Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Kantalupa

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Piękny post Laskarki. I do tego - jakże mi potrzebny. Mam kryzys ideowy i faktyczny. Rozhulałam się po tych nartach, teoria swoje, praktyka swoje. Niestety jedno od drugiego znacznie odbiegło.... Efektem jest już przybranie wagi. Słodycze i chleb. Co z tego, że ciemny. Za dużo. Ponieważ ćwiczę regularnie i dołożyłam sobie jeszcze jeden dzień na fitnessie - wydawało mi się, że jak sobie poluzuję, nic się nie stanie. Ostatnio na "piłkach" jak spojrzałam na siebie w lustrze - klęska. Efektem było pocieszenie się czekoladką. Zł a Kantalupa się rozpanoszyła w głowie. I mąci. Dziewczynki. Jesteśmy wielkie, ale jak to niepostrzeżenie się może przechylić na bok - ten rozsądek i dieta. Moja leży na boczku i kapie jej z nosa. Ze złości..... Muszę się wziąć za siebie. Nie można bowiem mówić sobie, że nic się nie stało skoro rozmiar się nie zmienił. Stało się - ja po prostu widzę siebie z boku i nie podoba mi się to.... Przestrzegajmy się przed oszukiwaniem samej siebie. A ja tak się trochę robiłam na szaro i jestem na siebie zła. Tyle wysiłku, tyle mądrych postanowień, tyle wytrwałości, tyle wsparcia od Was. No i zawiesiłam się na pierwszym większym zakręcie.... Czas na korektę. I to poważną. Trzymajcie za mnie łapki. Niedobra Kantalupo - schowaj się! Grrrr.... Pozdrawiam Was serdecznie i dziękuję. Papa :(
  2. No to jest ciekawe z tymi ostatnimi kilkoma kilogramami. Ja też bym szczęśliwa była widząc te 3 mniej, ale to się nie rusza nic a nic. Czy jem czy nie jem. Już to sprawdziłam na przykładzie "luzu" świątecznego,gdzie i tak mi nic nie "wlazło".... Pewnie się cieszyć trzeba, prawda? Może to moja optymalna waga..... A ja zacznę się z nią mocować,to potem ze zniechęcenia będę się pocieszać jedzonkiem i nieszczęście gotowe...., prawda? Dzisiaj poleciała pomidorówka z cebulą i ogórkiem kiszonym. Jednak kremy wchodzą najlepiej. Tylko, że zimno mi co nieco rano i najgorzej jest do południa przetrwać. Potem już leci.... Śniegu w mieście jakieś pół metra spadło, cały czas partiami dosypuje.... Na szczęście dzieci się za łopatę biorę, a opony też mam w porządku, żeby z podjazdu się wykopać, więc jakoś będzie... Ale dobrze, że zima jest. Dzięki temu przypomina mi się, że jesteśmy już bliżej wiosny..... I tym optymistycznym akcentem pozdrawiam Was Moje Drogie Dietowiczki. :) Gdzieś nam się Herbatka zapodziała.... w zaspie....? :) Pozdrówka
  3. Halo hej :) Zapał ok, optymizm też na miejscu, ale nie smakuje mi nic :).Klęska, co? Zrobiłam bakłażana w pomidorach - uduszone wszystko z cebulą i jak mi pachniało, tak wejść nie chciało do przełyku. To jest ciekawe przy tym dietowaniu, że człowiek się samym gotowaniem najada. Powącham, pokroję, poduszę, pogotuję i jak mam do spożycia przygotowane, już mi się jeść nie chce... i tak zostaje...., też tak macie? A poza tym zamieć za oknem i dosypuje śnieżku.... Buziaki. Trzymaj się Laskarko! Jeszcze weekend i troszkę ... i już! :) Dzielna kobita z Ciebie :)
  4. Czyli jesteśy umówione ! :) Będzie dobrze :) Pozdrowinki:)
  5. Witajcie! Ale teraz czas nastał. Jakiś taki mam nerw naciągnięty. Dzisiaj na fitnessie tak sobie rozmawiałyśmy i stwierdziłyśmy szczerze, że nam się już ćwiczyć nie chce. Już na przeszło. Ale wiemy, że trzeba. I z dietą też tak jest. Najpierw człowiek się stara, żyje tym dietowaniem, potem jest z siebie dumny, dalej pozytywnie nakręcony, potem złe nawyki dają o sobie przypomnieć, potem znowu się do pionu staje, znowu satysfakcja z wytrwania i prawidłowej postawy, a potem się po prostu nie chce, a trzeba. Ja obecnie tak mam. Staram się nie myśleć o tym, żeby sobie nie zmęczyć "ustroju". W przeciwnym razie tak się rozłożę, że jeśli choćby kilo przybędę, to go w życiu nie zrzucę, bo się nie zmobilizuję. Ale jak tu nie myśleć? Tutaj pierniczki popiekłam, tutaj kaczkę kupiłam i już planuję jej przyrządzanie, tutaj mak doprawiam, bo i makowiec i kluski będą, tutaj serniczek mruga okiem z przepisu siostry, kapusta, grzyby, farsz na pierogi.... i tak dalej. A jeść nadal się lubi..... Ojjjj oj.... Kolejny kryzys. W dodatku jutro mam urodziny, do tego te święta, potem nowy rok i tak mnie bierze czas podsumowań, tęsknoty za minionym czasem, obawy o przyszłość i taaakie tam inne - same wiecie najlepiej... Mam jednak nadzieję nie zgubić w tych oparach nastroju myśli dość ważnej - że dałam radę w tym roku zejść z tej wagi ;). No to sobie gratuluję. Gratuluję Wam też! Laskarko - nie za duże odgruzowanie dobra rzecz :). Jak to miło przeczytać, że ktoś dla zabawy wchodzi w mniejsze ciuchy :) Super! Herbatko! Chwała Ci Panie, że Cię puściło - może taką masz urodę - zima musi Cię popieścić..... Wnosząc po Twoich wpisach kucharskich, to i kuchnia "dąbrowska" i ta tradycyjna pewnie znakomite w Twoim wydaniu :). Drogie Koleżanki! Ponieważ nie wiem, czy tu jeszcze zajrzę, to życzę Wam wszystkiego najlepszego, samych spokojnych i pogodnych chwil, zdrowej radości i ciepła domowego oraz siły, siły i jeszcze raz siły. Ona nam pozwala być lekkimi jak piórko :). Dziękuję Wam też za towarzystwo i wsparcie. WESOŁYCH ŚWIĄT :)
  6. Wiecie co? Chyba to jest zimowe "futrowanie" te nasze "chcenia" zakazane. Trzeba się zaakceptować w tym wydaniu. Laskarko! Dzięki za Twoje mądre słowa wsparcia. Teraz chyba nie czas na diety, a każdej z nas się trochę nagrzeszyło, więc panika się zakroiła w naszym ambitnym klimacie POdietkowym. Nie dajemy się. Nie będzie też tak, że od razu "spuchniemy" niemożliwie. Jak to Laskarka podała - zgrzeszyć trzeba świadomie, to potem się wraca na tory prawidłowe. Najgorzej jak się człowiek oszukuje, że przecież nic nie zjadł, nic nie zrobił. Wczoraj zjadłam orzechów laskowych w kawie z czekoladą. Mój Boże! Jaka ja byłam szczęśliwa! To jest to 20 procent ulgi, które nam się należy. Herbatko! Ty się musisz odbudować zdrowotnie. Organizm podpowiada, co mu dobrze zrobi. Myślę, że nie ma co się szykować na wielkie święta - w końcu to tylko kolejny weekend. A ostatecznie rybka będzie, fasolka tylko z rozmarynem bez omasty, zupka czy to barszczykowa czy grzybowa też się wpisuje w lekkie jedzonko. Ciasta można po kawałeczku, ale świadomie i dość. Fakt, że odchudzić się to betka. Pozostać odchudzonym to jest coś! Ale pozostajemy. Wierzę w to. Ja nie ważyłam się przez prawie tydzień i wczoraj stanęłam na wadze odnotowując, że nic się nie stało.... Czyli aż takich szkód się nie dorobimy. Na pewno jesteśmy na dobrym kursie. Czasem jakieś parkowanie w krzaczkach się zdarzy z niezdrowym kąskiem, ale jesteśmy tylko ludźmi. Grunt, by kontrolować głowę. Jesteśmy Wielkie. Powtarzam się? Ale nie nudzi mi się to stwierdzenie :) Pozdrawiam Was serdecznie :)
  7. Coś w tym jest. Mam na myśli kwestię śniadanek. Ja nie należę do osób, które rano jedzą śniadanie. Na diecie ścisłej piłam w domu wodę z cytryną i dopiero w pracy coś jadłam. Można powiedzieć, że sobie to nałożyłam jako jeden z elementów tej regularności w reżimie, której pragnęłam zaznać. Zresztą wtedy łatwiej jest się utrzymać w pewnych ramach. I tera co? Teraz nadal mi się nie chce śniadania. Jadę na fitness lub siłownię i od siódmej ćwiczę, a potem dopiero około 10, 11 jem śniadanie. Zdarza się więc, że generalnie trzyma mnie ono potem aż do powrotu do domu, gdzie około 18-19 jemy obiad. I na tym koniec jedzenia. Czyli wygląda na to, że można żyć bez śniadania. Ponieważ po diecie skurczył mi się żołądek, zmieniłam też tryb życia, bo przeszłam na inny system pracy - takie jedzenie - czy też niejedzenie nie dość, że mi odpowiada, to nawet chyba służy. Nie jestem głodna, nie jestem ociężała, ani nie pozbawiam się tego, co potrzebne, bo posiłki mam urozmaicone. Poza tym nie wyobrażam sobie ćwiczeń na siłowni po śniadaniu, ani śniadania w postaci sałatki warzywnej zimnej - czy to z liściem czy nie.... Najbardziej do mnie przemawia ten żywy sok warzywny lub owocowy... Chyba musimy się słuchać uważnie, być mądre i świadome i dbać o siebie. I będzie dobrze :) Pozdrawiam Was Dziewczynki :) Do miłego :)
  8. Herbatko trzymaj się! Bakała - jak to ładnie, że się odezwałaś.Takie 2,2kg to w granicach błędu jest. Nie przejmuj się. Trochę wrócisz na lżejsze jedzonko i wyrówna się. Sama cały czas szukam złotego środka, bo to jest tak, że jak zrobię coś zdrowego i lekkiego, to kusi, żeby zjeść więcej..., no i tak się koło zamyka... Słodyczy się chce, ale cóż.... Trzeba się z tym mocować. Skuteczna reguła jest taka - na 20% sobie odpuszczamy, a na 80% się odchudzamy, czy też trzymamy ściśle. Dobra myśl :) Trzymajcie się Dziewczynki prosto i mocno. Ja teraz trochę się rozregulowałam, bo zmieniłam pracę - czyli przeszłam na swoje - długo wymarzone..., ale zmienił mi się tryb dnia i regularność, która właśnie w diecie pomagała i trzymaniu się prosto. Czyli nowe wyzwanie. Cały czas coś. Musimy dać radę. Wierzę, że nie można zmarnować efektów, które osiągnęłyśmy. Zdrowotnych i estetycznych. Będzie dobrze :)
  9. Dzięki wielkie Drogie Koleżanki :). Laskarko - walec wyrównuje. :). Zrobiłam gołąbki z całkiem fajnym sosikiem pomidorowym. Lekki i pożywne. A na kapustę trafiłam bardzo mięciutką i kruchutką. Liście się super utrzymały, nie rozpadły, a przy jedzeniu łatwo się rozdzielały. Teraz sobie myślę, że jakiegoś kremiku warzywnego bym zjadła. Dzisiaj jakoś bez weny kulinarnej żyję i chrupię seler z jabłkiem. ;) Trzymajcie się Dziewczyny. Herbatko - powodzenia na zdrowym!!! Ala laska z Ciebie już nieziemska musi być - masz wagę dziecka :). Ufam jednak w Twój rozsądek i mądrość, więc to chyba nie za mało, tak? Ale co z ciepełkiem. Zauważyłam po diecie, że częściej i intensywniej odczuwam zimno. Po prostu pozbyłam się "płaszczyka" i czuję chłód w miejscach i sytuacjach, w których tego wcześniej nie było... Jest dobrze :). Pozdrawiam Was i do miłego. Nie zasypiajmy. Niech nam to forum żyje :) Dzięki Papa :)
  10. Coś nam wątek usnął. :( Dlatego muszę zaglądać tu więcej. Choćbym miała sama do siebie pisać. A to z tej przyczyny, że ostatni weekend to grzeszny był okropnie i mam wrażenie, jakbym się co nieco wykoleiła. I to po pochwałach Laskarki :(. Mąż mnie namówił, byśmy zrobili krokiety. Więc ugotowałam barszcz - na wywarze mięsnym oczywiście, zrobiliśmy te krokiety, były bardzo udane. Mąż smaży cieniusieńkie naleśniki, mięso było chude do farszu, ale jednak ta panierka, to smażenie. Smakowało, że nie wiem. I tym się martwię. Tak rozjeść się można na poważnie i to groźne będzie. Potem popołudniu siostra z rodziną zajechała, dzieci sobie zażyczyły grzanek z jajkami, więc i coś tam wpadło.... Echhh.... Niby niewiele, ale czuję, że to jest niebezpieczne. Na dodatek chce mi się strasznie słodkiego. Z kilka dni @ - niby wymówka, ale nie nie nie - tak ciężko sobie odmówić. To chyba kryzys na zdrowym. W końcu mnie to dopadło. A tak szłam wzorowo. Co prawda waga się nie pogorszyła, ćwiczę nadal regularnie, ale na myśl o warzywnym piątku już mnie gnie..... Człowiek jest silny jak stal i kruchy jak szkło. Raz udaje nam się pokonać swoje demony i nawyki, a potem one nas dopadają i zjadliwie przypominają o sobie - przecież nie zniknęły - tylko odstąpiły na chwilę. Tak sobie pomyślałam, że to przypomina o potrzebie ciągłego myślenia i zwalczania złego. Doskonale nam się udaje na diecie, świetne mamy wyniki, chwalimy się - ale nie jesteśmy innymi ludźmi od tego. Co najwyżej dowiadujemy się czego, o czym nie wiedziałyśmy. Ale stare błędy powracają... Nie pozostaje nic jak tylko przypomnieć sobie o nauce z diety. By i dobre strony naszego "ja" przypomniały o sobie, a nie tylko te grzeszne. Życzę Wam wytrwałości, siły i uśmiechy w tym wszystkim. Lekko nie jest. Laskarko - gratululję dwutygodniówki. Mnie teraz nie byłoby na to stać. Jesteś wielka! Herbatka udziela się na dietowym forum, ale może zaglądnie tu też jako weteranka i niezłomna dietowiczka. Dziękuję Wam i chociaż trochę na molowo dzisiaj zaśpiewałam, to mam nadzieję odzyskać format niebawem..... Życie, życie.... samo życie :)
  11. Herbatko! Teraz wracam do Twojego wcześniejszego postu. Jesteś tarczycowa, a więc klimaty hormonalne się gdzieś tam kołaczą. Tak sobie myślę, że może teraz jest czas na zbadanie estrogenu też, prawda? Wiem, że takie bolące guzki w linii szczęki i dekolcie to jest też symptom hormonalny. Może coś się stabilizuje albo coś się "bujnęło" u Ciebie tym razem przy diecie... Bo skórne sprawy raczej wyszłyby na wierzch niż tak bolały podskórnie. No trzymam za Ciebie, bo jesteś dzielna, że hej! Gratuluję zakończenia pełnego postu i życzę Ci wytrwałości i kulinarnych inspiracji na zdrowym :). Pozdrawiam :)
  12. Witajcie Dziewczyny! Bakała się znalazła :)Hej! Już się zastanawiałam jak Ci idzie. Nie jest łatwo nie, nie. Ja sobie trzymam nadal poniedziałek i piątek warzywny. W pozostałe dni nawet nie ciągnie mnie za bardzo do dziwnych rzeczy, ale ostatnio chleb się zaczął pojawiać. Chyba trochę za dużo. Wagę kontroluję, jest dobrze. Brakuje mi jeszcze kilo do upragnionych 20kg. Myślę, że to bardzo ważne, że mogę się teraz w domu ważyć. Przez lata po prostu byłam nieświadoma tego, jak tyję. We wtorek na zjazd rodzinny założyłam nową kieckę i w niej było rzeczywiście widać jak teraz jestem szczupła. Ciotki oczy robiły, a ja pałaszowałam sałatę, buraczki i mięso. Kluski oddałam mężowi i szwagrowi, potem piłam herbatę i było ok. Okazuje się, że nie trzeba jeść łopatą, a można jeść łyżeczką..... Do tego musiałam dojrzeć, by zmądrzeć. Jem rano, potem około południa i około 18-19. Trzy razy. Pomiędzy piję tylko. Nie pojadam, choć trochę mnie ostatnio ciągnęło do słodkiego. Powstrzymałam się i przeszło. Niech żyje dr Dąbrowska i wszystkie jej dietowiczki! Jesteśmy wielkie! Aaaa - i nie napisałam, że wczoraj zaszalałam na wyprzedażach. Rzeczywiście nie trzeba się rujnować, a można nieźle się obkupić. Najlepsze jest to, że wybierałam między 40 i 42 zależnie od fasonu i jedną bluzkę nawet 38 przymierzyłam (ale nie była ładna... :)) Kiedyś mogła wybierać między 46-48. Te rozmiary dzisiaj rozwiozłam i wydałam "potrzebującym". Dziękuję Wam Dziewczyny za wspólne zmagania i trzymam kciuki najmocniej :). Amen :)
  13. Pączuszku, na obiad zrób górę kolorowej sałatki, uduś sobie bakłażana i kurczaczka, a na deser jabłko pieczone z cynamonem i żurawiną. Zobaczysz - zjesz wszystkiego po małym "trochu" i będzie pięknie :). A na stole będzie kolorowo i pełno. Zmiany, zmiany, zmiany. To jest dobre. Trzeba się rozwijać, odkrywać, pokonywać. Trzymam za Was łapki - Drogie Koleżanki. Śmiałam się wczoraj z siebie, bo przyszłam do domu, wydałam rodzince obiad i jak już zjedli, to ja tak stoję, patrzę na tę kuchnię i nagle - matko jedyna! ja przecież nie jadłam!?? Oni mieli polędwiczkę i ziemniaki oraz zupę pomidorową z makaronem, więc nie jadłam, ale tak się jakoś krzątałam przy nich, bo wczoraj jakiś taki ruch był popołudniu, tu jedno dziecko, tu drugie, mąż jakieś telefony odbierał, na moment zajrzała teściowa i co? I zapomniałam zjeść! No coś takiego :). A najlepsze, że nie byłam głodna. Patrzę na zegarek - jadłam a pracy przed pierwszą, nic mnie nie ssie, byłam w międzyczasie na siłowni, a tu już piąta i nie jadłam... Powiem Wam, że uważam to za największy sukces tej diety. Że zapominam o jedzeniu, że nie żyję, by jeść. To ciekawe. Ale dobrze. Potem zjadłam ugotowanej fasoli - ja dodaję rozmarynu, ale z kminkiem spróbuję. I taki średnio-mały talerzyk mi zrobił ok, a potem już nie potrzebowałam nic. Dzisiaj z sera białego zrobiłam sobie sałatkę dodając papryki, cebuli, ogórka i skusiłam się na mały plasterek gotowanej szynki indyczej - tak dla smaku. Bez chleba. Na wadze w dół. Tak więc - jest dobrze. I będzie dobrze, czego sobie i Wam życzę :)
  14. Bakała! Jesteś?! :) Całe szczęście, bo już się zastanawiałam jak Ci idzie. Ja właśnie skonsumowałam sałatkę z połową kabanoska (podobno drobiowego) i jest dobrze. Wczoraj na moim dniu warzywnym chodziło to za mną. Dzieciom ugotowałam zupę pomidorową na rosole, a widzicie pomidorówka już jest z pomidorami u mnie, a nie z przecierem... Tak powoli zmiany się wprowadza i okazuje się, że nie trzeba się martwić tym, że czegoś tam rodzinka nie zje. Zje i już. Chodzi też za mną ryba. Ale jeszcze trzeba trochę na nią poczekać. Jak Wam idzie Dziewczyny? Macie jakieś swoje recepty na dania, które są już tymi "z nowego życia PO diecie"? Podzielcie się :) Pozdrawiam Was i biorę się do roboty.
  15. No i tak Koleżanki Drogie. Dzisiaj spróbowałam chlebka. Ciemnego i ziarnistego. Ciężko w brzuchu, zgaga i ogólny dyskomfort. Miałam wrażenie, jakbym cegłę połknęła. A smakował przy jedzeniu wyśmienicie. Może i lepiej, że taki efekt nastąpił, bo nie będzie mnie kusiło, jak sobie przypomnę swoje późniejsze odczucia. Ryż też mi nie smakował, jak spróbowałam pierwszego dnia POdietowego. Hmmmm, co jeść, co jeść? Odechciało mi się przez ten ryż robienia gołąbków i wyczarowałam dzisiaj bigosik z włoskiej kapusty. Zaczęłam od podlania odrobiną oliwy z oliwek poszatkowanej kapusty z cebulą i tak uprażyłam to na początek - zapachniało fajnie. Potem zmieliłam marchewkę z selerem i pietruszką, dołożyłam do duszącej się kapuchy, parę pomidorków, papryka i sól, pieprz ziołowy i kolorowy, liść laurowy, mielonej papryki słodkiej dość sporo, a do tego pokrzywa i majeranek. Udusiło się udusiło i dochodziłam do gara potem trzy razy - jak już mnie przestał tak żołądek kąsać po tym chlebie. I teraz czuję się dobrze. Ale ryby to mi się chce. Tylko teraz się obawiam, żeby nie było po niej tak, jak po chlebie, którego też mi się tak chciało.... Wychodzenie jest trudniejsze niż te minione 6 tygodni. Tam było wiadomo co i jak, decyzja o reżimie zapadła i już. A teraz coś mi się wydaje, że mogę się trochę męczyć na tym już niby dozwolonym jedzonku. Ale pomalutku. Najgorzej to się rzucić na jedzenie bez pomyślunku. Kupiłam biały ser półtłusty. Myślę zrobić pastę z papryką, cebulą i ogórkiem. I to by mi niby pasowało do chlebka, ale jakoś teraz mniej we mnie entuzjazmu na tę okoliczność :). Zauważyłam, że na siłowni bardzo mało się pocę. Przed dietą zaś i w jej początkowych tygodniach to wylewałam hektolitry, nawet pociły mi się łokcie i kolana. :) Czuję też, że jestem słabsza - szczególnie na piłce, bo tam dość dużo siły jednak potrzeba do ćwiczenia równowagi. Czyli, że czas jest, by zacząć jeść. Dziękuję Wam Dziewczynki za to forum również, bo widzę, że będzie mi potrzebne. Mam nadzieję, że będziemy się tu wspierać skutecznie :) Czytałam Paczuszka i Babci Misi wpisy z diety i POdiety - czapki z głów. Jak śledziłam Wasze losy, takie abstrakcyjne to było dla mnie - szczególnie w początkowym okresie. Ale teraz cieszę się, że wsiadłam na ten sam wózek. :) Tak więc - musimy dobrze i mądrze gotować, mądrze żyć i być zdrowe. Ja jestem zadowolona i tego Wam też życzę :)
×