Mrooweczka77

Nutelka, ja ostatnio miałam dni, kiedy ledwie wyrabiałam się w 1000 kCal, na zjeździe nie bardzo było co jeść i np miałam tylko jogurt grecki, rano ledwie wcisnęłam śniadanie, potem jakaś nędzna kolacja. W poniedziałek za to doładowałam prawie 2000, jakaś nienajedzona byłam, ogólnie trzymam się w okolicach 1500 kCal, węgle na poziomie ok. 50-70 (w tym dniu doładowania miałam prawie 100, hehehe), białka w ok. 80 gr i tłuszcz pow. 100, próbuję jakoś to białko zmniejszyć, ale pomysłu nie mam jak, co bym nie jadła to i tak białka jest sporo, chyba, że zacznę jeść właśnie jeszcze mniej. Tamten tydzień wychodziło mi 1300-1400 kCal, przerwy nocne min. 12 godz, a najczęściej w okolicach 16-tu. Jeśli były jakieś wpadki to albo właśnie w proporcjach B:T:W, ew. surówka na stołówce ewidentnie była słodzona, przy tym kotlet z panierką, bo innych mięs nie było, gdzieś lampka wina wytrawnego, te nieszczęsne muffinki i w sumie ten dzień doładowania, gdzie węgli było sporo. Więcej grzechów nie pamiętam :P. No nic to, pożyjemy - zobaczymy, ogólnie dieta na plus, odnoszę wrażenie, że ręce mniej mi drętwieją, być może jakimś cudem mam mniej wody w organizmie. Ogólnie nie rzucam się na słodkie, kawę piję gorzką (trochę teraz piję więcej niż zwykle - jeszcze ten tydzień). Przeczekam jeszcze bez paniki, popracuję nad cukrem ukrytym, bo ten pewnie też gdzieś się zawieruszył w wędlinach, które musiałam jeść na wyjeździe i takie tam. Małymi kroczkami do celu :)

Cześć:) Właśnie dziewczyny, ja chyba też sobie zrobię badania, jak już się uporam ze szkołą to pójdę obalić moją doktor na rozum. Waga mi stoi w miejscu, nie wszystko jem książkowo, ale też większych wyskoków nie mam, raz mi się zdarzyło zjeść 2 muffinki (dziecię zrobiło i głupio mi było odmówić, fakt też, że miałam ogromną ochotę na nie - tak pachniały...:) ) i wyobraźcie sobie, że cukier mi skoczył na 189 :(. W innych przypadkach nie obserwowałam żadnych skoków, po innych posiłkach było w porządku, w okolicach 120, a nawet mniej. Niepokoi mnie ten cukier, poza tym na jedzeniu niskowęglowodanowym tak czy siak powinna mi waga lecieć, a tu nic szczególnego się nie dzieje - 0,5 kg na plus/minus. No cóż, nie poddaję się, staram się też choć trochę ćwiczyć.

Insulinka, głupich nie sieją, sami się rodzą... Tego nie zmienisz. I to jeszcze za ciężkie pieniądze te prochy. Co do koncernów, to niestety tak to działa, u nas może na mniejszą skalę niż w USA, ale jednak też... Szczepionki, prochy itp itd, cała ta chemia w żarciu. Ale nie tylko. Trują nam też powietrze, bo nie opyla się produkować energii ze źródeł odnawialnych, lepiej z węgla, jest komu zapłacić - jest się z kim kasą podzielić, Wszystko rozbija się o pieniądze. Znów wraca na tapetę sprawa elektrowni jądrowej... Super-hiper tania energia... Fajnie, tylko jak ta machina ruszy NIKT tego nie będzie umiał zatrzymać - igranie z ogniem. Żyjemy w ogromnym polu magnetycznym, wpływ tego na nasze zdrowie jest pomijany. Silniki diesla emitują infradźwięki, które mogą powodować różne dolegliwości, ale kto o tym mówi? Żyjemy w dziwnym świecie, wszystko zależy od tego na ile jesteśmy odporni na te wszystkie atrakcje. Każdy z nas ma inną tolerancję, jeden może sobie spokojnie pożyć, inny niestety zaczyna chorować.

O! Podróż dookoła świata to by było coś :D. Czemu w totka nie mogę wygrać, noo...! :)

Arizona, ok, to taki żarcik był, ja to rozumiem co Ty piszesz :). Ja znowuż jestem "ciągłym poszukiwaczem" nowych smaków, gdybym miała możliwość żyłabym na tobołkach i w ciągłej podróży. Przebywanie w jednym miejscu, tak samo jak jedzenie całe życie tej samej potrawy (czy tych samych składników) jest psychicznie dla mnie bardzo męczące. Taki typ ;). Nie przeszkadza mi absolutnie to, że inni mają inaczej, ja wiem, że dla mnie to niewykonalne :)

Quendi, zdaj relację jak smakowało, ja do kawy daję czasem cynamon, kardamon, imbir, goździki. Kurkumy jeszcze nie dawałam, ale gdzieś się przewala w szufladzie. Trzeba będzie użyć. Ciekawa tylko jestem jak to z tym jogurtem wszystko będzie smakować, bo duuużo różnych różności, czy nie będzie zbyt intensywne?

Quendi, sypię siemię, wiórki, słonecznik i dynię, czasem kakao, mak jakoś mi tam nie leży, ale próbowałam, czasem sypnę, czasem nie ;). Jem go rzeczywiście codziennie, bo można się nim najeść i bardzo mi smakuje ;)

Nutell, ja też nie jestem głodna, po prostu uwielbiam jeść ;). Zamarzyło mi się właśnie wcisnąć w spodenki rozm. 34-36, hahaha, Młoda z nich już wyrosła, a takie fajne są ;) No! Bo Młoda jest już 10 cm ode mnie wyższa i tylko 3 kg chudsza, hehe. Ogólnie dziś mam jakoś powera, może wskoczę na orbitrek i zrobię parę pompek?

Cześć :) Nutelko, ładnie Ci idzie :). Ja na wadze mam bez zmian póki co, czekam ;). Jem mniej tłuszczy i więcej węgli (tak do 50-60gr), jeszcze muszę popracować nad białkiem, bo mi go sporo wychodzi. Ogólnie jest w porządku, mój mózg czasem jednak wysyła sygnały, żeby się rzucić na jedzenie pomimo, że nie czuję głodu. Na razie sobie z tym radzę :). Brakuje mi naleśników, placków drożdżowych z dżemikiem rano ;) Albo pity razowej z kebabem z piersi indyka :) Za to jogurt grecki z nasionami jest naprawdę świetny!

Też żo, mój mąż robił to samo z boczkiem :P. Teraz ze mnie się śmieje, że jak go odzwyczaiłam od boczku to nagle każę mu go jeść, mówi, że nie nadąża za mną ;). Ogólnie jestem pozytywnej myśli, moja starsza córa (prawie 13 lat) jest bardzo rozsądnym dziecięciem, myślę, że powoli się przekona, poza tym lubi warzywa więc przynajmniej tyle. Najgorzej jest z mięsem, jajkami - ona czuje do tego wstręt, z mięs zje czasem kurczaka, salami. Ostatnio jak zaczęłam naciskać to zgodziła się zjeść nuggetsy robione w domu, jajek gotowanych nie je, czasem jajecznicę albo grzanki z jajkiem, jeśli chodzi o nabiał to plaster żółtego sera i mleko, ew. jogurt, żadnych twarogów itp, chyba, że przemycone w serniku. Najmniejsza pociecha (2 lata) ogólnie mało je (w ogóle rodzina męża twierdzi, że głodzę dzieci, hehehe), głównie je kaszę, lubi zupy z ziemniakami, makaronem, zje mięsko z kurczaka, inne chyba jest dla niej za twarde? nie wiem, chyba chodzi o konsystencję, bo przeżuje i wypluje (nawet mielone). Jajka je chętnie, pod każdą postacią. Dziewczyny ogólnie uwielbiają warzywa: brokuły, rzodkiewki, pomidory, ogórki, kalafior, marchewkę, groszek, kukurydzę, fasolę.... W każdym razie sporo :). Do tej pory piekłam chlebek razowy na zakwasie i się zapychały, starsza jadła jeszcze ciepły z miodkiem, a jak jeszcze wrzuciłam tam ziarna to już normalnie rarytas. Jedzą i tak inaczej niż wszystkie inne znane mi dzieci, nie jedzą zupek chińskich, okazjonalnie chipsy, zjadają ze smakiem warzywa ogólnie uznawane za niesmaczne, do tej pory jadały naleśniki, ciasta marchewkowe, cukiniowe z mąki razowej (co już było uznawane za fanaberię). W sumie główny problem to mięsko i ryby, tego jedzą mało i nad tym muszę popracować.

Jest jeszcze jedna kwestia - wszelkie zaburzenia żywienia biorą się głównie z naszej psychiki, nikt o tym tu nie wspomina, ale to nie jest bez wpływu na to w jaki sposób dostarczamy sobie pokarmy. Wszelkie rodzaje zaburzeń typu anoreksja, bulimia, kompulsywne objadanie się itp ma po części swoje przyczyny w naszej głowie. Z całym szacunkiem dla biochemii, ale zajadanie problemów czy nagradzanie się lodami, czekoladą to już inna historia.

Cześć :) Ja się ładnie trzymam, wagowo póki co zastój - wina @, czekam co będzie po ;) Co do tzw. zdrowego żywienia dla całej rodziny nie jest to takie proste w przypadku różnych indywidualności. U mnie małżonek je coraz lepiej, ale nie eliminuje całkiem złych produktów - niektóre po prostu lubi, np. ma najprawdopodobniej nietolerancję laktozy, ale mleko pije hektolitrami i tego nie zmieni. Dziecię w wieku szkolnym chce zostać wegetarianką - nie chce jeść jajek, mięsa, o rybach w ogóle nie ma mowy - ma odruch wymiotny, gdy tylko bierze je do ust. My jemy ryby, mięso, jaja, ona jak zaczęłam naciskać to zaczęła wpierdzielać całą czekoladę na raz i zajadać bananami. Dałam na spokój, bo prędzej ją wpędzę w jakąś chorobę niż wyleczę. Malucha je najlepiej, bo od początku widzi jak mama je brokuły, fasolę itp, ale też jest nauczona pić kaszę na mleku - czym ją zastąpić? Arizona powiedz mi jak sobie radziłaś gdy dziecko było np w przedszkolu, miała oddzielne menu? Co z urodzinami u koleżanek, miała zakaz na jedzenie tortu? Ja swojej starszej nie umiem przekonać, jest w fazie buntu, zaczyna dojrzewać i tak jak Ty mając 12 lat byłaś wegetarianką ona też zaczyna mi "świrować". Nie zawsze jest tak jak sobie my życzymy, nie umiem ją zmuszać do jedzenia czegoś, co ewidentnie wywołuje u niej odruch wymiotny. Nie mam zamiaru pastwić się nad dzieckiem i stać nad nią z batem "bo mama wie lepiej". Tłumaczę, bo co mi innego zostało, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że nie na wszystko mam wpływ.

Mam stewię w proszku, niby napisane na niej, że do pieczenia, ale wyszedł taki jakiś gorzki.

Insulinka, możesz zaryzykować, ja cały wyrzuciłam do kosza :(

Insulinka, nie rób sernika ze stewią, jest niejadalny :(. Mnie się zdaje, że to "cudo" w ogóle do gorących rzeczy się nie nadawa. Paskudztwo jakieś... A w ogóle wszystkiego najlepsiejszego ;)

Wolke, też miałam zagwostkę co to te dl :P. Strasznie dużo dziwnych rzeczy w tych przepisach jest potrzebnych, nawet nie wiem gdzie to kupić ;). Nutelko, w sumie to takie bite 2 kg, bo trochę mi podskoczyło w górę przez ostatnie 2 dni. Pocieszam się, że jestem przed @ więc po wszystkiemu będzie po prostu 5 kg na minus, :D. Nie no, jest całkiem dobrze, niecałe 2 tyg i 2 kg, przy mojej budowie to każdy kg widać, tym bardziej, że większość noszę z przodu ;).

Nutelko, to ewidentnie był problem smażenia, bo w kotletach nie było węgli, po tym np zjadłam mnóstwo śmietany z truskawkami, może truskawki? Ale ma drugi dzień było to samo bez truskawek. Wg mnie mój organizm nie toleruje takiej ilości tłuszczu, teraz też po galarecie z golonki jakoś mi średnio. Widocznie ten typ tak ma, nie wszystko dla wszystkich ;)

Moje żo, to miałaś niezłą jazdę, szok... W życiu bym nie pomyślała. Arizona, tak samo z tym glutaminianem, zaskoczyło mnie, ja już od dłuższego czasu uważam na glutaminian, ale nawet jak mi się zdarzy zjeść po dłuższym czasie wędlinę czy inne to nie zaobserwowałam żadnych reakcji... Dobra, zmykam póki co, sąsiad się na kawę wprasza ;).

Cześć :) Trochę się zdziwiłam, bo niestety mam prawie 1 kg na plusie, mam nadzieję, że to dlatego, że zbliża się @, jednak prawdę mówiąc liczyłam, że w najgorszym wypadku się zatrzymam z wagą, no ale cóż... Póki co ciągnę, zobaczę co będzie dalej. Niestety kawa ze śmietanką nie dla mnie, tak samo jak smażenie na smalcu, Musiałam się ratować herbatkami ziołowymi i mlekiem, mój organizm się zbuntował. Nutell, placki cukiniowe miały w środku mielone siemię, jogurt grecki, jako dodatek miałam ser feta. Dziś piję kawę z mleczkiem migdałowym, chciałam spróbować - szału nie ma, ale chociaż mózg oszukam ;).Mąki nie tykam wcale, wczoraj zjadłam łyżkę ziemniaków. Pracuję nad wyeliminowaniem chemii z gotowców, muszę jednak opracować zapasy, które poczyniłam ;). Przynajmniej te mniej groźne ;).

Cześć :) Ja dziś zrobiłam na śniadanie placki z cukinii smażone na smalcu i mam zgagę :(. Wczoraj też mnie dopadło po kotletach... No bo przecie nie po truskawkach? Kawę ze śmietanką dziś wylałam do zlewu, nie idzie mi już... I teraz- robię coś nie tak, czy po prostu mój organizm nie toleruje jednak tłuszczu w nadmiarze? Zjadłam na obiad jabłko, plaster sera i plaster żywieckiej w sałacie, ale prawdę mówiąc wcale nie miałam ochoty. Teraz piję mate z miętą i zastanawiam się co zjeść na kolację. Chyba będę musiała jakoś zmodyfikować swój jadłospis.

Cześć :) Nutellka, jestem, widzisz? :) Ja wczoraj miałam dłuuugi dzień obżarstwa, a to wszystko przez małżonka, bo on je nawet o 21-wszej ;), a tak poważnie to latania mieliśmy i nie szło wyrobić się z posiłkami w 8 godz. Za to dziś zrobiłam sobie 15 godz okienko i zaczęłam dzień od wczorajszych kotletów mielonych z łopatki (bez bułki) smażonych na smalcu, z ogórkiem i śmietaną, potem truskaweczki ze śmietaną na full, pyszota :). Teraz piję kawę i jeść mi się nie chce, mam jeszcze na dziś kotlety i sporo truskawek, a w lodówce czekają nóżki i golonka na galaretę, ale to chyba jutro zrobię dopiero, bo sama jestem, małż już pojechał, starsza też wybyła na zieloną szkołę, została mi malucha, ale ona golonki i kotletów za wiele nie zje ;). Powiem Wam, że wczoraj się skusiłam na kawę ze stewią - ja jednak tego nie trawię, dla mnie stewia ma jakiś taki gorzki posmak i już chyba wolę samą kawę bez tego niby cukru. Co do ksylitolu to jak widać kontrowersyjny produkt, choć w naszych czasach znaleźć coś naprawdę zdrowego graniczy chyba z cudem... Jak by się człowiek uparł to we wszystkim by coś znalazł, musimy więc wybierać mniejsze zło, niestety...

Mamy na rynku już truskawki, dziś myślę kupić :)

Nutelko - z mielonego siemienia lnianego, a o sezamie nie pomyślałam, może też by się nadała?

Co do pożywienia dla wieprzków - chyba jednak wolę jak ktoś karmi je zbożem niż mączkami kostnymi, rybnymi itp :|. U małych rolników, ale takich chyba starej daty, świnki żywiono głównie ziemniakami ze zbożem i np liśćmi z buraków, pokrzywami, komosą itp, jednak takie żywienie wymaga sporo pracy i podejrzewam, że w tej chwili to już tylko na własne potrzeby tak ludki hodują. Tak samo jest z drobiem, większość pasz jest na zbożu, nie sądzę, żeby komuś się chciało specjalnie gotować ziemniaki, jeszcze może z pokrzywami, jak to kiedyś np moja mama robiła dla kaczek :)

Panierka może być z mielonego siemienia lnianego - robiłam tak schabowe, całkiem znośne ;) Też mnie nie ciągnie do słodkości, jednego czego teraz nie odpuszczę to truskawki - kocham truskawki, muszę się zaopatrzyć :)