Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

TheAktina

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Witam Was:) Dziś piękny dzień:) Cieszę się jak głupia, bo dostałam dziś plan na studia i w ogóle się cieszę, że na nie idę, co mi bardzo pomaga w kolejnym postanowieniu:):):) Czasami,żeby nic nie ruszyć, smaruję sobie kropki pastą do zębów zanim podejdę do lustra i często pomaga:) Dziś Dzień całowania dziewczyn! ;D Także dużo całusów życzę;)
  2. Blue Lilac, podobnie jak Ty jestem wierząca i właśnie w czasie kiedy wytrzymałam ponad półtora miesiąca, byłam naprawdę blisko Boga. W tym roku, na mojej drugiej Pielgrzymce złamałam się tylko dwa razy, z czego jestem dumna:) Wiele razy już prosiłam Boga o pomoc, ale wiem, że nic nie dzieje się od tak i nagle o tym nie zapomnę, że potrzeba dużo moich chęci i siły woli,oczywiście we współpracy z Bogiem i nie jest to nieosiągalne, ale bardzo bardzo bardzo trudne. Cieszę się, że Tobie się udało:) życzę powodzenia:)
  3. Właśnie tak to można nazwać: amok.. Od kiedy trafiłam na forum codziennie rano robię sobie postanowienie, że nic nie tknę, ale codziennie polegam. Dziś też mam postanowienie i może dziś się wreszcie uda;) Życzę miłego weekendu:)
  4. Hej, dziewczyny:) Cieszę się, że nareszcie znalazłam kogoś, kto ma podobny problem. U mnie trwa to jakoś od piątej klasy szk.podst.(więc długo, bo właśnie skończyłam czwartą klasę Liceum i zaczynam studia). Nie mogę sobie z tym poradzić. Mama próbowała już wszystkiego: smarowała rany fioletem, żebym ich nie ruszała, zaklejała plastrami i straszyła, że wyśle mnie tak do szkoły, zaklejała gazetami lustra, konfiskowała biżuterię i kosmetyki, i milion innych sposobów, żebym przestała znęcać się nad swoją skórą. Na krótką metę to działało, na dzień, dwa, tydzień, ale później spowrotem do tego wracałam. Po kilku latach, oprócz twarzy, zaczęłam "męczyć" też plecy, dekolt, łokcie, kolana i uda. Kiedy rodzice to zobaczyli (przypadkowo, na basenie), to miarka się przebrała, próbowali zaostrzyć kary i szlabany na komputer, telewizję, a w końcu zaczęli straszyć, że wyślą mnie do psychologa.Bez skutku. Po jakimś czasie Mama zaprowadziła mnie do psychologa, ale trafiłam na kobietę, która po pierwsze była też terapeutą mojego ojca i nie do końca jej ufałam, a rozmawianie z nią (a raczej moje monologi) i wywlekanie przeszłości, bardzo bolesnych zdarzeń i aktualnych problemów rodzinnych zaczęło mnie jeszcze bardziej denerwować i doprowadzać do domowych "sesji drapania". Mimo, że pokładałam wielkie nadzieje w to, że mi pomoże, psycholog była do kitu, jedyne co powiedziała i miało jako-taki sens, to coś takiego, że rany na sercu i psychice odzwierciedlają się na mojej skórze( czy coś w ten deseń). Babka podjęła też współpracę z dermatologiem. Lekarka z kolei stwierdziła, że to jest problem tylko i wyłącznie natury psychicznej,dała jednak fajną maść (CLINDACNE-tylko na receptę), po której blizny ładnie się rozjaśniły.Polecam! Jedynym warunkiem na idealne działanie leku jest nie drapanie. Po długich rozmowach z Mamą doszłysmy do wniosku, że jeśli sama sobie z tym rady nie dam, to żadne przymuszanie i kary skutku nie dadzą. Teraz ograniczam się do twarzy, od czasu, do czasu na plecach i bardzo rzadko, w granicach dwóch krostek na dekolcie i udach lub na kolanach po depilacji,ale one szybko znikają i ich raczej długo nie męczę. Najbardziej wkurzam się na to, co robię z twarzą. Jakieś dwa lata temu, kiedy zależało mi na jednym, fajnym facecie, który jak się później okazało poszedł do Seminarium, wytrzymałam bez drapania ponad miesiąc, w wakacje, ale kiedy zaczęła się szkoła, zaczęło się spowrotem to samo. Wiem z doświadczenia, że jeśli uda mi się niczego nie dotknąć przez dzień lub dwa, to trzeciego cały czas bez przerwy o tym myślę o obsesyjnie szukam czegoś, a później taki delikwent staje się pretekstem do rozpoczęcia drapania od nowa. Teraz jestem z moim chłopakiem już półtora roku i pomaga mi w tym, ale mimo, że mi na nim bardzo zależy, nie potrafię się maksymalnie zmobilizować. Chciałabym nareszcie idąc do szkoły-tym razem na studia-nie musieć czuć się gorsza przez to. Proszę, powiedzcie, czy macie jakieś sposoby na samodyscyplinę i opanowanie swojej słabości? Jakieś sposoby na poradzenie sobie z tym strasznym nałogiem? Pozdrawiam Was wszystkie i życzę szczęścia w dążeniu do celu:)
×