Wczoraj byliśmy pierwszy raz u dentysty, synek ma 1,5 roku. Musieliśmy iść, bo górna jedynka rośnie mu krzywo i ma najprawdopodobniej podwójny ząb, ponieważ z tyłu rośnie jeszcze jedna. :/ Okazało się, że albo młody miał dwie zawiązki zęba, które połączyły się w jedno, albo wyrósł mu taki guzek kostny. Olałabym to, bo wiedziałam, że jego ojciec też tak miał, problem w tym, że to paskudztwo z tyłu jest ostre i młody się kaleczy.
Chciałam iść z nim już wcześniej do dentysty, ale pediatra stwierdził, że najpierw trzeba poczekać aż trójki wyrosną. W końcu wyrosły.
Wizyta wyglądała tak, że junior ani na moich kolanach, ani siedząc czy leżąc na fotelu nie pozwolił sobie zajrzeć. Nawet pani z recepcji przyszła, żeby pomóc. Dala mu książeczkę i zaczęła opowiadać - pierwszy raz widziałam mojego syna obrażonego! W koncu wpadłam na pomysł, żeby wziąć go pod pachę i skierować głową do dołu. Pani recepcjonistka chwyciła go za tą główkę, a dentystka zaczęła szybciutko sprawdzać. Efekt był taki, że młody tak ją ugryzł, ze przegryzł rękawiczkę.
Dowiedziałam się tylko tyle, że młody musi jeszcze trochę pocierpieć, bo po pierwsze nie pozwoli sobie tego za Chiny spiłować, a po drugie musi mieć zrobione RTG. W tym wieku odpada. :/