mam problem z moim facetem, a właściwie problemy. piszę tutaj, bo liczę na to, że mądrzejsze ode mnie forumowiczki i bardziej doświadczone mi pomogą. jesteśmy ze sobą niedługo, 2 miesiące niecałe, poznaliśmy się na wakacjach, musieliśmy sobie poradzić z jedną sprawą, żeby być razem. studiuję dziennie, a on został w naszym mieście rodzinnym gdzie pracuje i studiuje. gdy zaczynaliśmy być razem, spytałam się go, czy nie przeszkadza mu ta odległość, odpowiedział, że nie, ale kilka dni temu, powiedział, że nie sądził, że będzie mu to przeszkadzać, ale jemu brakuje nas, on się nudzi wieczorami, koledzy nie zawsze mają czas. zaczęliśmy rozmawiać na temat swoich oczekiwań w związku. często robi mi jakieś pretensje, ma humorki, źle się wypowiada na temat akademika, przeszkadza mój dość towarzyski styl życia, chociaż muszę przyznać, że nieco się uspokoiłam, ale nie zamknę się w pokoju. gdy jesteśmy razem, jest cudownie, bardzo się wspieramy, wspólnie zmagamy się z jego sytuacją rodzinną, on bardzo pomógł mi, gdy miałam problem. ta odległość jest na prawdę takim problemem? sam zaproponował mi, że przyjedzie do mnie w styczniu do akademika, ucieszyłam się, bo pozna moich znajomych i stwierdzi, że nie są tacy źli jak on myśli. zależy mi na nim, ale on jest nerwusem, a ja z kolei nienawidzę się kłócić i nie prowokuję kłótni. wczoraj przez cały dzień, nie odezwał się do mnie. pił z kumplem wódkę, i on się nudzi wieczorami, tak? chcę żebyśmy się dogadali, każdy mówi, że musimy się 'dotrzec', wtedy będzie lepiej. trochę nas wszystko rzuciło na głęboką wodę, problemy przed byciem razem, problemy na początku. nie wiem co robić.