łoj dana łoj dana
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez łoj dana łoj dana
-
nie na każdym, bo tylko 2 razy
-
możliwe, że za szybko, ale nawet nie wiem kiedy tak się zaangażował.
-
Adrienne pamiętam po prostu jak było z Tobą na początku, w końcu wróciłaś do tego faceta. Ale może było Ci to potrzebne do tego, żebyś coś zrozumiała, żebyś miała tą świadomość co teraz i pamiętaj, nie pozwól sobie tego odebrać, bo jeśli Ty sama o siebie nie zadbasz, jeśli sama siebie nie uszanujesz - to nikt tego nie zrobi, nikt nie przeżyje Twojego życia za Ciebie. Mam nadzieję, że czyta to supersuper, bo wiem, że też bardzo przeżyła swoje rozstanie i pewne zachowanie, które ją zawstydza. Jak się dziś czujesz z tym wszystkim supersuper? Czy z perspektywy czasu nabrałaś dystansu do tej sytuacji? Odnajdujesz jakieś dobre strony tego? Nabrałaś nadziei na lepsze jutro? Zaopiekuj się sama sobą tak jakbyś musiała dbać o małą dziewczynkę. Zakasaj rękawy, uśmiechaj się i idź. Idź do przodu. Opłaci się, zobaczysz. Realizuj się, łap wszystkie chwile. Czasami trzeba być bardzo upartym w życiu, na siłę brnąć do przodu. To pomaga w walce - czy to walce z chorobą, czy z cierpieniem, a nawet z samą sobą. A jest też takie powiedzenie, że życie ma tyle kolorów ile potrafisz w nim dostrzec. Gwarantuję Ci moja droga, że nie wszystko jest czarne, szare czy po prostu białe. Bardzo bym chciała, żebyś szukała tych cieplejszych kolorów życia - uparcie szukała, a z czasem po prostu widziała je na porządku dziennym. I wierzę, że to nastąpi - ba jestem tego pewna. Nigella, bardzo mnie zastanawia czy napisałaś ten list, o którym mówiłam Ci na początku? Czy może sama dałaś sobie radę, po prostu z czasem? I jak eks? Szuka kontaktu? A Ty? Jak Ty sama postrzegasz siebie i swoje życie? Jesteś pozytywnie nastawiona?
-
cześć dziewczyny Szczerze mówiąc strasznie się popłakałam czytając tą wiadomość. Wszystko zepsuł, nie musiało tak być a teraz jest za późno na cokolwiek. Raz dałam się nabrać i wróciłam - po prostu wierzyłam, a może chciałam wierzyć, że coś zrozumiał, że się zmieni, ale to było tylko chwilowe. Jemu odpowiada bycie razem bez żadnych zobowiązań, obietnic, wiele razy mi mówił, że nie może czuć się osaczony, że potrzebuje przestrzeni. Nie dojrzał do poważnego związku i tyle. Adrienne masz zupełną rację co do niego. Nie zamierzam się z nim spotkać bo puki go nie widzę, to jestem silna, ale boję się, że gdy go ujrzę, gdy on na mnie spojrzy i to spojrzenie będzie mówiło wszystko to zadrży mi serce. Gdzie on był wtedy kiedy było mi najciężej, kiedy zmuszałam się do "życia", walczyłam sama ze sobą. I ze wszystkim byłam sama. Nigella nie jestem z nim od 5 miesięcy, a nie widziałam się z nim od 6 miesięcy. I tak, też przypominam sobie, że mówiłam, że on będzie żałował i na pewno odezwie się. Znam go, potrafiłam zawsze z jego pocałunków wyczytać "kocham cię", rozpoznać tęsknotę, złość, zmęczenie albo wymuszone okazanie uczuć. Poznawałam to po pocałunkach, po tym jak mnie przytulał, jak na mnie patrzył. Nie miał świadomości tego, ale czasami się dziwił jak mnie pocałował a ja mu odpowiadałam "ja Ciebie też" i pytał skąd wiem o czym pomyślał. Nie mógł mnie okłamać bo zawsze wiedziałam kiedy kłamie. A co do tych pamiątek o które pytałaś... pozbyłam się tylko zdjęć. Kupił mi kiedyś storczyka, wciąz o niego dbam bo jest piękny. Mam też od niego lampkę nocną, którą ciągle zapalam. Uważam, że te rzeczy są zbyt piękne, a on nie jest wart by je wyrzucać ze względu na niego. Kilka moich ulubionych ciuchów jest też od niego i też wciąż je noszę. Żyję ze świadomością, że krzesło na którym teraz siedzę było jego miejscem, że poduszka na której śpię była dla niego najwygodniejsza, że sukienka, którą miałam na sobie parę dni temu była jego ulubioną i wiele takich innych. Nauczyłam się z tym żyć, tłumacze sobie, że to tylko przedmioty, rzeczy, które nie mają duszy, które nic nie znaczą. I wiem, że skoro nie chcę ich wyrzucić to znaczy, że coś zrozumiałam i dojrzałam do pewnych spraw, a na początku chciałam się pozbyć wszystkiego, więc jakiś krok do przodu zrobiłam. Nie mam żadnego zdjęcia, bo patrzenie na jego twarz było dla mnie najtrudniejsze (i nadal jest).
-
Witajcie dziewczyny :) cóż, mój były zaczął się mną "intensywnie" interesować, ale ja unikam z nim kontaktu, nie odpisuję na wiadomości, nie odbieram telefonów. Właśnie odczytałam wiadomość od niego: "masz swiete prawo do tego, zeby miec mnie gdzies i lekcewazyc. w pelni to rozumiem. ale musze ci to powiedziec, bo zycie ze swiadomoscia tego co zrobilem i tego za kogo mnie masz jest dla mnie udręką. nie rozstalem sie z toba z braku milosci. kocham cie, kochalem i nie wyobrazam kochac kogos innego. nie mam nikogo bo moją miloscia bylas ty i pewnie jeszcze tak bedzie. ale ja nie potrafie byc w zwiazku na dluzsza mete. to nie chodzi o ciebie osobiscie. bo ty jestes najlepsza osoba jaka znam, jestes cudowna, dobra kobieta i wiem ze potrzebujesz stabilizacji a ja nie potrafie ci tego dac. nie wiem jestem jakis dziwny i sam tego do konca nie rozumiem ale boje sie powaznego zwiazku, boje sie deklaracji, nie wiem czy wiesz co mam na mysli. chcialbym sie z toba spotkac, porozmawiac o tym, bo ciezko mi to opisac. mialem czasem takie chwile, ze wolalem poswiecic ta milosc niz zmusic sie do slubu. zaczalem sie bac jak wyczulem ze ty juz potrzebujesz tej stabilizacji. wiem ze mialas ciezko w zyciu i rozumiem, ze potrzebujesz mezczyzny ktorego bedziesz pewna a ja nie moglem tego ci dac a jednoczesnie nie moglem cie ranic bo zaslugujesz na to zeby byc szczesliwa zeby miec swoja rodzine a ja nie jestem na to gotowy. nie zrobilas nic zlego, niczego nie moge ci zarzucic, nasze rozstanie bylo przeze mnie. ale chce z toba o tym porozmawiac, bo wiem ze nie zaslugujesz na to. czekam na wiadomosc" Przeczytałam tą wiadomość i tak naprawdę już nic nie rozumiem, ale tez chyba nie chce już nic wiedzieć, po co rozdrapywać stare rany? Faceci, którzy sami nie wiedzą czego chcą to najgorsze ścierwo w życiu za przeproszeniem. Zostawia mnie bez słowa, bez wyjaśnień po 3 latach przez smsa czy gg. A teraz się tłumaczy i usprawiedliwia. Żenada.
-
Ja jestem z Dolnego Śląska. A Ty Nigella?
-
nie zgodziłam sie. nie po tym przez co przeszłam. zaczęłam normalnie funkcjonować, nie mogę dać sobą znowu manipulować. I wiecie, to niesamowita satysfakcja słyszeć "błagam cię, wiem co zrobiłem ale błagam wybacz mi bo nie mogę bez ciebie żyć" podczas gdy ja mu wszystko wygarnęłam. niesamowicie później płakałam w domu. powiedział, że sie wystraszył bo wyczuł, że ja zaczynam potrzebować stabilizacji, że boi się poważnego związku i sam nie wie dlaczego. nie mam ochoty się nim opiekować, pomagać mu w przekonaniu się do stworzenia związku bo szkoda mi swojej młodości na takie terapie wstrząsowe. przyznał się, że spotykał się z kilkoma dziewczynami, ale nic z tego nie wychodziło bo wszystkie porównywał do mnie. a ja powoli zaczynam mieć problem z przypomnieniem sobie jego twarzy....
-
dziewczyny czy to jakiś zlot?? mój eks tez sie do mnie wczoraj odezwal
-
Supersesuper- zadałaś powyżej ważne pytanie "skąd brać siłę?". Najprościej mówiąc najlepiej byłoby gdybyś miała zapchany cały wolny czas jakimś zajęciem. Czerp radość z tego, co lubisz robić, na pewno masz jakieś pasje, uprawiaj sport (bardzo poprawia nastrój), biegaj... Jan Paweł II powiedział coś w stylu: "Jeśli czujesz się samotny odwiedź kogoś kto jest jeszcze bardziej samotny". Nie myślałaś o tym, aby zostać wolontariuszką? Ja kiedyś opiekowałam się maluchami w domu dziecka, trochę też w hospicjum. I powiem Ci, że ujrzenie na własne oczy cudzego cierpienia, świadomość, że ktoś ma gorzej sprawia, że cieszymy ze swoich "małych nieszczęść", po prostu zmieniamy trochę punkt widzenia i te nasze zmartwienia bolą trochę mniej. Inwestuj w siebie, polepszaj się, bo to Ci się zwróci. Myśl teraz tylko i wyłącznie o sobie, bo jesteś najważniejsza, to Ty masz być szczęśliwa. Nie oczekuj od życia cudów, myśl o sobie, na nic nie czekaj. Jest jeszcze takie powiedzenie "szczęście przychodzi do tego kto za nim nie goni" z autopsji wiem, że to święta prawda. Wszystko co dobre przychodzi wtedy, gdy się tego nie spodziewamy, gdy o tym nie myślimy. I nie żałuj niczego. To tylko życie. Wierzę, że każda z nas nie bez powodu przeszła to wszystko, spotkała takiego a nie innego faceta. Po każdej burzy w końcu zaświeci słońce. Myślę, że jesteśmy bogatsze wewnętrznie o pewne doświadczenia, które zahartują nas do dalszego życia, które nas sporo nauczą. Bo wszystko co nas spotyka ma swój porządek, swój sens. Zamiast żałować tego co było, powinno sie wyciągać wnioski na przyszłość. Może to niedorzeczne, ale ja mocno wierzę, że każda z nas prędzej czy później będzie szczęśliwa. Super super, wiesz ja sobie tam wmawiam, że on nie istnieje od dłuższego czasu. I momentami przyłapuję się na tym, że faktycznie wydaje mi się, iż tego związku nie było, że to czyjeś opowieści o czyimś życiu, a nie moja historia. Ale on sam sobie zasłużył na to, by być uznawanym za nieistniejącego, dosłownie za "nic". Odpływam od tego wszystkiego. Chwilami boleśnie. Ale mimo to jestem z siebie dumna, staram się jak mogę, bo kocham życie, mimo wszystko. Bardzo doceniam wartość każdej chwili, bo każda z nich niesamowicie szybko mija i jest niesamowicie krucha. Dlatego tak bardzo szkoda poświęcać mi czas na zamartwianie się, choć bywa to silniejsze ode mnie.
-
Cześć dziewczyny. Tak czytam i czytam te nasze perypetie... po co to wszystko. Niezłą lekcję życia dostajemy, prawda? Obyśmy takich ludzi jak Ci faceci spotykały jak najmniej, ale trafiały na takich, na jakich trafiliśmy w tym wątku, którzy nas zrozumieją, czasem potrzeba tylko tyle. W niedzielę czułam się naprawdę kiepsko. Teraz jest już znacznie lepiej. Może to dzięki rozmowie z tym moim znajomym kolegą-księdzem. Gdy byłam w tamtym związku pamiętam, że ten kolega za każdym razem gdy do mnie dzwonił pytał czy jestem szczęśliwa w życiu. Nie umiałam mu odpowiedzieć. Często chciałam tylko powiedzieć, że "nie wiem czy jeszcze chcę tak żyć". Mimo to, zawsze mówiłam, że jest ok. Myślę, że wiedział, wyczuwał jak jest naprawdę i dlatego tak często o to pytał, odkąd nie jestem w tym związku, przestał zadawać mi to pytanie. W niedzielę powiedział mi coś w stylu, że nie można żyć tylko i wyłącznie przeszłością ani przyszłością, trzeba się odciąć od tego co było, bo co było minęło i nie wróci, trzeba żyć chwilą obecną, teraźniejszością bo tylko wtedy można by szczęśliwym i ze spokojem oczekiwać jutra. Coś w tym chyba jest. A żeby móc zacząć tak myśleć powinnam sobie wmówić, że tego nie było, że ON nie istnieje.
-
Ylka ze mną po powrocie było dokładnie tak samo. czułam taki niesmak, jak to nazwałas. aż łapałam się na tym że wydawał mi się coraz bardziej obcy. po prostu cały czas miałam w sercu to co mi zrobił. wybaczyłam, ale nie zapomniałam, nie potrafiłam tego oddzielić. nigella, supersuper... błagam was, nie róbcie takich głupot nigdy więcej.
-
nie mam sił - znasz takie powiedzenie "co z oczu to z serca"? uwierz, że działa. to fikcyjne podtrzymywanie relacji... jak dla mnie to jakieś nieporozumienie. szkoda, że dałaś się ponieść emocjom... ale nie Ty jedna, my wszystkie tutaj mamy podobne doświadczenia. ja tak robiłam jak jeszcze byliśmy razem... teraz nie odzywam sie do niego i nie odezwę, nie dam mu tej satysfakcji i koniec. a slonce i deszcze faktycznie ma kiepsko bo razem studiują, ale wierzę, że da radę, trzeba być silną. będzie dobrze, cokolwiek miałoby to znaczyć. zastanawiam sie co u Adrienne...
-
Chyba większość tak ma, bo ja w sumie też najpierw muszę się z kimś zaprzyjaźnić, nawiązać więź, żeby zaufać itp. bo tak naprawdę to chemia z czasem mija i co ludziom zostaje... miłośc opiera sie na przyjaźni, więzi. moim zdaniem ludzie w związku powinni być nie tylko zakochańcami, świetnymi kochankami ale przede wszystkim przyjaciółmi, że tak to nazwę
-
Adrienne, jesteś uzależniona od niego, myslę nawet, że masz bardzo niskie poczucie własnej wartości skoro pozwalasz na taki bieg wydarzeń. powiedz dlaczego Ty się godzisz na takie traktowanie? czego Ci brakuje? jesteś brzydka, kaleka? przecież na pewno trafi Ci się w życiu ktoś bardziej wartościowy. wiem, że to długa, żmudna droga, że będziesz musiała przecierpieć ten związek, swoje przepłakać, żeby móc na nowo komuś zaufać, może nawet wytrwale czekać. ale pomysl, czy nie warto przez to przejść by żyć normalnie? nikt nie da Ci co prawda gwarancji, że ten następny będzie lepszy ale na pewno będzie inny. zresztą, Ty już pod innym kątem będziesz wybierała. ale to jest mozliwe, wystarczy spojrzec dookoła, nie my pierwsze i nieostatnie. no ale trzeba chciec. trzeba miec swiadomosc, ze terazniejsze Twoje wybory będą miały wplyw na to, co bedzie jutro, czy za 10 lat. od twoich decyzji baaardzo wiele zalezy. i nikt tych lat mlodosci ci nie zwroci. naprawde warto tak sie poswiecac dla kilku milych chwil z nim? bo przeciez on sie nie zmieni, skoro do tej pory tego nie zrobil. Adrienne, to oczywiscie Twoje zycie, twoje deceyzje, dopuki sama sie nie spazysz to nikt ci nie przetlumaczy. i nie chce, zebys myslala ze się madrzę. bo to nie sa tylko slowa. przechodzilam przez to samo, wiem jak to jest byc taką zabawka dla faceta, jak to jest kochac i nic nie dostac w zamian. chcialabym, zebys byla szczesliwa, bo zaslugujesz na to ale ty tez musisz tego chciec. skoro Twoja decyja jest ostateczna to coz... życzę Ci tylko cudu.
-
Adrienne, mi też dziękował jak do niego wróciłam, znam te wszystkie słowa, które przytoczyłaś. a co się naobiecywał... nawet części nie spełnił. czuję się wykorzystana, ale cóż. zostawił mnie po raz drugi, nie sądziłam, że kiedykolwiek mnie to spotka. u mnie od rozstania mineły 4 miesiące. wydaje mi się, że najgorsze już za mną. te pierwsze dni, miesiąc są najcięższe. ale ja się nie dałam, wychodziłam do ludzi, chodziłam na zakupy, zajmowałam się czymś, dużo pracowałam. nie przeszło mi całkowicie, ale uśmiecham się, normalnie jem i śpię, planuję swoją przyszłość. nie wiem jak wam ale mi bardzo spadło po tym rozstaniu poczucie własnej wartości. dlatego inwestuję w siebie jak tylko mogę. nowe ciuchy, fryzjer. zapisałam się na kurs hiszpańskiego oraz uczę się pływać, bo nie potrafię a chcę sobie udowodnić, że jestem coś warta.
-
ja bym pewnie wybaczyła, ale nie zapomniała. w rezultacie gnębiłabym jego i siebie. taka męczarnia więc po zdradzie nie chciałabym być już z tym facetem, bo to jest taka spirala- raz spróbował, później też się nie zawaha, ze wszystkim tak jest
-
slonce i deszcz, zmusilam sie do jednego spotkania. to bylo pierwsze i ostatnie. po prostu nie moge, mam jakas blokade, choc chce kogos poznac.
-
wiecie dziewczyny tak sobie czytam, że jesteście podłamane, smutne itp i u mnie jest inaczej. nie liczę już na niego, jak sobie pomyślę, że mielibyśmy znowu być razem... czuję niechęć do niego. nie potrafiłabym znowu. wszystko jest ze mną ok, śmieję się, rozmawiam, żartuję ale ciągle czuję wielką pustkę, nie mogę się odnaleźć. mam 4 adoratorów i nie potrafię żadnemu z nich dać szansy, nie potrafię zmusić się do spotkania z którymś z nich. nie rozumiem tego. przecież nie chcę być sama, skoro jest okazja to powinnam się umawiać itp ale ja jakoś nie mogę się przemóc, co o tym myślicie? miałyście tak kiedyś?
-
ylka rozumiem, że Twój były chce wrócić i się stara tak? ja uważam, że teraz on będzie zdlny zrobić wszystko, no prawie wszystko, poliże Ci buty itp poświęci się bo będzie do tego zdolny jednorazowo by osiągnąć swój cel. niech się stara, owszem, serce Ci może zadrży ale zaufania nie odzyskasz. wiesz co on mógłby zrobić? cofnąć czas! oczywiście życzę Ci jak najlepiej ale ciężko jest do siebie wracać, czasem sama miłość to za mało. znam mnóstwo takich związków, niektórym się udało, są dziś małżeństwem ale każda z nich mówi, że dobrze pamięta rozstanie itp. i że potrafią to wypominac, czasem niby w żartach, ale to świadczy o tym, że zawsze się pamięta jak zawiódł nasz ukochany. ja przez pół roku jak byliśmy razem po tym jak wrócił skulony jak pies cały czas miałam w sercu to jak mnie potraktował. i nie wyobrażam sobie z nim życia, chociaż uczucia we mnie nie do końca wygasły to nie potrafiłabym się teraz przełamać, za dużo żalu we mnie. naprawdę ciężko na nowo zbudować związek z tą samą osobą i odzyskać zaufanie.
-
Bóg zrobił co chciał i co uznal za sluszne. moja droga, jesli chcesz naprawic sobie opinie to zachowuj sie z klasa, jak prawidzwa, wartosciowa kobieta :) a jemu los predzej czy pozniej utrze nosa, a Ty mozesz go olewac, lekcewazyc i w koncu sam wpadnie na to, ze chyba nie jest taki super, skoro juz go nie chcesz i nie zwracasz na niego uwagi
-
nie mam sił_ wiesz to chyba jakiś niedojrzały facet, już masz dowód na to, że jest podatny na wpływy innych. to źle wróży
-
Omegaialfa, wiesz nawet gdyby mnie błagał i płakał na kolanach - nie ma już czego u mnie szukać. Pół roku temu wrócił skulony jak pies, kiedy to ja zaczynałam normalnie funkcjonować, zaburzył tym mój nowy rytm życia. I wtedy go przyjęłam. z jednej strony nie żałuję bo nie mogę sobie zarzucić, że nie próbowałam dać szansy temu związkowi ale z drugiej... może gdybym nie uległa moje życie wyglądałoby inaczej? może byłabym z kimś innym? to pół roku było takie, że ja mu już nie ufałam jak kiedyś, po każdej kłótni czekałam aż ze mną zerwie, miałam wciąż do niego żal. nie przyjęłabym go bo wiem, że już mu nie zaufam. i oboje będziemy się tylko męczyć. nie przeszło mi jeszcze całkowicie, ale często myślę, że go nienawidzę za to, co się ze mną teraz dzieje. ten lęk przed zaufaniem innemu facetowi, taka ucieczka, żeby tylko cierpienie się nie powtórzyło. małymi kroczkami próbuję to zmieniać.
-
bo to egoista jest i odzywa sie tylko wtedy gdy czegos chce. malo tego- jest pewien, ze Ty odpowiesz. zaprzestan odpowiadania na jego smsy, wiem, ze to pewna slabosc ale nie daj sie, niech spieprza
-
supersuper, odezwie sie nie w sensie powrotu ale ogolnie... obczaic teren itp :) nie obraz sie, ale z tego Twojego bylego to jakis niedojrzaly debil, gowniarz. gratuluje Ci rozstania z nim, masz teraz szanse ulozenia sobie zycia na nowo z kims wartosciowym, a tamten zwiazek potraktowac jako dobrą lekcję