Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

psychiczna myszellina

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez psychiczna myszellina

  1. 12:05, tak zdrowo się odżywiasz i się przeziębiłaś???? Niebywałe.
  2. Tutek Grander - polski producent, dobra cena, bardzo, bardzo porządny wózek i duża gondola (ja miałam 3w1).
  3. 14:48, wiesz, różnie bywa. Ja np swojej starszej córce nigdy w życiu nie ograniczałam słodyczy. Mogła jeść ile chciała, pod warunkiem, że główne posiłki były zjedzone. Zazwyczaj ograniczała się do jakiegoś lizaka/wafelka/kilku ciastek na wagę. Dzisiaj ma 10 lat i wiesz co? Słodycze, które zalegają mi w szafkach w domu zazwyczaj lądują w paczkach do domu dziecka. Czekoladę na siłę wpycham domownikom, bo aż się szary nalot na niej robi, tak długo leży. Są to przeważnie słodkości, które dostajemy na jakieś okazje typu święta, urodziny itd. I moje dziecko ma kompletnie ambiwalentny stosunek do słodyczy, zje raz na kilka, kilkanaście dni coś maleńkiego i zwykle bez czekolady, woli ciastka, herbatniki, biszkopty, tego typu sprawy. Dla odmiany - dzieci mojej siostry (wczesna podstawówka) od zawsze miały zakaz słodyczy. Raz w tyg, w sobotę dostawały po obiedzie po kinder niespodziance czy 1 tabliczkę czekolady na spółkę z rodzicami. Efekt jest taki, że do tej pory jak jeżdżą do babci, BŁAGAJĄ (nie przesadzam) o to, żeby poszła z nimi do sklepu, kupiła coś słodkiego i broń Boże nie mówiła rodzicom, bo będzie afera. W szkole wydają po kryjomu kasę ze skarbonki na słodycze z automatu (zwierzyły mi się z tego). Ewidentnie nie jest to normalna sytuacja. Nie twierdzę, że dzieci mają się codziennie opychać kilogramem cukierków z Wedla. Ale wszystko jest dla ludzi, a po to jesteśmy rodzicami, żeby takie rzeczy wypośrodkować, znaleźć złoty środek i sprawić, żeby nasze dzieci wśród sklepowych półek ze słodyczami nie wyglądały jak wygłodniałe dzikusy, które pierwszy raz na oczy widzą słone paluszki czy rodzynki w czekoladzie.
  4. Młoda zawsze zabiera ze sobą kanapkę (ciemne pieczywo, bo innego nie jemy, do tego wędlina/ser żółty, sałata i ogórek/ogórek kiszony/pomidor). Sama sobie to robi, więc wybiera zawsze to, na co danego dnia ma ochotę, kiedy ma 3 czy 4 lekcje, robi sobie np kanapkę z Nutellą. Zawsze bierze ze sobą owoc (mandarynka, jabłko, gruszka, bananów nie cierpi). Jeśli ma dni takie jak dziś, że siedzi w szkole od 8 do 16tej, kupuje sobie dodatkowo słodką bułkę i zabiera ze sobą coś słodkiego (wafelek, batonik, trochę bakalii, małą paczkę herbatników czy Bellvity; córka ogólnie nie jest specjalnym łasuchem). Pije wyłącznie wodę. Ma w domu 2 zgrzewki małych butelek: gazowanej i niegazowanej, wybiera sobie danego dnia tę, na którą ma ochotę. Fakt, miała okres, kiedy chciała zabierać sobie Colę czy Kubusie Play ale po kilku dniach stwierdziła, że woli do szkoły brać wodę, bo te kolorowe napoje kończą się jej już na II. przerwie. Nie rozumiem dlaczego jest to dla niektórych nienormalne. Córka jest w 3. klasie. Kwestia nawyków wyniesionych z domu, nie ma w tym żadnej filozofii
  5. psychiczna myszellina

    LUTÓWKI 2015

    Hej dziewczyny, przepraszam, że wbijam się Wam tak w temat, ale pomyślałam, że może warto. Mam do sprzedania po swojej córeczce (z września 2013 :) )piękny kombinezon jesienno-zimowy na rozmiar 62/68 czyli idealny dla Waszych jesiennych maluszków ;)Jest biały, ocieplany, ma kaptur i doczepiane stópki i rękawiczki. Kosztował 130zł, sprzedam go za 35 już z kosztem wysyłki. Kombinezon jest w stanie idealnym, jeśli ktoś miałby życzenie, mogę wysłać zdjęcia na mejla :) Mam jeszcze jedną dziewczęcą kurteczkę przeciwdeszczową w kapturem, też jest ocieplana polarkiem, jest w ogóle nowa, 62/68, kosztowała 80zł, sprzedam ją też za 35. Jeszcze raz przepraszam za wbicie się w temat, życzę pomyślnego rozwiązania i zdrówka :) W razie czego zostawiam swój mejl: macpl@o2.pl :)
  6. Ah, zostawię na wszelki wypadek swój e-mail: macpl@o2.pl. Dzięki :)
  7. Led, bądź mądrzejsza. Ustąp.
  8. Ah, jeszcze pees. Nie uważam, że cokolwiek mi się należy tylko w związku z tym, że jestem z facetem. Taka postawa to sponsoring - daleko mi od tego ;) Jestem kowalem własnego losu, mam wykształcenie, świetną pracę, własne pieniądze, którymi dzielę się oczywiście z partnerem. Polecam, na pewno by Ci się spodobało :) Uciekam do mojego słodkiego bękarcika, bo właśnie wstała :)
  9. Dobra i ta cebula, my dzisiaj bez obiadu. Właśnie nalałam sobie pół kubka ciepłej kranówy, całego już nie mogłam, bo chyba kurek zakręcili - przestała lecieć. Znowu przesiąkniemy odorem z toalety ale cóż, nikt nie mówił, że będzie lekko.
  10. Serdecznie przepraszam, że po 45 stronach wyważonych, nieobraźliwych i stonowanych wypowied*******ońcu puściły mi nerwy. Ale jakoś nie mogę stolerować głupoty, hipokryzji i IQ ameby
  11. Ja bardzo uprzejmie proszę mężatki, aby nie wypierrdalały (tak, dobrze przeczytałyście) mi teraz z pytaniem jaka to niby jest ta nasza - konkubin - niezależność, która różni się od tej w małżeństwie, bo to JA pierwsza zadałam to pytanie mężatkom (+ jeszcze o to, co niby takiego w małżeństwie poświęcacie, czego niby my nie poświęcamy w konkubinacie). ŻADNA z was, począwszy od stukniętej "jasięwypowiem", która teraz tak się sra, że nikt jej na to pytanie nie reaguje, NIE ODPOWIEDZIAŁA mi na te dwa pytania. A przez 4 strony powtarzałam je non stop i prosiłam o odpowiedzi (z pomarańczowego nicka, bo pisałam nie ze swojego tel). Więc nie bądźcie takie kur/wa hop do przodu, bo jak to ja was o to zapytałam, wszystkie cichcem sp*******iłyście z tematu p.s. A teraz możecie dać upust swojej pomarańczowej srace.
  12. Allium, no to chociaż w tym się zgadzamy, bo uważam dokładnie tak samo. Byłoby to ładnym podsumowaniem tej 40-stronnicowej dyskusji, ale nie ma tak dobrze, zaczyna się sobotni wieczór, więc zaraz z 40 zrobi się 50 stron wielkiego, niesmacznego, wulgarnego syfu. Brać w tym udziału nie będę, więc na koniec zostawiam pod rozwagę i przemyślenie powyższą anegdotkę każdemu, kto się w tym temacie wypowiadał :)
  13. No właśnie złapał niestety. Ale lepszy konkubinacki g**** na materacu (w przypadku mojego patologicznego konkubenta to raptem pół minuty), niż konkubinacki oklep po ryju i pytania sąsiadów "Pani Myszellino, co się znowu stało?". Ile razy można się przewracać na szafkę kuchenną :(
  14. Allium, gdybyś zadała sobie odrobinę trudu i fatygi i przeczytała temat (skoro już zdecydowałaś się zabrać w nim głos), nie pytałabyś o to, bo wszystkie mamy w tym temacie jednakowe zdanie To wyżej to ja, nie wiem czemu mnie wylogowało. Adijos.
  15. Allium i znów się spotykamy, znów na podobnym temacie :D
  16. Bree, mam to samo odnośnie wypowiedzi niektórych konkubin tutaj. W ogóle nie wiem co ja tu jeszcze robię, nienawidzę się wkręcać w takie pozbawione jakiegokolwiek sensu dyskusje, a jednak udaje się im mnie sprowokować, cholera.
  17. gość w konkubinacie - dzięki wielkie! :P U mnie numerem jeden w argumentach za małżeństwem jest jednak "publiczna deklaracja miłości". Konsekwentnie, w razie rozwodu, rozumiem, że zapraszamy też publiczność na sprawę rozwodową, na której ze szczegółami będziemy opisywać swoje pożycie małżeńskie?
  18. myszelina , musisz przyznać, niektóre konkubiny nie potrafią czytać ze zrozumieniem x To prawda, niektóre konkubiny i mężatki są tu siebie naprawdę warte.
  19. Daga - zaraz usłyszysz, że ściemniasz, bo gdyby obecny partner był naprawdę taki cudowny, a jego rodzina sympatyczna i kochana, nie miałabyś żadnych wątpliwości spróbować po raz drugi :o Taka to dyskusja z naszymi pomarańczowymi interlokutorkami. Mam prośbę - czy dwa goście, jeden mężaty, a drugi konkubinowaty, mogłyby się jakoś wyróżnić i dodać sobie do nicku jakiś prefix albo sofix? Bo nie zawsze odróżniam Wasze wypowiedzi :P Z góry Dzięki :D
  20. O matulu, no to przecież pisałam już ileś stron wcześniej, że pod takimi względami małżeństwo niczym nie różni się od konkubinatu - ja też mam w domu wszystko na pół, każdą ratę, każdy mebel i telewizor. I co w związku z tym? Dajcie już spokój z tą całą materialną stroną związku, bo jeśli ktoś naprawdę tylko w taki sposób kalkuluje i rozpatruje związek jako opłacalność interesu - to w ogóle nie mamy o czym gadać. Ja napiszę, że ja z fakturami mogę iść do sądu - to mnie wyśmiejecie, jak napiszę, że się dogadamy sami - wykpicie, jak napiszę, że nie zależy mi na tym w ogóle - też to obalicie. No więc jaka jest z wami dyskusja, skoro jeszcze przed podaniem argumentów wy już macie sto odpowiedzi na "nie"? Po co ta debata w takim układzie? Czemu nie możecie przyznać nam racji; piszemy, że na pewno wielu małżeństwom jest świetnie i fajnie, że im się układa, że mają uregulowane sprawy - czadowo. Czemu nie możecie napisać tego samego o nas? Że fajnie, że nam się układa, że część z nas ma uregulowane sprawy, część jeszcze nie - ale grunt to uczciwość i lojalność względem partnera i tyle. Czy to wszystko nie sprowadza się właśnie dlatego? Naprawdę korona by wam z głowy spadła, gdybyście przyznały nam rację? Przecież doskonale wiecie, że ją mamy, niejedna mężatka napisała tutaj dokładnie to samo co my. Takim stawaniem okoniem, płynięciem pod prąd tylko i wyłącznie dla zasady, wystawiacie laurkę wyłącznie sobie, nie nam
  21. Te, które są kokubinami, bo nie mają innego wyboru marnują sobie po prostu życie. Jeśli dla kogoś absolutnym priorytetem jest ślub (nie rozumiem tego, ale akceptuję i taką opcję) i z własnej, nieprzymuszonej woli decyduje się na związek, który nie spełni tego oczekiwania - to marnuje sobie życie, bo przez cały czas będzie czuć niespełnienie. A takie rzeczy prędzej czy później wychodzą. To tak samo jakby chcieć mieć dzieci i związać się świadomie z mężczyzną, który ich nie cierpi i nie wyobraża sobie posiadać potomstwa. Można go kochać, można z nim być, jasne. Tylko za jaką cenę?
  22. Nie wiesz co to jest boazeria? O jejuś. Chociaż Ty z wyższych sfer jesteś, u Ciebie pewnie dywany na ścianie. Nas na takie luksusy nie stać :( Błazeria, dobre dobreeeeee :D
  23. Ja już podłogę wylizałam. Tzn gumoleum, ściślej rzecz ujmując Boazerię sobie daruję, bo i tak nas pewnie niedługo eksmitują
  24. Ej, mężatki - a tak poważnie: wydziedziczyłybyście swoje córki, gdyby żyły w konkubinacie?
  25. To dlaczego na poczcie czy w szpitalu nie zaprzeczyłyście ze jesteście zonami tylko sie pod nie podszyłyście, skoro jesteście takie dumne z konkubinatu? x Po to, żeby móc odbierać pocztę swojego faceta. Jakieś związki przyczynowo - skutkowe w ogóle kumasz, czy ciężko u ciebie z logiką?
×