

Lady Mia
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Lady Mia
-
Ecia, ale ja nie idę do szkoły rodzenia tylko do szkoły...kosmetycznej. :D
-
*Bo ja własnie się nią raczę. -miało być.
-
Migotka, zgłaszam poparcie dla pomysłu szpitala. Hm, kupiłam rozmiar M w końcu. Zobaczymy, najwyżej zostaną na później. ;) A co do rozmiaru stanika do karmienia, to kupować w tym standardowym rozmiarze co mam zwykłe biustonosze, czy np większy? A może w ogóle się wstrzymać do ostatniej chwili i poczekać czy cycochy jednak nie urosną? Zdarza Wam się pić melisę w ciąży? Bo ja właśnie się
-
No to teraz mam zagadkę czy L czy M kupić....
-
A teraz trochę z innej beczki: jak kupuję koszulę do karmienia, to mierzyć biust w staniku czy bez? Bo w sumie nie wiem, czy jak się karmi, to ciągle trzeba w staniku chodzić. Moja wszechwiedząca rodzicielka twierdzi, że chodzi się w staniku, bo mleko cieknie i biust się robi potem sflaczały. :P Próbuję kupić na allegro, ale tu robi się dylemat: L jest za duże w biodrach i jest za długie, w biuście jest ok, a M jest za małe w biuście, za to długość i biodra są ok.
-
Dzięki Wam bardzo. :) Przełomowa, poczułam się jak na leżance u psychoanalityka. :D A tak na poważnie, to miłe, że próbujecie się postawić w mojej sytuacji. Wiem, nie jest łatwo tak przez net. Ale po części każdej z Was się udało. Mongrana, moja mama nie jest psychicznie chora (bierze bardzo dużo leków, w tym tramal, który wpływa na nią koszmarnie, a poza tym i od tego trzeba zacząć: MA BARDZO TRUDNY CHARAKTER). Tak, kochała mnie i w ogóle i wszczególe... ale przez całe życie wychowywała mnie tak, żebym nie miała własnego zdania, zebym ZAWSZE liczyła się z jej zdaniem, próbowała podporządkować mnie sobie (i nie tylko mnie: tatę, rodzeństwo), jej metody wychowawcze wpędzały mnie w kompleksy (jak dostawałam 4 zamiast 5 w szkole, to...nawet obrywałam..albo przynajmniej była na mnie tak obrażona, bo..przyniosłam jej wstyd, albo jak poszłam do pierwszej klasy, nie interesowala się, jak sobie radzę, a potem poszła na wywiadówkę, okazało się, że nie radzę sobie wcale. jak wróciła, podarła mi wszystkie moje zeszyty i kazała przepisywać-jak może się czuć dziecko w takiej sytuacji? od tej pory musiałam być najlepszą uczennicą). Potem mówiła, ze to wszystko było dla mojego dobra. W dalszym wychowaniu miała podobne metody. Ciężko mi z nią było, naprawdę. Ale w końcu dorosłam, wyrwałam się trochę i zaczęłam wreszcie postępować wg własnego pomysłu i sumienia. I od tej pory...co jakiś czas próbowała mi nachalnie narzucać, jak mam żyć. Do tej pory zdarzało się to często, ale ja to olewałam, albo po prostu i tak robiłam swoje, ale ostatnio....zaczęło mnie to irytować i przypomniało mi się wszystko co najgorsze z jej strony. A przy tym żal do niej... Kocham ją, bardzo chcę, żeby czuła się bezpiecznie, ale niestety...nie umiem sobie poradzić z nią. Wyprowadzić się nie mogę: ta opcja odpada. Z różnych względów. Pozostaje tylko wdrożyć Wasze metody walki. Chociaż nie muszę mówić jak ciężko o spokój.. Aha, wylałam swój żal przed siostrą... Obiecała, że mi pomoże, że częściej będzie do mamy zaglądać, bo dzięki temu będzie jej trudniej zwalać caly swój żal na mnie. Ufff...trochę się chyba uspokoiłam. ;) Przłomowa, a może masz w zanadrzu jakąś literaturę psychologiczna dotyczącą tego typu ludzi? Można taką osobę podciągnąć pod "toksyczną"??? Pytam, bo w sumie też studiowałam pedagogikę resocjalizacyjną(przerwałam po niecałym roku ze względu na kasę) i psychologia jak dla mnie jest bosssska... Może nie umiem siebie uleczyć, ale sądzę, że chyba łatwiej pomagać komuś (patrzy się chłodno na problem) niż samemu sobie.
-
Dosiach, ale nawet podjęłam taką próbę i spałam u siebie kilka nocy. Ale mimo to, emocje zabieram ze sobą. To właśnie w ciszy swojego domu wyję w poduszkę.
-
Niestety kupa to dupa, ale..nie możemy stąd iść, bo to w sumie dom rodzinny, w dobrym miejscu (wieś, spokój), jakbym to sprzedała, to tak jakbym straciła rodzeństwo. Zresztą ja nie chcę, bo to dorobek rodzinny i zawsze co swoje to swoje. A jakbym chciała mamę tu samą zostawić, to i tak utrzymanie byłoby na naszej głowie. Utrzymanie domu+wynajem drugiego lokum=koszmarnie nieopłacalny wydatek.
-
Rozmawiałam z nią miliony razy... Ale jak się otrząsnę i lepiej poczuję...znowu spróbuję. Dobrze, uciekam na razie, bo obiad nie gotowy, syf w domu zaczyna się rozkładać, a ja mam wrażenie, że zaraz zemdleję(i tak od wczoraj). :D Stan nieważkości bez wypicia grama alkoholu. Przepis? "Przez dwa tygodnie żyj pod napięciem, w stresie i nerwach, po czym przeżyj coś, czego Twoja psychika nie jest w stanie już znieść. Na końcu jebnij bezwładnie na ziemię i..niczym się już nie przejmuj. " :D Wybaczcie, pomieszało mi się już w głowie z tego wszystkiego. :D
-
Cocacolagirl, mieszkamy na jednym podwórku. Mamy zamiar remontować mieszkanie w którym siedzi mama i wprowadzić się tam, bo koszty utrzymania dwóch budynków mieszkalnych niedługo nas przerosną. Aha, dodam jeszcze, że wszystko łącznie z przenośnym toi toiem stoi na mnie! Po śmierci taty wszyscy zrzekli się tego wszystkiego dla mnie, bo tylko ja zostałam bez lokum. Tak na marginesie, miałam 19lat i...sama założyłam sprawę spadkową, sama gromadziłam dokumenty, sama pokryłam wszystkie koszty. A rodzeństwo (obecnie: 45l, 43l,41l, 31l, każde oprócz jednego posiada prawo jazdy, sprawny samochód, rodzinę) tylko przyjechało na sprawę powiedzieć: "tak zrzekam się". Żeby tego było mało, my oczywicie opłacamy wszystkie rachunki: mamusine też.
-
Niczym byłyby te wszystkie problemy, gdyby nie to samoistnie zalączające się radio "Babcia nasz kochana", które nie uwzględnia słów typu: "daliście radę", "ale jesteście mądrzy", "gratuluję".... W jej słowniku królują słowa i zwroty: źle, obiecał a nie zrobił, a niech zdechnie, po co ci to? no i po co to robisz? to nie ma sensu! nikt mi nie pomaga! przecież wiesz, że mi jest spokój potrzebny (a mnie jest kurwa zamieszanie codziennie potrzebne!!!!!!!)) etc, itp, itd.... Annmargaret z tym obiadem tekst po prostu pierwsza klasa. :D
-
Hm, wszystko zaczęło się od mrozów...tak, przypominam sobie, wtedy dostała kota, bo jej było zimno (mamusia kochana, oczywiście). Bo mamy za mało drzewa, bo mamy za mało, węgla, bo zły jej węgiel kupiliśmy... Potem były śniegi.. "miał T. odśnieżać! obiecał mi w tamtym roku".."mamo! on właśnie odsypia nockę!!!!!!! przez ostatnie dni prawie wcale nie spał, potem w nocy w pracy, kiedy ma niby odśnieżyc??? " ....... "ale mi obiecał" KURWA! KURWA! KURWA! (przepraszam muszę się wykrzyczeć i wybeczeć-robię to ostatnio...codziennie) Potem...te pieprzone samochody po kolei zaczęły się psuć (od mrozów oczywiście). Potem zamarzała woda (nasza wina, bo...nie znalazł się powód, po prostu nasza kurwa wina :D). Potem mój źle się czuł, więc byliśmy u lekarza. Potem...sama nie wiem, ale się obraziła. :D A teraz? Dziś poszło o to, że nie kupujemy paliwa na stacji benzynowej na której pracuje mój brat tylko na innej (a u mego brata kochanego najgorsze paliwo w okolicy), a przez to "sram w gniazdo rodzinne", podczas gdy mój brat jest tzw czarną owcą, bo bardzo wiele w rodzinie namieszał (liczy się jego kasa i nic poza tym).
-
Aha, wczoraj po tym szyciu psa... usiadłam w gabinecie weterynarza i...zrobiło mi gorąco, biało i błogo... :) Dziękuję kochana mamusi za 2najgorsze tygodnie w moim życiu. :)
-
Mam problem z mamuśką. Zatruwa nam życie ostatnio. Mamy swoje kłopoty, a ona dostarcza nam dodatkowych. Po pierwsze: wtrąca się i NON STOP (codziennie i o każdej porze) mówi nam, a właściwie mnie (mnie truje nad uszami), co mam robić i jak mam robić. Po drugie: nie pytana o zdanie udziela nam rad. Po trzecie: na każdym kroku krytykuje nas i dla niej WSZYSTKO jest źle. Słowa krytyki są bardzo bolesne, uderzające w najczulsze punkty. Dotyczą (uwaga, przytoczę): samochodów (ja od początku mówiłam, że to bmw jest beznadziejne, dlaczego jeszcze nie naprawiliście peugeota? przecież samochód w domu jest potrzebny!; dziecka i wyprawki: nie kupuj w internecie! tam są same buble! jedź i kup w sklepie (nie mam czasu, ochoty, źle się czuję ostatnio...), no wyrzuć z domu tego psa, bo będziesz miała pchły, robaki ( i co kurwa jeszcze? lądowanie ufo na łbie?????????????). Po czwarte: robi wojnę o..uwaga, uwaga... o PSA (o tego samego, o którego poszło z Mongraną :D czasem się zastanawiam, co w nim takiego jest :D). Przeszkadza jej, że chodzi, że oddycha, że puszcza bąki...wali mi teksty typu: "żeby zdechł", "a żeby go szlag trafił". Powód? Hm, nie znam go. Owszem gania trochę kury mojej szanownej mamusi, ale sporadycznie i nie dusi, tylko...che się bawić. Po piąte: wydaje swoje pieniądze, właściwie wręcz nie umie nimi gospodarować, a potem ma problemy (i kto jej musi finansowo pomóc? no oczywiście że ja, bo mieszkam najbliżej, a reszta rodzeństwa się nie orientuje w sprawie). Po szóste: jest chora, nie dba o siebie i powtarza, że nikomu na niej nie zależy (a kurwa nie widzi, że w nią ciągle inwestujemy z M, że codziennie sprawdzamy, jak się czuje, co się dzieje!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!) Po siódme: truje mi nad uszami, że coś tam jej mój M obiecał, a nie zrobił (nie odśnieżył, nie kupił żarówki ....), czyniąc przy tym minę obrażonej świętej krowy. Po ósme: stroi fochy z każdego wymienionego wyżej powodu, a nawet BEZ POWODU. I nawet się nie zapyta, czy ja się dobrze czuję. W dupie, niech nie pyta, ale niech chociaż nie dokłada do sterty problemów. A jest ich sporo, głównie chodzi o kasę: psują się nam auta, teraz do jednego obydwa kluczyki z pilotem zdechły, do drugiego samochodu mój dziś zgubił jeden kluczyk, w domu jeszcze nic nie zrobione na przyjście dziecka, ja mam coraz mniej sił, dyszę, jestem ociężała, każdy ruch to dla mnie wyzwanie... A wczoraj, ta biedna psina, o którą druga wojna światowa idzie rozciął sobie łapę. Musiałam z nim jechać na szycie, bo oczywiście M do pracy musiał jechać... I tak od dwóch tygodni coś się dzieje: większość spraw załatwiam ja, bo mój non stop tylko praca i praca. I zero wsparcia znikąd, chociaż umiem o nie prosić z pokorą. Zamiast wsparcia szanowna rodzicielka czekająca tylko, żeby na moje barki jeszcze coś "ciekawego" dołożyć.... To tak w telegraficznym skrócie. Żeby opisać wszystkie zdarzenia, wszystkie emocje, potrzeba by dwóch dni i 5stron kafe...
-
Cześć Majówki. ;) Odnoszę ostatnio wrażenie, że upodabniam się do naszej... Fasolki. :D Co odwiedzam kafe, to mam ochotę żalić się do bólu. Wręcz wywrzeszczeć jak mi normalnie życie ostatnio doskwiera. Tyle ostatnio kopniaków w dupsko dostałam (i to w sumie od najbliższej osoby), że mam czasem wrażenie, że któregoś dnia po prostu zamiast się obudzić, to umarłam i wylądowałam niepostrzeżenie w ...piekle. Siedzę jak w jakimś transie i zastanawiam się, gdzie ja jestem, co robię i jak się "tu" znalazłam. Niech ktos mnie uszczypnie, albo strzeli w facjatę, żebym się w końcu obudziła!!!!
-
Khaleesi, ja mam taką ilość mniej więcej półśpiochów, a co najlepsze mam takie białe w niebieskie samochodziki (jak te na tym zdjęciu :D). Karolinkaaa, co do wózka, to hmm..ja raczej będę szukać w niższym przedziale cenowym, no chyba że teściowa zechce się szarpnąć na droższy (bo ona nam funduje wózek w ramach prezentu). ;)
-
Nooo... mojego w ogóle na zakupy puszczać nie wolno, tzn wolno tylko wtedy jak wraca po nocy: zajedzie i kupi tylko to co na liście albo mniej. :D Jak jest zrelaksowany, to po mógłby busem po te zakupy jechać. :D Także jego stan ciągłego zmęczenia ma swoje zalety: nie chodzi na zakupy. :P
-
Wiesz, marteczka, mój twierdzi, że innej nie było: inne były tylko w większym rozmiarze i stwierdził, że ta będzie...lepsza.... Karolinkaa...to jeszcze nie jesteś taka baaaardzo stara. :D
-
Karolinkaaa, kiedyś ktoś na forum mi zarzucił, że jestem wścibska, może i jestem, nie wypieram się.. i dlatego zapytam wprost i bezczelnie: ile wiosen Ci minęło??? ;)
-
Marteczka, mój taki niepozorny, filuterny, ale kurde jaja sobie potrafi ze mnie zrobić jak chce. :P
-
Ja to sobie zaraz pierdyknę torbę 68cm długości i wszystko się pomieści. :D I będę miała luz i w dupie wszystko. :D
-
Ostatnio w domu ją nałozyłam i mówię mu: "patrz co mi zrobiłeś", a on na to "co chcesz, jest zajebista". Ja nie wiem, ale może jego kręci taki folklorystyczny klimat. :O
-
No Karolinkaaa.. masakra. :/ Ja jeszcze nie wiem, co u mnie ile kosztuje, ale jeszcze nie do końca wiem, gdzie będę rodzić. A tak a propos Żelaznej, mój lekarz mieszka na tej ulicy. :D Szkoda, ze nie pracuje przy okazji w tym szpitalu.
-
A jak musiałam raz wyjść na korytarzy w tym szałasie, to miałam buraczanym kolorem na twarzy napisane, czcionka 72: "WSTYDZĘ SIĘ".
-
Majowiczka, błagam Cię!!!!!!!! Babci Geni bankowo by się spodobała! Ale litości, ja mam niecałe 22lata!!!!! Czułam się jak jakiś stwór z epoki lodowcowej. Moja koleżanka z sali powiedziała: 'No fajna, tylko troszkę cie postarza, tak ze 40lat." Miały ubaw, ale ja dzielnie udawałam, że mi to wisi. :D Kołdra po szyję i mam wszystko w du..... :P