Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

psychiczna myszellina

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Posty napisane przez psychiczna myszellina


  1. 14:48, wiesz, różnie bywa. Ja np swojej starszej córce nigdy w życiu nie ograniczałam słodyczy. Mogła jeść ile chciała, pod warunkiem, że główne posiłki były zjedzone. Zazwyczaj ograniczała się do jakiegoś lizaka/wafelka/kilku ciastek na wagę. Dzisiaj ma 10 lat i wiesz co? Słodycze, które zalegają mi w szafkach w domu zazwyczaj lądują w paczkach do domu dziecka. Czekoladę na siłę wpycham domownikom, bo aż się szary nalot na niej robi, tak długo leży. Są to przeważnie słodkości, które dostajemy na jakieś okazje typu święta, urodziny itd. I moje dziecko ma kompletnie ambiwalentny stosunek do słodyczy, zje raz na kilka, kilkanaście dni coś maleńkiego i zwykle bez czekolady, woli ciastka, herbatniki, biszkopty, tego typu sprawy. Dla odmiany - dzieci mojej siostry (wczesna podstawówka) od zawsze miały zakaz słodyczy. Raz w tyg, w sobotę dostawały po obiedzie po kinder niespodziance czy 1 tabliczkę czekolady na spółkę z rodzicami. Efekt jest taki, że do tej pory jak jeżdżą do babci, BŁAGAJĄ (nie przesadzam) o to, żeby poszła z nimi do sklepu, kupiła coś słodkiego i broń Boże nie mówiła rodzicom, bo będzie afera. W szkole wydają po kryjomu kasę ze skarbonki na słodycze z automatu (zwierzyły mi się z tego). Ewidentnie nie jest to normalna sytuacja. Nie twierdzę, że dzieci mają się codziennie opychać kilogramem cukierków z Wedla. Ale wszystko jest dla ludzi, a po to jesteśmy rodzicami, żeby takie rzeczy wypośrodkować, znaleźć złoty środek i sprawić, żeby nasze dzieci wśród sklepowych półek ze słodyczami nie wyglądały jak wygłodniałe dzikusy, które pierwszy raz na oczy widzą słone paluszki czy rodzynki w czekoladzie.

  2. Młoda zawsze zabiera ze sobą kanapkę (ciemne pieczywo, bo innego nie jemy, do tego wędlina/ser żółty, sałata i ogórek/ogórek kiszony/pomidor). Sama sobie to robi, więc wybiera zawsze to, na co danego dnia ma ochotę, kiedy ma 3 czy 4 lekcje, robi sobie np kanapkę z Nutellą. Zawsze bierze ze sobą owoc (mandarynka, jabłko, gruszka, bananów nie cierpi). Jeśli ma dni takie jak dziś, że siedzi w szkole od 8 do 16tej, kupuje sobie dodatkowo słodką bułkę i zabiera ze sobą coś słodkiego (wafelek, batonik, trochę bakalii, małą paczkę herbatników czy Bellvity; córka ogólnie nie jest specjalnym łasuchem). Pije wyłącznie wodę. Ma w domu 2 zgrzewki małych butelek: gazowanej i niegazowanej, wybiera sobie danego dnia tę, na którą ma ochotę. Fakt, miała okres, kiedy chciała zabierać sobie Colę czy Kubusie Play ale po kilku dniach stwierdziła, że woli do szkoły brać wodę, bo te kolorowe napoje kończą się jej już na II. przerwie. Nie rozumiem dlaczego jest to dla niektórych nienormalne. Córka jest w 3. klasie. Kwestia nawyków wyniesionych z domu, nie ma w tym żadnej filozofii 🖐️

  3. O, zgrałyśmy się w czasie, bo przyszłam akurat na chwilę - nie widziałam tego, co napisałaś wcześniej :o Czas się stąd chyba zawijać, siedzę tu od samego początku i nie przypominam sobie, żeby było kiedykolwiek gorzej. Pisałam do redakcji, pisałam do Trawińskiej - zlewa ludzi tak samo jak modki, więc zdziwiona nie jestem, jak rządzi, tak ma. No nic, powodzenia w przepychankach z trollami, a raczej ich tyradzie - Ty (nawet gdybyś chciała) nie masz już nawet możliwości odpowiedzieć :D :o Miłego popołudnia. x
×