MonaL.
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez MonaL.
-
Irazu - gratulacje za wytrwałość i skuteczność :) Sok z cytryny na czczo, olej lniany budwigowy i odstawienie mięsa - to jest to, co ja też "ćwiczę" od kilku miesięcy :) Dodatkowo wróciłam do wyciskania codziennie świeżych soków. A wczoraj wystartowałam z a6w - idzie lato, znów trzeba się będzie rozbierać :(, no to warto popracować nad brzuszkiem - kto do mnie dołącza? ja dziś robię drugi dzień :) Matylda, ja swego czasu zaopatrzyłam się w białą glinkę do picia, która właśnie dostarcza krzem, ale zapału do jej przygotowywania i wypijania nie starczyło... Jak piszesz o tych efektach, to chyba do tego wrócę - a chodzi mi przede wszystkim o dzięcię z azs - zacznę mu to znów aplikować... pił nawet bez wiekszych oporów, ale matka leniwa, przestała robić... I jeszcze chciałam się pochwalić, że w czasie mojego embarga na pisanie tutaj ( :) ) zrobiłam 7 oczyszczanie wątroby. Zielone były... Czy one kiedyś się skończą?
-
Co to jest to dzwonko??? Całe szczęście, że tego nie jem...
-
:) co do róznic i podobieństw - to jeszcze te - INTELIGENTMY, PRZYSTOJNY, SZCZERY :) :) :) - to podobieństwa oczywiście :)
-
Gdybym nie miała męża, eh... :O
-
Musicie to obejrzeć: disovery - "Więcej niż magia" KONIECZNIE zobaczcie :)
-
No to teraz będzie hunowo - kto nie chce, niech nie czyta :) Mam natchnienie.... :) Danke - dobrze, że zadałaś pytanie "tylko czy krety posłuchają?" bo właśnie cały wyc (słówko ze słownika Maklera, które mi się szalenie podoba) polega na tym, że o to pytasz. Bo skoro pytasz, to znaczy, że nie wierzysz w to. To jest taki oto mechanizm: o tym, czy coś się stanie tak jak byśmy chcieli czy nie, w pierwszej kolejności zadecyduje nasza podświadomość (czyli niższe Ja). A ono działa zawsze zgodnie z tym, czego zostało wcześniej nauczone. Uczymy je najczęściej my sami. Całe życie powtarzamy mu pewne "prawdy", uczymy go schematów na jakich ponoć działa ten świat, zasad... A jeśli zdarzy się sytuacja z którą niższe Ja nigdy dotychczas nie miało do czynienia, sięgnie ono do tzw. świadomości zbiorowej - ludzi z naszego otoczenia, kraju, grupy społecznej... I co takiego ta nasza podświadomość się nauczyła (od nas) lub uczy od świadomości ogólnej? Ano tego, że krety nie słuchają. Albo, że nalewka tybetańska nie może zadziałać na tak poważne schorzenie jak zawalone tętnice (czy tam żyły, nie wiem dokadnie). Owszem, operacja, leki, by-passy to tak, to działa. Ale czosnek? nieeee. Idzimy dalej. Ta nasza podświadomość samodzielnie nie spełnia naszych życzeń, ale kontaktuje się w tej sprawie z naszą nadświadomością czyli wyższym Ja. Wyższe Ja jest różnie nazywane - także Bogiem, Jezusem, Allahem... Wyższe Ja ZAWSZE spełnia nasze życzenia, ZAWSZE robi to, o co je poprosimy, ZAWSZE w 100%. Ale - uwaga - pamiętajcie, że z wyższym Ja kontaktuje się wyłącznie niższe Ja, czyli podświadomość. A podświadomość mówi, że czegoś się nie da... że coś nie może zadziałać... że to są tylko bajki... że bez lekarza ani rusz... A wyższe Ja nigdy nie postapi wbrew naszej woli - czyli wbrew temu, co mówi podświadomość! Skoro coś jest niemożliwe lub mi szkodzi (tak w to wierzę) to wyższe Ja dokładnie spełni nasze życzenie - to coś nie zadziała lub zaszkodzi :) I nawet wtedy, gdy świadomie chcemy w coś uwierzyć i wydaje nam się, że wierzymy (choćby w tą nalewkę - wierzymy - bo przecież ją zrobiliśmy, pijemy, a nie jest smaczna...) to dopóki nie uwierzy nasza podświadomość, to nic z tego... A, tak jak napisałam, nasza podświadomość wie dobrze, że cały ten Tombak, to może i coś tam dobrze radzi, ale nie tak do końca, i nie w każdym przypadku itd, itp.... Dlatego też koniecznie trzeba zmieniać schematy w naszej głowie, myśleć w zupełnie inny sposób, bo wtedy wszystko będzie możliwe. Pamiętacie drugą zasadę Huny? No, szybciutko, szybciutko! :) Brzmi ona: "nie ma granic" czyli inaczej mówiąc, nie ma żadnych ograniczeń, możemy wszystko :) Byli tacy którzy w to uwierzyli bez żadnego zająknięcia i dlatego chodzili po wodzie, zamieniali wodę w wino, nakarmili tysiące ludzi pięcioma bochenakmi chleba... :) :) :) Albo odżywiali się światłem zamiast pokarmem. A Pływak może zjeść codziennie kilogram wątróbki i kilogram żeberek i będzie żył 120 lat :) :) Gorzej, jeśli Pływak myśli, że to jest zdrowe i tak je, ale że naczytał się na forum clarkowym, że może niekoniecznie tak być, że to jednak może zaszkodzić - i gdzieś w podświadmości przechowuje te informacje... Jednym słowem, nie do końca wierzy, a nawet jak jemu się wydaje, że wierzy, to w podświadomości........itd, itp.... (przepraszam Was, że biorę przykłady z osób tego forum). Jesteśmy w 100% odpowiedzialni za wszystko, co spotyka nas w życiu. To jest trudno przyjąć, bo inaczej nas wychowywano. Owszem, powtarzano nam, że "wiara - nadzieja - i miłość". Ale zaraz uczynni ludeczkowie w czarnych strojach tłumaczyli, że mamy WIERZYĆ w cudowne życie po śmierci, ale już nie we własne siły, we własną moc... Ze mamy mieć NADZIEJĘ, że kiedyś będzie lepiej (po śmierci oczywiście), ale teraz, to im gorzej, tym lepiej... O MIŁOŚCI szkoda mówić, takiej nienawiści jak w kościele (nie tylko katolickim - każdym i w każdej religii) trudno szukać gdzieś indziej - nienawiści do wszystkiego, co inne, odmienne, co nie zgadza się z jedynie słuszną doktryną... (z Żydami włącznie :) :) :) ). A teraz najważniejsze - jak zmienić swoje niższe Ja i zakodowane w nim przekonania? Otóż trzeba zwiększać swoją manę - siłę, wiarę, zaufanie do siebie, wiarę w siebie, także sprawność fizyczną :), rozwijać się duchowo (modlić, medytować...), kochać siebie, ludzi i cały świat, błogosławić wszystko w koło, być wdzięcznym, oczyszczać się (z zawiści, zazrości, nienawiści, strachu, lęku, zaborczości, agresji, gniewu...). To wszystko pozwoli nam dotrzeć do naszego wyższego Ja (lub zbliżyć sie do Boga, jeśli ktoś woli). Jarosław, czy Ty myślisz, że jest w tym co napisałam jakiś sens? A teraz - uwaga - znikam stąd przynajmniej do nastepnego tygodnia (wszyscy - huuura!!!)
-
łooo Jezu, Makler..... nie idzie z Toba pogadać :) :) :) Cały czas coś źle.... :) :) :) no dobra, bez tego jaja następnym razem ;) a na poważnie - faktycznie, nie zwróciłam uwagi, że jajko czy jogurt to nie z ziemniakami.... ale czy to aż tak "drastycznie" trzeba? Mięso to tak, to rozumiem, bo to się długo trawi i w zupełnie inny sposób... ale mleko zsiadłe też koniecznie oddzielnie? Pozostałe przepisy - super - wypróbuję :) Deejay - to ja kupię sobię tą karafkę :) A słyszeliście coś o niebieskiej słonecznej wodzie? Gdzieś to czytałam, na pewno w związku z huną :) :) ale nie pamiętam gdzie dokładnie :) Chodziło o wlewanie wody do szklanej niebieskiej butelki i stawianie jej na jakiś (niedługi) czas na słońcu... nabiera wtedy "dobrych właściwości" :)
-
ps. Dziś mój mąż wygłosił do obcej osoby taką oto kwestię (ja podsłuchałam): że on to z dystansem podchodzi do wszystkich tych moich (żony) eksperytemntów... uważa to trochę za czary-mary i nie do końca wierzy... ale..... musi przyznać, że czuje się po tym lepiej, przestała go boleć głowa, schudł, czuje się lżejszy i ma więcej energii... no i nie jest to takie "obrzydliwe" jak mu się na początku wydawało... że bez tradycyjnego jedzenia, schabowego i kartofli nie wytrzyma i że ta soja i brokuły to też na dłuższą metę nie przejdą.... ale nie, to całkiem dobre i da radę się przyzwyczaić i polubić, bo to nawet smaczne :) :) :) A moim dzieciom ostatnio ugotowałam tradycyjny wiejski obiad: barszcz biały + ubite ziemniaki na połowie talerza (znacie taki sposób - na połowie głębokiego talerza ubite ziemniaki a na połowie barszcz?) do tego cebulka podsmażona na oliwie - nie wierzyłam, że przejdzie, ale po dwóch dniach musiałam zrobić powtórkę :) Teraz obiecałam im ziemniaki w mundurakch z mlekiem zsiadłym i podsmażona cebulą. Podoba mi się barddddo wielce sposób Maklera - im prościej w kuchni, tym lepiej :) :)
-
Dee Jay - dzięki za informacje. Nie znalazłam niestety żadnego sklepu, gdzie możnaby było kupić bidon Nikkena. Ale znalzałam taką stronę: http://planetazdrowie.pl/index.php?option=com_virtuemart&page=shop.browse&category_id=155&Itemid=159 co myślisz o tej płytce energetyzującej, karafce czy prawoskrętnej słomce? Papaja - to co znalazłaś jest bardzo drogie. Opis tego specyfiku "napój ten powstaje w wyniku specyficznego procesu fermentacji otrąb ryżowych, wodorostów, brązowego ryżu i owocu papai przy udziale Efektywnych Mikroorganizmów (EM)" - coś mi to przypomina. A mianowicie bardzo polecaną przez kuchnię makrobiotyczną zupę miso. http://www.seremet.org/miso.html Może poza papają (owocem :) ) niewiele to się różni. A tańsze :) Pastę miso można bez problemu kupić w sklapach ze zdrową żywnością, a taka zupa - super przekąska. Pisałam już kiedyś o tym (bo miałam kiedyś "fazę" na tą zupę i się tym interesowałam), że Japończycy jedzą tej zupy bardzo dużo, nawet kilka miseczek dziennie i są teorie, że to dzieki temu są długowieczni :) Jedna uwaga - pasta miso to sfermentowany jęczmień/ryż + soja, więc węglowodany.... Pływak, ja też kupię oleje przez Ciebie polecone. Moje dzieci nie piją lnianego, a właśnie omegę3 z ryb - spróbuję tych, o których napisałeś. Jarosław, dzięki za info w sprawie kamieni. Pooglądałam już kilka stron w internecie i patrząc na zdjęcia staram się "poczuć", który mi się najbardziej podoba, który chciałabym mieć... i są takie :) Niektóre z nich tak jakby od razu"wpadają w oko". Poczytam o tym jeszcze trochę i kupię kilka, a potem będę obserwować swoją reakcję... Bardzo mnie to ciekawi, ponieważ ja nigdy nie nosiłam żadnej biżuterii, nawet obrączki.... żadnych korali, pierścionków, kolczyków, nic... nigdy tego typu ozdób "nie mogłam" na siebie założyć, bo ich nie tolerowałam.... może czekam na ten właściwy, odpowiedni kamień? Wiem, że najpierw trzeba go trzymać w dłoniach lub kłaść na ciele, dopiero potem można np.oprawić i nosić... Ciekawa jestem jak się z tym będę czuła :) Matylda, a czy Ty wiesz, że podobno bóstwa przyrody/natury są płci żeńskiej (wg Huny)? I że warto prosić je o pomoc w różnych sytuacjach (ale zawsze wtedy, gdy czynimy coś dobrego dla siebie lub innych) i że one chętnie wtedy pomagają :) :) :) Ja czuję się już świetnie. Wróciłam do swoich "maratonów" - na trasę sprzed jeszcze zimy - to około 12 km - i wracam, owszem zmęczona, ale tak naładowana energią, że dopiero wtedy czuję, że żyję. Mogę wtedy zrobić dwa razy więcej inny rzeczy, mimo wysiłku i zmęczenia mam więcej siły - taki mały paradoks :) :) Niestety najmłodszy mi zachorował, wymiotował całą noc... jakiś wirus i trochę miałam przy nim biegania. A'propos - poszłam do apteki po cos na gorączkę - a tam co widzę - na półkach, w świetle i temp. pokojowej wielkie butle oleju lnianego. Zastanowaniam się, przecież taki aptekarz kończy bardzo trudne studia, czego ich tam uczą? Toż to przecież podstawa - przechowywanie leków czy suplementów... I co zrobią z tym olejem? Na przecież nie starcą na tym... wepchną komuś... Szkoda, bo w ten sposób coś dobrego zamienia się w coś złego i szkodliwego... Makler, ano poczekamy na ten grudzień :) A z tym papieżem, który ma się podać do dymisji, to już 15 kwietnia ma być :) :) Ja wiem, co to są głodówki kaskadowe - na początek - jeden dzień głodówki, jeden dzień jedzenia, jeden dzień głodówki, jeden dzień jedzenia itd.... potem dwa itd. Ciekawe, jakie będziesz miał odczucia... Janoity, gdzie jesteś? Nie obraziłeś się o te żarty związane z końcem świata?
-
Papaja, sorry - zmyliło mnie zdjęcie, które wkleiłaś - ten krem z truskawkami optymalnych. Myślałam, że to dotyczy Ciebie i chcesz się pochwalić, jakie pyszności wolno ci jeść. Ale twoja dieta, to chyba jakaś odmiana, sc, czy coś takiego? Matylda, to ja już wiem, skąd u ciebie taki spokój, radość i równowaga... to te nalewki, ziółka w alkoholu... Danke, ja też pamiętam czasy, że w pracy był luzik, chodziłam na 7.00 a o 15.00 już do domku... potem się pochrzaniło, praca od 8.00 do 19.00.... korporacje, wyścig szczurów... Teraz na szczęście pracuję sobie w swoim rytmie (nie muszę tam siedzieć 8 - 10 godzin), nie mam szefa ani zawistnych koleżanek, no i lubię tą swoją robotę, co tu kryć... ale czasem jest ciężko... Doszłam do wniosku, że do mojej sytuacji znakomicie pasuje takie zdanie (wyczytane na jakiejś stronie internetowej) pochodzące od mistrza zen Jakusho Konga: "przekonałem się, że jeśli o jakiejś kwestii za wiele myślimy, zaczyna nas ona przerastać, a gdy coś "po prostu robimy", nieźle nam wychodzi". Ja za dużo myślę... nie potrafię tak po prostu zdać się na los, cały czas czegoś szukam, ciągle mi czegoś brakuje... a jak już coś zaczyna iść nie po mojej myśli, to wchodzę na takie obroty... wiem, że szkodzę tym najbadziej sama sobie. Dlatego postanowiłam spróbować innej metody. Otóż dziś postanowiłam sobie, że będę KAŻDEGO DNIA chodzić na 10-12 km marsze (nie powiem, że nie daje mi to w kość) a wyprodukowaną w ten sposób energię będę kierować w stronę moich aktualnych kłopotów - dotąd, aż sie rozwiążą... Do tej pory chodziłam dwa, góra trzy razy w tygodniu, ale teraz dam sobie "wycisk"... I jeszcze drugie postanowienie - od dziś tylko i wyłącznie POZYTYWNE MYŚLENIE, absolutniej żadnej, ani jednej negatywnej myśli, strachu, zwątpienia - nie dopuszczę tego do siebie pod żadną postacią. Ma być dobrze i koniec. :) Makler - masz rację, że do dłużeszj głodówki trzeba się porządnie przygotować, fizycznie i psychicznie, zaopatrzyć w kamienie, znaleźć samotne miejsce, bez ludzi, bez mierzenia czasu, pośpiechu... Piszę się na taką głodówkę w przyszłości. daj znać , kiedy rozpoczynasz przygotowania i jak je robisz :) Jarosław zmartwił mnie jeśli chodzi o te kryształy - to jak je do siebie dobrać?
-
Choopaki - Makler, Janoity - rzuciłam okiem na linki, które ostatnio wkleiliście, coby wiedzieć, o czym wy tu w ogóle mówicie... brama światów, mer-ka-ba... Za bardzo się wczytywać nie miałam czasu. Ale powiem, że baaaaaaaaaardzo spodobała mi się idea uwonienia ludzkości od "wojny, ubóstwa, zatrzymywania zniszczeń środowiska naturalnego i uwolnienia ludzkości od harówki, nędzy i choroby" :) kiedy to ma być? w grudniu 2012? Fajnie :) :) :) Najbardziej jednak spodobał mi się jeden z komenarzy pod artykułem :O Dziewczyna pisze, że czekając na te wspaniałe zmiany już dziś postanowiła NIE PRACOWAĆ :) Ma co prawda kredyty, ale liczy na cuda i jakoś miesiąc za miesiącem ciągnie i się udaje :) :) :) Cudownie!!! Ja też tak chcę! Muszę pogadać z mężem, może rzucę to wszystko w diabły! Aha, ona jeszcze radzi, żeby po prostu odpoczywać, opalać się, przebywac na słońcu, rzucuć się "w wir zaufania"! Bosko :) :) :) Ten drugi artykuł już trochę gorszy - wg tego autora przetrwają tylko nieliczni, bo reszta straci pamięć.... Jarosław, a ja jestem ciekawa, jak ci "wizjonerzy" będę w styczniu 2013 tłumaczyć fakt, że nic się nie zmieniło. Bo - uwaga - zmiany mają być spektakularne, nie takie tam sobie, dyskretne czy subtelne, ale ogromne, łącznie z zagładą części ludzi, przebiegunowanie, lub przynajmniej (co bym najbardziej wolała) świat ma być wolny od wojen, zła, zawiści, nędzy... Jakie będą styczniowe komentarze? Ja stawiam na takie, że oto kosmici (krórzy za to wszystko odpowiadają lub przynajmniej tym sterują) uznają, że ludzie jeszcze nie "dojrzeli" do tych zmian i zbyt dużą ich liczba musiałaby zginąć.... dlatego odłożyli proces transformacji ziemi (wytwarzając specjalne pola ochronne) na późniejszy termin, jak już więcej osób osiągnie odpowiedni rozwój duchowy lub zabezpieczy się mer-ka-ba-mi :) :) :) Ja na całe szczęście mieszkam w zasięgu tej mer-ka-by na Pomorzu :) :) Nie musze budować swojej w ogródku, chociaż trochę mi szkoda, bo zadałabym klina do myślenia sąsiadom.... chociaż nie wiem, co by ostatecznie sobie pomyśleli, więc lepiej może nie :) :) :) Niestety - żeby nie było za dobrze - mieszkam też w zasięgu tsunami, tego znad Ameryki, co to i nad Bałtyk ma dotrzeć.... cholera, już nie wiem co gorsze.... ps. traktujcie proszę to co napisałam z przymrużeniem oka. Nie wiem na ile poważnie podchodzicie do "tych spraw" a nie chcę nikogo urazić, więc wolę to napisać :) :) ;)
-
To tak podobno jest na diecie optymalnej, że każde odstęspstwo kosztuje... samo jej przerwanie tak po prostu, też ponoć może doprowadzić do poważnych kłopotów ze zdrowiem :( Ja tymczasem już od rana wypiłam codzienną dawkę oleju lnianego (z sokiem z owoców goi) i 2 szklanki świeżo wycisniętych soków z warzyw. Posprzątałam domek do weekendowych rewolucjach i teraz już biegnę na 10 km trasę :) Śniadanie dopiero po powrocie i to będzie właśnie pajda chleba staropolskiego z masłem i warzywami - wszystkiego i dużo :) Mam zamiar powalczyć ze swoimi stanami depresyjnymi, które od kilku dni gdzieś tam się czają... Powód - oczywiście praca..., nadeszły ciężkie czasy, u mnie wszyscy wkoło maja mniejsze lub większe problemy... Ale nie dam się, pozytywne myślenie, programowanie, otwarty umysł, wszystko uda się :)
-
A teraz zmiana tematu - postanowiłam wyjaśnić tym osobom przypadkowo odwiedzającym to forum co to są ci "clarkowcy" :) Otóż, to jest taka sekta, raczej dość dziwna. Wierzymy w kosmitów, ale ich nie lubimy, bo regularnie uśmiercamy zielonych ufoludków, głównie przez utopienie w sedesie (hihihi - ale mi się udał dowcip, co? jestem z siebie straaasznie zadowolnoa:) :) :) ) I jeszcze - obowiązkowo chodzimy na co dzień i do spania w luźnych galotach :)
-
Witam pod koniec mojego 4 dnia głodówki... ledwo tu doszłam, żeby coś tam skrobnąć... Dziś już ostatni dzień, bo strasznie mi słabo i mam co chwilę zawroty głowy. Jutro postaram się być jeszcze na samych sokach... Głód, jak się okazało, jest najmniejszym problemem. Najgorzej z osłabieniem, bólami mięśni i głowy, zimnem, nie mogę też spać... Makler, chyba trafiłeś - potrzebne mi są i krótsze głodówki i inne sposoby oczyszczania. Do tej pory uważałam, że jest w miarę ok, ale ta głodówka pokazała, że niekoniecznie... Po pierwsze właśnie dlatego, że tak fatalnie się czuję... to nie jest normalne, moim zdaniem dochodzi tu do szybkiego oczyszczania i jednocześnie zamozatruwania.... Po drugie - zaobserwowałam niesamowitą rzecz - wczoraj, tzn. 3 dnia późnym wieczorem... Zacznę od tego, że bardzo dobrze oczyściłam jelita, jeszcze przed głodówką lewatywami kawowymi i środkiem przeczyszczającym, a każdego jej dnia rano dmowa lewatywami z wody. Jelita były puste. Wiem też, że jest to warunek, żeby nie czuć głodu, więc się do tego przyłożyłam. A tymczasem wczorajszego wieczoru jelita się odezwały - i (nie wdając się za bardzo w szczegóły) wyszła okropna, czarna, gęsta i lepiąca maź........ bardzo gęsta czarna galareta.... o zapachu - po prostu ropy naftowej........... pierwsze skojarzenie - jak mazut.... było tego z pół szklanki. Coś okropnego i coś tak dziwnego, czego jeszcze nigdy nie widziałam. Zastanawiam się, czy to z jelit, ale moim zdaniem raczej gdzieś wyżej - z wątroby, żołądka, trzustki.... Coś się oczyściło. Tak więc opłacało się pocierpieć, człowiek nie zdaje sobie sprawy jakie paskudztwa ma w sobie... a przecież robiłam już 6 oczyszczeń wątroby, kilka postów (Dąbrowskiej, jabłkowe Edgara), piję codziennie olej lniany i kilka razy w tygodniu soki.... A może właśnie dlatego, że to robię, to przy okazji głodówki poszło coś szybciej? W każdym razie, na pewno Makler ma racje - to musi być dla mnie impuls do kolejnych, różnistych oczyszczań. Ja na razie do urynoterapii nie dojrzałam. Ale może następną głodówkę zrobię właśnie taką? No to wam opowiedziałam ciekawostkę przyrodniczą na wieczór :) :) Przepraszam :) Jarosław, zachęcam oczywiście do takiej głodówki, choćby po to, żeby sprawdzić jak to wygląda :) Ale powiedz mi proszę, dlaczego do tej pory byłeś przeciwnikiem głodówek na wodzie? Matylda, spróbuj koniecznie, to naprawdę doświadczenie warte przeżycia. Ogromne ćwiczenie także dla psychiki. Sprawdzają się też te rzeczy opisane w książkach: organizm wchodzi na wolne obrotu i nagle robi się bardzo duuużo czasu... co akurat niekoniecznie przy głodówce jest dobre... dziś np. ja liczę całe popołudnie godziny... żeby już iść spać... Człowiek skupia się też na sobie i swoim wnętrzu, świat na zewnątrz przestaje interesować.... niestety, dzieciaki i mąż nie chcą tego zrozumieć :) Zakwas buraczany.... to co napisaliście brzmi bardzo zachęcająco - jutro kupię buraki i nastawię :) Ja na razie piję soki wyciskane m.in. z buraków. Henryk, ja też się cieszę, że się tu "wprowadziłeś" :) Co do książek: zakupiłam już wcześnie a właśnie doszły takie oto - "Diagnostyka karmy" Łazariewa - akurat DeeJay i Janoity wspominali o tym autorze, "Uzdrawiające kryształy, podręcznik leczenia 1200 dolegliwości kamieniami szlachetnymi" - Makler, będę się dokształcać, bo temat mnie zainteresował "Wyzwolenie. Broń psychotroniczna. Tajemnica wojskowych badań na Syberii" Dimitrii Wereszczagin - hihi, ciekawe co to...
-
Witam wszystkich :) Makler, dałam się skusić :) Postanowiłam pogłodować i dziś jestem na głodówce 3 dzień. Uznałam, że to najlepszy czas - wiosna, więc pora na oczyszczenie, odrodzenie, sprzątamy domy, podwórka... to może i siebie. Potem już będą święta, długie weekendy (:) ), lato... nie będzie chęci ani czasu... Pierwszy dzień minął mi średnio. Spory spadek samopoczucia, osłabienie, głód... Drugi dzień i dziesiejszy, trzeci za to - bardzo ciężko... i to nie głód jest największym problemem... Po prostu czuję się tak, jakbym przechodziłam ciężką grypę. Bolą mnie okropnie kości, mięśnie - głównie w łydkach i plecy. Jestem tak słaba, że ledwo chodzę. Cały czas mi zimno i mam dreszcze. Zastanowiam się, czy to możliwe, żeby po dwóch dniach bez jedzenia były aż takie objawy? Myslę sobie, że może przygotowałam organizm wcześniejszymi dietami i przejściem na wegetarianizm i teraz coś się lawinowo dzieje - mimo złego stanu czuję, że to dla mnie dobrze :) Może tak silna reakcja organizmu oznacza, że po prostu wziął się porządnie do roboty - oczyszcza, może pozbywa się jakiego początku choróbska... Tak oto się pocieszam i wspieram :) :) Powiem Wam jeszcze, że ani dieta Dąbrowskiej, ani 3-dniówka na jabłkach wg Cayce'go nie dawały takich efektów i w ogóle, trudno to porównać. Tamte diety/posty to przy głodówce na wodzie pikuś, bułka z masłem zarówno jeśli chodzi o przetrwanie/przetrzymanie i jeśli chodzi o objawy związane z reakcją organizmu. Makler, ile Ty dni wytrzymałeś za drugim razem? Mam nadzieję, że, zgodnie z tym co czytam, od 4 dnia będzie lepiej - podobno tak jest - następuje poprawa samopoczucia itd. Czy możesz to potwierdzić? Papaja, pamiętam, że od dawna chciałaś spróbować głodówki, tylko bałaś się, że jeszcze schudniesz, a już ważysz mało. Ja teraz poczytałam trochę i powiem Ci, że Małachow i Wojtowicz piszą, że w takich przypadkach jak Twój, spadek wagi nie jest aż taki duży - to po pierwsze. Po drugie - po 3 głodówkach (oni zalecają taki system dla ludzi z przewlekłymi chorobami, tzw. głodówka dozowana) - waga wraca do normy, tzn. jest wyższa niż przed głodówkami - czyli wtedy, gdy jej spadek(niski poziom) był wynikiem choroby. Podają opisy osób np. z chorobą nowotworową lub innymi, wyniszczającymi. Osoby te były słabe i miały niską wagę. Ale dla nich głodówka często było ostatnią deską ratunku. A po przeprowadzeniu calego programu (trzy głodówki po kilkanaście - kilkadziesiąt dni) nie tylko choroby się cofały, ale waga wracała do fizjologicznej normy :) No dobra, dosyć pisania, idę napić się wody :) Pocieszające jest to, że naprawdę nie chce się jeść - jestem tak wykończona, że nawet głodu nie czuję :) pozdrawiam
-
Papaja - przeczytałam - fajna rzecz te mikroorganizmy... chyba spróbuję :) Pływak - a jak twoja dieta? Dalej jesz wysokobiałkowo i bez węglowodanów? Jakie odczucia? Obiecałeś też badanie choresterolu :) :) Jestem bardzo ciekawa tego wyniku :)
-
już ostatnie, obiecuję :I :U :< :> :? :&
-
Jarosław, a ja Ci dziekuję, że w ogóle rozpocząłeś ten temat - wiele się od tego czasu zmieniło w moim życiu :) Twoja odpowiedź mnie zaskoczyła (pozytywnie), bo to co ja zauważyłam u siebie (już wcześniej, od kiedy zaczęłam stosować zasady huny) to właśnie fakt, że przestałam się bać :) A wcześniej bałam się... przyszłości, niepowodzeń, kary boskiej, złych kudzi, starości, śmierci... naprawdę wielu rzeczy... Co do problemów, to znów powołam sie na książkę R.Morrell "Święta moc huny" - "aby rozwiązać problem, nie należy z nim walczyć, ani atakować innych i szukać jakiejś siły zewnętrznej odpowiedzialnej za ten problem, ale zwiększyć swą moc wewnętrzną, swoją moc stórczą, własną manę". Może ty masz już tak dużą manę, że nie masz problemów :) :) :) Matylda, u mnie w domu w porządku, chciaż mam ostatnio tak dużo pracy, że jestem już bardzo zmęczona, a co za tym idzie, czuję się zaniedbana... ale "duchowo" jest bardzo dobrze, mam dużo energii, wiosna i słońce dodają sił :) Kupiłam te niemieckie leki i czosnek i przygotowuję się do kolejnej akcji odrobaczania dzieciaków, fuj :( A co u Ciebie? Czas nas uczy pogody - http://www.youtube.com/watch?v=JJdY_9lKPZk
-
Witaj Jarosław :) Dobrze, że wróciłeś, bo cosik tu pusto ostatnio. Ani Matyldy, ani Papai, ani Janoitego, ani Maklera, ani p1975, pozostali też wpadają tylko na chwilkę... Poczytam chętnie o tym przebaczaniu. Chciałam Cię jeszcze zapytać, czy po swoich doświadczeniach z jogą (i osiągnięciu stanów, o których napisałeś) odczułeś jakieś zmiany w "normalnym" życiu. Czy coś się zmieniło, np. twój sposób patrzenia na coś, łepsze radzenie sobie np. z problemami, jakieś zmiany w realcjach z innymi ludźmi... Czy mógłbyś powiedzieć że te doświadczenia z jogą w jakiś sposób wzbogaciły twoje życie? Chodzi o takie normalne życie: praca, kontakty z innymi ludźmi... O zdrowie nie pytam, bo wiem, że nie masz z tym problemów :) Dzięki :)
-
Jarosław, skończyłam czytać książkę i oto moje ostateczne refleksje: Joga jest świetną metodą pozwalającą na panowanie umysłu nad ciałem - chętnie skorzystam z tych technik, podoba mi się to "przejęcie kontroli". Jednak jako całość jest dla mnie systemem "nieżyciowym". Tak jak jest napisane w rozdziale 29, niewielu osiągnie "stan ostateczny" bo jest w nich za duży "zew życia". O to właśnie chodzi. Nigdy nie poświęciłabym pięknego, słonecznego dnia, możliwości oglądania wieczorem letniego nieba, pieknego obrazu czy przebywania z dziećmi dla odosobnienia, skupienia na swoim wnętrzu, odrzuceniu tego co materialne na rzecz rozwoju świadomości... może to jest dla tych, którzy mają nadmiar czasu i mogą te rzeczy połączyć. Ja nie mam i jestem "zachłanna" na każdą wolną minutę - chcę ją wykorzystać wyłącznie na "cele materialne" bo one dają mi niesamowitą przyjemność, radość i szczęście :) Jednym słowem, gdy mam czas wolę skopać ogródek, pojechać z dziećmi na rowery, pouczyć sie angielskiego lub polenić się na słońcu niż zamknąć na "swoim wnętrzu". Może jogini nie mieli takich dylematów... i nie musieli dokonywać wyboru. Ja muszę i mój wybór wcale nie jest dla mnie karą, wręcz przeciwnie :) Myslę nawet, że osiągam tą całą "nirwanę" na 100 innych sposóbów :) Czyli dalej nr 1 zostaje huna :)
-
Czytam książkę R.Morrell o Hunie i spodobał mi się fragment mówiący o tym, że w naszej kulturze/cywilizacji uważa się, że "święta wiedza" nie jest ważna. Liczą się tylko fakty i osądzanie co dobre a co złe. Np. gdy uczą nas w szkole o geometrii pitagoryjskiej, to sam Pitagoras jest prawie całkowicie pomijany. Uczą nas że zrobił on coś dziwnego z trójkątami, a nic nie wiemy o świętych zasadach, według których żył i nauczał. Tylko nudne liczby... Ludzie "zachodu" (czyli my :) ) - z pewnością nie czujemy się centrum wszechświata, który jest olbrzymi. Niezliczone galaktyki, Układ Słoneczy to tylko mała ich cząstka a Ziemia - jedna z wielu planet tego układu. Dalej - ogromne kontynenty, państwa, miliardy ludzi... I gdzieś tam jedna osoba pośród wielu innych - porusza się w ogromnym i złożonym świecie nad którym nie ma zbyt wielkiej kontroli. Kiedy jakiejś osobie coś się przytrafia - zwykle nie ma to żadnego głębszego znaczenia. Nawet nasz Bóg (chrześcijański) jest od nas daleko - jest oddzielną, odrębną postacią, przebywającą w innym królestwie. Tymczasem kahuna albo szaman - znajduje sie w centrum magicznego wszechświata, w którym wszystko jest ze sobą połączone. On sam jest magią, połączoną z siłą przenikającą wszystko i stąd zdolną do rozwierania kosmosu za pomocą swej wiedzy i rozjaśniania go. Dla kahuny cała natura jest jego rodziną, a wszystko, co się dzieje w jego otoczeniu ma związek z nim samym. Bogowie zjawiają się w wielu różnych postaciach i wszystko jest oznaka Boga. Kahuna sam decyduje, których bogów manifestuje i kiedy. Wszystko jest znaczące. Już imiona niosa przesłanie. Sny są znakami. Każdy rodzaj pogody to jakiś sygnał. Jeśli kahuna o czymś pomyśli, a jakies zwierzę przetnie mu drogę, traktuje to jako wiadomość dla siebie... ps. wiekszość z powyższego to cytaty :) :) - trzeba szanować prawa autorskie, a ja nie stawiałam cudzysłowów :)
-
Basiasara, zrób sobie kilka dni odpoczynku od ciężkostrawnego jedzenia. Wtedy okaże się, czy to wina diety. Jedz ugotowany na papkę ryż, też taką rozgotowaną kaszę jaglaną a do tego oleje i gotowane warzywa, ale nie strączkowe. Wyeliminuj nabiał, pieczywo, mięso, surowe warzywa i owoce... Zobaczysz czy to coś da i przekonasz się, czy Twoje dolegliwości mają taką przyczynę. I jeszcze jedna ważna rzecz - ruch, nie wolno o tym zapominać. Zupełnie inaczej pracuje wątroba i jelita gdy jest się aktywnym fizycznie. Tombak polecał długie marsze i ja też jestem ich zwolenniczką. Po takim godzinnym, szybkim spacerze przechodzi ból głowy, wątroby, przelewania i dyskomfort w jelitach... Byle systematycznie, najlepiej codziennie :)
-
Umiemy i umieliśmy - bez oglądania filmów :) :) :)
-
I jeszcze fragment o właściwościach anty-rakowych oleju lnianego i jego pozytywnym wpływie na choroby okrężnicy: "Zawarte w oleju lnianym kwasy omega-3 działają antagonistyczne na wzrost komórek rakowych spowodowany nadmierną ilością spożywanych kwasów omega-6. Hamują namnażanie komórek i ograniczają ogniska rakowe. Spożywanie oleju lnianego prowadzi do śmierci (apoteozy) komórek nowotworowych z przewodu pokarmowego, głównie wpływa leczniczo na zmiany w obrębie okrężnicy jelita grubego, może też zmniejszyć wzrost komórek raka piersi. Natomiast lignany (fitohormony, hormony roślinne), jako antyoksydanty mają bezpośredni wpływ na unieszkodliwianie działania wolnych rodników, bezpośrednio odpowiedzialnych za zwyrodnienie nowotworowe komórki. Hamując aktywność enzymu 5-alfa-reduktazy wpływają na rozwój i leczenie raka prostaty. " Tylko jedna uwaga - trzeba ten olej kupować przez internet prosto od producenta (Oleofarm, Złoto polskie) bo tylko oni gwarantują odpowiednie przechowywanie, transport i jakość.