Witam i pozdrawiam serdecznie wszystkie przyszłe mamy!
Jestem ojcem didziusia, który urodzi się na początku marca (to nie jest moje pierwsze dziecko - mam już 14-letnią córcię). Trudno mi znaleźć słowa, żeby opisać jaki szczęśliwy byłem, gdy dowiedziałem się, że dziewczyna, którą tak kocham i z którą byłem od pół roku, jest w ciąży. To była wspaniała nowina dla nas obojga. Nie planowaliśmy tego dziecka, ale wiem, że oboje go chcieliśmy. Niestety, po ponad dwóch miesiącach ciąży straciliśmy to dziecko. Przeżyłem to mocno, ale wiedziałem, że A. przeżyła to znacznie bardziej. Był to trudny dla nas czas, ale myślę że nas to bardziej do siebie zbliżyło. Wiedzieliśmy, że chcemy dziecka i będziemy się o nie starać jak tylko będzie to możliwe. I udało się! Niecałe dwa miesiące później okazało się, że A. znów jest w ciąży. Wiem, że było to za szybko, że ryzyko było duże, ale to było wspaniałe! Cały czas miałem w pamięci ten tragiczny wieczór, gdy dowiedzieliśmy się o poronieniu. Pamiętam jak w milczeniu wychodziliśmy ze szpitala, jak jechaliśmy w ciemności samochodem. Było mi tak okropnie smutno z powodu tej straty, ale chyba najbardziej przeżywałem wiedząc, jak bardzo cierpiała Ona. Zatrzymaliśmy się nad jeziorem i wtedy powiedziałem jej: Kochanie, nie martw się. Zrobimy sobie następne. I słowo ciałem się stało!
Od tego czasu minęło prawie trzy miesiące. Nie jesteśmy już razem. Rozstaliśmy się na początku września i żyjemy oddaleni od siebie o ponad 100 km. Nawet się do siebie nie odzywamy. A. kazała mi się wyprowadzić, zakazała mi jakichkolwiek odwiedzin, czy nawet pisania do niej (dlatego zniknąłem). Każda próba rozmowy czy wymiana korespondencji kończy się wzajemnymi pretensjami i oskarżeniami. Jak to się stało, że już nie możemy ze sobą wytrzymać, że mówimy sobie takie przykre rzeczy? Przypadkiem dowiedziałem się właśnie z tego forum. "Nie chciałem rozwiązywać problemu i wszystko co złe w związku to Ona a w sobie nie widzę żadnego problemu". Nieszko, przecież nie powiedziałem nigdy, że wszystko co złe to Ty. Wręcz odwrotnie - tak wiele razy czułem się winny, że się pokłóciliśmy, że nam się nie układa, że zapomniałem o czymś. Przychodziłem, dawałem kwiaty, przepraszałem, starałem się dawać z siebie więcej... Skoro "otworzyłaś oczy na problem" to dlaczego nadal nie rozumiesz o co mi chodziło?! To prawda, że nie umiem mówić o moich uczuciach i przez to jestem źle rozumiany. Ale czy musisz we mnie wszystko rozumieć? Czy musisz wszystko analizować, sprawdzać, testować? Po prostu zaufaj mi! Tyle razy starałem się dać Ci do zrozumienia, że sprawiasz mi wielką przykrość tym co robisz. Okazujesz mi brak zaufania i szacunku. Wiesz jak poniżające są dla mnie te ciągłe podejrzenia i insynuacje, że Cię zdradzam, że mam jakieś konta na portalach randkowych, że spotykam się z byłymi dziewczynami. Dlaczego prawie każde spóźnienie z pracy czy dłuższy niż zaplanowany pobyt w mieście kończyły się kłótnią? Wiesz jak się czułem musząc za każdym razem tłumaczyć się ze wszystkiego? Musisz zdać sobie sprawę z jednego. Stałaś się kobietą zaborczą. Jak każdy człowiek mam swoje wady i zalety i potrzebuję abyś we mnie wierzyła, żebyś akceptowała to jaki jestem. Dlaczego nie spróbowałaś? Chciałbym się mylić, ale wszystko wskazuje na to, że nie kochałaś mnie. Czy to była miłość czy potrzeba posiadania mnie na własność? Czy dlatego kazałaś mi się wyprowadzić, bo nie pozwoliłem się Tobie podporządkować? A ja chcę być wolny! Bo moja miłość do Ciebie potrzebuje wolności!
Chcę być z Tobą TYLKO z miłości! Chcę się o Ciebie i nasze dzieciątko troszczyć i móc przeżyć resztę swoich dni z Wami. Nie będzie to możliwe, jeśli nie pozwolisz mi być sobą...
Tak mi Ciebie brakuje. Nie ma dnia ani godziny żebym nie myślał o Tobie i o Nim...
D.