwań i myślę, żo one były (i są) właśnie po to, żebym MUSIAŁA szukać, poszukiwać sposobu, drogi, żebym mogła to jakoś ogrnanąć... ponoć wszystko w naszym życiu ma swój cel. Trudności, problemy, choroby - też podobno mają czemuś służyć - do czegoś nas "popchnąć", zmobilizować - u mnie tak właśnie było :) :) :) A huna pomogła mi pozbyć się strachu, że "za wszystko trzeba będzie zapłacić", "że prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne....", że "nie znacie dnia ani godziny" kiedy trafi nas coś złego, bo przecież na pewno trafi, musi kiedyś :) :) Teraz wiem, że nie musi :) Zmiana tematu :) Irazu - jak tam a6w? Ja dziś robię szósty dzień :) :) :) Mięsnie brzucha bolą jak cholera :) Wodę z cytryną zawsze piję na Twój sposób - wysiskam cytrynę do lekko-ciepłej wody :) A sposóbowałaś na swoje problemy MSM? Tu kiedyś było o tym dużo - to organiczna siarka, która wpływa na produkcję kolagenu, naprawia uszkodzenia naskórka, wzmacnia skórę, włosy, paznokcie, leczy rany, likwiduje blizny i przebarwienia na skórze, regeneruje też stawy... jednym słowem dobry suplement :) :)
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 11